Szukaj na tym blogu

środa, 29 stycznia 2014

Ucz się, ucz, bo nauka to potęgi klucz


Gdy staram się sięgnąć pamięcią do czasów dzieciństwa i przypomnieć sobie powiedzonka mojego taty, które po dziś dzień siedzą mi głowie, od razu myślę o: „Ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz”. Strasznie wyświechtane i niezwykle banalne powiedzenie, pomyślicie, ale to właśnie może dzięki niemu nigdy nie miałem większych problemów w szkole i za swoją największą wpadkę uważam zdobycie 0,5 punktu z kartkówki z matematyki w gimnazjum (na 16 możliwych do zdobycia). 

Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy miał ojca, który do znudzenia lubił rzucać tego typu hasła. Podczas ostatniego meczu Górnika z Siechnicami kibice skandowali „Gdzie jest Kurzepa?”, domagając się wpisania do protokołu meczowego najzdolniejszego juniora biało-niebieskich, od początku sezonu przegrywającego rywalizację o miejsce w składzie z weteranem Mariuszem Karwikiem, a ostatnio nawet z rzecznikiem wałbrzyskiej straży pożarnej, Pawłem Kalińskim.

Nieobecność Szymona Kurzepy w składzie seniorów tłumaczona jest jego niedociągnięciami w sferze edukacyjnej. Nasz niepokorny zawodnik zalicza na tym polu wpadki, co blokuje mu podobno miejsce w III lidze, ale w lidze juniorów szkolny performance nie odgrywa już żadnej roli, bo Szymon gra w każdym meczu.

Oderwijmy się na moment od naszego regionu. Jak wygląda sprawa edukacji koszykarzy za Oceanem?

Przeczytajcie:

Początkowo uważałem, że Daequan, nasz pierwszy rezerwowy ze śr. 10 pkt/mecz, zwariował opuszczając tak wcześnie uczelnię (po pierwszym roku – przyp.) Zmieniłem zdanie, gdy w jego pokoju w akademiku znalazłem pięciostronicowe wypracowanie ocenione na 0%. Na samej górze tylniej strony profesor napisał: „To oczywiste, że nie przeczytał Pan tej książki i przez to nie miał Pan pojęcia co trzeba zrobić w wypracowaniu. Pańskie zadanie zostało w całości wykonane nie na temat i nie ma żadnego związku z zajęciami. Proszę odwiedzić mnie w moim gabinecie jeszcze w tym tygodniu”.



Wciąż nie mogę uwierzyć, że profesor nie wykorzystał tej świetnej okazji i powstrzymał się od cytatu z filmu „Billy Madison”: „To, co tutaj wypisałeś to zbiór najbardziej idiotycznych wypocin, jakie w życiu czytałem. W tym całym bełkocie i niespójności wypowiedzi nie byłeś nawet blisko czegokolwiek, co można by podpiąć pod termin „racjonalna myśl”. Każdy, kto miał okazję to czytać w naszym instytucie, czuje się teraz głupszy. Wystawiam ci całe 0% i niech Bóg zlituje się nad twoją duszą”. (…) Usiłuję powiedzieć, że Daequan nie bardzo nadawał się do studiowania na wyższej uczelni i jego szybkie przejście na rynek pracy było prawdopodobnie dobrym pomysłem.

Ten długi cytat pochodzi z kapitalnej książki Marka Titusa „Don’t Put Me In, Coach", którą mam przyjemność teraz czytać. Tytuł jeszcze nie został przetłumaczony na język polski (i się chyba na to nie zanosi, bo rynek zbytu w RP na tytuły związane z amerykańską koszykówką akademicką jest zbyt mały), ale pozwoliłem sobie na chałupnicze tłumaczenie ciekawego fragmentu, traktującego o nauce. Opowiadającym jest oczywiście Titus, przyspawany przez cztery lata do ławki rezerwowych gracz świetnego uniwerku Ohio State, gdzie razem z nim występowali Greg Oden, Mike Conley, Evan Turner i …. wspomniany w tym fragmencie Daequan Cook.

Po roku na uczelni Ohio State, Cook zgłosił się w 2007 roku do draftu NBA, gdzie w pierwszej rundzie wybrali go Philadelphia 76ers, szybko oddając prawa do Miami Heat. W 2009 roku Cook wygrał konkurs rzutów za trzy podczas Meczu Gwiazd, a w 2012 roku był zmiennikiem w Oklahoma City Thunder, z którymi dotarł do finałów NBA. Tyle, jeśli chodzi o jego sukcesy. Ostatnio występował w Eurolidze i Eurocup, w ukraińskim Budyvielniku Kijów, gdzie po trzech miesiącach, czyli w połowie stycznia tego roku, podziękowano mu za usługi. Obecnie szuka klubu. W NBA Cook zagrał w 374 meczach, notując śr. 6.4 pkt i 36% skuteczności za 3 w sezonie regularnym i 3.0 pkt i 32% za 3 w playoffs. Gwiazdą nie został (nie zapowiadał się na nią), ale nie można raczej stwierdzić, że jego kariera to pasmo niepowodzeń. I to wszystko pomimo tego, że nie był „orłem” w szkole, choć porównywanie go z „orłem” to w tym przypadku duże nadużycie, bo raczej rzadko się zdarza zebrać 0% (czy tam 0 pkt) z wypracowania (mój najgorszy wynik to wspomniane 0,5 pkt z przeklętej matmy).

Tak to się robi w Ameryce.

Wsiądźmy teraz do komfortowego samolotu niemieckich linii Lufthansa i powróćmy po przesiadce w Niemczech do Rzeczpospolitej. Polskiego Daequana Cooka daleko szukać nie trzeba. Jeszcze cięższe przeboje na swojej wyjątkowo krętej edukacyjnej drodze miał Bartłomiej Ratajczak, który na ewentualny przydomek „orzeł” pracował bynajmniej nie w szkolnej ławie, ale na koszykarskich parkietach. Pal licho "Rataja". 

Jest jeszcze ktoś:

Nie zdałem w pierwszej klasie liceum i chyba to się nadal za mną ciągnie. Wszyscy dookoła namawiali mnie aby skupić się na grze w koszykówkę. O ile się nie mylę grałem już wtedy w drużynie seniorów, we wszystkich juniorach, juniorach starszych i tyle ile meczów było w tygodniu, tyle dni opuszczonych na lekcjach. Nauczyciele szybko pokazali mi gdzie jest moje miejsce. Od tamtej pory tak się wstydziłem, że nie potrafiłem rodzicom spojrzeć w oczy. I wtedy mi powiedzieli: „Widzisz, tylu ludzi chciało byś grał w koszykówkę, a ilu Ci pomogło w tak trudnym momencie?”. Potem jednak zrobiłem dwa kierunki, dwa fakultety i jestem magistrem. Wstyd zadziałał na mnie mobilizująco.    

