Szukaj na tym blogu

środa, 30 maja 2012

III Ogólnopolski Turniej Klubów Kibica Łańcut 2012

Już w piątek, 1 czerwca wybieramy się na turniej klubów kibica na Podkarpacie. Czeka nas dwunastogodzinna (!) wyprawa pociągiem z przesiadką we Wrocławiu. Jedziemy w bardzo nielicznym, przetrzebionym składzie, ale na pewno na boisku damy z siebie wszystko by godnie reprezentować nasz ukochany klub. O rywalach - oprócz ich nazw - nie wiemy praktycznie nic. Ale to nie ma znaczenia - do Łańcuta jedziemy się pokazać i przede wszystkim ogłosić wszem i wobec, że dwukrotny mistrz Polski wciąż istnieje i ma się całkiem dobrze.

Na blogu na pewno po powrocie znajdziecie dokładne sprawozdanie z samej wyprawy, prezentację naszego składu oraz opis poszczególnych spotkań, które zagramy ku chwale Górnika. Powinny pojawić się też zdjęcia i filmiki. 

P.S Nie wiem w jakiej dyspozycji są moi koledzy z drużyny. Jeżeli chodzi o mnie, to ostro do turnieju trenowałem na wrocławskich boiskach. Ostatnio rozegrałem nawet mecz z obcokrajowcami z mojego akademika. Fantastyczne przeżycie. Na asfaltowym boisku wciśniętym pomiędzy dwa akademiki rozegraliśmy dwa mecze do 50 pkt, a poziom był całkiem niezły. Międzynarodową śmietankę tworzyli:

- Henrik z Węgier - silny i wysoki podkoszowy, który z twarzy jest bardzo podobny do Roberta Lewandowskiego. Po polsku umie jedynie przeklinać. Myślę, że jego wzrost, siła i umiejętności mogłyby zbawić naszego Górnika pod koszem.
- Adam z Węgier - niski, przysadzisty kolega Henrika. Po polsku też tylko potrafi przeklnąć.
- Scott z USA - Amerykanin prosto z Motown. Scott mówi dobrze po polsku, bo w Detroit studiuje języki słowiańskie. Prywatnie wielki fan uniwersyteckiej ekipy Michigan State Spartans. Inicjator tego spotkania.
- Wei Wei z Chin - mój sąsiad. Najlepszy na boisku. Absolutnie najszybszy zawodnik z jakim w życiu grałem (ciekawe jak by sobie z nim poradził nasz pędziwiatr Paweł Maryniak). Przy wzroście 175 cm nie miał problemów doskoczyć do obręczy. Nie tylko najlepszy na boisku ale i ... najstarszy (27 lat). Wei Wei mówi po polsku, rozwijając w naszym kraju biznes... żarówkowy. 
- Angelika z Niemiec - piłkarka ręczna z Hamburga. Świetnie mówi po polsku bo ma polskich rodziców. Jedyna dziewczyna na boisku.
- Ilgvars z Łotwy - solidny zawodnik, świetnie mówi po angielsku. Mimo młodego wieku już trochę łysawy. Gdybym nie wiedział, że jest Łotyszem spokojnie uznałbym go za Amerykanina.
- Andy z Walii - ogromny, ale patyczkowaty, chyba z 205 cm wzrostu. Po jego umiejętnościach boiskowych łatwo można wywnioskować, że Walijczycy nie grają za często w koszykówkę.

wtorek, 29 maja 2012

Głos rozpaczy

Po koszmarnej postawie, Sudety Jelenia Góra pożegnały się z I ligą. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, przyszedł czas na wylewanie pomyj oraz ekspresję żalów. I to wszystko w sieci. Za pośrednictwem portalu Jelonka.com, swój punkt widzenia przedstawił Łukasz Niesobski - gracz Sudetów, rodowity jeleniogórzanin i najlepszy strzelec zespołu w ostatnich rozgrywkach (śr. 16.3 pkt).

W sprawozdaniu Niesobskiego słychać głos rozpaczy. Zawodnik krytykuje zarząd, sposób zarządzania klubem, brak pieniędzy na wypłaty dla koszykarzy (skąd my to znamy, hmm ?) oraz kompletny brak atmosfery w drużynie. Nietuzinkowa wypowiedź Niesobskiego została zestawiona ze słowami prezesa Sudetów. Obu panów wiele dzieli, a łączy w zasadzie jedno - obaj snują plany odbudowy koszykówki w Jeleniej Górze.

Dlaczego o tym piszę ? Bo z Wałbrzycha do "Jelonki" niedaleko, a kolegami Niesobskiego z boiska byli wałbrzyscy koszykarze: Marcin Sterenga (drugi strzelec Sudetów) i Bartłomiej Józefowicz.

Obraz upadającej koszykówki w Jeleniej Górze znajdziecie TUTAJ. Fajnie się czyta, Polecam.

niedziela, 27 maja 2012

Przeczekiwanie. Oczekiwanie. SZYBOWANIE ?

Po pojedynkach z rok starszymi rywalami, kadeci Górnika Wałbrzych zakończyli swój etap przejściowy, w którym zajęli dobre piąte miejsce w regionie. Następny sezon w tej samej kategorii wiekowej podopieczni Wojciecha Krzykały rozpoczną już jako jeden z faworytów rozgrywek nie tylko regionalnych, ale i ogólnopolskich. Dwa lata temu - jeszcze jako młodzicy - biało-niebiescy grali o brązowy medal mistrzostw Polski. Czy sezon 2012/13 nasi również zakończą w strefie medalowej ?

KADECI - Sezon 2011-12

Rocznik: 1996 (jeden gracz), 1997 i 1998 (jeden gracz)
Trener: Wojciech Krzykała

9 zwycięstw - 9 porażek

Pierwsza runda: 5 zwycięstw - 5 porażek
O miejsca 1-8 w regionie: 4 zwycięstwa - 4 porażki (5. miejsce)
Ćwierćfinał: brak awansu

Liderzy: Maciej Krzymiński, Marcin Szymanowski, Łukasz Kołaczyński.

Zespół Wojciecha Krzykały zszokował biało-niebieskich kibiców, docierając do meczu o brąz w MP Młodzików 2011. W szalonym sezonie, w którym seniorzy Górnika przez wszystkie przypadki odmieniali słowo "bankructwo", młodzi koszykarze dali fanom wiele radości. Po raz kolejny okazało się, że Wałbrzych dysponuje sporą grupą młodych, zdolnych koszykarzy. 

Biało-Niebiescy do finałów przedzierali się przez ćwierćfinał w Przemyślu (gładkie zwycięstwa) oraz fantastyczne wałbrzyskie półfinały, gdzie Górnik był gorszy jedynie od mocnego Basketu Team Opalenica.

W rozgrywanych właśnie w Opalenicy finałach, Górnicy mecz o 3. miejsce przegrali z Pyrą Poznań, a drogę do złota zatorował - po kuriozalnym pojedynku i porażce 24:36  - lokalny rywal, WKK Wrocław.


Niedawno zakończony sezon był debiutem rocznika 1997 w grupie kadetów. Tak jak zakładano, rywalizacja ze starszymi i silniejszymi od siebie koszykarzami dała się biało-niebieskim we znaki. Naszym przyszło rywalizować z bardzo silnymi w roczniku 1996 WKK i Śląskiem. Wszystkie cztery spotkania Górnik wyraźnie przegrał. ale niech o sile wrocławskich drużyn świadczy fakt, że oba zespoły awansowały w tym roku do strefy medalowej MP U-16 (Śląsk zgarnął brąz, WKK było czwarte). Gdyby ekipa Wojciecha Krzykała występowała w innym regionie, o awans byłoby dużo łatwiej.

Nikt w klubie nie przywiązuje wielkiej wagi do sezonu 2011/12 . Rozgrywki te miały być (i były) jedynie przetarciem przed walką z rówieśnikami o najwyższe cele za rok. 

O sile drużyny kadetów wciąż decydują te same postacie co w zeszłym roku: Marcin Szymanowski, Łukasz Kołaczyński i Maciej Krzymiński. Duże znaczenie ma też rola, jaką pod koszem wykonuje rok młodszy Bartek Szmidt.

Flirtujący z kadrą wojewódzką Marcin Szymanowski (wybrany do najlepszej piątki finałów MP Młodzików 2011) notował w sezonie  śr. 14,3 pkt, ale warto dodać, że to nie on jest pierwszą opcją w ataku, a od rzutu bardziej stawia na grę zespołową. Nasz obrońca wciąż jest najlepiej rzucającym zza łuku, w całym sezonie trafiając 14 razy. Co prawda tej najważniejszej "trójki", dającej wygraną w ostatniej sekundzie meczu z Opalenicą podczas wałbrzyskich półfinałów, nie trafił, ale to właśnie on trzymał nasz zespół w grze w walce o brąz MP Młodzików, zdobywając 26 z 40 punktów zespołu (porażka 40:57).

Łukasz Kołaczyński to filigranowy rozgrywający, notujący w sezonie śr. 12,8 pkt. Łukasz poprawił swój przegląd pola, demonstrując sporo dobrych dograń do partnerów. Jego największym atutem jest długi krok w dwutakcie, którego nie potrafią zatrzymać rywale. Łukasz poprawił swój rzut zza linii 6,75 m (9 celnych prób w sezonie), a najlepszy mecz zagrał przeciwko Górnikowi Nowe Miasto (wygrana 72:65), gdzie z 17 punktami poprowadził biało-niebieskich do zwycięstwa. To, czego na dzień dzisiejszy Kołaczyńskiemu brakuje to warunków fizycznych. Niski wzrost i bardzo wątła budowa ograniczają go na boisku. Kołaczyński to stały członek kadry wojewódzkiej.

Receptą na sukces naszych kadetów jest zespołowość - zarówno na parkiecie jak i poza nim. Nasi 15-latkowie grają dojrzale jak na swój wiek - dzielą się piłką, starają się nie "podpalać" rzutów. Gdy akurat nie wychodzą na parkiet, licznie zgromadzeni zasiadają na trybunach w zwartym rzędzie, obserwując w akcji czy to juniorów, czy seniorów Górnika. Zespół Krzykały imponuje zespołowością, ale posiada także wolny elektron.

