Szukaj na tym blogu

niedziela, 30 października 2011

Trzecioligowy folklor

Na mecze Górnika regularnie chodzę od 2004 roku. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem rekordzistą.Z drugiej strony wiem, że biało-niebieskiej drużynie kibicują też ludzie nie pamiętający okresu dredów Rafała Glapińskiego. Ja ten okres pamiętam. W tym moja nad nimi przewaga. Pierwsze górnicze wspomnienia sięgają jednak millenium. Nasi grali wtedy w I lidze, trenerem był Grzegorz Chodkiewicz, a głównymi mecenasami wałbrzyskiego basketu były firmy Roto i Roplasto. Do składu wchodzili wspomniany Glapiński, Marcin Kowalski, Błażej Nowicki i... Maciej Łabiak, który z Górnikiem dziś niezbyt jest kojarzony.

Żałuję, że Górnik ostatni tytuł mistrzowski zdobywał na rok przed moimi narodzinami. Nie mogę jednak narzekać, bo w maturalnej klasie oraz na pierwszym roku studiów oglądałem KSG w Ekstraklasie. Pamiętam biało-niebieskich w I lidze, a szczebel niżej na tym blogu nazywałem Mordorem. Bałem się tej II ligi strasznie. Drżałem przed wątpliwą atrakcyjnością zawodów od strony sportowej, przed peryferyjnym charakterem rozgrywek. Dziś jestem mądrzejszy. II liga nie wydaje mi się już Mordorem, a rajem utraconym. Utraconym na rzecz III ligi.

Czym jest III liga ? Czymś więcej niż Mordorem. Przez "czymś więcej" tak naprawdę mam na myśli "czymś mniej". Więcej jest upokorzeń, mniej profesjonalizmu.

Ktoś sprytnie nazywa te rozgrywki oficjalnie nie III ligą, a zawodami "O wejście do II ligi". Sprytnie. Brudy i niedociągnięcia w ten sposób zostają zamiecione pod dywan. Ja zamierzam zło nazywać po imieniu. Dla mnie to jest III liga - symbol przaśności, peryferie peryferii koszykówki.

III liga to nowe doświadczenie dla kibiców z mojego pokolenia. Trudna do przełknięcia gorycz. Niełatwy do zaakceptowania folklor podobny do piłkarskiej okręgówki czy A klasy. Na meczach pojawiają się mocno oprocentowani "kibice", których pojedyncze bluzgi dosięgają parkietu, bo muzyka nie zawsze rozbrzmiewa z głośników. W trakcie meczu ze Spartakusem jeden z takich "fanów" znalazł się na środku parkietu, wykrzykując coś w pijackim amoku. Ten pan, którego nigdy wcześniej nie widziałem na meczu poczuł się bezkarny, bo na folklorystycznych zawodach ochrony nie ma.

Trzecia liga to także czarna dziura statystyczna - informacje do centrali napływają z wielkim opóźnieniem, a składają się jedynie z wyniku i zdobytych przez graczy punktów. Dla fanatyków wnikliwych analiz statystycznych, do których się zaliczam, jest to dramat.

To, co nasz ukochany klub od przaśności nieco oddala to liczebność kibiców. Na mecze wciąż przychodzi sporo ludzi pomimo tego, że Górnik przegrywa bardzo wyraźnie mecz za meczem. Całe szczęście, że kolory biały i niebieski wciąż budzą w ludziach sentyment i przypominają o pisanej złotymi zgłoskami przeszłości. Młode pokolenie, wychowane na awansie do ekstraklasy 2007 miesza się z tym starszym, fanatycznym, które na Górnika będzie chodzić zawsze, w każdej lidze.

Nie ma wątpliwości, że głęboki smutek i zaduma goszczą w naszych sercach. Delikatnie mówiąc, nasze oczekiwania są większe niż wysokie porażki z zespołami o przedziwnych nazwach, w których to grają w przeważającej większości anonimowe postacie na czele z brzuchatymi panami.

sobota, 29 października 2011

Wychowanie a'la Sparta(kus)

Górnik - Spartakus 63-123

W starożytnej Sparcie dzieci i młodzież nie miały lekko. W wieku 7 lat młodzi chłopcy rozpoczynali ciężki wojskowy trening. Wychowanie spartańskie to wychowanie srogie, surowe, nie znające litości.

Wychowanie spartańskie naszej młodzieży zafundowali koszykarze Spartakusa. Bez skrupułów obnażali górnicze słabości, raz po raz kalecząc naszych czy to punktami z kontry, czy trafieniami z dystansu (Krzysztof Samiec miał do przerwy aż 32 punkty, co jest ewenementem nawet na tym poziomie rozgrywek).

Generalnie ten mecz niewiele różnił się od poprzednich domowych klęsk. Zaczynało się obiecująco, a kończyło chowaniem twarzy w dłoniach, bądź też smutnymi przyśpiewkami kibiców. Dwa razy w tygodniu przemierzam kolejową trasę pomiędzy Wałbrzychem a Wrocławiem. Dość zaskakująco można znaleźć relację pomiędzy tymi wyprawami, a tempem jakie na boisku prezentuje Górnik.

Pociąg wyruszający z Wrocławia w pierwszej fazie trasy imponuje tempem, szybkością, bo te 90 km/h w polskich warunkach rozbudza wyobraźnię. Jednakże ostatnie 20 km do Wałbrzycha człapie w trybie jednostajnie bardzo wolnym. Podobnie wygląda gra biało-niebieskich. Zaczynami energicznie, skutecznie, a Spartańczyków odstawiamy na 10-5 w pierwszej kwarcie. Niestety, później robi się 10-10, a później.... no właśnie - później zwalniamy, tracimy werwę. Człapiemy. Zrezygnowany wyraz twarzy Adriana Stochmiałka w czwartej kwarcie mówił w zasadzie wszystko. Lider drużyny nie wracał już do obrony, a myśli kołatające wtedy w jego głowie nie należały do tych pozytywnych.

Chude lata w Górniku mają się dobrze. Są równie chude jak kończyny Tomka Filipiaka - naszego nieogranego środkowego. Trwa koszykarska głodówka, na której koniec czekamy z utęsknieniem. Na szczęście teraz naszym powinno być z górki - kolejni rywale są z dolnej półki i nijak mają się do Maximusa, KK i Spartakusa, które nie pozostawiały złudzeń kto jest lepszy. Najbliższy mecz z Gimbasketem Wrocław - drużyną jak najbardziej w górniczym zasięgu.

poniedziałek, 24 października 2011

46 - 43 - 2-2 oraz z 0-7 na 1-7

Weekendowa dawka basketu zaspokojona. Górnicy wygrali dwukrotnie, dwa razy schodzili też z boiska pokonani. Nie zamierzam przywoływać statystyk, bo te znajdziecie na innej stronie. Tym razem moja uwaga koncentruje się na wrażeniach odbieranych z parkietu.