To słowa niejakiego Rafała Glapińskiego (całość tutaj). RAFAŁA GLAPIŃSKIEGO. Tego samego, który stanowi o jakości trzecioligowego Górnika, a w przeszłości z powodzeniem (i w różnych barwach) zaliczył wszystkie pozostałe ligowe szczeble w polskiej koszykówce. „Glapa” miał swoje problemy w szkole, podobnie jak Kurzepa zaliczył „zimowanie” w liceum. Rafał szybko jednak się „ogarnął” i tego samego (oraz podobnej kariery zawodowej) trzeba życzyć Szymonowi. Wierzę, że Kurzepa dostanie swoją szansę jeszcze w tym sezonie, tak jak przed ponad dekadą zaufano "Glapie", choć w grę nie wchodziła przaśna III liga, a poważne rozgrywki na zapleczu ekstraklasy.

Nie każdy koszykarz radzi sobie w szkole. Nie każdy może stać się drugim Hubertem Radke z Rosy Radom, który robi doktorat. Tak to już jest. Problemy mieli i Cook, i Ratajczak, i Glapiński. Wszyscy jednak otrzymali swoją szansę w dorosłym baskecie. 

Jak będzie z Szymonem Kurzepą?

niedziela, 26 stycznia 2014

Trochę werwy przed długim okresem przerwy


(11-1) Górnik Wałbrzych - (2-10) KKS Siechnice 83:53 

Z pieśnią na ustach, zmierzaliśmy wąską uliczką na parking do naszego minibusa, dźwięk samochodowego klaksonu zaburzył nasze śpiewy. Białe kombi na wrocławskich blachach zatrzymało się koło nas. Siedzący za kierownicą starszy pan opuścił szybę i powiedział: „Wygracie tą ligę na pewno. Nie jestem od was, ale wam kibicuję, w końcu jesteśmy z tego samego regionu. Powodzenia w barażach!”

Blog „Górnicy”, 11.11.2013

To zadziwiające, ale już po pięciu kolejkach starszy pan z kombi oczyma wyobraźni widział biało-niebieskich w barażach o awans do II ligi. Było to po wygranej Górnika w Siechnicach 102:84. Lwia część wałbrzyskich entuzjastów koszykówki potrzebowała dwóch kolejnych miesięcy by przyznać temu tajemniczemu facetowi rację. 

KKS Siechnice, skromnego klubiku z najlepszym strzelcem ligi, 23-letnim Damianem Oswaldem, nie wolno lekceważyć. Przekonałem się o tym podczas obserwacji naszych w starciu w podwrocławskiej mieścinie. Niech was nie zmyli końcowy wynik - Górnicy zaczynali czwartą kwartę z jedynie pięcioma punktami przewagi. Teraz było zresztą podobnie – chwila rozluźnienia w drugiej kwarcie przyniosła serię punktową gości i trzy celne rzuty dystansowe Oswalda, przybliżające KKS do remisu.  

Na całe szczęście to nasi lepiej atakowali „deskę” i stosowali bardzo ciekawe wstawki wysokiej obrony na całym boisku i od linii środkowej (Rick Pitino byłby dumny). Te wysokie podwajania (i potrajania) przynosiły przechwyty, kontry i punkty. Nie wiem czy jest to związane z niezbyt przekonywującą jakością gry sobotniego rywala, czy może po prostu z progresem w organizacji gry wałbrzyszan, ale Górnik wyraźnie poprawił komunikację. Jest mniej strat, więcej zespołowych akcji, a i piłka sprawnie krążyła po obwodzie, niczym zawodowa groupie koszykarzy NBA po hotelowym korytarzu..  

W drodze powrotnej do domu, w głowach koszykarzy z Siechnic (a raczej z Wrocławia, nie oszukujmy się) zapewne kołatały różne myśli:

  1. Przegraliśmy z liderem. Nie ma się czego wstydzić, tym bardziej, że przyjechaliśmy bez trenera.
  2. Fajna ta hala w Wałbrzychu (Oswald: „Noo…Tylko obręcze jakieś takie sztywne”)
  3. Tyle śniegu to ostatnio widzieliśmy rok temu. Było to… też chyba w Wałbrzychu.

Szkoda jedynie, że ostatni mecz naszych koszykarzy przed 1,5 miesięczną przerwą przyciągnął niewielu kibiców. Niska temperatura za oknem kazała widocznie pozostać w domu. Kibice uznali, że ciepło domowego ogniska rozgrzewa lepiej niż boiskowa postawa Górników. Jak to powiedział Silvio z Klubu Kibica, facet od photoshopa miałby sporo roboty by zapełnić trybuny Aqua-Zdroju.

Swoje słabsze momenty mieli też ci, którzy pomimo sopli pod dachami i lodem pod stopami, dotarli do hali. Nie wiem czy pamiętacie, ale w przeszłości koszykarze Górnika cierpieli na tzw. „syndrom trzeciej kwarty”, gdy to po dobrej pierwszej połowie notowali fatalne przestoje w trzeciej części meczu. Było to ponad dekadę temu, w czasach gdy Rafał Glapiński stylizował się na Allena Iversona, trenerem był obecny komentator Polsatu Sport News, Grzegorz Chodkiewicz, a najlepszym skrzydłowym zespołu był Litwin o imieniu Tadas. W dzisiejszym trzecioligowym ciemnogrodzie syndrom zmutował się i przeniósł na trybuny. To właśnie w trzeciej kwarcie górniczy „młyn” od kilku meczy świeci pustkami. Jeżeli jesteście przesądni i wierzycie w horoskopy, układ gwiazd i tego typu niestworzone rzeczy, wińcie syndrom. Jeżeli za to twardo stąpacie po ziemi, obwiniajcie barek z alkoholem w hotelowej restauracji obok hali.

GÓRNICY W AKCJI:

#13 Borzemski – w miejsce kontuzjowanego Mateusza Myślaka wychodzi w pierwszej piątce. Pudłował z dystansu i półdystansu. Przy każdej próbie piłka ocierała się lekko o obręcz, tak jakby „Borzem” rzucał nieco za lekko. Z racji służbowych obowiązków, przywykł do koszy osirowskich.
#6 Fedoruk – w drugiej połowie wyszedł w eksperymentalnej piątce razem z Maryniakiem, Krzymińskim, Ratajczakiem i Glapińskim. Wiek tej piątki graczy:  21, 21, 17, 23, 32 – tak młodego zestawienia w biało-niebieskich trykotach nie widzieliśmy od pamiętnego sezonu 2011/12 i występów Młodych Wilków Chlebdy  w pierwszym sezonie w III lidze. „Fedor” niczym nie zachwycił, raz kompletnie zaspał w ataku, gdy zamiast walczyć o zbiórkę, wrócił do obrony, zakładając, że ma miejsce zagranie z linii bocznej. Nie wiem ile w tym jego „zasługi”, ale był członkiem tej piątki, która dała Siechnicom podgonić wynik i zniwelować stratę na 26:22.
#18 Glapiński – „Bez niego wszyscy byśmy zginęli”. To słowa T. z Klubu Kibica po kolejnej dobrej akcji „Glapy”. Ok, Glapiński był ponownie najlepszym strzelcem zespołu, ale w jego grze bynajmniej nie chodzi o punkty, a o decyzyjność, ustawianie zagrywek i kreowanie kolegów. Lider biało-niebieskich, jednoosobowy filar podtrzymujący dość kruchą górniczą konstrukcję przed trudnymi czasami barażowych wichur i huraganów.
#19 Iwański – na trybunach niektórzy kpili z jego mocno przylegającego do ciała kostiumu z długim rękawem (ktoś tam powiedział, że „Iwan” prawdopodobnie wstydził się udostępniać swój tatuaż). Okazuje się, że w folklorystycznej III lidze pozwalają pod koszulką mieć dosłownie wszystko. Nikt by chyba nie zauważył, gdyby następnym razem „Iwan” wyszedł na parkiet w bluzie, kurtce lub prochowcu. Pomijając stylizacje naszego pierwszego środkowego, początek meczu w jego wykonaniu był mało zachwycający, bo zaczął się od dwóch pudeł spod kosza i bólu oka, który znokautował jego duch walki. Później Iwański robił co do niego należy, czyli wychodził na pozycję i czekał na podanie pod dziurę, które zamieniał na punkty.
#9 Józefowicz – koszmarnie wszedł w mecz, pudłując pierwsze pięć rzutów, co prędko  zliczyli jego najzagorzalsi fani z trybun. Jakoś tak w drugiej kwarcie odnalazł swój rzut dystansowy, kończąc mecz z czteroma „trójkami”. „Reguła Józefowicza” mówiąca, że na Aqua-Zdroju da się seryjnie trafiać za trzy działa! W rzutach zza linii 6,75 m wygrał bezpośredni pojedynek z Damianem Oswaldem z Siechnic w stosunku 4:3.
#14 Karwik – dość krótki występ, oparty bardziej na wyprostowaniu kości niż próbie prostowania wyniku.
#5 Kaliński – jeszcze rok temu był w zarządzie klubu, ostatnio postanowił reaktywować swoją karierę w III lidze. Z zawodu: strażak, z metryki: niespełna 38-latek. Troszkę z nie swojej winy stał się przykładem wałbrzyskiego modelu wprowadzania zdolnych juniorów do pierwszej drużyny.
#17 Krzymiński – najdłuższy występ w sezonie. Raz wbił się w „pomalowane”, prosto w gąszcz rąk rywali, co nie skończyło się dobrze. Innym razem udanie wykończył akcję w szybkim ataku. W kolejnym zagraniu nie zdążył w kontrze do podania „z głębi pola”. Wielu twierdzi, że stało się tak z powodu tej jego czupryny, która stawia zbyt duży opór powietrzu. Cóż, nieważne ile byś trenował, praw fizyki nie oszukasz. 
#10 Maryniak – sporo boiskowych minut ubranych we wpadki (patrz niżej) i przebłyski. W jego przypadku, co by nie napisać, wszystkim zgromadzonym w pamięci pozostaną upokarzające go pompki, które wykonywał na polecenie trenera w trakcie meczu.
#8 Narnicki – ulubieniec najzagorzalszych kibiców spotkał się z potępieniem trenera po spudłowaniu prostego lay-upa, który kosztował go powrót na ławkę. Nieco później, w duecie z „Maryną”, nie trafiali w jednej akcji sam na sam z koszem. Chwilę później ”Chudy” ratował twarz nurkowaniem po piłkę pod krzesełka ławki gości. Tyle jeśli chodzi o jego niedociągnięcia. Narnicki dobrze podwajał w obronie na całym boisku, skutecznie kończył akcje po szybkim przejściu do ataku i nawet trafił za trzy.
#20 Olszewski – w zastępstwie nieobecnego Stochmiałka wyszedł w pierwszej piątce. Chyba za bardzo wziął do siebie swój nowy pseudonim „Garbajosa” bo zdarzało mu się powygłupiać i rzucać do kosza z poza „pomalowanego”. 
#11 Ratajczak – gorzej nie mógł wejść w mecz, bo nie złapał trzech pierwszych podań i spudłował kilka rzutów. Szukał rehabilitacji w oczach kibiców, trenerów i kolegów, gdy podjął próbę wykończenia alley-oopa. Ostatecznie z najlepszej górniczej akcji od co najmniej trzech sezonów nic nie wyszło. Choć w ataku Ratajczak jest wciąż pokryty rdzą, to w obronie robi niezłą robotę. Jego skoczność bardzo przydaje się przy zbiórkach na zarówno atakowanej jak i bronionej tablicy.   
#XXX Kurzepa? - nasz najzdolniejszy junior (choć nie najpokorniejszy) jest wciąż poza składem, co zaowocowało ułożoną w formie pytania chóralną przyśpiewką ze strony kibiców. Szymon jest zgłoszony do rozgrywek i od trzecioligowego składu oddzielają go jedynie pewne drobnostki (niepotrzebne skreślić):

- oceny w szkole (hmm... serio?)
- poprawa relacji na szczeblu wewnątrzklubowym 
- 37-letni Kaliński
- 36-letni Karwik
- niepisana reguła jednego juniora w składzie (patrz: Maciek Krzymiński)
- hierarchia w zespole juniorów (przed Kurzepą wydaje się, że wciąż wieksze szanse ma inny zdolny junior, Damian Durski, który zresztą siedział już na ławce podczas meczu z WKK II we Wrocławiu)
- jednoczesna grypa żołądkowa wszystkich podkoszowych Górnika (odpukać)
- gigantyczna asteroida uderzająca w ziemię i pozbawiająca życia 80% ludzkości

Z bilansem Górnika jest trochę jak z moją nową, zimową czapką. Czapka wymykała mi się z kieszeni bądź rękawa kurtki już parokrotnie, ale zawsze (czasem przy pomocy życzliwych osób) znajdywała drogę powrotną na moją głowę. Podobnie jest z wygranymi biało-niebieskich, które kilka razy w tym sezonie o mało się naszym nie wymknęły, gdyby nie ktoś „życzliwy”, a raczej sportowo nadprogramowy (pozdrowienia dla „Glapy”). Tym razem nasi wygrali pewnie, co w tym sezonie zbyt często się nie zdarzało.

W marcu (końcówka sezonu w regionie) i kwietniu (baraże) ciąg dalszy emocji. 

piątek, 24 stycznia 2014

Podobieństwa












Myli się ten, który uważa, że na obu fotografiach przedstawiony został nasz środkowy, Daniel Iwański. Poniższe zdjęcie, recz jasna, nie pozostawia żadnych wątpliwości - odziany w biało-niebieski strój Iwański zbiera piłkę w obronie podczas meczu z Maximusem. 


Zagadką dla wielu może być za to facet z ujęcia u góry. Niewiele wiadomo mi o zdolnościach wokalnych "Iwana" dlatego nie wykluczam, że środkowy Górnika ma w swojej prywatnej kolekcji zdjęcia z mikrofonem w dłoni. Na zamieszczonym zdjęciu widnieje jednak Grubson - bardzo znany i w wielu młodzieżowych kręgach ceniony raper. 


Grubsona bardziej kojarzę z muzyki niż z twarzy, dlatego o zadziwiającym podobieństwie naszego "Iwana" do tego rapera poinformowała mnie D. z naszego Klubu Kibica. 

W sobotę Górnicy grają z Siechnicami. Oby końcowy wynik tego pojedynku w niczym nie przypominał rezultatu z Jeleniej Góry. W kwestii podobieństwa czas poprzestać na duecie Iwański-Grubson.


wtorek, 21 stycznia 2014

Obraz zatarty, ze zwycięstwa obdarty


(9-2) Spartakus Jelenia Góra – (10-1) Górnik Wałbrzych 71:65


W czasie przedpokwitaniowym tego bloga zdarzało mi się pisać straszne bzdury. To właśnie w czeluściach archiwum można znaleźć mój idiotyczny opis wyjazdowego meczu Górnika, na którym mnie nie było, a swoje oceny zawodników oparłem na statystykach. Było to w sezonie 2010/11, gdy biało-niebiescy biegali jeszcze po pierwszoligowych parkietach. Z dzisiejszej perspektywy to już prehistoria: inny zarząd, inna konstrukcja prawna zespołu, inni zawodnicy, inni sponsorzy (lub ich brak), inne długi, nawet hala inna. Tylko trener wciąż ten sam (bez podtekstów). Tak wiele w ciągu trzech lat działalności bloga „Górnicy” się zmieniło.

Po opisaniu meczu, którego nie widziałem, pojawiły się w moim kierunku krytyczne głosy. I słusznie. Ale dlaczego w ogóle wracam do tych, wydawałoby się, już mitologicznych czasów?
Ano dlatego, że zabrakło mnie w Jeleniej Górze. Nie widziałem meczu ze Spartakusem, bo zatrzymały mnie sprawy na uczelni.

Na szczęście, na meczu wyjazdowym pojawiła się spora grupka wałbrzyskich kibiców. To właśnie oni są moim jedynym źródłem informacji z jeleniogórskich wydarzeń. Dla nieobecnych na hali, mecz III ligi pozostaje ustnym zapisem, płynącym z ust ludu. Zapisem bardziej niewyraźnym niż ten z taśm starych kaset z walkmanów (mój rocznik i ten późniejszy są chyba ostatnimi, które je używały). Historyjka z ust kibica trzecioligowego zespołu to często koszykarski mit, tworzony z próby zebrania w całość meczowych ulotności.

Słuchając uważnie tych niesprecyzowanych w czasie i przestrzeni komentarzy-wycinków do gry Górnika, odniosłem wrażenie, że niewiele się zmieniło w stosunku do starcia z Kątami Wrocławskimi.

Oto, co mówili kibice o grze Górników (cytuję z pamięci):

„Nikt się nie wyróżnił”.

„Dobrze, że przegrali. Takie porażki też są ważne. To pomoże chłopakom zejść na ziemię”.

„Józefowicz trafił raz na dziewięć prób za trzy”.

„No tak, „Glapa” zdobył sporo punktów, ale miał też sporo strat i błędów. Poza tym, znowu był prowokowany”.

„Krzymiński w ciągu dwóch minut na boisku wymusił faul w ataku, zebrał piłkę w obronie, zdobył punkty i …tyle. Po tych dwóch minutach usiadł na ławce, zbesztany za słaby powrót do obrony. Już się z ławki nie podniósł”.

„Fedoruk po raz pierwszy zagrał lepiej od Iwańskiego. Raz trafił nawet z dalszego półdystansu”.

ale….

„Podkoszowi i skrzydłowi zdobyli w sumie tylko 15 punktów…”

Nie ma co owijać w bawełnę. Naszych tlenu pozbawił niejaki Wojciech Rzeszowski, autor 25 punktów. Nikt mi o tym nie powiedział, ale sam na to wpadłem, przypominając sobie jego popis w sezonie 2011/12, gdy w "Teatralnej" Wojtek wpakował nam 42 punkty. Rzeszowski w pierwszym meczu pomiędzy obiema ekipami nie zagrał, bo jakoś w tym czasie zmieniał przynależność klubową. Jak dziś wyglądałaby tabela, gdyby wtedy zagrał? 

Gra wałbrzyszan podobno była równie niepowabna i niepoprawna, co polszczyzna bohaterów „Ekipy z Warszawy”. Z moich własnych obserwacji mogę stwierdzić, że niewesoło bywało już wcześniej: w drugiej połowie meczu z WKK u siebie, w pierwszej połowie spotkania we Wrocławiu, w ostatniej kwarcie w Kątach Wrocławskich, czy w przeciągu całych spotkań u siebie ze Spartakusem i Maximusem. Wszystkie te spotkania wałbrzyszanie wygrali, choć pani Porażka stała w progu, a nasi otwierali jej drzwi i zapraszali ją w obłoconych butach do obłożonego dywanem salonu. Ta wreszcie z zaproszenia skorzystała i zapaćkała nasz nastrój.  
 
Górnikom nie pomógł w powrotnym debiucie ostatnio przyspawany do ławki w Kłodzku Bartłomiej Ratajczak. W klubie mówią, że gdy „Rataja” otrzepie się z rdzy i wyleczy jego odciski, spowodowane grzaniem ławy w II lidze, będzie bardzo przydatny.  

W sobotę o 16 mecz w Aqua-Zdroju z Siechnicami, które zamykają tabelę. Nasi wciąż przewodzą stawce i będą przewodzić nawet po, pffu, pffu, porażce w sobotnie popołudnie.

Baraże majaczą niewyraźnie na horyzoncie. Są już tak blisko, tak niedaleko... Jeszcze trzy mecze…

piątek, 17 stycznia 2014

Zmiany, zmiany, zmiany...


W Górniku poważnie myślą już o zbliżających się wielkimi krokami barażach. Stąd pomysł wzmocnień zespołu pod koszem. Do biało-niebieskich powracają dwaj wychowankowie: Bartłomiej Ratajczak i Piotr Niedźwiedzki. Obok nich, na treningu znaleźli się Paweł Kaliński i Szymon Kurzepa. Cała czwórka została zgłoszona do rozgrywek, co wcale nie oznacza, że w komplecie w nich wystąpi. Dwa lata temu Górnik zgłosił do gry Błażeja Nowickiego, który ostatecznie do Wałbrzycha nie wrócił. Na dzień dzisiejszy największe szanse gry ma Ratajczak.

