Siechnice
Dojazd do tej sennej wiejsko-miejskiej gminy zajmuje sporo czasu. Sporo czasu nawet z perspektywy mojego wrocławskiego akademika, bo kosztuje to spędzenie ponad 1 h w dwóch autobusach (komunikacji mejskiej i podmiejskiej). Szybko jednak doszedłem do wniosku, że wybrać się było warto. Hala w Siechnicach nie ma co prawda trybun, ale za to jest nowa, czysta, schludna, elegancka i z wewnątrz i z wewnątrz. Dostawiane rzędy ławek dla kibiców przypominają te żywcem wyjęte z amerykańskiego high schoolu. No i na boisku taką szkołę średnią mieliśmy, bo biało-niebiescy w 90 proc. to licealiści. Wyprawy do tej podwrocławskiej miejscowości nie żałuję również dlatego, że zobaczyłem naprawdę fajnie grającą drużynę Górnika. Panie i Panowie - wszystko idzie ku dobremu.
KKS Siechnice - Górnik Wałbrzych 89:80 (11:23, 29:16, 23:21, 26:20)
Górnik: Stochmiałek 23, Murzacz 21, Wieczorek 14 (2/9 za 1), Maryniak 8, Łozowicki 6, Jaskólski 6, Grabka 2, Hupało 0
Przyznam się, że wielkich oczekiwań przed tym spotkaniem nie miałem. Po dość bolesnych doświadczeniach z rywalizacji z KK oraz nieco mniej bolesnych po meczu z Maximusem, byłem przygotowany na najgorsze, czyli na blamaż. Oczywiście można twierdzić, że dla tych młodych chłopaków liczy się gra, postępy, ciągły progres. Prawda. Niemniej jednak skłamałbym pisząc, że cieszę się porażek mojego ukochanego zespołu. . Ten sezon jest przejściowy, trudny. Jest jak ospa - trzeba przez to przejść. Odmiana ospy koszykarskiej długo wydawała mi się nie wietrzna, a WIECZNA - zdawało mi się, że choróbsko potrzyma nas wiecznie, czyli cały sezon będzie nas upokarzać kolejnymi porażkami. Na razie łaskawa dla nas nie jest, ale ustaje. I to już widać na boisku. Serio.
Można rzecz jasna brać pod uwagę siłę rywali - zaczęliśmy od mocnego KK, potem dość silny Maximus, teraz - słabsze od dwóch poprzednich rywali Siechnice.
Nasi zaczęli fantastycznie, wygrywając wysoko pierwszą kwartę. Przewagę przyniosło świetne transition offense, czyli przejście z obrony do ataku. Byłem tym pozytywnie zaskoczony, ale z drugiej strony wiedziałem, co czeka naszych w dalszej fazie meczu. Widziałem to nie raz. Gramy dobrze, a potem siły witalne ulatują z nas wprost proporcjonalnie do trwania meczu, co jest spowodowane słabością młodości oraz brakiem mnogości, czyli wąskim polem manewru. Możemy gdybać, jakby potoczyło się to widowisko, gdyby w składzie znalazł się Adam Adranowicz.
A. Stochmiałek - wielki powrót do składu. Na tle 16, 17 i 18-latków nestor wałbrzyskiej koszykówki. W I lidze podgrzewał siedzonka na ławce rezerwowych. W III lidze jest liderem drużyny. To pokazuje, jak daleko te ligi są od siebie oddalone - jak stąd do Las Vegas, a może nawet bardziej. Jego doświadczenie było bardzo pomocne. Momentami był dla nas jak koło ratunkowe, parokrotnie rzucane na pełnym, burzliwym morzu. Arni trafił nawet trzy razy zza linii 6,75, co zasługuje na szczególna uwagę.
P. Maryniak - nabiegał się niebywale. Jest szybki. To wiemy. Niestety, naprzeciw musiał kryć gracza jeszcze szybszego (tak, to możliwe). Miał spore kłopoty w obronie, ale rywala miał godnego. Maryna przebiegł w tym spotkaniu maraton. Grał długo, bo na pozycji rozgrywającego wciąż nie ma godnego zmiennika. Zaimponował dwoma fantastycznymi dograniami po penetracji pod kosz. Z drugiej strony zaliczył parę strat oraz nie trafiał z półdystansu.
S. Łozowicki - nieźle sobie poczynał w pierwszej fazie meczu, gdy wykańczał kontry. Potem dwa razy bezpardonowo zablokowany, co ostudziło jego boiskowe podboje. W drugiej połowy zluzowany przez nieźle grającego Jaskólskiego.
H. Murzacz - w pierwszej połowie przeciętny, z jego podkoszowych wejść niewiele wynikało. W trzeciej kwarcie, gdy aktywność wciąż chyba jeszcze nie bardzo przygotowanego do sezonu kondycyjnie Stochmiałka osłabła, był liderem zespołu. Jego kolejne 8 pkt pozwoliło na wyrównanie wyniku. Był pierwszy w kontrze, zaliczał przechwyty, wymuszał przewinienia.
K. Wieczorek - skutecznie wykańczał swoje firmowe akcje z pomalowanego. Trafiał z dystansu. Bardzo szkoda jedynie spudłowanych aż 7 z 9 rzutów wolnych.
S. Jaskólski - późno pojawił się na boisku, bo dopiero w trzeciej kwarcie. Wejście miał wyraziste, bo okraszone przepięknym blokiem. Dał naprawdę wartościową zmianę, zebrał parę piłek, trafiał z faulem. Raz spudłował w bardzo prosty sposób w kontrze spod samego kosza. Pamiętajmy jednak o tym, że jest najmłodszy w zespole.
D. Grabka i I. Hupało - zaliczyli jedynie epizody.
Cały mecz na ławce spędzili Ciuruś, Stopiński, Filipiak i Sulikowski.
Na meczu byłem z bratem, który mieszkając pod Wrocławiem biało-niebieskich w akcji nie widział dawno. Po meczu powiedział mi, że zaskoczyła go dobra gra Górnika. Nie tylko jego.
Brawo za walkę i byle do przodu !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz