Szukaj na tym blogu

piątek, 28 grudnia 2012

Koniec górniczego roku widziany z boku.

Trudno napisać coś sensownego o turnieju charytatywnym w piłkę nożną, gdzie głównymi bohaterami byli koszykarze i siatkarze. Na boisku było zabawnie, momentami ekscytująco. Wszystkie zespoły zgodnie raziły nieskutecznością, futbolówka raz po raz lądowała to na trybunach, to na balkonie.Wynik turnieju nie gra jednak roli - najważniejszy aspekt kryje się w zebranej kwocie od kibiców. Udało się skompletować nieco ponad 1000 zł z czego 500 od sponsora Górnika, firmy Trans.

Turniejowe spostrzeżenia:


Rzutami trzema nie korcić Borzema - największa teoria spiskowa turnieju. Główny organizator turnieju zgarnął 500 zł, trafiając w jednym rzucie z połowy do obniżonego kosza. Stary, dobry konkurs znany z meczów ligowych znalazł wreszcie zwycięzcę. Podobno ogolonego na łyso osobnika widziano w hali poprzedniej nocy, gdy ten wraz z grupą bliżej niezidentyfikowanych postaci manipulował przy konstrukcji obręczy. Sprawy nikt drążyć nie będzie, bo Borzem kasę oddał na cel charytatywny.

Górnicy w polu, niewiele wiedzą o futbolu - nasi poruszali się dość ślamazarnie, bo grali w kopaną w butach do koszykówki i przydługich spodenkach. Jeżeli kiedykolwiek graliście w piłkę nożną w  butach do basketu (mi się zdarzyło) to wiecie, że jest ciężko. Górnicy turnieju więc nie przegrali, a jedynie oddali teren dla świetnie do gry w futbol przygotowanych rywali.

W nowych rolach, myśleli o golach - biało-niebiescy, pomimo marnego stroju, byli gotowi. A to za sprawą ustawienia taktycznego: bramkarze Chlebda i Maryniak daleko wyrzucający piłkę w pole karne, czyszczący w defensywie trener Domoradzki, wieczny rozgrywający Buczyniak, podpięty pod napastnika Borzemski i lis pola karnego, w baskecie bardziej znany z obrony, Sebastian Narnicki (zmieniany przez Huberta). Niestety, misterne podejście do sprawy nie przyniosło rezultatów.


Grał duch, obietnicą nie był sam ruch - nasz człowiek w świecie futbolu nie został uwielbianym przez tłumy golleadorem. Mówił o bramce honorowej ze swojej strony, a skończyło się na ustawieniu ultradefensywnym. Na plus dla niego koszulka z logiem Górnika, którą dumnie promował w środowisku vipowskim.


Zielone stroje, marne nastroje - wałbrzyscy kibice słyną z opartego na wydarzeniach historycznych braku optyzmizmu przy spoglądaniu na kolor zielony. Bo zbyt niewałbrzyski, zbyt wrocławski, zbyt... zielony. Tak się jednak złożyło, że Wałbrzych to podobno "miasto ZIELONEGO dębu", co znalazło odzwierciedlenie w strojach Vip-ów o kolorze dopiero co posianej trawy. Plus ponownie dla ducha, który tej barwy unikał jak ognia.

Zbiórka pieniędzy, nie było nędzy - zdarzało się, że do kibicowskiej puszki trafiały drobniaki, reszty z supermarketu, czy miedziaki prosto z dna fontanny. Nie zabrakło jednak i "papierkowego wsparcia". Płynęło ono z różnych stron: od Górnika, od Klubu Kibica, od pojedynczych dawców. Dobrze wiedzieć, że nasz górniczy klub ma oddaną grupę młodych fanek, reprezentującą miłość do klubu stałą, niezmienną, uwidocznioną w funduszach kierowanych do puszki. Na moich językowych studiach powiedzielibyśmy, że opisywana piątka dziewczyn jest persistent i consistent. Pieniądze to nie wszystko, ale bezpieczniej gdy w klubie są, niż gdy ich nie ma.

Górnicy zakończyli rok 2012. W najbliższym czasie podsumowanie roku w wykonaniu biało-niebieskich i top 10 wydarzeń w górniczej koszykówce.

sobota, 22 grudnia 2012

Mało innowacyjne metody motywacyjne

Rozgrywki młodzieżowe mają swoje zalety. Kibic nie unosi się na fali adrenaliny, nie ściska mocno kciuków (no chyba, że kibic to rodzic gracza). W rozgrywkach młodzieżowych nie trzeba siedzieć blisko ławki zawodników by wychwycić trenerskie rady/docinki/bury.

W spotkaniu grupy B kadetów nasz Górnik z rocznika 1998 pewnie ograł StarBol Bolesławiec 101:76, ale trzeba przyznać, że druga połowa (zwłaszcza trzecia kwarta) była w wykonaniu gości przyzwoita. 

Bolesławiec zaczął mecz fatalnie, mając nawet spore kłopoty z oddaniem rzutu. Wyglądało to koszmarnie. Ubrany w szeroką szarą bluzę z kapturem marki Under Armour, szeroki trener gości raz po raz wypuszczał ironiczne pociski w stronę swoich koszykarzy. Gdy graczowi StarBolu zdarzyło się niedokładnie podać, trener zagranie komentował krótko: "Dobre podanie". Gdy piłka nie doleciała do kosza, krzyczał z ławki: "Dobry rzut". To jednak nic. Apogeum miało miejsce w przerwie.

Młodzi chłopcy z Bolesławca usiedli na krzesełkach, a ich coach zademonstrował swoją mało innowacyjną technikę motywacyjną: podniósł się z miejsca, cisnął o siedzisko tablicą trenerską i ryknął: "Jesteście słabi !" Zero konkretów. To właściwie wszystko, co miał do przekazania. Odwracał od chłopaków wzrok, gardził ich uwagą. Ci, wyraźnie przybici, spuścili głowy. Pomyślałem sobie: "Kurcze. No to już nic dziś chłopaki z siebie pewnie nie wykrzeszą." 

Bardzo się myliłem, co pokazuje jedynie jak niewiele wiem o tej grze.

W drugiej połowy StarBol zaczął wreszcie grać w koszykówkę. Banalną koszykówkę, ale - jak się okazało - skuteczną na biało-niebieskich. Marcin Wakuła raz po raz "wkręcał" się pod kosz, kończąc akcję punktami bądź wymuszając przewinienie. Do tego zespół z Bolesławca świetnie walczył na atakowanej tablicy, wykorzystując śpiączkę górników. Dopiero piąty faul Wakuły przy 10-12-punktowej stracie gości dał nam odetchnąć. Wyższy bieg wrzucił nasz rozgrywający Mateusz Kłyż, bezbłędny w ataku był Kuba Wróblewski, a spod kosza nękał rywali Kuba Grabka. Było po meczu.

Technika motywacyjna "na ambicję" odmieniła StarBol. Nie przestanie mnie to zadziwiać. Z zespołu nie bardzo wiedzącego o co w koszykówce chodzi, goście zmienili się w myślącą na boisku drużynę, która bezlitośnie wykorzystywała błędy biało-niebieskich.Tablica trenerowi nie była potrzebna (nie licząc momentu, gdy z trzaskiem wylądowała na siedzisku).

Najprostsze metody są najlepsze by pobudzić zespół. Niestety, wynik końcowy pokazał, że tablica mogła się jednak do czegoś przydać.



środa, 19 grudnia 2012

O zdjęciu, którego nie ma (a było)

Link do zdjęcia szybko znalazł się na Facebooku. I w komentarzach na oficjalnej stronie klubu. Jedni się z tego śmiali, drudzy załamywali ręce, a jeszcze inni nie widzieli w tym nic szczególnego. Kuba Kołodziej, wypożyczony obecnie z Górnika do Spartakusa Jelenia Góra rzucający obrońca, został przyłapany przez fotoreportera na piciu piwa. Było to podczas pojedynku Górnika z Zastalem, a "Kubańczyk" piwo "otulił".... skarpetką.