Ratajczak, foto kosz.doral.pl
Jednak to powrót Niedźwiedzkiego jest sporą sensacją. Zmagający się ostatnio z olbrzymi kłopotami zdrowotnymi wicemistrz świata U-17 wraca do gry po ponad rocznej przerwie. Popularny „Mydło” został zmuszony do zawieszenia swojej kariery z powodu problemów z sercem. Teraz powraca do wyczynowego sportu by pomóc Górnikowi w walce o II ligę. Niedźwiedzki wciąż jest graczem WKK Wrocław, a w Górniku będzie grał na zasadzie wypożyczenia. Jego powrót do gry to na razie spora niewiadoma. Niedźwiedzki na razie ma spore zaległości treningowe i nadwagę.

Ratajczak z kolei rzadko dostawał szansę na pokazanie swoich umiejętności w drugoligowym Doralu Nysa Kłodzko, dlatego na pewno liczy na odbudowanie się w trzecioligowym Górniku.

Do rozgrywek zgłoszeni zostali także Paweł Kaliński i Szymon Kurzepa, chociaż im o miejsce w meczowej dwunastce może być trudno. Szeroka kadra Górnika liczy obecnie aż 17-18 graczy, dlatego też jest z czego wybierać. 

Kaliński to 37-letni skrzydłowy, którego ostatnio mogliśmy oglądać jedynie w lidze amatorskiej w zespole IBIS Hotel (grał tam razem z zawodnikiem Górnika, Mariuszem Karwikem). W przeszłości występował w trzecioligowym Górniku Nowe Miasto, a w sezonie 2011/12 był członkiem zarządu Stowarzyszenia Górnik Wałbrzych 2010.

Kurzepa to nasz najzdolniejszy junior. Niespełna 18-letni koszykarz jest wychowankiem Górnika Nowe Miasto Wałbrzych, ma też za sobą wypożyczenie do młodzieżowego zespołu Turowa Zgorzelec. Do Górnika Kurzepa trafił w 2012 roku, po połączeniu KK Wałbrzych (grali jako Górnik Nowe Miasto w lidze młodzieżowej) z Górnikiem. W tym sezonie Kurzepa w lidze juniorów w 9 meczach notuje śr. 21.0 pkt (ani razu nie zdobył mniej niż 10 punktów). Grający na pozycji silnego skrzydłowego/środkowego junior występuje też w Wałbrzyskiej Amatorskiej Lidze Koszykówki „Aqua-Zdrój”, gdzie po 7 kolejkach notuje śr. 18.4 pkt i 8.0 zb.



Piotr Niedźwiedzki

Rok ur. 1993
Wzrost: 211 cm
Pozycja: Środkowy
 

Kluby:

 do 2008 - Górnik Wałbrzych (zespoły młodzieżowe)
2008-2011 - WKK Wrocław (II liga, zespoły młodzieżowe)
2011-2012 - Śląsk Wrocław (Ekstraklasa)
2012-2013 - Kotwica Kołobrzeg (Ekstraklasa)
2014-          Górnik Wałbrzych (III liga)


Kilka faktów z kariery Niedźwiedzkiego:

4. miejsce w Mistrzostwach Europy U-16 z reprezentacją Polski (2009) 10.9 pkt, 7.4 zb
Wicemistrzostwo Świata U-17 (2010), w turnieju: śr. 7.1 pkt, 4.4 zb
6. miejsce w Mistrzostwach Europy U-18 (2011), śr. 10.2 pkt, 5.4 zb
7. miejsce w Mistrzostwach Świata U-19 (2011), śr. 9.4 pkt, 5.6 zb
45 meczów w Ekstraklasie
MVP Meczu Gwiazd Basketball Without Borders 2010 - turnieju rozgrywanego pod egidą NBA dla 50 najlepszych młodych koszykarzy Europy.
Mistrz Polski juniorów starszych 2012 (z WKK) - 18 pkt i 7 zb w finale z Treflem Sopot, 65:53
Mistrz Polski juniorów 2011 (z WKK) - 31 pkt i 11 zbiórek w finale z Treflem Sopot, 77:74
Wicemistrz Polski kadetów 2009 (z WKK)

Najlepszy sezon w rozgrywkach ligowych: 2011/12, WKK Wrocław (II liga)

11/12 – 14 meczów, śr. 26.3 min, 15.5 pkt, 10.4 zb, 59/89 za 2 (66%), 1/10 za 3 (10%), 17/30 za 1 (57%)

Ostatni sezon w grze: 2012/13, Kotwica Kołobrzeg (Ekstraklasa)

12/13 – 14 meczów, śr. 14.0 min, 5.4 pkt, 3.3 zb, 50% za 2, 23% za 3, 48% za 1.

Ostatni oficjalny mecz: 14.11. 2012, AZS Koszalin – Kotwica Kołobrzeg 77:61 (Ekstraklasa), Niedźwiedzki: 17 minut, 7 pkt, 5 zb.

Rekordy w ekstraklasie:
Punkty: 12 (w Kotwicy, 6.10. 2012, vs Jezioro Tarnobrzeg, 94:90)
Zbiórki: 8 (w Śląsku, 5.01. 2012, vs. ŁKS Łódź, 71:49)
Bloki: 3 (w Śląsku, 11.01.2012, vs. Trefl Sopot, 77:85)
Minuty: 27 (w Kotwicy, 30.09.2012, vs. Anwil Włocławek 69:81)

CHARAKTERYSTYKA GRACZA na portalu POLISHHOOPS.PL - czytaj TUTAJ

Bartłomiej Ratajczak

Rok ur. 1991
Wzrost: 197 cm
Pozycja: Skrzydłowy

Kluby:

2009-2011 – Górnik Wałbrzych (Ekstraklasa, I liga)
2011-2012 – KK Promet Wałbrzych (III liga)
2012-2014 – Doral Nysa Kłodzko (II liga)
2014 -        -  Górnik Wałbrzych (III liga)


W Kłodzku w II lidze:

12/13 – 19 meczów, śr. 13.4 min, 4.4 pkt, 3.6 zb  31/74 za 2 (42%), 1/14 za 3 (14%), 19/28 za 1 (68%)
13/14 – 10 meczów, śr. 9.1 min,  4.0 pkt, 1.9 zb,  12/31 za 2 (39%), 0/0 za 3, 16/25 za 1 (64%)


Kilka faktów z kariery Ratajczaka:

4 epizody w ekstraklasowym Górniku (2008/09)
31 meczów w I lidze w Górniku (2009-11)
Zwycięzca III ligi dolnośląsko-lubuskiej z KK Wałbrzych 2011-12 (16 meczów, śr. 13.4 pkt – drugi strzelec zespołu za K. Kołodziejem)
Baraże o awans do II ligi 2011/12: 6 meczów, śr. 25.2 min, 9.0 pkt, 2.7 zb
29 meczów w II lidze w Nysie Kłodzko (2012-14)

niedziela, 12 stycznia 2014

Oko byka, czyli baraż się nie wymyka


10-0) Górnik Wałbrzych – (6-4) Maximus Kąty Wrocławskie 74:68



„Kiedy jesteś zły, policz do dziesięciu, ale kiedy jesteś wściekły, to przeklinaj”

Mark Twain


Był listopad 2012 roku, gdy trzecioligowy Górnik Wałbrzych wyruszył w długą podróż na mecz ligowy do Wschowy. Za nimi ruszyli kibice. Miny jednych i drugich były nietęgie. Górnik po sześciu kolejkach miał sześć porażek na koncie. Krytyka w kierunku wałbrzyskich koszykarzy sięgnęła zenitu, gdy ktoś w oceanie pełnych nienawiści komentarzy na klubowej stronie napisał: "07 zgłoś się". 