Chodzi o najlepszego strzelca Górnika i członka kadry wojewódzkiej, Macieja Krzymińskiego (śr. 17,7 pkt). Maciek jest typowym łowcą punktów, który najpierw szuka możliwości rzutu, a potem dopiero podania do kolegi. Stąd też oddaje wiele prób w kierunku kosza, które też często mijają się z celem. Krzymiński zawiódł w meczu o brąz w MP Młodzików (4 pkt, 2/20 z gry), ale bez jego 17 punktów (7/15 z gry) w wygranym 58:52 dreszczowcu z Jagiellonką Warszawa nie byłoby w ogóle mowy o znalezieniu się w strefie medalowej opalenickich finałów sprzed roku.

Kadeci zakończyli sezon przejściowy. Nadszedł kres przeczekiwaniom oraz oczekiwaniom na to, co może zdarzyć się w następnych rozgrywkach. W swoim ostatnim sezonie w kategorii kadetów biało-niebiescy będą chcieli ponownie wzbić się na wyższy poziom i poszybować do strefy medalowej. Nie będzie łatwo, ale szanse są. Byłem w Opalenicy na finałach Mistrzostw Polski Młodzików z ekipą Krzykały w akcji. Bardzo chętnie wybiorę się na kolejne w głównej roli z biało-niebieskim rocznikiem 97.




poniedziałek, 21 maja 2012

Dobre złego początki

Bardzo dobry początek sezonu młodzików napawał kibiców optymizmem, a działacze mówili nawet o półfinałach Mistrzostw Polski. Czar prysł w drugiej rundzie rozgrywek, gdzie Górnicy zaliczyli fatalne wpadki, czego wynikiem było dopiero szóste miejsce w województwie i brak awansu do ćwierćfinałów. Sezon 2012/13 rocznik 1998 spędzi już w kategorii kadetów, gdzie problemów powinno być jeszcze więcej.
 
MŁODZICY

Rocznik: 1998 i młodsi
Trener: Tadeusz Pogorzelski

13 zwycięstw, 6 porażek

Pierwsza runda: 3. miejsce w tabeli (na 13) - 11 zwycięstw, 3 porażki
O miejsca 1-8 w regionie: 6. miejsce - 2 zwycięstwa, 6 porażek
Ćwierćfinał: brak awansu

Lider: Bartłomiej Szmidt
Wyróżniali się: Dominik Ziemski, Dawid Kwiatkowski, Jakub Grabka

 
Zeszłoroczne 4. miejsce w MP młodzików biało-niebieskiego rocznika 1997 rozbudziło nasze nadzieje. Mylnie za pewnik przyjęliśmy teorię, że kolejne roczniki pójdą w ślady ekipy Wojciecha Krzykały.

Dawid Kwiatkowski, Górnik - Śląsk 86:84

Nie ukrywam, że obejrzałem bodajże cztery pojedynki naszych młodzików w ostatnim sezonie. Mało, choć więcej widzieli jedynie rodziny graczy. Powodów było kilka. Nie chodzi tu o wczesną godzinę rozgrywania meczów, ale raczej o braku niczym nielimitowanego przekonania, że ten zespół stać na coś więcej niż potyczki z ekipami z Bolesławca czy Żar. 

Pierwszą część sezonu młodzicy zakończyli zgodnie z oczekiwaniami, na 3. pozycji - zaraz za faworytami z Wrocławia: WKK i Śląskiem. Górnicy przegrali dwa razy wyraźnie z WKK, ale raz udało im się pokonać Śląsk po niezwykle dramatycznym meczu (wygrana 86:84 u siebie. Co ciekawe statystyki zawodników z tego meczu NIGDY nie dotarły do centrali DZKosz, a opis z meczu oparłem na własnych notatkach. O tym meczu więcej tutaj)

Biało-Niebiescy zrobili plan minimum, bez problemu przechodząc do rywalizacji o miejsca 1-8 w regionie z którego najlepsza trójka miała zagrać w ćwierćfinałach mistrzostw Polski. 

Mroczna historia młodzików zaczyna się w drugiej fazie rozgrywek. Wałbrzyszanom przyszło zmierzyć się ze StarBolem Bolesławiec, Zastalem Zielona Góra, Turowem Zgorzelec oraz  Chromikiem Żary. O ile biało-niebiescy uporali się z młodszymi (i często duuuużo niższymi) koszykarzami z Bolesławca, to pozostałe trzy drużyny nie dały Górnikowi większych szans. Sześć porażek - po dwie z każdym zespołem. Nasi ulegli Zastalowi 82:94 i 64:91, Turowowi 80:120 i 61:81 oraz - sensacyjnie - malutkiemu klubikowi z Żar 47:75 i 60:113.

W ćwierćfinale MP znalazł się Śląsk, Zastal i WKK, a w finale - WKK i Śląsk. Tak, tak - ten sam Śląśk, który nasi pokonali w pierwszej rundzie sezonu. To najlepszy dowód na to, że biało-niebieskim nie brakowało potencjału by znaleźć się choćby w 1/4 finału rozgrywek ogólnokrajowych. 

Zabrakło czegoś innego. Czego ?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, obserwując zespół jedynie z perspektywy trybun. Według mnie zabrakło po prostu chemii, drużynowego "team spirit". Rocznik 1998 na boisku wydaje się skonfliktowany, niezgrany, chaotyczny. 

Naturalną skalą porównawczą dla tych chłopaków są ich rok starsi koledzy, których team spirit oraz kipiąca z parkietu, oślepiająca kibica gra zespołowa (no może z wyjątkiem jednego gracza, który jest wolnym elektronem, ale o tym w innym wpisie) zaprowadziła do walki o medale. Zespołowość tego rocznika z resztą objawia się nie tylko na parkiecie, ale i na trybunach, gdzie niemal w komplecie (w dodatku siedząc w jednym rzędzie) obserwują mecze starszych biało-niebieskich. Może to głupie i bez sensu sensu, ale graczy z rocznika 1998 nigdy w tak zwartej grupie na meczu nie widziałem.

Kogo warto wyróżnić w ekipie młodzików ? Obok Bartka Szmidta, najlepszego strzelca ligi młodzików ze śr. 35 pkt/mecz, wokół którego kręciła się gra niczym ziemia kręci się wokół słońca, warto wspomnieć o kilku innych ciekawych zawodnikach.

Dawid Kwiatkowki i Jakub Grabka to członkowie kadry wojewódzkiej, ale gracze zupełnie różni. Kwiatkowski to bardzo dobry jak na 14-latka strzelec z dystansu. W zakończonym sezonie zaliczył dwa mecze z czterema trafionymi rzutami zza linii 6,75 m. W całym sezonie, w którym notował śr. 13,8 pkt, 17 razy trafił za trzy, potrzebując na to 22 meczów. Wynik jak na młodzika bardzo dobry. Grabka z kolei to gracz wyjątkowo podkoszowy, który ma - obok Szmidta - najlepsze warunki fizyczne w drużynie. To właśnie budowa jest jego największym atutem, bo ze skutecznością (nawet spod samej obręcz) bywa u Kuby różnie. W całym sezonie Grabka notował śr. 9.9 pkt. Jego starszy brat Damian (są niemal jak dwie krople wody !) przewijał się w składzie trzecioligowym.

Trzecim graczem o którym warto wspomnieć jest Dominik Ziemski (śr. 18,1 pkt), który jest uosobieniem tego, co nazywamy "górniczym charakterem". Nie ma dla niego straconych piłek, potrafi je wyrywać z rąk rywali, z którymi szarpie się tak długo jak trwa mecz. Nie wszyscy przepadają za tego typu zawodnikami - nieco siermiężnymi, często wrednymi dla rywali, czasem opryskliwymi w kierunku sędziów. Dominik jednak, obok tej całej swojej niewiarygodnej zaciętości do tego sportu (widać, że mu zależy), trafia często z dystansu i na boisku nie boi się nikogo. W kadrze wojewódzkiej go nie ma. Może to wina silnego, czasem konfliktowego charakteru ? A może trenerom nie pasuje jego mało koszykarska budowa ? Jedno jest pewne - Ziemski zawsze znajdzie oparcie w rodzinie, która gorąco go dopinguje na każdym meczu.

Sezon 2012/13 dla rocznika 1998 zacznie się w kadetach, gdzie biało-niebieskim przyjdzie zagrać z rok starszymi od siebie koszykarzami. I tak - po raz pierwszy od lat - w jednej kategorii wiekowej Górnik Wałbrzych będzie miał dwie ekipy - roczniki 1998 i 1997. Zobaczymy do jakich dojdzie roszad w składzie, jak na tle starszych kolegów zagrają Ziemski i spółka (na pewno nie zabraknie im mobilizacji) oraz czy Bartek Szmidt na stałe przeniesie się do ekipy z rocznika 1997.

wtorek, 15 maja 2012

Złote kilofy - akcja + wydarzenie

 Dalszy ciąg wirtualnych "Złotych Kilofów":

NAJBARDZIEJ PAMIĘTNA AKCJA:  Górnicy grają z Gimbasketem 4 na 4 (Gimbasket - Górnik 54:90, 5.11.2011) - seniorzy

NAJBARDZIEJ PAMIĘTNA AKCJA 2011 - lob Kietlińskiego do Muszyńskiego - 19.02. 2011, Górnik - Sportino 71:98 (seniorzy)

Tegoroczna top akcja nieco nietypowa. Nie pamiętam spektakularnych zagrań w wykonaniu biało-niebieskich. Po części winić za to możemy system rozgrywek, który nie dał aż tak wielu okazji koszykarzom do zaprezentowania swoich umiejętności. 

Najbardziej pamiętna akcja sezonu 2011/12 jest także tą najbardziej absurdalną. Chodzi o wydarzenie niezwykle rzadko w koszykarskim świecie spotykane, mające miejsce równie często co kolejne tysiąclecia. Gra 4 na 4, niczym na podwórku bądź w amatorskich rozgrywkach kumpli po pracy, zdarza się na ligowych boiskach bardzo rzadko. Do gry 4 na 4 doszło w hali Akademii Medycznej we Wrocławiu, gdzie Górnik pokonał Gimbasket. Ostatnie bodaj trzy minuty czwartej kwarty trener Chlebda zdecydował postawić na jedynie czterech graczy, gdy piąty w tym czasie boiskowym wydarzeniom przyglądał się z wysokości linii środkowej boiska.  Powód ? Gospodarzom pozostało jedynie czterech koszykarzy z ilością fauli mniejszą niż pięć. Kuriozalna sytuacja, koszykarskie science-fiction - a jednak zdarzyła się naprawdę, choć sam momentami . 

Spotkanie obserwowałem razem z Mattim i Tomkiem - tymi samymi ludźmi, z którymi pędziłem na marcowe derby, pokonując wrocławską obwodnicę w rekordowym czasie. Matti sprzeczał się ze mną, co się wydarzy, gdy zespołowi Roberta Kościuka zostanie do dyspozycji mniej niż pięciu graczy. Stawiał na brydżowskie 4 na 4, ja optowałem za grą 5 na 5 pomimo przewinień, co - do dziś tak mi się wydaje - kiedyś gdzieś widziałem. 

Najbardziej w tej sytuacji szkoda było Artura Muchy. Nasz młody koszykarz rzadko pojawiał się na parkiecie - tym razem na nim się znalazł, ale bynajmniej nie po to, by dotykać piłki. Mucha został prekursorem nowej boiskowej pozycji o nazwie "statysta". Zmieszany wypełniał polecenia coacha Chlebdy, obserwując grę ze środkowej linii boiska. 

WYDARZENIE:  Marcowy mecz derbowy (Górnik - KK 76:81, 7.03.2012) - seniorzy

Wyróżnienie: Przybycie prezydenta miasta na mecz z Gimbasketem -  (Górnik - Gimbasket 85:64, 18.02.2012)

WYDARZENIE 2011: Półfinały Mistrzostw Polski Młodzików w Wałbrzychu

O derbach napisałem już wiele. Wyróżnienie ?  Wizyta prezydenta Szełemeja na meczu. I nie chodzi tu o samą wizytę, ale o wielką pracę wykonaną przez klub by ta wizyta przebiegła zgodnie z oczekiwaniami. Było wszystko: odnowiona, robiąca wrażenie siedziba klubu, suto zastawiony stół, piąty mecz Górnik - Sportino wyświetlany na rzutniku, stado dziennikarzy i klubowych działaczy. Czas pokaże, czy usilne starania biało-niebieskich działaczy znajdą odzwierciedlenie w korzystnych dla Górnika działaniach prezydenta.

piątek, 11 maja 2012

Złote kilofy - mecze

Nadszedł czas na "Złote Kilofy" w kategorii meczów. Obok najlepszego meczu ponownie jak w zeszłej edycji nie ma sensu rozgraniczać najlepszego i najbardziej emocjonującego meczu, bo dla kibica mecz najbardziej trzymający w napięciu zawsze będzie tym najlepszym.

NAJLEPSZY/ NAJBARDZIEJ EMOCJONUJĄCY MECZ: Górnik - KK Promet Wałbrzych 76:81 (seniorzy, 7.03.2012)

Wyróżnienie: Górnik - KKS Siechnice 84:82


Sezon 2011/12 nie przyniósł aż tylu fantastycznych spotkań co sezon wcześniejszy. Poprzednie rozgrywki to cała masa bardzo emocjonujących meczów, z których bardzo trudno było wybrać ten naj, naj, naj.  Obok wielkiej pogoni za wynikiem naszych juniorów w meczu ze Śląskiem, były przecież jeszcze:

- porażka seniorów Górnika w I lidze  AZS Politechniką (M. Nowakowski, M. Ponitka, J. Mokros) 99:108 po dogrywce. Ostatecznie Politechnika awansowała do ekstraklasy, a my stoczyliśmy się na dno, ale w tamtym meczu nie było tego widać. Nasi walczyli jak lwy i wygrali mecz... no prawie. Do wygranej zabrakło nieco ponad 1 sek... Niezbyt miłe wspomnienia dla kibica, ale emocji nie brakowało.

- porażka młodzików Górnika z Basketem Opalenica 72:74 w Półfinale MP. W ostatniej sekundzie za trzy rzucał nasz najlepszy obwodowy strzelec Marcin Szymanowski, ale spudłował. Piękny, emocjonujący mecz zakończony porażką, która jednak nie przekreśliła naszego awansu do finału, gdzie też było gorąco...

- porażka młodzików w meczu o brązowy medal Mistrzostw Polski Młodzików. Po długim sezonie nasi doszli bardzo daleko - dalej niż ktokolwiek przewidywał. I nawet wysoka porażka z Pyrą Poznań po fatalnej grze, pozbawiająca Górnika medalu, nie powinna umniejszać wielkiego sukcesu ekipy Wojciecha Krzykały. Pomimo wielkiej straty punktowej emocje były niesamowite, bo w końcu graliśmy o medal, a to nie zdarza się często. Na pocieszenie zostało wybranie Marcina Szymanowskiego (26 punktów w meczu o brąz) do najlepszej piątki turnieju finałowego.

Poprzednie dwa sezony były szalone, bo nasi seniorzy w każdym meczu tak naprawdę grali o życie. Brak potencjału nadrabiali walecznością, za co uwielbiałem ten zespół i przez którego stworzyłem tego bloga. Rozgrywki 2011/12 nie były tak pasjonujące, ale najlepszy mecz 2012 będzie długo pamiętany.