W sobotę kadeci przegrali wyraźnie z Turowem. Zgorzelczanie dysponowali składem jedynie rok starszym. No właśnie... czy aby na pewno "jedynie" ? Rok różnicy na tym poziomie wtajemniczenia odgrywa ogromną rolę. Gracze Turowa byli jak starszy brat, który karcił każdy błąd tego młodszego. O wielkiej wadze... wagi w tej grze przekonał się Łukasz Kołaczyński, któremu skutecznie wybijano z głowy koszykówkę. Czyżby czas odkurzyć sprzęt na siłowni ?

Kolejną porażkę zanotowali seniorzy, a ponownie błyszczał Adrian Stochmiałek - ostatni rezerwowy pierwszoligowego Górnika. Wbrew końcowemu wynikowi nasi po raz kolejny byli blisko rywala. Blisko, a jednak daleko. Skład jest ciągle plastyczny, zawodnicy się pojawiają i odchodzą, nadają się lub nie. Na razie do zespołu przebiła się opcja odgrzewana, czyli elementy w młodzieżowym Górniku niegdyś znane i znaczące, a do trenowania w klubie powracające.

W niedzielę młodzicy wygrali wysoko w Kłodzku. Dość powiedzieć, że Bartek Szmidt ponownie skakał rywalom po głowach, kończąc rywalizację z 43 punktami. Dla porównania, ten sam Szmidt w spotkaniu kadetów z Turowem nie wyróżnił się już niczym (5 pkt), bo nie grał przeciwko rówieśnikom - jego rywalami byli koszykarze dwa lata starsi.

Eksplozję złości wylał na parkiet w meczu juniorów Hubert Murzacz, który w meczu ze Śląskiem II dosłownie w pojedynkę wyprowadził biało-niebieskich z mielizny. Górnik przegrywał z młodszymi rywalami już nawet 0:8, ale dzięki zawziętości Murzacza udało się rywali dogonić, a potem przegonić. Koło ratunkowe w postaci 46 punktów młodego wałbrzyskiego gracza zadziwiło samych stolikowych, którzy nie do końca byli za pan brat z przepisami gry w basket. Najpierw doprowadzali do najwyższego poziomu frustracji trenera Chlebdę, by potem pytać go "Jak się nazywa ten gracz, co tyle rzucił ?", znając przecież jego nazwisko z protokołu... Wracając do coacha - po trzech porażkach w juniorach oraz czterech w seniorach, wygrał on pierwszy mecz w sezonie.

czwartek, 20 października 2011

Podadzą do stołu, czyli co tam sychać w górniczym menu ?

Najbliższy weekend to kolejna dawka ligowych emocji spod znaku kilofa i młota. Biało-Niebiescy, zarówno ci więksi jak i mniejsi, wybiegną na parkiet pograć w kosza. Co zatem do zaoferowania ma wałbrzyska karta dań w sobotę oraz niedzielę ?

PRZYSTAWKA

Niedziela, MŁODZICY: Nysa Kłodzko - Górnik Wałbrzych

Przystawkę pomijamy, bo będzie serwowana w filii naszego lokalu w Kłodzku. Już teraz jednak mogę stwierdzić, że produkt o nazwie Bartek Szmidt dla obywateli Kotliny Kłodzkiej będzie wyjątkowo niestrawny.

PIERWSZE DANIE, CZYLI ZUPKA

Sobota, KADECI: Górnik Wałbrzych - Turów Zgorzelec

Zupkę serwujemy w lokalu przy pl. Teatralnym od 11:30. Nasi leczą się z zatrucia pokarmowego jakim niewątpliwie tydzień temu był posiłek podany przez pracowników Górnika Nowe Miasto. Czas się odkuć i odtruć, choć łatwo nie będzie bo Turów z niejednego pieca chleb jadł, więc byle zupą może pogardzić.

DANIE GŁÓWNE

Sobota, O WEJŚCIE DO II LIGI: Zastal Zielona Góra - Górnik Wałbrzych

Kolejny wyjazdowy posiłek. W Zielonej Górze młoda filia sławnego na cały kraj lokalu o nazwie "Zastal" po raz kolejny wystawi na próbę wałbrzyskie kubki smakowe. Obie ekipy to starzy znajomi. Bardzo jestem ciekaw, co młodzi zielonogórzanie zgotują młodym Górnikom. Wiele zależy od tego, czy w kuchni znajdzie się, promowany na ogólnopolskiej scenie, doskonały kucharz młodego pokolenia Filip Matczak, który w dwóch dotychczasowych zabawach z okrąglutkim klopsem w dłoni notował 14 i 34 pkt. Czy naszych będzie stać "zmieścić" wszystko to, co zaserwuje maestro Matczak ?

DESER

Niedziela, JUNIORZY: Górnik Wałbrzych - Śląsk II Wrocław

Deser jemy już u siebie. Miejsce dobrze znane - pl. Teatralny. Godzina ? 15:30. Biało-Niebiescy na razie karmią nas zakalcami, ale coś czuję, że to jest ten czas, gdy wszyscy zjemy ze smakiem.

Koszykarska uczta już w ten weekend.

Smacznego !!!!


wtorek, 18 października 2011

Między jedną ligą, a drugą

Po bardzo obiecującym występie w Siechnicach nasi juniorzy/seniorzy grali wyjazdowy mecz w lidze juniorów z WKK II Wrocław - ekipą, którą ogrywali zawsze. Czas przeszły użyty został nie bez kozery, bo WKK biało-niebieskich ograło 65:56. Wcześniej Górnicy ulegli sensacyjnie Nysie Kłodzko oraz planowo najsilniejszemu w regionie WKK I Wrocław. Z zakładanego bilansu 2-1 zrobiło się 0-3, co zepchnęło wałbrzyszan na samo dno ligowej tabeli. Warto jednak pamiętać o tym, że juniorzy KSG to częściowo NIE TA SAMA drużyna, którą oglądamy w III lidze.