Do wybuchu "afery skarpetkowej" nie doszło, bo zdjęcie z portalu walbrzyszek.com usunięto. Nie wszyscy dostąpili zaszczytu obejrzenia osławionej fotografii, nie wszyscy zdążyli dotrzeć do Kołodzieja-kibica. Jak więc oceniać koszykarza Spartakusa ? Pojawiło się kilka opinii:

Opinia 1. Jedno piwo ? To nic złego ! Kołodziej gra w lidze półamatorskiej. Poza tym, jedno piwo jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Kołodziej nie był w stroju meczowym, nie rozgrzewał się z piwem w dłoni zamiast piłki, nie miał wejść za chwilę do gry. Na hali spędzał czas w charakterze prywatnym. I nic nikomu do tego, co "Kubańczyk" w czasie wolnym robi. A tak w ogóle nie oszukujmy się - koszykarze to też ludzie i od czasu do czasu piją.

Opinia 2. Piwo ? Tak. Piwo w trakcie meczu ? Nie ! Jeżeli Kuba jest amatorem chmielu to niech pije, ok. Problem w tym, że "gulnął" w miejscu publicznym, którym była hala widowiskowo-sportowa - miejsce meczów Górnika. A jako, że Kubę w środowisku większość kibiców kojarzy, powinien dawać lepszy przykład młodszym adeptom koszykówki. Na szczęście Kołodzieja ratuje skarpetka, świadcząca o jego walce z uzależnieniem i o poczuciu skrępowania.

Opinia 3. Piwo ? Nigdy !!! To sportowiec ! Kołodziej może i gra w lidze pół-amatorskiej, ale aspiracje ma znacznie większe, bo tylko tak można tłumaczyć jego prośbę o wypożyczenie do walczącego o awans Spartakusa. Jako koszykarz z aspiracjami, powinien więc prowadzić się wzorowo. Niebanalny, aczkolwiek mało skuteczny, pomysł skrycia piwa w skarpetce utwierdza w przekonaniu, że Kuba to typ kombinatora omijającego system. To zapewne on psuł atmosferę w drużynie, dobrze, że już go w Górniku nie ma.


Który opcja najbardziej do was przemawia ? Dla mnie Kuba Kołodziej miał być odpowiedzią na dręczące Górnika problemy ze skutecznością z dystansu. Miał być brakującym puzlem do skomponowania układanki. Nic z tych planów nie wyszło - po długiej kontuzji Kołodziej mecze Górnika ogląda nie z perspektywy zawodnika, a z poziomu widza. Jedyne co nam po nim zostało, to nigdy nie zrealizowane "co by było gdyby". Aha, mamy jeszcze piwo. W skarpetce. 

Na zdrowie !


poniedziałek, 17 grudnia 2012

Zjawy pozostaną pod łóżkiem



(4-6) Górnik Wałbrzych – (5-5) Zastal Zielona Góra 90:71


Po czwartym zwycięstwie z rzędu i wreszcie po naprawdę niezłej grze biało-niebieskich, nastroje kibiców muszą być świetne. Mina nam rzednie jedynie, gdy obok liczby zwycięstw widzimy aż sześć porażek z pierwszych sześciu kolejek. Jakże cudownie byłoby wymazać przeszłość, pozbyć się wszystkich porażek, wyrzucić je do kosza na śmieci i nigdy więcej o nich nie myśleć. Niestety, nie ma tak łatwo. Przeszłość będzie górników prześladować do końca sezonu, sześć początkowych niepowodzeń schowa się pod łóżkiem i będzie straszyć naszych koszykarzy podczas snu. 


"Koszykarze z Wałbrzycha lubią chyba denerować swoich kibiców" - tak pierwsze minuty meczu skomentowały "Nowe Wiadomości Wałbrzyskie". Dużo w tym racji, bo początek spotkania z Zastalem nie zapowiadał tak optymistycznego zakończenia. Nasi kolejny mecz zaczęli koszmarnie, ospale, choć trzeba przyznać, że goście trafiali z każdej pozycji. Zaczęło się od 0:8, później było 3:13 i trener Chlebda wpuścił do gry Kacpra Wieczorka. Bohater meczu z Gorzowem tym razem Górnika nie zbawił, ale jego rolę przejął ktoś inny. Ktoś, na kogo przebudzenie czekaliśmy bardzo długo.

Mateusz Myślak, bo o nim mowa, był bez dwóch zdań najlepszym z biało-niebieskich na parkiecie. Wreszcie mieliśmy okazję oglądać takiego Myślaka, jakiego pamiętamy z gry w KK Wałbrzych: szybkiego, dynamicznego, trafiającego zarówno po wejściach pod kosz (w tym świetna akcja dwa plus jeden), jak i z dystansu. Od początku rozgrywek Myślak wyraźnie zawodził (z resztą jak prawie cały zespół), grał bardzo nierówno, a w ataku był nieskuteczny. Pierwsze niezłe spotkanie w jego wykonaniu oglądaliśmy we Wschowie jako kilkunastoosobowa grupa wyjazdowa. Wtedy, z 10 pkt, był aktorem drugoplanowym. W meczu z Zastalem wcielił się w główną rolę, zdobywając 23 punkty i zaliczając kilka fajnych zagrań pod kosz do Fedoruka i Wieczorka, zaraz po minięciu pierwszej linii obrony.

Myślak wzorowo też wyprowadzał większość naszych kontrataków, które ostatecznie zwaliły z nóg Zastal. W drugiej połowie górnicy zaskoczyli gości agresywną, ruchliwą obroną, która przyniosła sporo przechwytów. Punkty po szybkim przejściu z obrony do ataku (transition offense) zdobywali Borzemski, Murzacz i Myślak właśnie. Takiego Górnika Wałbrzych chcemy oglądać częściej.

Pierwsza piątka: (o Myślaku już pisałem, czas na pozostałą czwórkę)

H. Murzacz – w meczu z Gorzowem notorycznie pudłował spod kosza i choć tym razem zaliczył kilka boiskowych wpadek, to świetnie kończył kontrataki, trafił dwa razy za trzy (raz piłka wykręciła się z obręczy) co nie zdarzyło mu się bardzo dawno. Podobnie jak we wtorek w meczu juniorów starszych z Nysą Kłodzko (25 pkt), tak i teraz był najlepszym strzelcem Górnika. 24 pkt z Zastalem.

A. Stochmiałek – kapitan utrzymuje równą, wysoką formę. Pomijając mecz ze Spartakusem, jest niezawodny. Na naszego „Kefo” trzeba chuchać i dmuchać, bo w razie jego urazu (o kontuzji nawet nie wspominam) będziemy bezbronni pod koszem.

M. Fedoruk – słaby występ. Parokrotnie fatalnie spudłował po podkoszowych manewrach. Na plus jedynie jego punkty spod kosza po dograniu Myślaka. Niczym nie zachwycił i po solidnym meczu ze Śląskiem na otwarcie sezonu, gdy zdobył 10 pkt, wciąż czekamy na aż zaskoczy. 5 pkt.

S. Buczyniak -  krótszy występ niż zwykle (pewnie poprosił o to trenera, bo nie chciał krzywdzić zespołu w którym zaczynał karierę i grał przez długie lata). Pomimo krótszego występu, swoje z dystansu trafił. 6 pkt.

Rezerwowi:

K. Wieczorek - zmienił Fedoruka i od razu umiejętnie ustawiał się pod koszem, gdzie dogrywał do niego po minięciu Myślak. Nie przejął meczu jak ostatnio, ale był efektywny w ataku. Mógł grać dłużej, ale miał problemy z faulami. 8 pkt.

M. Borzemski - dobry mecz człowieka-orkiestry w naszym klubie. Trafił raz z dystansu, bardzo ambitnie walczył w obronie, wymuszał faule, gdy wchodził pod kosz w szybkim ataku. 7 pkt.

S. Narnicki - dobry obrońca, mistrz wymuszania fauli ofensywnych. Szkoda jedynie, że zatracił gdzieś skuteczność z dystansu. 2 pkt.

Marcin Ciuruś - ponownie dostał od coacha końcówkę meczu, a Sławek Buczyniak oddawał mu piłkę do rozegrania. Raz miał pozycję do rzutu ale wolał zagrać kombinacyjnie, gdy po wejściu w "pomalowane" odgrywał do Fedoruka. Asysty jednak nie było, bo ten ostatni spudłował spod kosza. 0 pkt.

D. Kondratowicz - wszedł na ostatnie 1,5 minuty razem z Ciurusiem. Nie powąchał gry. 0 pkt.


Śpiączka biało-niebieskich z początku sezonu jest trochę jak kula u nogi, której nie możemy się niestety pozbyć. Liczy się jednak to, że nasi wyciągnęli wnioski z sześciomeczowego falstartu.

 Na koniec optymistycznie, czyli ulubiona piosenka kibiców Górnika (no... może nie wszystkich):




czwartek, 13 grudnia 2012

Byle do weekendu

W ogólnokrajowych wiadomościach znowu głośno o Wałbrzychu. Głośno w negatywnym sensie, rzecz jasna. Tym razem reporterów do naszego miasta przyciągnęła kontrowersyjna ustawa rady miasta o skróceniu godzin otwarcia lokali wyposażonych w alkohol. W mieście słyszy się, że rada miasta jak zwykle nie dała rady, czy też zabrakło kogoś, kto był tej dobrej rady udzielił. Jakby tego było mało, komunikacja miejska każe na siebie czekać na mrozie zdecydowanie dłużej niż jest przewidziane w rozkładzie jazdy (oczywiście, o ile ten nie jest jeszcze zerwany).

Przyzwyczajamy się powoli do tego, że Wałbrzych trafia do mediów jedynie w negatywnych kontekstach: korupcji wyborczej (polskie Palermo), biedaszybów, czy braku miejskiego szaletu (zastąpiony przez radnego Nowaka przenośnym nocnikiem).

A teraz coś pozytywnego. Koszykówka !!! Znana jako element zastępczy dla wysokoprocentowych trunków, sprawiających krótkotrwałą amnezję na wszelkiego rodzaju afery. W weekend na parkiet wyjdą kadeci, młodzicy i trzecioligowcy. Jeszcze do niedawna i koszykówka sprawiała, że było nam nie do śmiechu. Po sześciu ciosach na otwarcie, biało-niebiescy wyraźnie się otrząsnęli, wygrywając trzy ostatnie pojedynki. Górnicy podnieśli się z knockdownu, ale do pełnej satysfakcji - co pokazało pierwsze 15 minut meczu z Gorzowem - jeszcze daleko. Kibice są nienasyceni i czekają na czwartą wygraną w sezonie.

Załóżmy biało-niebieski szal, ponownie tłumnie odwiedźmy halę (co w III lidze - po awansie Legii - się raczej nie zdarza !) i zapomnijmy o tych smutnych obrazach prosto z TVN-u, gdzie Wałbrzych gra rolę zagłębia monopolowego, które - przez nową ustawę - ma podobno chylić się ku upadkowi.

Niedziela. Godz 17. OSiR. Górnik - Zastal.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Co by było gdyby...