Widziałem 14 z 17 meczów biało-niebieskich w sezonie 2011/12 (jeden, ten nr 18, został wygrany walkowerem z Tytanem Jawor) co dało mi niezły pogląd w wyborze najlepszego widowiska. Wybór mógł być tylko jeden - DERBY !

Na marcowe spotkanie derbowe z KK Prometem Wałbrzych ostrzyliśmy sobie zęby przez niemal cały sezon. Tym bardziej, że pierwszy mecz z KK był nieudany pod każdym względem: bardzo wysoka porażka, brak atmosfery, brak podkoszowych w Górniku i ogólny rozgardiasz organizacyjny wywołany niepewnością gdzie ta biało-niebieska załoga zmierza. Pogrom w derbach na otwarcie sezonu okazał się być dobrą motywacją dla zawodników, trenerów i kibiców. Wszyscy, którzy w jakimś stopniu byli zaangażowani w działalność wałbrzyskiego Górnika wyciągnęli z tej klęski na wszystkich frontach wnioski.

Dużo lepsza organizacja imprezy i dużo lepsza gra złożyły się na wspomnienia, dla których to przecież przychodzimy do hali i wydzieramy się na cały głos.

Podobnie jak w przypadku meczu z Politechniką Warszawa rok wcześniej okazało się, że różnica w tabeli nijak się ma do pojedynczego meczu. Parkiet ponownie życzliwym okiem spojrzał na górniczy potencjał. Do wygranej, ponownie, zabrakło naprawdę niewiele: prowadzenie do przerwy, prowadzenie 60:55 po 3 kwartach i walka niemal do końcowej syreny o wygraną. W tym roku się nie udało, ale za rok - bogatsi w doświadczenia - powinniśmy się odegrać. (KK nie awansowało do II ligi - tym razem zabrakło jednego zwycięstwa).




środa, 9 maja 2012

Złote Kilofy - najlepszy gracz

 Wybór mógł być tylko jeden.



NAJLEPSZY GRACZ: Adrian Stochmiałek

Najlepszy Gracz 2011: Krzysztof Jakóbczyk



Sezon 2011/12 "Górnicy" zaczynali bez niego. Popularny "Kefo" pałał chęcią gry w lokalnym rywalu, z którym to mógłby powalczyć o awans. Nie bardzo widział się w biało-niebieskim trykocie, gdzie czekali na niego jedynie nieopierzeni młokosi. Stochmiałek wybrał KK by połączyć swoje siły ze starymi znajomymi: Mateuszem Myślakiem, Michałem Borzemskim czy też Maciejem Łabiakiem. Nasz wychowanek zapragnął romantycznego zjednoczenia z kumplami - tym razem betonowe boisko pod blokiem mieli wspólnie zamienić na ligowy parkiet. Trudno mieć to Adrianowi za złe.

Stało się jednak inaczej. Prezesowi Murzaczowi bardzo zależało by Stochmiałek w Górniku został. Tuż przed meczem z KK we wrześniu niewiele jeszcze było wiadomo, a prezes nerwowo czekał na decyzję naszego podkoszowego. Nasi ulegli KK 62:110, a jedyną siłą podkoszową był Oskar Pawlikowski (pamiętacie go jeszcze ?), który kilka dni później porzucił koszykarską karierę. Górnikowi pod koszem brakowało potencjału. Brakowało Adriana.

Po raz pierwszy chyba od czasów juniorskich, na "Arniemu" biało-niebieskim zależało. Wcześniej, jeszcze w I lidze w erze przedekstraklasowej i poekstraklasowej, Stochmiałek był statystą w meczowym protokole, rzadko dotykając piłki z wyjątkiem rozgrzewki. Wychowankiem Górnika "zapychano" meczową kadrę, a korzystano z jego usług jedynie w razie kontuzji. Taki obraz Stochmiałka rozkwitał w naszych kibicowskich głowach. Gdy "Kefo" wchodził na parkiet, wiedzieliśmy, że jest albo po meczu, albo... po meczu. Nie mieliśmy większego pojęcia na co go stać z wyjątkiem paru efektownych zagrań podczas streetballowych imprez, gdzie kibicom ukazywał się w bardzo obcisłym podkoszulku. 

Stochmiałek to żywy dowód na różnicę jaka polega pomiędzy I, II i III ligą. Statystyki Stochmiałka mówią dość jasno jak wiele dzieli poszczególne szczeble rozgrywek:

I liga: sezon 2010/11 - [Górnik] - 13 meczów, śr.12.5 min, 2.8 pkt
II liga: sezon 2008/09 - [Nysa Kłodzko] - 21 meczów, śr. 21.4 min, 7.9 pkt
III liga: sezon 2011/12 - [Górnik] - 14 meczów, śr. b.d min, 23.4 pkt 

W III lidze - po raz pierwszy w swojej zawodowej karierze - Kefo został tym, wokół którego opierała się gra zespołu (stąd duży skok punktowy). Pozostaje nam gdybać jak wyglądałyby statystyki naszego kapitana w wyższych ligach, gdyby jego rola na boiska nie ograniczała się do przepychania pod koszem i uprzykrzania życia rywalom w obronie. 