Przed sezonem trener Chlebda dość jasno określał cel jaki stawia przed ekipą juniorów. Mówił mianowicie o narzuceniu swojego stylu gry i wygrywaniu ze wszystkimi. Kłody pod nogami pojawiły się niestety dużo szybciej niż ktokolwiek przypuszczał. Z treningów zrezygnował podstawowy podkoszowy, bardzo ważna część zespołu zarówno juniorów jak i trzecioligowych seniorów, Oskar Pawlikowski. Jego szalenie sensacyjna decyzja o końcu kariery była jak nóż wetknięty prosto w plecy trenera Chlebdy. Brak podkoszowej siły szybko się uwidocznił na obu frontach. O ile teraz sytuacja w III lidze ulega poprawie, gdy po wielu przepychankach do Górnika wrócili Adam Adranowicz i Adrian Stochmiałek, o tyle w zespole juniorskim pod koszami brakuje nam argumentów.

Pod dziurą w zespole juniorskim obecnie występują zawodnicy niezwykle surowi, nieoszlifowani, nieograni - nazywajcie to jak chcecie. Dwa szczudła w postaci Mariusza Dziurdzi i Tomasza Filipiaka to jak na razie marne pocieszenie dla kibiców. 

Kogoś może dziwić to, że forma juniorów nijak się ma do tej trzecioligowców. Wytłumaczenie jest proste - personalia obu zespołów różnią się dość diametralnie. W III lidze prym wiodą wspomniani Stochmiałek (28 lat) oraz Adranowicz (20 lat), bardzo ważnymi graczami są - co warto podkreślić - już nie juniorzy Kacper Wieczorek i Paweł Maryniak (po 18 lat). Jedynymi zawodnikami, którzy tak naprawdę są "zajeżdżani" na dwóch frontach są 17-letni Hubert Murzacz oraz Szymon Łozowicki, oraz odkrycie ostatnich spotkań - ledwie 16-letni Szymon Jaskólski.

Dlatego też nie popadajmy w panikę twierdząc, że chłopaki przegrywają w rozgrywkach młodzieżowych wszystko, bo grają w dwóch ligach. Murzacz, Jaskólski i Łozowicki akurat wyróżniają się na szczeblu juniorskim, co pokazuje, że te trio jest w stanie łączyć grę z rówieśnikami, jak i z nieco starszymi koszykarzami. Problem polega na sportowym krajobrazie otaczającym tych graczy. Jest z tym trochę tak jak z przenoszeniem szafy - łatwiej jest gdy pomaga ci potężnie zbudowany "kawał chłopa" niż gdy za trzydrzwiowy mebel bierze się chucherko. Powstaje pytanie retoryczne: W której sytuacji jest bardziej prawdopodobne, że szafa wyślizgnie Ci się z rąk ?

sobota, 15 października 2011

Pocztówka z Siechnic

Siechnice

Dojazd do tej sennej wiejsko-miejskiej gminy zajmuje sporo czasu. Sporo czasu nawet z perspektywy mojego wrocławskiego akademika, bo kosztuje to spędzenie ponad 1 h w dwóch autobusach (komunikacji mejskiej i podmiejskiej). Szybko jednak doszedłem do wniosku, że wybrać się było warto.  Hala w Siechnicach nie ma co prawda trybun, ale za to jest nowa, czysta, schludna, elegancka i z wewnątrz i z wewnątrz. Dostawiane rzędy ławek dla kibiców przypominają te żywcem wyjęte z amerykańskiego high schoolu. No i na boisku taką szkołę średnią mieliśmy, bo biało-niebiescy w 90 proc. to licealiści. Wyprawy do tej podwrocławskiej miejscowości nie żałuję również dlatego, że zobaczyłem naprawdę fajnie grającą drużynę Górnika. Panie i Panowie - wszystko idzie ku dobremu. 

KKS Siechnice - Górnik Wałbrzych 89:80 (11:23, 29:16, 23:21, 26:20)

Górnik: Stochmiałek 23, Murzacz 21, Wieczorek 14 (2/9 za 1), Maryniak 8, Łozowicki 6, Jaskólski 6, Grabka 2, Hupało 0

Przyznam się, że wielkich oczekiwań przed tym spotkaniem nie miałem. Po dość bolesnych doświadczeniach z rywalizacji z KK oraz nieco mniej bolesnych po meczu z Maximusem, byłem przygotowany na najgorsze, czyli na blamaż. Oczywiście można twierdzić, że dla tych młodych chłopaków liczy się gra, postępy, ciągły progres. Prawda. Niemniej jednak skłamałbym pisząc, że cieszę się porażek mojego ukochanego zespołu. . Ten sezon jest przejściowy, trudny. Jest jak ospa - trzeba przez to przejść. Odmiana ospy koszykarskiej długo wydawała mi się nie wietrzna, a WIECZNA - zdawało mi się, że choróbsko potrzyma nas wiecznie, czyli cały sezon będzie nas upokarzać kolejnymi porażkami. Na razie łaskawa dla nas nie jest, ale ustaje. I to już widać na boisku. Serio.


Można rzecz jasna brać pod uwagę siłę rywali  - zaczęliśmy od mocnego KK, potem dość silny Maximus, teraz - słabsze od dwóch poprzednich rywali Siechnice. 








Nasi zaczęli fantastycznie, wygrywając wysoko pierwszą kwartę. Przewagę przyniosło świetne transition offense, czyli przejście z obrony do ataku. Byłem tym pozytywnie zaskoczony, ale z drugiej strony wiedziałem, co czeka naszych w dalszej fazie meczu. Widziałem to nie raz. Gramy dobrze, a potem siły witalne ulatują z nas wprost proporcjonalnie do trwania meczu, co jest spowodowane słabością młodości oraz brakiem mnogości, czyli wąskim polem manewru. Możemy gdybać, jakby potoczyło się to widowisko, gdyby w składzie znalazł się Adam Adranowicz







A. Stochmiałek - wielki powrót do składu. Na tle 16, 17 i 18-latków nestor wałbrzyskiej koszykówki. W I lidze podgrzewał siedzonka na ławce rezerwowych. W III lidze jest liderem drużyny. To pokazuje, jak daleko te ligi są od siebie oddalone - jak stąd do Las Vegas, a może nawet bardziej. Jego doświadczenie było bardzo pomocne. Momentami był dla nas jak koło ratunkowe, parokrotnie rzucane na pełnym, burzliwym morzu. Arni trafił nawet trzy razy zza linii 6,75, co zasługuje na szczególna uwagę. 
P. Maryniak - nabiegał się niebywale. Jest szybki. To wiemy. Niestety, naprzeciw musiał kryć gracza jeszcze szybszego (tak, to możliwe). Miał spore kłopoty w obronie, ale rywala miał godnego. Maryna przebiegł w tym spotkaniu maraton. Grał długo, bo na pozycji rozgrywającego wciąż nie ma godnego zmiennika. Zaimponował dwoma fantastycznymi dograniami po penetracji pod kosz. Z drugiej strony zaliczył parę strat oraz nie trafiał z półdystansu.
S. Łozowicki - nieźle sobie poczynał w pierwszej fazie meczu, gdy wykańczał kontry. Potem dwa razy bezpardonowo zablokowany, co ostudziło jego boiskowe podboje. W drugiej połowy zluzowany przez nieźle grającego Jaskólskiego.
H. Murzacz - w pierwszej połowie przeciętny, z jego podkoszowych wejść niewiele wynikało. W trzeciej kwarcie, gdy aktywność wciąż chyba jeszcze nie bardzo przygotowanego do sezonu kondycyjnie Stochmiałka osłabła, był liderem zespołu. Jego kolejne 8 pkt pozwoliło na wyrównanie wyniku. Był pierwszy w kontrze, zaliczał przechwyty, wymuszał przewinienia.
K. Wieczorek - skutecznie wykańczał swoje firmowe akcje z pomalowanego. Trafiał z dystansu. Bardzo szkoda jedynie spudłowanych aż 7 z 9 rzutów wolnych.
S. Jaskólski - późno pojawił się na boisku, bo dopiero w trzeciej kwarcie. Wejście miał wyraziste, bo okraszone przepięknym blokiem. Dał naprawdę wartościową zmianę, zebrał parę piłek, trafiał z faulem. Raz spudłował w bardzo prosty sposób w kontrze spod samego kosza. Pamiętajmy jednak o tym, że jest najmłodszy w zespole.
D. Grabka i I. Hupało - zaliczyli jedynie epizody.

Cały mecz na ławce spędzili Ciuruś, Stopiński, Filipiak i Sulikowski.

Na meczu byłem z bratem, który mieszkając pod Wrocławiem biało-niebieskich w akcji nie widział dawno. Po meczu powiedział mi, że zaskoczyła go dobra gra Górnika. Nie tylko jego. 

Brawo za walkę i byle do przodu !






czwartek, 13 października 2011

Koszykarski weekend raz jeszcze

Młodzicy: Punkty w wygranym meczu z rok młodszą ekipą WKK II Wrocław (98:66) dla Górnika zdobywali: Szmidt 42, Ziemski 13, Mizgalski 12, J.Grabka 8, Wróblewski 8, Dabic 7, Kwiatkowski 4, Arent 2, Fiedorowicz 2, Burdeński 0. Obok górującego nad rywalami Szmidta, bardzo dobre spotkanie rozegrał rozgrywający Daniel Mizgalski.
Juniorzy: Uzupełniona punktacja z meczu Górnika z WKK Wrocław (60:94) - Górnik: Łozowicki 15, Murzacz 11, Świątkowski 7, Jaskólski 6, Stopiński 6, Filipiak 4, Balcerzak 4, Marcin Ciuruś 2, Mucha 1, Mateusz Ciuruś 0, Hupało 0. W zespole juniorów udanie zadebiutował jedynie 15-letni Miłosz Balcerzak. Pierwsze punkty w karierze w Górniku zdobył trenujący od sierpnia, najwyższy w zespole 17-letni Tomasz Filipiak.
W weekend odbyły się spotkania naszych grup młodzieżowych. Po sobotnich, trzecioligowych oraz kadetowych wrażeniach, w niedzielę zagrali młodzicy i juniorzy. Pierwszy raz w życiu byłem na meczu młodzików. Pierwsze wrażenia ? Bartek Szmidt jest genetycznym zjawiskiem ! Grający również w kadetach środkowy jest wyższy o trzy, cztery głowy od rywali z łatwością ich ogrywał, a jego bloki nad rywalami nikogo nie zaskakiwały. Z łatwością zdobył 42 punkty, co nie oznacza wcale, że nie było widać w jego grze słabości (półdystans !).

Nasi zwyciężyli bo fizycznie wrocławian miażdżyli. Byli wyżsi, silniejsi. Koszykarze WKK z rocznika 1998 i 1999 ledwo, ledwo odrastali od ziemi. Wizyty w tej niemal baśniowej krainie krasnoludków oraz potworów jednak nie żałuje, bo szybko się okazało, że w Górniku warto w akcji oglądać nie tylko Szmidta. W oczy rzucił się malutki rozgrywający biało-niebieskich Daniel Mizgalski, który - jak na swój wiek - zademonstrował niemałe umiejętności techniczne. Dobrze panujący nad piłką Mizgalski wyróżnił się jeszcze jedną cechą - po każdym niemal punkcie zdobytym przez kolegę z zespołu składał ręce do oklasków. To się nazywa duch drużyny !!!

Najzabawniejszym akcentem tego spotkania byli bracia bliźniacy Krawczyk, reprezentujący WKK. Nie dość, że niezwykle do siebie podobni, to w dodatku od chłodu w nieogrzewanej hali broniła ich niemal identyczna bluza. Jedyna różnica polegała na kolorze - jeden był w kratkowanej bluzie szarej, drugi w kratkowanej bluzie czerwonej. 

Zaraz po młodzikach na parkiet wybiegli juniorzy. Nasi zagrali przy pełnych trybunach, bo i rywal był atrakcyjny. Nikt cudów w spotkaniu z będącym od lat poza zasięgiem WKK się nie spodziewał. Biało-Niebiescy jednak powalczyli, zwłaszcza w pierwszej fazie spotkania. Bardzo dużo mecze w III lidze dają Szymonowi Łozowickiemu, który w rozgrywkach juniorskich gra przez to odważniej.  Nie to jednak w tym meczu było największym wydarzeniem. Spotkanie z WKK to mobilizacja tych graczy, którzy na boisku spędzają mniej czasu. I tak tym razem z cienia wyszli Michał Stopiński, którego dwa celne rzuty za trzy wzbudziły ekstazę na trybunach i konsternację w obozie wrocławskim. Debiuty przez własną publicznością zaliczył Miłosz Balcerzak - urodzony w 1996 obwodowy, który gra z rok i dwa lata starszymi kolegami. Balcerzak miał wejście smoka. Trafił dwa swoje pierwsze rzuty - jeden z półdystansu, drugi spod kosza, gdy to świetnie wyszedł do podania. Swoje premierowe punkty zaliczył również Tomasz Filipiak. Chociaż wciąż surowy technicznie, wykończył dwie akcje spod kosza bezbłędnie - ku uciesze jego znajomych na trybunach.

