Szukaj na tym blogu

czwartek, 27 lutego 2014

Co słychać na zapleczu?

Pewnego dnia 2013 roku, w przerwie między sezonami 12/13 i 13/14, ktoś w klubie wpadł na niecny plan. Po analizie zasobów ludzkich, w Górniku postanowiono nie zgłaszać drużyny do tragicznie w Polsce wyglądającej ligi juniorów starszych. Ten ktoś (lub ci ktosie) postanowił „zlepić” ze sobą kilka roczników i stworzyć drużynę w wałbrzyskiej lidze amatorskiej.

Tak powstał zespół o nazwie Górnik Trans KFC Victoria, który w szerokim (bardzo szerokim) rozumieniu stał się zapleczem pierwszej drużyny. Zespół skazany na wygnanie w czeluście wałbrzyskiego basketu objął Michał Borzemski, gracz trzecioligowego Górnika, który dopiero co zakończył niezły sezon z juniorami biało-niebieskich (do półfinałów szczebla centralnego zabrakło jednej wygranej w barażu z Zastalem Zielona Góra).

Założeniem było utrzymanie przy koszykarskim życiu juniorów starszych Górnika, przeklętegorocznika 1995, dla którego nie stworzono w przeszłości grupy naborowej  (bliźniacy Ciuruś, Pilarczyk, Piskorski, Kurpiel czy Jaskólski, który ostatecznie wolał od rezerw Górnika zespół Faurecii). Do składu oczywiście dokoptowano też juniorów (Kurzepa, Balcerzak, ostatnio Durski, Kołaczyński i Jeziorowski). Pomimo tego, puste rubryki w protokole meczowym wciąż wzywały kolejne nazwiska. W taki oto sposób odkurzono mających za sobą przeszłość w III lidze Wojciecha Dworaka (koniec ławki w Górniku Nowe Miasto) i Adama Adranowicza (powrót po serii kontuzji, pamiętamy go głównie z tego jednorazowego wyskoku) oraz ściągnięto, nieco z ulicy, Dariusza Koja i Wojciecha Simma. Parę minut na parkiecie dostał też wychowanek klubu, a obecnie spiker na meczach trzecioligowcych.

Tak oto ulepiona naprędce banda wygrała 8 z 10 meczów w Wałbrzyskiej Amatorskiej Lidze Koszykówki (w lidze gra się 4x10 minut, czas zatrzymywany jedynie w ostatnich 3 minutach meczu, jeżeli przewaga jednej z drużyn nie jest większa niż 20 punktów):

Wygrane z:

Lost Boys 93:34
Harry Catering 47:41 po dogr.
TOP Basket 73:52
Court BG 51:45
Without Coach 64:44
RMC Basket 68:39
IBIS Hotel 67:59
Labo-Dent 58:44

Przegrane z :

Faurecia 50:58
Boanerges  38:51

W tym momencie, rezerwy Górnika są na 3. miejscu w tabeli „amatorskiej”:




Przed ekipą Borzemskiego jednak dwa bardzo trudne mecze, bo na rozkładzie Górnik ma Drink Team i Partners Nieruchomości (obrońca tytułu), najlepsze drużyny rozgrywek.


A oto statystyki poszczególnych zawodników rezerw Górnika:















Legenda: g-obrońca, f-skrzydłowy, c- środkowy, M- ilość rozegranych meczów

*Oprócz wymieninych w tabeli, na boisku pojawiali się wspomnieni wcześniej Łukasz KURPIEL, Michał STOPIŃSKI i Wojciech SIMM. Grali oni jednak za krótko, by odnotować ich statystyki,

W przeciągu całego sezonu, wyjściowe zestawienie wyglądało następująco: Marcin Ciuruś - Mateusz Ciuruś - Pilarczyk - Kurzepa - Adranowicz. Z ławki wchodzili Balcerzak, Dworak, Piskorski i Koj pod kosz. Dopiero w ostatniej kolejce, po pojawieniu się w składzie tria juniorów Kołaczyński - Durski - Jeziorowski, nastąpiły przetasowania (cały mecz z IBIS-em na ławce przesiedział chociażby Piskorski).

Powyższa tabela mówi wiele o roli danego gracza w zespole. Ponadto, pozwala rozróżnić "braci ksero". Mateusz Ciuruś jest lepszym strzelcem (24 pkt i rekordowe w lidze 6x3 przeciwko IBIS-owi, Marcin za to lepiej kreuje kolegów (w trakcie sezonu jego średnia asyst była nawet blisko 4, ale ostatnio spadła).