(3-6) Górnik Wałbrzych - (3-6) GKK Gorzów Wlkp. 85:70

zdj. walbrzyszek.com
Odetchnęliśmy. Biało-Niebiescy wygrali trzeci mecz z rzędu, ale dopiero pierwszy przed własną publicznością. Gdyby ktoś przed sezonem powiedział, że na premierowe zwycięstwo u siebie będziemy czekać aż do końca pierwszej rundy rozgrywek, zostałby uznany za niespełna rozumu. A jednak. 

Parę kwestii do poruszenia:

Półtora kwarty do wycięcia. Gdyby ten mecz był programem telewizyjnym nagrywanym nie "na żywo", całą pierwszą kwartę oraz połowę drugiej należałoby wyciąć. Nasi grali koszmarnie - pudła spod kosza, wolno przesuwająca się obrona strefowa, statyczna gra w ataku (Dawid z Klubu Kibica wspomniał nawet o "chodzonym" sposobie gry. Cóż, klimat studniówkowy się zbliża, więc i o polonezie biało-niebiescy przypomnieli kibicom). Trzy niecelne rzuty spod samego kosza w ciągu 5 sekund przelały czarę goryczy. Dopiero wejście Kacpra Wieczorka odmieniło grę.

Doping. W meczu z Gorzowem doping był chyba gorszy niż gra naszego zespołu (a ta wcale nie była fantastyczna). Coś niedobrego się z nami dzieje - starzejemy się, brakuje nam werwy, sił witalnych, a okrzyki padają wyjątkowo nierówno. Do tego naszych dwóch młynowych próżno szukało symbiozy w trakcie spotkania. Poszukując niejako drugiego kibicowskiego życia, doping oddaliśmy w struny głosowe (?) 10-letniego Daniela, który poradził sobie świetnie.

Ławka. Nie wiem czy zauważyliście, ale reakcje trenera Chlebdy przy ławce były naprawdę bardzo dobre. Gdy gracze gości raz za razem trafiali z dystansu, nasi obronę "każdy swego" zamieniali na strefę. Ktoś powie, że to ruch odwrotny do logicznego w przypadku rzutów z dystansu, ale zawsze liczy się próba czegoś innego w obronie. W drugiej połowie dobrze grający rezerwowy Wieczorek wskoczył do wyjściowej piątki, a więc coach nie trzymał się sztywno przedmeczowych założeń. I dobrze. Duży plus dla trenera za postawienie na Ciurusia.

Gazetka. W gazetce rozdawanej przed meczem mały błąd - Spartakus legitymował się w dzień druku bilansem 7-2, a nie 6-3 jak podano. Przepraszamy.

A teraz powrót do old schoolu, czyli do opisu poczynań poszczególnych graczy. Nie robiłem tego od czasu spadku z I ligi, ale dziś nabrała mnie na to ochota.

Pierwsza piątka:

S. Buczyniak -  frustrował się przy linii do trenera narzekając, że "wszyscy śpią" w ataku. Było w tym wiele racji. Sławek zaliczał świetne wejścia pod kosz, ale też i takie, gdzie nie dociągnął rzutu. Celne "trójki" wystąpiły razem z wieloma pudłami. Z drugiej strony nasz rozgrywający miał kilka dobrych przechwytów i asyst. 19 pkt na jego koncie, czego aż tak nie było widać.

M. Myślak - proste straty przeplatał dobrymi podaniami. Szczególnie świetnie podawał do Wieczorka pomiędzy kilkoma obrońcami. Raz bardzo dobrze przeczytał obronę i po dwutakcie trafił spod kosza. Znowu jednak brakowało trochę jego punktów. 6 pkt.

A. Stochmiałek - kapitan grał swoje. Nie zawiódł. Zbierał, trafiał. 18 pkt.

M. Fedoruk - zawodnik rodem z Żar miewał przebłyski dobrych zagrań (fajna akcja 2 plus 1). Niestety zdarzało się też, że nie trafiał spod kosza. "Fedor" wolno przemieszczał się po boisku, za co dostał ogromną burę od trenera przy ławce. 6 pkt.

H. Murzacz - nie trafił bodajże pierwszych czterech rzutów spod samego kosza, z czego trzy były w dość prostej sytuacji. Gdy opuścił parkiet, gra całego zespołu się poprawiła. Później nieco lepszy, chociaż dużą część drugiej połowy przesiedział na ławce. 8 pkt.

Rezerwowi:

K. Wieczorek - najlepszy w naszym zespole. Niby nie pokazał nic spektakularnego, ale przynajmniej trafiał perfekcyjnie spod kosza, co nie było tego dnia takie oczywiste w Górniku. Do swojej gry w ataku dorzucił kilka naprawdę świetnych zbiórek na zarówno atakowanej jak i bronionej tablicy. To jego wejście w drugiej kwarcie zakończyło fatalny okres gry biało-niebieskich. 20 pkt.

S. Narnicki - bardzo pożyteczny w obronie - wymusił dwa faule ofensywne. W ataku kapitalnie dogrywał za plecami do Fedoruka, ale ten spudłował spod kosza. Szkoda jedynie trzech nietrafionych "trójek". 2 pkt.

M. Borzemski - gracz/wiceprezes/trener juniorów głośno pobudzał momentami przysypiającą ławkę rezerwowych. Nie grał długo, więc nic spektakularnego nie zdążył zademonstrować. Jak większości biało-niebieskich w tym meczu, i jemu zdarzyło się pudło spod kosza.

D. Kondratowicz - w rotacji pojawił się bardzo szybko - przed zarówno Narnickim jak i Wieczorkiem. Jego zmiana jednak nic nie wniosła. Oddał jeden rzut, który nie doleciał nawet do obręczy, ocierając się jedynie o siatkę. Zaraz po tym zagraniu usiadł na ławce by się z niej już nie podnieść. 0 pkt.

S. Jaskólski - najmłodszy obok Ciurusia w składzie (obaj rocznik 1995). Swoim występem na kolana nie powalił, ale nie grał długo. 0 pkt.

Marcin Ciuruś - jeden z "braci ksero". Spiker mówił, że to jego debiut w III lidze, ale już w zeszłym sezonie ten 17-latek pojawiał się na krótkie chwile na boisku. Jego 2,5 minuty w końcówce powinny przekonać trenera, że warto na niego stawiać. Najpierw trafił z półdystansu z wyskoku, a zaraz później wykończył kontratak po przechwycie. W obronie co prawda popełnił błąd, po którym rywal zaliczył akcję 2 plus 1, ale sądząc po jego pozycji obronnej, liczył na pomoc kolegi pod koszem. Krótki, lecz elektryzujący występ tego rozgrywającego. 4 pkt.

Na koniec pozostaje się zastanowić, co by było gdyby gorzowianie przyjechali w liczniejszym składzie. W siódemkę mecze wygrywa się trudno, tym bardziej jak gra się bez swojego lidera. Teraz możemy jedynie gdybać jakim wynikiem zakończyłby się mecz, gdyby w GKK zagrał Paweł Doberschuetz - jeden z najlepszych strzelców ligi (śr. 16, 9 pkt).

 P.S. Na portalu walbrzyszek.com zgapili tytuł wpisu, który znalazł się na www.gornik.walbrzych.pl. Ale nie złościmy się, bo - rzeczywiście - "trzecia wygrana z rzędu stała się faktem" !!!

czwartek, 6 grudnia 2012

A co ty robiłeś gdy miałeś 15 lat ?

Tym razem muzycznie. Prawdą jest, że na hip-hopie znam się tyle co na geofizyce, z której zadania usiłuje robić mój studiujący geologię współlokator. Z poniższym utworem rozstać się jednak nie mogę. 

Utwór "Początek" wykonuje Paweu - wałbrzyszanin, były już koszykarz Górnika Nowe Miasto i - krótko - naszego Górnika. "Początek" to nieco filozoficzna, nieco refleksyjna, nieco buńczuczna (jak na dobry hip-hop przystało) pieśń. Najciekawsze w tej podziemnej produkcji jest jednak to, że jej autor ma... tylko 15 lat. Zanim rozpoczniecie krytykę, tak przecież normalną dla nas - Polaków, zanim wasz jad zacznie kąsić i mnie (za wrzucenie), i Pawua (za stworzenie), zanim zawiść zamroczy pole widzenia, zadajcie sobie jedno pytanie: "Co ja robiłem gdy miałem 15 lat ?" Ja to pytanie sobie zadałem. I wywnioskowałem, że Pawuowi mam czego zazdrościć.

Posłuchajcie:





poniedziałek, 3 grudnia 2012

Daleka droga. Daniel jest gotowy.

(0-7) Gimbasket Wrocław - (2-6) Górnik Wałbrzych 58:104


Mecz bez historii. Bez spektakularnych zagrań, przełomowych momentów. Ba, zabrakło nawet - co typowe dla meczów Gimbasketu - spikera i muzyki. Zegar 24 sekund zatrzymywał się nie na zerze, ale na 1 sekundzie, a punkty zapisywała dziewczynka około 12-letnia. Za biało-niebieskimi kolejny mecz na peryferiach polskiej koszykówki.

Po drugiej wygranej w sezonie kibice Górnika zaczęli wpadać w przebiegłe sidła hurraoptymizmu. Nikt już nie pamięta, że jeszcze dwa tygodnie temu próbowano słownie spalić na stosie trenera Chlebdę, którego obwołano ojcem kibicowskiej histerii. Dziś pochodnię fani zamieniają na kalkulator, doszukując się matematycznych szans na zajęcie trzeciego miejsca w tabeli, dającego dziką kartę. Kibiców trzeba zrozumieć - nie mają najmniejszej ochoty dalej tkwić w bagnistej, pełnej marazmu III lidze. Lidze, którą wszyscy nienawidzimy, która jest niegodna Górnika Wałbrzych. Wielu fanów widzi już oczyma wyobraźni komplet zwycięstw w ostatnich dziesięciu kolejkach sezonu. Chyba trzeba zwolnić, wziąść zimny prysznic i napić się herbaty z melisą - przed Górnikiem jeszcze daleka droga.

Wydarzeniem meczu nie byli sami zawodnicy, nie byli nawet biało-niebiescy kibice, którzy w sile 10-11 dopingowali swój zespół. W drugiej połowie nasi na dobre odjechali drużynie Roberta Kościuka, a szybko przeskakujące na tablicy świetlnej cyferki po stronie gości straciły kibicowską uwagę (dowód? Po meczu Matti nie znał nawet wyniku). Gwiazdą dnia był 10-letni Daniel, prowadzący wzorowo doping w czwartej kwarcie. Istnieje spore podejrzenie, że w żyłach Daniela, związanego z Górnikiem niemal od kołyski, płynie naprawdę biało-niebieska krew. Prowadzący doping na meczach domowych Płetwa może czuć się zagrożony - nawet pomimo znajomości całego tekstu piosenki "Ona tańczy dla mnie".

Na mecz wybrałem się ze znajomym z akademika. 28-letni Wei Wei to fan koszykówki z Chin, który ma zdjęcia chociażby z naszym Marcinem Gortatem i znanym chińskim koszykarzem Yi Jianlianem. Pochodzi z Xian Tao - mieście wielkości Wrocławia (które w perspektywie ogromnego zaludnienia w Państwie Środka jest jego zdaniem "małym miasteczkiem"...). Mecz mu się podobał, z resztą mi też. Świetnie było spotkać znajomych kibiców, wspólnie pożartować, powspominać wyprawę do Wschowy. Fajnie też było przeżyć to:

 

Następny mecz w Wałbrzychu, z sąsiadem w tabeli - GKK Gorzów Wlkp. (9.12, godz. 17).