Teraz już nikt nie pamięta wyniku tego meczu. Ja z tego dnia pamiętam pełne trybuny, świetną atmosferę i poczucie spędzania czasu nie w hali sportowej, a sali kinowej, gdzie może i brakowało popcornu, ale słonecznika i chrupek już nie. Nie uważam siebie za wiekowego seniora, ale spoglądając na to z perspektywy niedzielnego meczu juniorów, do młodzieniaszków już się nie zaliczam :)

wtorek, 11 października 2011

Nowe logo facebookowe

Facebooka strona kibica Górnika potrzebuje wyrazistości. Jako że mowa tu o koszykówce, a nie o Górniku Wałbrzych w całości, potrzebny był element nieco odmienny od oficjalnego loga, które z resztą różni się w zależności od punktu widzenia. Kibice identyfikują się z jednym logiem, włodarze z drugim. Powodów takiego obrotu sprawy jest wiele. Dodam tylko, że uwarunkowania prawne nie pomagają w tej sytuacji wcale. Dla kibiców GÓRNIK zawsze będzie jeden - nieważne czy jest piłkarski, czy koszykarski. Od strony formalnej nie wygląda to wszystko już tak różowo, bo oba klubu łączy oprócz nazwy niewiele.

Nowe logo zostało stworzone na potrzeby bloga, konta na facebooku oraz mojego widzimisię więc proszę nie przykładać do niego większej wagi. Moim planem było po prostu skupienie się na koszykarskiej stronie mocy :)

Logo kibicowskie tylko trochę przypomina te koszykarskie-oficjalne. A jak wygląda logo koszykarskie oficjalnie właśnie ? Wygląda tak:

Może się nam podobać lub nie, ale tak właśnie wygląda.

Przesiaduję teraz we Wrocławiu, co zamierzam skrzętnie wykorzystać. Jutro wybieram się do jaskini wroga, czyli do hali Orbita na mecz Śląska w ekstraklasie z Zastalem. Idę by popatrzeć, podpatrzeć, podłapać, porównać, ocenić. Wszystkiego po trochu.

W sobotę natomiast nasi grają w Siechnicach ligowy mecz z miejscowym KKS. Tak się składa, że Siechnice leżą pod Wrocławiem, więc chyba będę w stanie w sobotę się tam dostać (wrocławska linia podmiejska autobusów nr 900 zaprasza).

poniedziałek, 10 października 2011

Konto na facebooku

Ruszam z nowym projektem. Do blogu dołącza konto na facebooku. Plan jest jasny - szybkie, rzeczowe informacje na temat pojedynków wszystkich grup biało-niebieskich. Punkt widzenia pozostaje ten sam - kibicowski. Stronę postaram się wzbogacać zdjęciami, oraz wszystkim tym, co będzie użyteczne. Na facebooku będzie można także najszybciej (i najłatwiej) odnaleźć wpisy z bloga.

Na razie to tyle. Wszystko wyjdzie w praniu. Facebookowe konto jest tutaj.

sobota, 8 października 2011

Pan AA

Górnik Wałbrzych - Maximus Polkąty Kąty Wrocławskie 75:96

Górnik: Adranowicz 18, Murzacz 18, Łozowicki 13 (2x3), Wieczorek 13 (1x3), Maryniak 8, Grabka 3, Jaskólski 2, Hupało 0, Stopiński 0, Sulikowski 0, Mucha 0, Filipiak 0.

Trzecioligowy Górnik jest jak wymyślona budowa z klocków Lego. Elementy są nieustannie wymieniane - jeden dochodzi, drugi odchodzi, trzeci ma zostać rozpatrzony czy się nada, czy też nie, tymczasem element nr 1 (ten dopiero co wymieniony) może wrócić na swoje miejsce. Biało-Niebieska budowa została pozbawiona dwóch zawodników, którzy zawiesili swoje treningi w klubie. Oskara Pawlikowskiego i Damiana Pabisiaka zastąpili w składzie Aleksander Sulikowski (rocznik 1992, wychowanek Górnika, postać w zespołach młodzieżowych z tłumu się nie wybijająca) oraz on:

Ten pan z numerem 15 to nasz tytułowy "Pan AA". Anonimowy Alkoholik ? Aktywny Akwizytor ? Artysta-Anarchista ? Nie. Adam Adranowicz. Po prostu.

Adam Adranowicz to urodzony w 1991 roku wychowanek Górnika. W zespołach młodzieżowych przechodził wszystkie szczebelki po to, by po ukończeniu wieku juniora starszego zostać na lodzie. W pierwszoligowym Górniku miejsca nie znalazł. Jego karierę ratowali działacze z Nowego Miasta, wypożyczając jego kartę zawodniczą.  U rywala zza miedzy się sprawdził, więc pewnie by w nim został, gdyby nie decyzja o wystartowaniu Górników w III lidze. Dość prędko jego karta zawodnicza została przyciągnięta z powrotem przez biało-niebieski magnez. Magiczna karta AA stała się obiektem westchnień obu wałbrzyskich klubów, doprowadzając do lokalnych przepychanek pomiędzy włodarzami. Zaporowa cena wykupu spowodowała rychły powrót Adranowicza do Górnika. No i bardzo dobrze, że wrócił.

Szybko się okazało, że Adranowicz to wulkan energii. Właściwie to WULKAN. Pomimo ledwie 200 cm wzrostu skakał najwyżej, a mentalnie miał 20 cm wzrostu więcej. Mam słabość do zawodników, którzy równie często co w pionie, znajdują się w parterze walcząc o piłkę. To jest właśnie legendarny "wałbrzyski charakter". Dla Adama był to pierwszy mecz w dopingowanym Górniku. Pomimo tego, że był najstarszym graczem w zespole (20 lat !) miał prawo się spalić. Nie spalił się, choć gorący był, raz po raz pokrzykując na kolegów. Pan AA - Ascetyczna Adrenalina. Adranowicz to sportowy asceta - cierpiał dla zespołu, bijąc się pod tablicami za trzech, biegając do kontr oraz nurkując w sytuacjach beznadziejnych po piłkę. Cholernie chciał wygrać. Na trybunach przecieraliśmy oczy ze zdumienia, oglądając go w grze. AA to odkrycie tego meczu. Po tym jak w końcówce opuścił parkiet, coś przy ławce rezerwowych trzasnęło, huknęło i jeszcze w dodatku strzeliło. Adam ze złości coś rozwalił. Tak bardzo był zmobilizowany.

Co można powiedzieć o tym meczu ? Nasi ponownie starli się z wymagającym rywalem, ponownie brakowało sił. Ja jednak już widziałem plusy. Oczywiście nie zabrakło fatalnych podań, błędnych decyzji, pudeł spod kosza czy niewytłumaczalnych strat. Do plusów dodać należy pomysł na grę. Coach Chlebda eksperymentował w obronie, a w trzeciej kwarcie konsekwentnie nakazał grać akcje pick&roll, co przynosiło świetne efekty. Kapitalnie po zasłonie do ataku rolował się właśnie Adranowicz, a szybka gra z kontry pozwoliła zniwelować stratę w trzeciej kwarcie nawet do 9 punktów. Chlebda uczy górniczą młodzież gry kombinacyjnej, co wychodzi coraz częściej. Hubert Murzacz utrzymuje dobry poziom gry już drugi mecz, a Szymon Łozowicki z minuty na minutę coraz odważniej rezygnował ze strachu w oczach na rzecz trafionych rzutów. Tydzień temu do kosza nie dorzucał, teraz trafił z dystansu dwa razy.

Nie zmienia to faktu, że dziury w składzie są bardzo widoczne. Brak rezerwowego rozgrywającego i - przede wszystkim - środkowego. Doszedł do składu Adranowicz, ale odejście Pawlikowskiego problem pogłębiło. Brakuje nam centymetrów, co skwapliwie wykorzystali rywale. Na szczęście skład wciąż nie jest zamknięty, a wysocy być może się pojawią. 

Choć na trybunach bywało przaśnie, a do najzagorzalszych kibiców dołączyły postaci nowe, których folklor nie bardzo wpasowywał się w koszykarski świat, liczba dopingujących kibiców była najlepsza od wielu miesięcy.

Biało-Niebieskim dziękujemy za walkę i czekamy na to, co się wydarzy w przyszłości.

Ten film już widziałem

KADECI: Górnik - Sudety Jelenia Góra 134:56

Górnik: Szymanowski 26, Kołaczyński 22, Szmidt 22, Krzymiński 15, Dargacz 12, Sumiński 7, Durski 6,  Jeziorowski 6, Jarosiński 6, Kowalski 4, Kłyż 3 (1x3), Smoleń 2. 

Kojarzycie te momenty, gdy siedzicie w fotelu przed telewizorem i natykacie się na film, który już widzieliście wiele razy i dobrze znacie jego zakończenie ? Na film, którego dalszy ciąg potraficie przywołać bez zastanowienia. Chodzi o film, który niczym was praktycznie nie jest w stanie zaskoczyć.

Takie odczucie miałem już po pierwszych "scenach" z meczu kadetów. Ten "film" już widziałem. Nasi chłopcy duszą rywali pressingiem na całym boisku, co często przywołuje przypuszczenia, że piłka potrzebuje czegoś w rodzaju magicznej "zielonej karty" by znaleźć się na bronionej przez biało-niebieskich połowie. Jest to film z gatunku 'dramat', bo rywal ma niemałe problemy z koordynacją na linii dłoń-piłka-nogi, co prowadzi do happy endu pod atakowanym przez Górników koszem. Najwyraźniej forma jeleniogórzan opadła wraz z liśćmi, które pod nogami zwiastują nadejście jesieni.

Wygrana ta, choć z zespołem mało wymagającym, musi cieszyć. Zwłaszcza w trwającym sezonie, który kibiców nie zamierza rozpieszczać. Sezonie bardziej przypominającego srogiego ojczyma z patriarchalnej rodziny, niż tatę-św. Mikołaja, który obdarowuje raz po raz prezentami w postaci zwycięstw ukochanej drużyny.

Tym bardziej, że złych wieści z klubu nie brakuje. Ale o nich wkrótce. Cieszmy się tym co jest.

czwartek, 6 października 2011

Koszykarski weekend

Siedzę w pokoju w akademiku we Wrocławiu. Jest godz. 21:30, a za oknem tańczą fajerwerki (poważnie !). Nie wiem z jakiej okazji, może z tej, że koszykarski Śląsk, na zaledwie kilka dni przed otwarciem sezonu Tauron Basket Ligi, ruszył wreszcie ze sprzedażą karnetów ? Żarty żartami, ale to nie jest blog wrocławski. W najbliższy weekend biało-niebiescy, zarówno ci mniejsi, jak i ci trochę więksi, wyjdą na parkiet w roli gospodarzy. Musisz na ich meczach być ! Ja będę - wsiadam w pociąg i przyjeżdżam.

Oto rozkład jazdy:

SOBOTA 8.10

Kadeci: Górnik - Sudety Jelenia Góra, godz. 11, hala pl. Teatralny

Czwarta ekipa w Polsce zaczyna sezon meczem u siebie z Sudetami. Zapowiada się ciekawa rywalizacja, a na naszych kadetów, którzy dopiero co zakończyli wiek młodzika, czeka wysoko zawieszona poprzeczka.

Mini-Koszykówka: Górnik - Gimbasket, godz. 13:30, hala pl. Teatralny

Zabawa w koszykówkę młodziutkich chłopaków, już określanych jako górnicza melodia jutra, a może nawet pojutrza.

III LIGA: Górnik - Maximus Polkąty Kąty Wrocławskie, godz. 17, hala OSiR

Kolejna próba sił dla juniorów Chlebdy w starciu z trudną rzeczywistością. Rywal o wiele łatwiejszy niż ten derbowy. Łatwiejszy nie znaczy jednak łatwy. Oj nie, nie, nieeeee...

NIEDZIELA 9.10

Młodzicy: Górnik - WKK II Wrocław, godz. 15, hala pl. Teatralny

DZIEŃ WYBORÓW ! Po wizycie w lokalu wyborczym bezzwłocznie udajemy się na halę. Przyznam się, że o zespole młodzików Górnika wiem tyle ile o systemie wyborczym w Kongo. Oczywiście częścią zespołu jest Bartłomiej Szmidt, który przewyższa rywali wzrostem (i nie tylko). Oglądanie go zdobywającego 50 pkt w meczu może być ekscytujące.

Juniorzy: Górnik - WKK Wrocław, godz. 17, hala pl. Teatralny

24 h po meczu w III lidze lwia część zespołu zagra równie trudne spotkanie - tym razem w rozgrywkach juniorskich. Czy wytrzymają ? Czy starczy im paliwa na równorzędną walkę z mocarzami młodzieżowej koszykówki w Polsce ? Mi na pewno starczy ochoty by ten mecz zobaczyć.

wtorek, 4 października 2011

To i owo, ale zawsze GÓRNIKOWO

W sobotę juniorzy Górnika nie dali rady KK w III lidze. Porażka 62:110 ujmy nie przynosi, bo rywal silny, a Górnik jest na początku swojej drogi. Po spotkaniu wśród kibiców padały głosy, że ta "droga" może być bardziej kręta i wyboista niż się wszystkim wydaje. No i rzeczywiście szosa jest dziurawa, mokra, ośnieżona i co tam jeszcze sobie wymyślicie.

Ten, kto bacznie przyglądał się sobotnim zmaganiom biało-niebieskich, na pewno zauważył, jak wąskim składem grali nasi. Brak przyzwoitej rezerwowej opcji na pozycji rozgrywającego spowodował kataklizm w wyprowadzaniu piłki. Szymon Łozowicki, nominalny obrońca, w dwóch pierwszych próbach przeprowadzenia akcji z własnej połowy na tą atakowaną dwukrotnie piłkę tracił, nie radząc sobie z pressingiem rywali. Nasi dali z siebie wszystko, ale granie wąskim składem spowodowało zmęczenie liderów. 

Zaraz po meczu na parkingu przy hali "Blady" z Klubu Kibica mówił o tym, jak ciężki sezon czeka nie tylko zawodników Górnika, ale i kibiców. Skłamałbym pisząc, że do porażek KSG nie przywykłem po ostatnich dwóch trudnych sezonach w I lidze. Teraz ma być jeszcze gorzej. Jeszcze sromotniej. Doskonale wiemy jaka jest sytuacja w klubie, ale porażka boli w każdych okolicznościach. Jest z tym trochę jak z zahaczeniem kolanem o taboret, czy krzesło - choć nie wiem co zawsze zaboli. 

"Blady" utwierdzał nas w przekonaniu, że "chłopaki się zajadą", grając zarówno w trzeciej lidze, jak i w juniorach. Bingo. Dzień po klęsce z KK, Górnicy pojechali do Kłodzka na mecz z Nysą w lidze juniorów. Zakończyło się wiktorią gospodarzy 63:59 (15:5,19:12,22:19,7:23). Popatrzcie na kwarty. Drzemka w pierwszej połowie kończy się tragicznie. Szalona pogoń kończy się niepowodzeniem. Nasi nie są drużyną od Nysy gorszą. Ba, na stronie kłodzkiego zespołu wybuchła niemała euforia, bo ogranie wałbrzyszan nie jest tam codziennością...

Czyżby nasi podeszli do tego spotkania, jak to mawiał mój tata, "wypompowani" ?

Coś w tym jest. 

W tym meczu punktowali: Murzacz 27, Łozowicki 13,Pawlikowski 7,Ciuruś 6,Pabisiak 2,Mucha 2 , Stopiński 2.

Ok, w tym meczu nie zagrali Maryniak (15 pkt z KK), Wieczorek (13) i Grabka (2). Nie zagrali jednak dlatego, że wiek juniora już przekroczyli. Szansę dostali za to inni. Nie zmienia to faktu, że nasi juniorzy byli w Kłodzku faworytem. Chłopcy Chlebdy z każdym kolejnym meczem wyciągają lekcje. Na razie bardzo bolesne. 

Sezon zaczęli także młodzicy (rocznik 1998). Gracze Tadeusza Pogorzelskiego mieli łatwego rywala. Pokonali Gimbasket Wrocław 113:51. Pewnie w ogóle bym o tym nie pisał, gdyby nie wyczyn Bartlomieja Szmidta. Nasz środkowy zdobył aż 49 punktów, co zasługuje na uwagę w każdej kategorii wiekowej. Szmidt pochodzi z Gorc, trenuje drugi sezon, z rok starszymi kolegami zajął w kraju 4. miejsce, a rówieśników zdecydowanie przewyższa pod względem wzrostu. Ostatni taki punktowy wyczyn biało-niebieskiego koszykarza oglądaliśmy także w kategorii młodzików. Było to dwa lata temu, gdy w jednym z pogromów 62 pkt zdobył Dawid Kołkowski. Wyczyn Dawida był większy, bo Kołkowski nie jest graczem podkoszowym. 

No dobra, i co z tego ? Ano to, że Kołkowskiego w Górniku już nie ma, bo do siebie ściągnął go Śląsk. Co się stanie ze Szmidtem ? Chłopak ma wzrost, ma też możliwości - gra w kadrze wojewódzkiej z rok starszymi zawodnikami. W regionie jest znany. Mam złe przeczucia. Wy też ?

niedziela, 2 października 2011

Derby, derby i po derbach

KK Wałbrzych – Górnik Wałbrzych 110:62

„Młody panie, duch twój jest zbyt zuchwały, zważywszy twe lata. Widziałeś okrutne dowody mocy tego człowieka. Gdyby oczy twoje mogły spojrzeć na ciebie, a rozsądek twój pomógł ci w poznaniu siebie, obawa przed tą przygodą doradziłaby ci bardziej równorzędnego przeciwnika. Prosimy cię, dla twego własnego dobra, abyś poniechał tej próby i zechciał się ocalić.”

Nie są to słowa tajemniczego doradcy, skierowane do trenera Chlebdy przed starciem z rywalem zza miedzy. Jest to cytat mający kilkaset lat i pochodzi z jednej z komedii Shakespeare’a. Niemniej jednak, nie brakuje analogii pomiędzy wydarzeniami z soboty, a tymi z czasów, gdy po planecie stąpał autor „Romea i Julii”. „Ten człowiek” od „okrutnych mocy” to Kuba Kołodziej, który był nie do zatrzymania dla biało-niebieskich, kończąc spotkanie z 37 punktami. Trener próby „nie poniechał”, a Górnicy zagrali w młodziutkim składzie po raz pierwszy w III lidze.