Trzeba pamiętać o tym, że liga amatorska dość szczególnie odznacza się na tle tych bardziej profesjonalnych rozgrywek. Rezerwy Górnika to najmłodszy zespół ligi, a co za tym idzie, najbardziej witalny, potrafiący zabiegać starszych rywali. 

Nie zawsze jednak było różowo.

Sporą wpadką "Górników" była porażka 50:58 z nieobliczalną Faurecią. Biało-Niebiescy trafili wtedy tylko 2 z 17 "trójek" i mieli fatalną, 33% skuteczność z rzutów wolnych (4/12). Przy podobnej skuteczności za 2, Faurecia gorzej zbierała (27:36), ale lepiej dzieliła się piłką (12:6 w asystach) i trafiła cztery rzuty za 3 więcej. 33 z 58 punktów dla Faurecii zdobył duet Sebastian Narnicki (trzecioligowy Górnik) i wspomniany wcześniej ex-Górnik, Szymon Jaskólski.

Wcześniej, zespół Borzemskiego dość szczęśliwie, po dogrywce pokonał Harry Catering z Marcinem Sterengą w składzie (główny kandydat do MVP). Duża w tym zasługa Mateusza Pilarczyka, który trafiał ważne rzuty w 4 kwarcie i w dogrywce.

Najgorzej Górnicy wypadli przeciwko komornikom i policjantom, czyli zespołowi Boanerges. Biało-Niebiescy przegrali walkę na tablicach 15:33 oraz trafiali gorzej za 2 (40% - 48%).

poniedziałek, 24 lutego 2014

Zagrali dla Bartka

Górnik Wałbrzych - Gwiazdy Koszykarskich Parkietów 85:85

- Skąd jesteś?
- Z Wałbrzycha

Opuszczenie granic naszego miasta pozwala na złapanie pewnej perspektywy. Za każdym razem, gdy wspominałem o swoim pochodzeniu, wyraz twarzy rozmówcy przybierał zadziwiającą mieszankę zakłopotania i współczucia. Często też pojawiał się grymas.

Serio.

Dla moich rówieśników z poza granic powiatu Wałbrzych kojarzy się jedynie negatywnie. Trudno zresztą im się dziwić. Przez ostatnie lata to afery polityczne, biedaszyby i bezrobocie kształtowały ten mało sympatyczny obraz.

Większość z tych ludzi nigdy Wałbrzycha nie odwiedziła i nie dała sobie szansy na odnalezienie w tym niegdyś górniczym mieście promyka nadziei. Takim promykiem nadziei, wielkim pozytywem, działającym na korzyść miasta, może być jakaś cecha mieszkańców.

Na przykład dobre serce, hojność, poczucie wspólnoty.

Mecz charytatywny Gramy dla Bartka udowodnił, że ludzi dobrej woli nie brakuje.

         *

Prostopadłą do ul. Ratuszowej jest ul. Ruchu Oporu. Późnego niedzielnego popołudnia, 23 lutego, ta krótka, wyjątkowo wąska uliczka, była okupowana przez nieprzerwany rząd zaparkowanych samochodów. To był znak, że w znajdującym się nieopodal kompleksie Aqua Zdrój dzieje się coś wielkiego. 

Godz. 16:30. Przy wjeździe na przylegający do kompleksu parking nie ma już miejsc. Policjant kieruje samochody w kierunku ul. Piasta, gdzie także zostawić swój pojazd już raczej nie sposób. Po chwili, przy ul. Andersa, zatrzymuje się jakiś autobus miejski, z którego wylewa się morze młodych ludzi, podążających w zwartej grupie w stronę Aqua Zdroju.

Wysokie schody prowadzące do wnętrza hali kończą się parą drzwi. Szerokie przejście zostaje dosłownie zalane tłumem ludzi, jakich ten otwarty w czerwcu 2013 ośrodek prawdopodobnie jeszcze nie widział. Pomimo tego, nikt się nie tłoczy. Jest dużo miejsca, nikomu nie puszczają nerwy. Specyficzne wejście do hali, niczym do statku kosmicznego, zdaje poważny egzamin.

Godz. 16:35. Do rozpoczęcia meczu pozostało 25 minut, a mocna czerwień krzesełek jest ledwie widoczna, bo już w dużej mierze pokryta ludzką materią. Organizatorzy dostawili siedziska za koszami, które także znalazły odbiorców.

O 17 właściwie wszystkie miejsca są już zajęte. Dodatkowo, ludzie zajmują miejsca stojące, opierając się o balustrady. Aqua Zdrój, po raz pierwszy na meczu koszykówki, świeci pełnym blaskiem. Blaskiem, który robie niesamowite wrażenie.

- Popatrz, ludzie myśleli, że dzisiaj już baraże nasi grają – w żartobliwym tonie stwierdził S., nie mogąc do końca uwierzyć w pełną halę.
- No tak… Facet od photoshopa będzie miał dziś wolne – stwierdziłem, dostosowując się do zabawowego nastroju S.

Jakoś w tej samej chwili rozmarzyłem się, wyobrażając sobie baraże o awans do II ligi w zapełnionym po brzegi Aqua Zdroju. Chwilę później jednak zdałem sobie sprawę, że nawet połowa z tego tłumu byłaby nie mniej zniewalającym wynikiem.





Dlaczego aż tak dużo ludzi przybyło na mecz? Cóż, jest kilka powodów.

Wszyscy chcieli pomóc, pokazać dobre serce, dorzucić się do leczenia Bartka.

Część chciała zobaczyć w akcji idoli/znane postaci z młodości. Po boisku biegali przecież Wieczorek, Buczkowski, Młynarski, Zyskowski i Zieliński, a na ławce usiedli legendarni dla wałbrzyskiej koszykówki Jan Lewandowski i Wojciech Krzykała.

Część przyszła dla popisów zawodowych dunkerów (Lipiński, Slash), zawodowych hiphopowców (Massey) lub dla posłuchania muzy.

Część przyszła dla Górnika, bo kibicuje mu od wielu lat: od ekstraklasy po III ligę, od meczu
o awans, przez mecz o utrzymanie, aż po mecz charytatywny.

Jeszcze inni pojawili się pewnie w Aqua Zdroju po raz pierwszy, nie znają się na koszykówce, ale nie chcieli siedzieć tego popołudnia przed telewizorem.

Ilu ludziom z tej ostatniej grupy koszykówka faktycznie się spodobała? Ilu z nich postanowi zjawić się na meczu ponownie? Trudno powiedzieć, ale o lepszą promocję dyscypliny naprawdę trudno. Bo nieczęsto ogląda się podniebne loty Bartłomieja Ratajczaka, któremu świetnie podawali Michał Borzemski (pokazał żyłkę showmana) i Rafał Glapiński (od razu przypominają się kapitalne dwójkowe akcje dawnych Górników, Marcina Stokłosy i Adriana Czerwonki).

Po trzech latach odbiorcę znalazł czek na 1000 zł, wręczany szczęśliwcowi, który trafi z połowy do kosza w konkursie "Rzuty w Transie". Tym razem to nie kibice, a koszykarze oddawali rzuty. Trafił nasz Piotr Niedźwiedzki, wracający do sportu po poważnej chorobie. Fajnie, że udało się właśnie Niedźwiedzkiemu, który z każdym treningiem, sparingiem i meczem wygląda lepiej. Na rozgrzewce jego dynamiczny wsad o mało nie złamał konstrukcji kosza. Popularny "Mydło" od razu oddał czek mamie chorego Bartka.

Wiele tego popołudnia organizatorom się udało. Wciąż jednak brakuje dźwiękowca, który ustawiłby diabelsko duży panel sterujący nagłośnieniem w hali. Muzyka była przyduszona, a głos prowadzącego imprezę był jedynie niezrozumiałym bełkotem. Większość ze zgromadzonych, w ciągu 1,5 godziny produkowania się charyzmatycznego Kacpra Lachowicza, zrozumiała nie więcej niż kilkanaście słów. Problem z dźwiękiem w hali Aqua Zdrój trwa od jej początków i wciąż jest nierozwiązany.

Mecz charytatywny "Gramy dla Bartka" pokazał, że w Wałbrzychu drzemie ogromny potencjał. W jakim stopniu ten potencjał realizował się przed ludzką dobrą wolę pomocy potrzebującemu, a w jakim przez sympatię dla koszykówki, pokaże czas. Zakładając, że baraże o II ligę Górnik zagra w Wałbrzychu, wykorzystanie kibicowskiego potencjału będzie kluczowe.