Styczeń 2014. Ani widu, ani słychu po wzywaniach porucznika Borewicza. To już, wydaje się, prehistoria. Nowy, 2014 rok Górnicy otworzyli od hasła "strzał w dziesiątkę" (po angielsku bull's eye, czyli w wolnym tłumaczeniu "oko byka"). 

Górnicy, w swoim pierwszym meczu w nowym roku, nie zachwycili. Raz po raz nowiusieńką halę na Białym Kamieniu wypełniał kibicowski jęk zawodu, raz tu, raz tam ktoś kręcił głową w wyrazie dezaprobaty. Naszym wiele w tym meczu nie wychodziło. Takie są fakty. Pudła spod kosza, seria pudeł z dystansu, podania do nikogo, błędy przy zastawianiu, złe boiskowe decyzje.

D., która na pojedynku koszykarskiego Górnika zadebiutowała w tym sezonie, ma w swojej prywatnej koszykarskiej bazie danych tylko kilka zapisów z meczów domowych. Ot, niewielkie doświadczenie, niebudowane w żadnym razie na serii porażek z poprzednich rozgrywek. Po końcowej syrenie sobotniego meczu Górnika z Maximusem D. bez ogródek jednak przyznała: „To był najgorszy mecz naszych, jaki widziałam”.

Hmm…

Dużo w tym tekście narzekania na zespół, który w sezonie 2013/14 nie poniósł jeszcze porażki. Co robić, (Jak żyć panie trenerze/działaczu?) gdy idealistyczny obraz Górnika, miażdżącego każdego rywala w najniższej lidze w kraju, zderza się z rzeczywistością, w której biało-niebiescy wygrywają, ale w nieprzekonywującym stylu?




W takiej sytuacji z pomocą nadchodzi Mark Twain (na obrazku) – zmarły 114 lat temu wielki amerykański powieściopisarz, twórca duetu Tom Sawyer i Huckleberry Finn, w literackim świecie Ameryki równie wpływowego i gwiazdorskiego jak w koszykówce swego czasu Kobe i Shaq czy obecnie Russell Westbrook i Kevin Durant. Spójrzcie na powyższy cytat. 

Wkurzacie się na grę wałbrzyszan?

Policzcie do dziesięciu. Bo tyle zwycięstw po dziesięciu kolejkach mają już na koncie Górnicy.

Jesteście wściekli, gdy nasi, przez nikogo nieatakowani, przegrywają misję polegającą na dziurawieniu obręczy? Trafia was szlag, gdy po kolejnej nieudanej akcji tracą piłkę? Krew was zalewa, gdy pudłują jakieś 50-60% rzutów wolnych?

Przeklnijcie sobie. Wielu na trybunach po nieudanych zagraniach biało-niebieskich w ten sposób reagowało. Chyba pomaga (jeżeli nie pomaga, pozostaje herbata z melisą).

#13 Borzemski – wokalny lider na ławce. Przez cały ostatni tydzień miało się wyjaśnić, czy w ogóle zagra. Opuchlizna w duecie z bólem zniknęła ze stopy na czas, by powrócić w trakcie meczu z Kątami i zmuszając utykającego „Borzema” to zajęcia miejsca na ławce. Wcześniej, Borzemski skutecznie wykończył kontrę i zdobył punkty po wejściu pod kosz i po przedarciu się przez gąszcz rąk rywali. Problem ze stopą nie wyeliminował Michała z gry, bo w akcji widzieliśmy go jeszcze w czwartej kwarcie.

#6 Fedoruk – dostał kilka minut i przebrnął przez mecz dość niezauważalnie.

#18 Glapiński – rzucił ponad 1/3 punktów całego zespołu choć grał z otejpowanym lewym nadgarstkiem. Przed sezonem pisałem o nim: „Ma być liderem, dowódcą, kapitanem, a czasem – samograjem”. Cóż, chyba tak się dzieje. Punktował, gdy zespół tego bardzo potrzebował. Trafiał z różnych pozycji, nawet przełamał się z dystansu jedną celną „trójką”. Dużo punktów na jego koncie to celne rzuty osobiste, pomimo tego, że zaczął o trzech pudeł na pierwsze cztery próby z linii, a ktoś niecierpliwy z trybun krzyknął: „Przymierz!” Nie był to występ idealny, zdarzały mu się mało inspirujące pudła i niedobre podania. Ale czy nasi pokonaliby Maximusa bez Glapińskiego w składzie? Na pewno nie.

#19 Iwański – w oczy kibiców rzucił się jego przypominający z daleka korę drzewną obszerny tatuaż na ramieniu (nowy tatuaż?). W poczynaniach boiskowych miał trochę problemów przy zbiórkach. Duży plus za najlepsze podanie meczu, gdy to stojąc na wprost kosza na wysokości linii rzutów za trzy podał idealnie kozłem pod sam kosz, oszukując dwie linie obrony. Nie pamiętam już kto był adresatem podania, ale ten ktoś podanie zamienił na punkty.

#9 Józefowicz – koszykarski Dante Alighieri. Zapewnił kibicom Boską Komedię, swego rodzaju podróż z piekła do nieba. Zaczęło się od komedii z finalnym lądowaniem w ostatnim kręgu piekielnych czeluści, bo „Józek” zaliczył niedolot z linii rzutów wolnych. Niejeden na trybunach się zaśmiał i zakpił. Józefowicz został podrażniony. On tego nie lubi, co chwilę później udowodnił trzema kolejnymi celnymi rzutami za trzy. Rzutami bardzo ważnymi, bo pozwalającymi odskoczyć Górnikowi na 8-9 pkt w trzeciej kwarcie. W minutę „Józek” zamienił piekło na niebiańską boskość. I kto się teraz śmieje? W całym meczu trafił 4x3, raz na zawsze burząc teorię, że w hali Aqua-Zdrój seryjnie z dystansu trafiać się nie da. Jeżeli ktoś myśli inaczej, będę od teraz powoływać się na „Regułę Józefowicza”. 