Ostatnio pisałem, że nasi w dorosłych rozgrywkach nie raz odbiją się od ściany. Nie myliłem się. Momentami wyglądało to tak, jakby Górnicy chcieli przebić mur scyzorykiem. Nie ich wina. Przewaga fizyczna była zbyt wielka. Odczuli to wszyscy nasi zawodnicy, a najbardziej Hubert Murzacz, który raz po raz leżał na parkiecie, staranowany przez rywali.


Wynik mówi wyraźnie kto był lepszy. Z drugiej strony, w grze biało-niebieskich momentami było widać pomysł. Nasi starali się grać szybko, kombinacyjnie, odważnie, co czasami się udawało. Gdy tylko starczało sił (pierwsza kwarta), gra tej wałbrzyskiej młodzieży mogła się podobać. Niestety z każdą kolejną minutą siły opadały, a składne akcje zastępowały nieprzygotowane rzuty w 4-5 sekundzie akcji. Wyszło na jaw to, czego obawialiśmy się najbardziej, czyli brak dobrych zmienników oraz brak argumentów pod tablicami.

#10 H. Murzacz – dobry występ. Na trybunach dało się słyszeć zawistne głosy pod jego adresem. Niesłusznie. On nie jest w tej drużynie po znajomości, co udowodnił na boisku. Wypruwał flaki by przejąć piłkę, nurkował po nią do parteru. Trafiał z dystansu, półdystansu i – co najważniejsze – z linii rzutów wolnych. Zdarzały mu się rzecz jasna wielkie pomyłki, zwłaszcza w dogrywaniu piłek. 19 pkt w meczu.
#13 P. Maryniak – dzień wcześniej na konferencji prasowej dziennikarze usłyszeli o nim po raz pierwszy. Teraz chyba zapamiętają to nazwisko na dłużej. Kapitan zespołu zaimponował grą w obronie, co zmuszało Mateusza Myślaka do popełnienia dwukrotnie błędów kroków. Sfrustrowany rozgrywający rywali dostał nawet przewinienie techniczne. Paweł wykorzystywał swoją szybkość, zdobywał punkty po kombinacyjnych akcjach. Szybko się okazało, że jest jedyną opcją na pozycji rozgrywającego, bo gdy tylko usiadł na ławce, gra zespołu posypała się całkowicie. „Maryna” oczywiście jest jeszcze bardzo chimeryczny. Raz nie trafił z dwutaktu w kontrze, innym razem dwukrotnie spudłował spod kosza (ale agresywnie zebrał piłkę, w końcu trafiając). Występ bardzo na plus. Brawa za agresywność i pewne wyprowadzanie piłki. 15 pkt.
#9 K. Wieczorek – bardzo mnie zaskoczył. Wcześniej pisałem o nim, że trafia wyłącznie spod kosza, że nie ma nic więcej do zaoferowania. Bardzo się pomyliłem, bo Wieczorek trafił 3x3 ! Do rzutów z dystansu był zmuszony, bo naszym brakowało siły przebicia, by pod kosz się przedostać. Odbijał się rywali, nie było mu łatwo w walce pod koszem. 13 pkt.
#11 S. Łozowicki – to był dla niego trudny debiut. Pierwsze koty za płoty. Kołodziej raz po raz go mijał w każdy możliwy sposób. Zdeprymowany tym Łozowicki oddawał potem zerwane rzuty z dystansu, które często mijały się czy to z obręczą, czy to z tablicą. Ostatecznie trafił za trzy raz. W jednym z wejść pod kosz został zablokowany. Mecz z KK był dla niego bardzo dobrą lekcją na przyszłość. O to chyba z resztą w wystawianiu tej młodzieży w III lidze chodzi. O naukę. 5 pkt.
#15 O. Pawlikowski – widać u niego problemy z koncentracją. Wydaje się, że przegrał ten mecz w głowie. Miał problemy ze złapaniem piłki, które były do niego dogrywane. Nabrał masy w porównaniu z poprzednim sezonem. Na KK było to za mało. Dajmy mu czas. 4 pkt.
#8 D. Grabka – w juniorach niczym nie zachwycił. W tym meczu zachwycił już na początku, trafiając z faulem. Znajomi pytali mnie: "Kto to?". Dla jednego kolegi on zawsze będzie już nie Damianem Grabką, a Damianem Gróbką. Później nie było już tak pięknie. 2 pkt.
#5 S. Jaskólski – najmłodszy w zespole. Grał krótko, raz wykończył akcję spod kosza, raz spudłował niekryty z półdystansu w trzeciej sekundzie akcji, po zbiórce w ataku. 2 pkt.


Pozostali zawodnicy grali krótko, nie wnosząc zbyt wiele do gry. D. Pabisiak (2 pkt, rzut z półdystansu), I. Hupało, M. Stopiński i absolutny debiutant w meczu koszykówki, trenujący w klubie od sierpnia T. Filipiak (jego nogi są grubości długopisu i wydają się podatne na złamania niczym gałąź  z suchego lasu) byli tłem dla widowiska.



Na boisku nie brakowało napięcia. Iskrzyło na linii zawodnik – zawodnik (wzburzona nerwowość Mariusza Karwika oraz Myślaka), zawodnik-kibic (ostre słowa w kierunku Karwika ze strony kibiców KSG) oraz kibic-kibic (nawoływanie „podejdź bliżej” oraz gwizdy w kierunku obu stron). Licznie zgromadzona na hali publiczność wyraźnie wspierała i jednych, i drugich. Czy to nam się podoba, czy nie (mi osobiście NIE) koszykarski Wałbrzych ma już dwie twarze. Kibice KK są niezorganizowani, ale są i ich obecność na trybunach dało się zauważyć. Alergię na kolory biały i niebieski widać w szczególności w zawodnikach KK, którzy w większości mają bardzo niemiłe wspomnienia z klubem o nazwie „Górnik”. Szczególnie zmobilizowany wydawał się wspomniany wcześniej Kołodziej, który jest wychowankiem Górnika, ale szansy gry nigdy nie dostał (dlaczego ?), choć parę lat temu pamiętam go w składzie pierwszoligowego zespołu, gdy trenerem był Andrzej Adamek.

Następny mecz u siebie w sobotę, z Maximusem Kąty Wrocławskie. Mówi się, że Górnik podejdzie do tego spotkania bogatszy o trzy nazwiska. Zobaczymy. Na pewno do meczu przystąpi bogatszy w doświadczenia. I o to chodzi.