Mecz zakończył się celowym remisem, choć zwycięzcę poznaliśmy jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Tym zwycięzcą był oczywiście rozgrywający swój prywatny, dużo poważniejszy mecz, Bartek Sulewski.

środa, 19 lutego 2014

Gramy dla Bartka

W koszykówce pięciu gra na pięciu. Piękna, zażarta rywalizacja. Walka. Jedni utrudniają drogę do kosza drugim. Jedni chcą przechytrzyć tych drugich i na odwrót, obie piątki pragną udowodnić swą wyższość szybkością, sprawnością, skocznością oraz skutecznością. Obie strony dają z siebie wszystko by wygrać mecz. A po nim kolejny. I kolejny. I tak aż do mistrzostwa.

W życiu jedni z drugimi też rywalizują. Na wielu polach, niczym w koszykarskim meczu, jedni utrudniają życie drugim. Tak jak w koszykówce, tak i w życiu, trudność rywala jest bardzo zróżnicowana. Bartek Sulewski stanął naprzeciw wyjątkowo wymagającego przeciwnika. Nowotwór na każdym kroku stara się go przechytrzyć, ale Bartek nie daje mu za wygraną i walczy o swoje prywatne, zdrowotne mistrzostwo. W koszykówce pięciu rywalizuje z pięcioma. Bartek w walce z wszechmocnym rakiem nie jest jednak sam. Murem za nim stoi tłum ludzi dobrej woli.

W tym:


Koszykarze występującego w Tauron Basket Lidze Asseco Gdynia



Koszykarze Stelmetu Zielona Góra, mistrzowie Polski 2013




Piłkarze występującego w Serie A Udinese, w składzie z reprezentantem Polski, pochodzącym z nieodległych Wałbrzychowi Ząbkowic Śląskich, Piotrem Zielińskim


Ewelina Kobryn, czyli Marcin Gortat polskiej koszykówki kobiecej, jedyna Polka w WNBA



Krzysztof Ignaczak, pochodzący z Wałbrzycha mistrz Europy, srebrny medalista Pucharu Świata, pięciokrotny mistrz Polski oraz złoty medalista Mistrzostw Świata i Mistrzostw Europy juniorów w siatkówce


Polscy dziennikarze związani z koszykówką (tu na twitterze o turnieju pisze Michał Pacuda)


Bartek gra więc w zespole, jest jego integralną częścią, nie został pozostawiony sam sobie. Bo w koszykówce właściwie nie chodzi o kolejne zwycięstwa, ale o przynależność. O bycie częścią zespołu, elementem grupy, która wspólnie świętuje sukcesy i przeżywa porażki. 

23 lutego, o godz. 17 w wałbrzyskim Aqua-Zdroju boiskowa rywalizacja pięciu na pięciu nie będzie mieć przegranego. Wszyscy będą zwycięzcami, bo wszyscy grają dla Bartka! Zdrowotne mistrzostwo samo się przecież nie zdobędzie.

Ja już swój bilet na MECZ CHARYTATYWNY „GRAMY DLA BARTKA” zakupiłem. A ty?

Bilety można nabyć w następujących punktach:

- PIASKOWA GÓRA (KANTOR WYMIANY WALUT OBOK PIWIARNI WARKA)
- RYNEK 6 (KANTOR WYMIANY WALUT)
- GALERIA VICTORIA (KANTOR WYMIANY WALUT)
- GDAŃSKA 5 OBOK SKLEPU ŻABKA (KANTOR WYMIANY WALUT)
- 1 MAJA 1 (KWIACIARNIA POD BIBLIOTEKĄ)
- HOTEL RESTAURACJA MARIA 

ZAPRASZAMY !

środa, 12 lutego 2014

Chudego regionalne szczyty, czyli plan grubymi nićmi szyty


5 luty 2014. Późno wieczorem. Właściwie noc.

Miasto Zielonego Dębu od kilku godzin okrywa się ciemnościami. Należący do Sebastiana telefon komórkowy przeszywa nocną ciszę dźwiękiem z głośnika. Głos po drugiej stronie majaczy coś niezrozumiale, chyba składa jakieś gratulacje. Zaspany Sebastian dziękuje za tajemnicze gratulacje, rozłącza się i ponownie zasypia.  