#14 Karwik – od czasu dobrego występu w Siechnicach, przeskoczył w rotacji Olszewskiego. W starciu z Maximusem zbyt wiele argumentów na swoją korzyść niestety nie zapisał. Przegrywał walkę na zbiórce, niedokładnie podawał, pudłował nieprzygotowane rzuty. Na koniec usłyszał jeszcze parę uwag od Glapińskiego.

#10 Maryniak – w obliczu kontuzji Myślaka, spędził na boisku nieco więcej czasu niż zwykle. Zaczął dobrze. Jako zmiennik wprowadził trochę świeżości, trafił z półdystansu i napędzał akcje. Później ze skutecznością było nieco gorzej. Dwa razy „nadział się” na jęki zawodu z trybun, gdy najpierw spudłował prosty lay-up po dwutakcie sam na sam z koszem, a potem rzut spod obręczy. Po obu akcjach trener Chlebda odwracał wzrok w kierunku ławki rezerwowych, szukając zmiany dla naszego wychowanka. Ostatecznie zmian po obu błędach „Maryny” nie było. Jego szybkość jest sporym atutem na poziomie III ligi. Zespół powinien to lepiej wykorzystywać.

#8 Narnicki – dla Górnika rzuci się w ogień. Na razie, nie było takiej potrzeby. Wystarczyło, że rzucał się do zbiorek w ataku, zaliczał przechwyty i biegał do kontry, a po meczu pobiegł na trybuny do kibiców.

#20 Olszewski – krótki występ „Garbajosy”. Pojawił się w grze dopiero w trzeciej kwarcie, ku uciesze S. - autora pseudonimu "Garbajosa" i jednego z kibiców „Wałbrzyskiego Kotła”, wyraźnie zresztą spóźnionego na drugą połowę.

#12 Stochmiałek – zdarzało mu się nie wykończyć kilku akcji spod kosza. Zresztą z tym problem miał cały zespół. Trafił „trójkę” w odpowiedzi na celny rzut z dystansu gości, powalczył na zbiórce. Biorąc pod uwagę jego dotychczasowe występy w ataku, 5 zdobytych punktów przeciwko Maximusowi pozostawiło pewien niedosyt.

środa, 8 stycznia 2014

Słodkości, smutki i radości wałbrzyskich gości


11.01 - Górnik Wałbrzych (9-0) - Maximus Kąty Wrocławskie (6-3), Aqua Zdrój, godz. 19

Przerwa meczu w Kątach Wrocławskich. Górnik prowadzi dziewięcioma punktami z miejscowymi. Spiker ogłasza konkurs dla publiczności. Do wygrania jest tort. Warunek? Data urodzin oscylująca w okolicach 19.10, czyli dnia, w którym rozgrywano mecz.

Silvio, kibic Górnika obecny w Kątach, urodził się w przepisowym przedziale czasowym, wylegitymował się przy stoliku konkursowym i grzecznie poczekał na uruchomienie maszyny losującej. W walce o słodkości Silvio stanął z lokalnym mieszkańcem. W nierównej walce z faworytem gospodarzy nie miał szans. Szkoda, bo część z nas liczyła na tort równie mocno jak na wygraną biało-niebieskich. W przypadku tortu trzeba było obejść się smakiem. I choć Silvia rzadko można spotkać z posępną miną, zagadkowa porażka w konkursie musiała być dla niego ciosem. Na pocieszenie i załagodzenie pokonkursowego uczucia niesmaku, prezes Polkątów Maximusa wręczył mu mapę regionu i jakiś album zdjęciowy promujący gminę. Prezent idealny. Skąd, kurde, prezes wiedział, że Silvio jest forografem!?  


Gdy Silvio wraca po czasie do tamtego, jego zdaniem, sterowanego odgórnie konkursu, nie ma w nim złych emocji. Tort wspomina mało efektownie: „Sam cukier i sztuczna bita śmietana. Puste kalorie”. Dodaje też, że dzięki porażce uniknął licznych wizyt w toaletach publicznych.

Tamtego mroźnego październikowego wieczoru, na trybunach wzorowo ogrzewanej hali sportowej, słodko więc nie było. Na boisku w zasadzie też nie. Biało-Niebiescy byli o cieniutki włos od pierwszej w tym sezonie porażki lub dogrywki. Nasi stracili w końcowych 3 minutach dwa razy prowadzenie, a na 1:30 do końca byli o jeden celny rzut rywala od remisu na tablicy świetlnej. Skończyło się zwycięstwem 73:69. Z opałów w pojedynkę Górnika wyciągał wtedy Rafał Glapiński, akcentując wszystkie te małe rzeczy, które różnią gracza I-ligowego od tego z rozgrywek folklorystycznych: kontrolowanie tempa akcji, czytanie złego ustawienia swojego obrońcy, wymuszanie fauli w najważniejszych momentach meczu. Ta decyzyjność i boiskowe cwaniactwo pojedynczego człowieka przyniosła końcowy sukces całej drużyny.

Po walce do ostatniego tchu w Kątach Wrocławskich nie ma takiej opcji, by biało-niebiescy zlekceważyli swojego sobotniego rywala. Jeżeli pomimo wszystko motywacja będzie towarem deficytowym, niech nasi pomyślą o tym nieszczęsnym torcie. 

I o oddanym kibicu Górnika, który słodkości na ziemi wroga został pozbawiony. 

czwartek, 2 stycznia 2014

Alfabet górniczego świata - 2013


Rok 2013 pożegnaliśmy otwierając szampana. Dla wielu, następna okazja do tej czynności to sylwester 2014. Głęboko wierzę, że kibice, zawodnicy, trenerzy i działacze Górnika szampana otworzą już w połowie tego roku, po awansie do II ligi. W międzyczasie alfabetyczne podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy w biało-niebieskim świecie:

Afera. Poprzedniej zimy o wałbrzyskim Górniku zrobiło się głośno w ogólnopolskich i ogólnowojewódzkich portalach. Nie, nie chodzi o wyniki sportowe. Dziennikarze rozpisywali się o aferze, która gracza Maximusa Kąty Wrocławskie pozbawiła skarpetek, działaczy Górnika wielu złotówek, a kreatorów afery szacunku u wielu ludzi związanych z wałbrzyską koszykówką.  

Baraże. Głębokie morze na drodze do górniczej Lampedusy. Morze, którego nie udało się jeszcze przepłynąć. W 2014, bogatsi w doświadczenia, po raz kolejny zapuszczamy się wpław na Lampedusę.

Czek. W przerwach meczów Górnika można było wygrać 500 zł. Warunek? Trafić z połowy boiska. Nikomu się nie udało, więc doszło do kumulacji. Aktualnie, kibice walczą o duży kartonowy czek w wysokości 1000 zł. Czy ktoś wreszcie trafi? 

Debiut. W 2013 roku, po kilku perturbacjach, opóźnieniach i nieporozumieniach, otwarto w Wałbrzychu nowy kompleks sportowy pod dziwaczną nazwą „Aqua Zdrój”. Oficjalny debiut Górnika w nowym obiekcie nastąpił w 1. kolejce w pojedynku przeciwko Sudetom II Jelenia Góra. 

Emocje. Emocji nie brakowało w przypadku postawy trzecioligowców. Sporo działo się także w lidze juniorów, gdzie zespół Michała Borzemskiego walczył w barażach z Zastalem o awans do półfinałów MP. W Zielonej Górze nasi nie wytrzymali mentalnie i mieli do odrobienia aż 33 punkty w rewanżu. Pomimo tego, w „Teatralnej” biało-niebiescy się nie poddali i wygrali różnicą 13 punktów, choć prowadzili nawet wyżej, zapewniając licznie zgromadzonym kibicom sporo emocji.

Folklor. Cały 2013 roku kazał wałbrzyskim kibicom oglądać swoich pupili w III lidze, znanej z beznadziejnego terminarza, wiecznie ruchomych terminów spotkań, marnej organizacji zawodów (spiker i muzyka urastają tu do rangi luksusu), braku oficjalnych statystyk i braku kibiców (z wyjątkiem Górnika). Jest przaśnie, jest folklorystycznie.

Glapa. Mówiło się o jego powrocie od jakiegoś czasu. Wreszcie, w sierpniu stało się jasne, że powraca. Rafał Glapiński z miejsca stał się reżyserem gry biało-niebieskich. Trudno dziś sobie wyobrazić komplet zwycięstw na koniec roku kalendarzowego bez niego. 

Hala. W ostatnich latach nasi dużo wędrowali. Była „Teatralna”, był OSiR. W obecnych rozgrywkach kibice poznają nowy dom wałbrzyskiej koszykówki, Aqua Zdrój.

Iwan. Rok 2013 to powrót Daniela Iwańskiego do Górnika. Po nieporozumieniach z poprzednimi władzami pożegnał się z biało-niebieskimi pod koniec 2012 roku. Powrócił w te lato od razu stając się podstawowym graczem pod koszem i ważną częścią zespołu.

Józek. Kolejny powrót. Miał dołączyć do trzecioligowego Górnika już na początku roku. Ostatecznie, w tajemniczych okolicznościach, w biało-niebieskim trykocie wystąpił dopiero w sezonie 2013/14. Początek sezonu miał słaby, pudłował na potęgę a kibice zaczęli wylewać na niego wiadro pomyj. „Józek” się jednak nie obraził. Zamiast tego, postanowił szlifować formę – jego świetna postawa w wyjazdowych meczach z Siechnicami i WKK II Wrocław dała Górnikowi cenne zwycięstwa.

Kabat. Wróg publiczny nr 1. Wojciech Kabat był „nosicielem” przeklętych skarpetek, o których mowa przy literze A (patrz wyżej). Na wielu w Wałbrzychu działa on jak płachta na byka. Może i dobrze, że wyemigrował do Szkocji.

Liczebność. W 2012 roku w Ogólnopolskim Turnieju Klubów Kibica Górnika reprezentowała skromna liczba pięciu osób. W 2013 na Podkarpacie pojechało już dwunastu graczy i jednak kibicka!

Łańcut. Kibice Górnika po raz drugi pojechali na Ogólnopolski Turniej Klubów Kibica. Po gładkich trzech porażkach w 2012 roku, tym razem nasi wygrali jeden z trzech meczów. Cały turniej był wyrównany i jedno zwycięstwo więcej dawało grę w finale. Kibice Górnika, którzy wcześniej nie mieli okazji ze sobą zagrać, pokonali ekipę Stali Ostrów Wlkp. Turniej wygrali fani Anwilu Włocławek. Wynik nie ma tutaj jednak znaczenia. Cała dwunastka świetnie wspomina ten daleki wyjazd!!!

Młodzież. W 2013 roku tylko jeden zespół młodzieżowy Górnika dotarł do rozgrywek centralnych. Biało-Niebiescy kadeci, 4. zespół MP młodzików 2011, zagrali w turnieju półfinałowym, którym organizatorem był Wałbrzych. Do najlepszej ósemki awansować się niestety nie udało, bo zespół Pawła Domoradzkiego wyeliminowali późniejszy wicemistrz i brązowy medalista MP. Górnicy zakończyli więc sezon na miejscach 9-13 w kraju.

Nieporozumienie. Pod koniec lutego miał miejsce ostatni meczu Górnika w sezonie 2012/13 na własnym parkiecie. Biało-Niebiescy grali o bardzo kontrowersyjnej porze (10:00) z WSTK II Wschowa. Na klubowej stronie, w komentarzach, rozpoczęła się nagonka na zarząd wałbrzyskiego klubu, a kibice przygotowali nawet prowokujący transparent. Klub z dziwacznej godziny meczu musiał się tłumaczyć.

Obręcze.Twarde obręcze w Aqua Zdroju są zmorą nie tylko trzecioligowców, ale także graczy europejskiego formatu. Po pierwszej połowie meczu Turów Zgorzelec – Lokomotiv Kubań Krasnodar było 19:30… Jak to mówi Mateusz Myślak: „Aqua Zdrój nie wybacza”. Święte słowa.

Prezes. Stowarzyszenie Górnik Wałbrzych 2010, które wystawia biało-niebieskie zespoły do rozgrywek, zmieniło szefa. Porywczego, lubiącego dyskusje z sędziami Andrzeja Murzacza zastąpił opanowany i pragmatyczny Artur Wylandowski. 

Rozczarowanie. Tym jednym słowem można w zasadzie opisać cały sezon 2012/13 w wykonaniu trzecioligowego zespołu. 

Szmidt. W ostatnim roku zdecydowanie najbardziej zaangażowana rodzina w wałbrzyską koszykówkę. Bracia grali w młodzieżowych zespołach (Bartek jest teraz na wypożyczeniu w Zastalu), ojciec jest członkiem zarządu, a mama działa w opiece medycznej. Dopiero pod koniec roku tego typu zaangażowania pozazdrościł Szmidtom Rafał Glapiński, który w pomocy medycznej obstawił swoją partnerkę.

Teatralna. Legendarna hala Górnika została zamknięta w lipcu po 65 latach służenia lokalnej koszykówce.

Ucieczka. Plan na 2013 rok zakładał oddalenie się od trzecioligowej wielkiej improwizacji. Nic z tego nie wyszło, ale w 2014 roku nasi dalej będą próbowali „dać dyla” ligę wyżej.


Wygłup. 1 kwietnia na klubowej stronie napisaliśmy, że PZKosz dopuścił Górnika do barażów o II ligę, pomimo słabych wyników. Argument? Zasługi wałbrzyskiego klubu dla polskiej koszykówki.

Zwycięstwa. Na koniec optymistycznie. Druga połowa 2013 roku to nieustanne pasmo zwycięstw biało-niebieskich w rozgrywkach. Dziewięć kolejek, dziewięć zwycięstw. Oby tak dalej!