Arni był bez wątpienia najjaśniejszą postacią trzecioligowego Górnika. Na wielki plus trzeba mu zapisać równą formę - tylko raz zdobył mniej niż 10 punktów (9 "oczek" w wyjazdowej porażce ze Spartakusem 59:78, gdy potem szczerze przyznał w rozmowie z Hubertem Murzaczem, że miał po prostu słabszy dzień). Bez Stochmiałka - z całym szacunkiem dla rozwoju naszej młodzieży - nie byłoby mowy o 7 wygranych w sezonie. 

Trzeba pamiętać o tym, że kapitanowi Gónika nie było łatwo być w wielu momentach "samograjem". Najbardziej w pamięci utkwił mi jego ironiczny uśmiech i rozkładane ręce podczas druzgocącej porażki ze Spartakusem u siebie. Arni miał wyraźnie dość bezsilności kolegów, będąc w tamtym meczu jedyną jasną postacią Górnika. Takich reakcji jednak było niewiele, bo Arni był prawdziwym boiskowym kapitanem, wielokrotnie w pojedynkę "trzymając" wynik. Był jak kapitan tonącej łodzi - za wszelką cenę starał się ją utrzymać na powierzchni, utwierdzając kibiców w przekonaniu, że będzie ostatnim, który pozwoli biało-niebieskiej fregacie zatonąć.




sobota, 5 maja 2012

Głuche wołanie na rozdrożu


Wrzesień 2010. Pierwszoligowy Górnik Wałbrzych wygrywa w przedsezonowym sparingu ze zdolną młodzieżą WKK Wrocław. Spotkanie miało na celu przedstawić szerszej publiczności oraz przetestować w akcji letnie wzmocnienia biało-niebieskich. Jednak to nie nowi gracze przyciągnęli uwagę kibiców, a niespodziewanie dobry występ wychowanka wałbrzyskiego klubu, Damiana Pielocha - autora 19 punktów. Mija półtora roku, Górnik dryfuje po trzecioligowych wodach, a Pieloch właśnie skończył swój dziewiczy sezon poza domem - sezon spędzony w I lidze. Czy nasz 23-letni wychowanek wróci z wypożyczenia do MOSiR-u Krosno i stanie się filarem Górnika w walce o awans ?
Pieloch w barwach MOSIR-u

Jeszcze przed sezonem 2010/11 trener Chlebda zapowiadał, że wierzy w rozwój sporego talentu  drzemiącego w Pielochu. Damian miał dostać więcej szans na grę. O ile bywało z tym różnie, to nasz rzucający obrońca miewał dobre występy: 9 pkt (3/3 za 3) z Dąbrową Górniczą (99:90 dla Górnika po dogr.), 11 pkt w tym 3/6 za 3 ze Spójnią Stargard (wygrana 65:54), 19 pkt (3/10 za3) z GKS Tychy (porażka 52:79 w ostatnich meczu pozawałbrzyskich, nieopłacanych koszykarzy) czy wreszcie 16 pkt (4/9 za 3) w pamiętnym upokorzeniu z taczką w tle (Górnik - Znicz Pruszków 71:117). 

Biało-Niebieski okręt zatonął na dobre w długach, kończąc w fatalnym stylu  (wspomniana taczka) swój pierwszoligowy żywot. Po sezonie Damian trafił na wypożyczenie do pierwszoligowego MOSiR-u Krosno, który dopiero co wygramolił się z II ligi, do której ekipę z Podkarpacia spuścił rok wcześniej... nasz Górnik.

Pieloch opuścił rodzinne gniazdo i zaczął pracować na swój rachunek w silnej przecież I lidze. Niewielu go tam widziało. Jego utrzymanie na pierwszoligowej powierzchni zaskoczyło nawet Sebastiana Narnickiego, obecnie obrońcę Górnika. Panowie znają się od lat: jedna dzielnica, jedna drużyna młodzieżowa KSG. Popularny "Chudy" w wywiadzie z cyklu "Poznaj Górnika" o Pielochu mówił tak: 

- Z Damianem miałem bardzo dobry kontakt. Nie zapowiadał się na zbyt obiecującego a tu proszę. Gra na bardzo wysokim poziomie i życzę mu dalszego rozwoju i jak najlepszych wyników w karierze.

Pielochowi w Krośnie łatwo nie było. Cały sezon spędził w roli zmiennika dużo bardziej doświadczonego, czołowego strzelca MOSIR-u Piotra Pluty (brat Andrzeja). Wałbrzyszanin rozgrywki zakończył mając na koncie 31 meczów oraz śr. 3.7 pkt, z 49 proc. za 2 i 37 proc. za 3  w śr. 10 min. W porównaniu z ostatnim sezonem w Górniku widać postęp w skuteczności rzutów, zwłaszcza tych zza łuku (46 za 2 i 28 za 3). Pieloch błysnął w Pucharze Polski, gdzie pod nieobecność Pluty wyszedł w pierwszej piątce, zdobywając 31 punktów (6/10 za 3) przeciwko drugoligowemu STACO Niepołomice. 

Damianowi właśnie skończyło się wypożyczenie i - przynajmniej teoretycznie - wraca do Górnika. 

Nieprzypadkowo pisałem wyżej o trafionych "trójkach" Damiana. Skuteczność zza linii 6,75 to element w grze trzecioligowego Górnika nieistniejący. W wywiadzie dla naszego portalu www.gornikwalbrzych.pl wspominał o tym sam trener Chlebda. Obok problemów pod koszem, nie dysponujemy pewnym strzelcem z dystansu. Damian Pieloch - na poziomie III ligi - kimś takim, swoistym brakującym ogniwem, mógłby być. 

Sprowadzenie do biało-niebieskich innego gracza o podobnym do Damiana kalibrze, ale pochodzącym z poza regionu wałbrzyskiego, wydaje się mało prawdopodobne. Co zrobi więc prezes Murzacz ? Z tego co wiem, raczej nie jest maniakalnym despotą, który za wszelką cenę będzie  więził Damiana (i jego kartę zawodniczą) w trzecioligowych realiach. Sam Pieloch zapewne, wraz z zasmakowaniem cudownego świata I ligi, nie będzie pewnie zainteresowany występami w zaświatach polskiej koszykówki. Tym bardziej w sytuacji, gdy ma 23 lata i nie szuka sportowej emerytury w - nie ukrywajmy tego - prowincjonalnych rozgrywkach. 

Kibicom i działaczom pozostało stanąć na rozdrożu pielochowych dróg i wzywać wychowanka do powrotu. Zawołania mogą się okazać głuche, bo powrót rzucającego obrońcy do Górnika nie wydaje się prawdopodobny. Oby było inaczej.

czwartek, 3 maja 2012

Kamerun po polsku

Tym razem trochę ogólniej. Bardziej wałbrzysko niż górniczo.

Jakiś czas temu wyczytałem, że w Jaunde - stolicy Kamerunu - w ogóle nie kursuje komunikacja miejska. Wałbrzych z Kamerunem i Afryką trochę łączy. U nas komunikacja miejska jest, ale ledwo dyszy w środowisku pełnym oparów, wynikających z podstolikowych machlojek. 

Ciężko mi zliczyć ile autobusów linii nr "2" w tajemniczych okolicznościach wypadło z rozkładu jazdy. Autobusy rozpływają się w powietrzu (a raczej psują się) cyklicznie, a ostatnio - nawet częściej. Nie robi na mnie wrażenia jeden autobus znikający z rozkładu, ale trzy - już tak. Wałbrzych jest na równi pochyłej, a ostatnie treningowe problemy piłkarzy Górnika, wynikające z nieopłacenia przez klub płyty boiska potwierdzają tylko te słowa. 

Nasz ukochany Wałbrzych to nie tylko wewnętrzne, hermetyczne piekiełko. Studiując we Wrocławiu spotykam się tylko i wyłącznie z jedną opinią na temat miasta (jeżeli jeszcze się nie domyśleliście z jaką to podpowiadam - niezbyt pozytywną). Ludzie kiwają głową, współczują... Mój współlokator  z akademika (pochodzący z Ząbkowic Śląskich) przyznał po ostatniej wizycie w Wałbrzychu, że "to miasto się sypie", ale czarę goryczy przelał ktoś inny. A raczej przelała...

Akademik w którym mieszkam łączy nacje właściwie z całego świata. Poznałem ludzi z Chin, Turcji, Libii, Kazachstanu, Azerbejdżanu, USA, Ukrainy, Walii, Szwajcarii, Niemiec i Holandii. No i to właśnie słowa pochodzącej spod Rotterdamu Juliette najbardziej mnie zszokowały. Gdy powiedziałem jej skąd pochodzę, odpowiedź była szybka i zdecydowana: "I've heard it's a horrible place" ("Słyszałam, że to okropne miejsce"). Znają nas już w kraju tulipanów i wiatraków. Nic dodać, nic ująć.

Wracając do wewnętrznego piekiełka. Miejscowi wcale nie lepiej wypowiadają się o Wałbrzychu. Pani w średnim wieku z przystanku przyznała wprost: "Wystarczy wyjechać do Świebodzic, Świdnicy, Dzierżoniowa, Bielawy (!?) i już jest lepiej. Nie mówię, że dobrze, ale lepiej".

Ostatni numer "Panoramy Wałbrzyskiej" prezentuje wielki nagłówek pt. "Gdzie Cię Okradną". To nie było pytanie, ale stwierdzenie faktu ! Całość dotyczyła decyzji o likwidacji kilku posterunków policji w mieście. No to nieźle...

Aha. Na mojej dzielnicy wybito ostatnio dwie szyby sklepowe. I nikt jakoś się szczególnie nie zdziwił. Bardzo zaskakuje mnie za to postawa naszych "szanownych" nyskarzy z pewnej podwałbrzyskiej miejscowości, którzy mają się za nadludzi lub co najmniej za ulepionych z lepszej gliny. 



Po co o tym piszę ? Bo razem z kolegami z Klubu Kibica kochamy nasz klub i nasze miasto (choć wielu członków KK mieszka poza Wałbrzychem, to jest z nim nierozerwalnie związana). Dlatego też angażujemy się w życie biało-niebieskiego zespołu. W czerwcu jedziemy do Łańcuta na Ogólnopolski Turniej Kibiców by coś dobrego o Wałbrzychu wypuścić w eter.