6 luty 2014. Poranek.

Sebastian powraca pamięcią do chaotycznej rozmowy z zeszłej nocy. Sięga po telefon, oddzwania. Głęboko wzruszony dziękuje za wsparcie.

Sebastian Narnicki, bo o nim rzecz jasna mowa, dziękował za gratulacje w związku z wygraną w plebiscycie na najlepszego studenta-sportowca w regionie. Po drugiej stronie słuchawki Ł., przedstawiciel kibicowskiej grupy „Wałbrzyski Kocioł” i jeden z pomysłodawców chytrego planu wprowadzenia naszego koszykarza na salony, czyli na galę finałową plebiscytu. To z jego opowiadań powstał powyższy opis wieczornych konwersacji.

Narnicki, zdj. walbrzych24.home.pl


Kibice uwielbiają „Chudego”. Jego charakter, podejście do gry, do fanów. Ze mną nie jest inaczej, choć w przeszłości miałem właściwie prawo się na niego złościć. W liceum spotykaliśmy się po przeciwnych stronach parkietu w mistrzostwach szkoły w kosza. Byliśmy w równoległym roczniku, ale na tym jakakolwiek „równoległość” się kończyła, bo jego klasa bezlitośnie ogrywała moją. Pamiętam jeden taki mecz, gdy na oczach dziewczyn z mojej klasy dostaliśmy łomot 33:81 (około), a ja grając pod siebie i pod publiczkę rzuciłem nic nie dające drużynie 23 punkty. Narnicki w każdym meczu rzucał po 40 „oczek” i w słynącym bardziej z pięknych dziewczyn niż z koszykarzy liceum nie miał sobie równych. Dość powiedzieć, że w ciągu trzech lat nauki złamał podobno trzy obręcze, co daje bardzo dobrą średnią jednej łamanej obręczy na jeden rok szkolny. Specyficzny wyczyn. Równie specyficzny, co kolor elewacji naszego liceum.

Wracając do naszego chytrego planu „wywindowania” Sebastiana w regionalnej hierarchii:

Wszystko zaczęło się na jednym z portali społecznościowych. Ktoś podrzucił link do strony z plebiscytem i wizerunkiem popularnego „Chudego” jako kandydata w jednej z kategorii. Kibice z „Wałbrzyskiego Kotła” od razu postanowili się skrzyknąć i coś w sprawie głosowania ustalić. Była druga połowa stycznia i do końca rywalizacji ok. dwa tygodnie. Jeden z nas, ten sam, który około północy z 5 na 6 lutego dzwonił z gratulacjami, opracował sprytną strategię: monitorujemy słupki procentowe (można je było podglądać na bieżąco), a kibicowską godzinę „W” ustalamy na 5 lutego, na ostatnie 5-10 minut głosowania.

Minęły dwa tygodnie od uformowania się strategii. W kibicowskim budżecie zabezpieczono środki na SMS-owe tsunami. W godzinę „W” byliśmy już gotowi do ataku. Pod osłoną nocy Ł., który w naszym gronie ma bodajże największą żyłkę hazardzisty, chwycił za swój telefon z wielkim ekranem dotykowym. Tego wieczoru Ł. był bohaterski jak Zośka z „Kamieni na Szaniec”. Mistrz dywersji i sabotażu. Czołowy działacz kibicowskiego koszykarskiego podziemia w walce z mocarną grupą wałbrzyskich kolarzy, która rozpisała swój własny niecny scenariusz i celowała w zgarnięcie nagród we WSZYSTKICH kategoriach.

Cóż, prawie im się udało.

Prawie.

Wygrali w trzech z czterech kategorii. Z naszą SMS-ową ulewą nie dali sobie jednak rady.

Głosowanie trwało do godziny 0:00 6 lutego. Wierzcie lub nie, ale 5 lutego o godz. 23:55 zwycięzca nie był jeszcze znany. „Chudy” szedł w głosowaniu łeb w łeb z jakimś wałbrzyskim kolarzem-studentem, o którym nigdy w życiu nie słyszałem. Poświęcenie i bohaterskość Ł. na placu SMS-owych starć przyniosła wygraną 44% do 42%. Gdyby przyrównywać tą telefoniczną walkę do górniczej koszykówki, należy wrócić pamięcią do 2005 roku i celnego rzutu za trzy Marcina Kałowskiego, dającego Górnikowi, równo z syreną końcową, cenny triumf nad ś.p. Siarką Tarnobrzeg. Oczywiście "Chudy" może pochwalić się przyjaciółmi z poza grona fanatycznych kibiców. Bez ich wsparcia wieczorny psikus wyrządzony kolarzom przez Ł. nie miałby miejsca. 


Wiedzcie, że to nie ostatnia inicjatywa „Wałbrzyskiego kotła” w biało-niebieskiej koszykówce. Mamy jeszcze kilka ciekawych pomysłów, którymi planujemy zaskoczyć.

niedziela, 9 lutego 2014

Sparingowo

W piątek Górnicy postanowili rozprostować kości w starciu z sąsiadem w ligowej tabeli. Było to trzecie starcie z tym zespołem w sezonie, a drugie przegrane. 

Biało-Niebieskich pognębił, niestety, nasz wychowanek, Maciej Łabiak, który w ostatniej kwarcie wziął wynik na swoje barki. Z racji, że był to sparing, trudno powiedzieć coś o jego zdobyczy punktowej. Moje obserwacje każą twierdzić, że „Łabi” zdobył ze 30 punktów.

Kluczem do wygranej Spartakusa były zbiórki. Nasi źle zastawiali w obronie, co pozwalało rywalom na wiele ponowień. Z drugiej strony, dobre wstawki pressingu w obronie przyniosły sporo przechwytów i łatwych punktów w kontrze.

Bardzo dobry sparing rozegrał Maciej Krzymiński, który jak szalony biegał do kontry. Wydarzeniem był jednak powrót do gry Piotra Niedźwiedzkiego. Po raz ostatni Niedźwiedzki w oficjalnym meczu zagrał w listopadzie 2012, w barwach Kotwicy Kołobrzeg w ekstraklasie. Długi rozbrat z koszykówką był spowodowany poważnymi problemami zdrowotnymi. Teraz popularny „Mydło” wraca. Na razie w sparingu. Czy wróci na czas na baraży? Trudno powiedzieć.

Trener Chlebda obchodził się z nim bardzo ostrożnie. Niedźwiedzki pojawiał się na boisku trzykrotnie, w krótkich, trzyminutowych wstawkach. W tym okresie zaliczył airball zza linii za trzy oraz nie trafił spod kosza i półdystansu. Z drugiej strony, powalczył na „desce” i stawiał nieprawdopodobne na trzecioligowym poziomie rozgrywek zasłony, a rywale odbijali się od niego jak od ściany. Przy pierwszej mocnej zasłonie cała ławka Spartakusa jęknęła z przerażenia, wyrażając w ten sposób swój podziw dla naszego gracza (wypożyczonego z WKK). Tyle, jeśli chodzi o jego krótki performance. Tak naprawdę, nie ma żadnego znaczenia jak Niedźwiedzki się zaprezentował. Liczy się to, że w ogóle do koszykówki powrócił. Poza tym, ocenianie czegokolwiek lub kogokolwiek na podstawie sparingu mija się z celem.


Dla ciekawskich, nieoficjalne statystyki z meczu:


wtorek, 4 lutego 2014

Wspomnień czar. Ile się zmieniło?

Tomek mocno nacisnął na pedał gazu, rozpędzając swój pojazd na obwodnicy Wrocławia. Było całkiem ciepłe, słoneczne marcowe popołudnie 2012 roku, gdy pędziliśmy na południe na przekór przepisom ruchu drogowego. Przez szybę samochodu obserwowałem poetycki zachód słońca, będący zwiastunem, byłem o tym przekonany, przepięknego koszykarskiego wieczoru. Choć ich wtedy o to nie pytałem, to wiem, że pozostała trójka zagorzałych kibiców z tomkowego samochodu była na pewno podobnego zdania. Trzecioligowe derby Wałbrzycha pomiędzy Górnikiem a KK były naszym długo oczekiwanym wydarzeniem sezonu.

Teren wokół hali przy Pl. Teatralnym nie pozostawiał złudzeń, że da się gdzieś zaparkować. Stajemy więc za rogiem i biegiem rzucamy się w kierunku malutkiej hali sportowej, niegdyś rzeźni, dla której derbowy mecz Górnika z KK był, jak się później okazało,ostatnim momentem świetności w długiej, 65-letniej historii.

To, co wydarzyło się później, będę chyba pamiętał do końca życia.

„Teatralna” rozpostarła przed nami swoje wrota prowadzące na trybuny. Jeszcze przed wejściem do środka dobiegają do nas głosy z wewnątrz. Ogłuszający doping kibiców przyprawia mnie o ciarki. Gdy wkraczam na trybuny w połowie pierwszej kwarty, przeżywam szok. Tonący w morzu konfetti tłum kibiców zajmuje całą wolną przestrzeń. Na parkiecie zażarty pojedynek dwóch światów: młode wilki, reprezentujące odbudowującego się krok po kroku ze zgliszczy Górnika podejmują celujący w II ligę i złożony z weteranów KK Promet. Klub X, budowany przez lata w oparciu o tradycję, zmierzył się z klubem Y, powstałym z pasji do koszykówki oraz z poczucia zniesmaczenia polityką klubu X.

To nie był zwykły mecz. Koszykarze walczyli o panowanie w koszykarskim Wałbrzychu. Za jednymi murem stali kibice, za drugimi przemawiały wyniki. Nikt tego wieczoru nie zamierzał odpuścić. Były obelgi z trybun, była walka o każdą piłkę. Derby Wałbrzycha przypominały nieco nielegalny pojedynek bokserski gdzieś w ciemnym, zapomnianym przez Stwórcę zakamarku miasta. Pojedynek jakże nieistotny dla zewnętrznego świata, a jednocześnie śmiertelnie poważny dla wszystkich zgromadzonych w przestarzałym obiekcie. Pojedynek, gdzie jedni marzyli o zaciągnięciu do narożnika drugich w celu zadania serii powalających ciosów.


Młodość ostatecznie uległa doświadczeniu, choć prowadziła do przerwy. Porażka młodych Górników z KK 76:81 napawała w rzeczywistości optymizmem, bo choć nie udało się utrzeć nosa faworytom, to misja napędzenia strachu i zwyczajnego w świecie postawienia się będącego wtedy jedną nogą w II lidze KK Prometowi została wykonana pomyślnie. Rewanżu za ponad 50-punktową porażkę w pierwszej fazie sezonu nie było, ale wstydu także nie. Był postęp i nadzieja na lepsze czasy. To kibicom biało-niebieskich wtedy wystarczyło. Derby Wałbrzycha pozostaną najbardziej ekscytującym meczem Górników od czasu piątego meczu playoffs I ligi 2007, gdy w Wałbrzychu poległo Sportino Inowrocław z Krzysztofem Szubargą i Łukaszem Wichniarzem w składzie (Tak, dla mnie bardziej ekscytującym niż wygrana z Turowem, Śląskiem i Asseco Prokomem w Ekstraklasie).

I jeszcze cytat z derbowego wpisu na blogu:

Gdy wracałem po meczu do domu, zobaczyłem zamyślonych trenerów Smaglińską i Młynarskiego kierujących się w stronę opustoszałej ul. Nowy Świat. Było w tym coś refleksyjnego. Duet trenerski zmierzał wydawałoby się donikąd, a uliczna pustka odzwierciedlała to, czego zespołowi Prometu brakuje najbardziej - oddanych kibiców. Pusto, ciemność... Zastanawiem się, dokąd zmierza ten klub. Jaka jest jego przyszłość? 

Blog "Górnicy", 8.03.2012

Pomimo marcowej wygranej w derbach rozmyślałem na blogu o przyszłości KK Prometu. Już wtedy wielu z nas przecież było przekonanych, że Wałbrzych jest za ciasny na dwie koszykarskie drużyny. Wiele mogło się zmienić, gdyby KK Promet awansował do II ligi po barażach, które ostatecznie zrobiły młodemu wałbrzyskiemu klubowi wielkiego psikusa (sygnał ostrzegawczy dla Górnika 2013/14).

Awansu ostatecznie nie było. Pieniędzy na dwa kluby także. Jedni i drudzy postanowili więc zacisnąć zęby i w palącym lipcowym słońcu podpisać porozumienie o połączeniu. Tak powstał dobrze nam znany twór KK Górnik Wałbrzych. Ile zatem, po prawie dwóch latach, Górnika w KK Górniku, a ile KK Prometu w KK Górniku? Ile zmieniło się w wałbrzyskiej koszykówce od pamiętnych derbów? Oceńcie sami: