Szukaj na tym blogu

czwartek, 25 września 2014

Jaskrawy kryptonit Kulona, czyli zaczynamy sezon

Październik 2012. 1. kolejka III ligi, Górnik - Śląsk II

Początek października 2012. Spadające liście z drzew mają w przewrotny sposób zwiastować wzniesienie koszykarskiego Górnika na wyższy poziom. Wałbrzyski klub po kilku wzmocnieniach i połączeniu z lokalnym rywalem ma za rok o tej samej porze być już szczebel wyżej. Jest pierwsza kolejka sezonu 2012/13, a w hali wałbrzyskiego OSiR-u biało-niebiescy mierzą się z rezerwami Śląska w III lidze.

Zawodnicy obu drużyn kończą rozgrzewkę a ja monitoruje obiekt w poszukiwaniu znajomych twarzy. W głębi czuję dumę, bo kibice z mojego miasta zapełniają halę do ostatniego miejsca, co w prowincjonalno-przaśnej III lidze nie miało prawa się zdarzyć. W dłoni dzierżę garstkę gazetek/programów meczowych „Górnicy” (później zmieniłem nazwę na „Górnik Basketball”). Z okładki spoglądają na mnie Łukasz Grzywa i Sławek Buczyniak, którzy na początku października 2012 roku byli bożyszczami tłumów.

Nagle dostrzegam nieopodal nastolatka ubranego w zdecydowanie przydługą koszulkę Steve’a Nasha. Złoto-purpurowe barwy stroju oznajmiały, że to koszulka Nasha z LA Lakers. W październiku 2012 roku strój Nasha- Jeziorowca był świeży niczym gorąca bułeczka prosto z pieca. W październiku 2012 roku Nash miał zbawić Kalifornijczyków tak, jak wyżej wymieniony duet z gazetki „Górnicy” miał zbawić naszego Górnika. W obu przypadkach skończyło się na niespełnionych oczekiwaniach.

„Dżerzej” Nasha rzucał się w oczy niczym homoseksualista na Marszu Niepodległości. Moja wzrastająca ciekawość kazała spojrzeć na oblicze odzianego w jaskrawą koszulkę gracza. Szybko go rozpoznałem. To był Norbert Kulon, wtedy młodzian lawirujący między pierwszoligowym a trzecioligowym Śląskiem, dziś pełnoprawny członek ekstraklasowej ekipy WKS-u. Podekscytowany atmosferą spotkania poddałem się impulsowi i wybrałem się w stronę Norberta z moimi gazetkami. Koszykarz Śląska oparł się o barierki niedaleko naszego młyna. Podałem mu gazetkę i powiedziałem: „Witamy gości z Wrocławia”. Wyraz spojrzenia Norberta Kulona miksował zdziwienie i obawę. Koszykarz bez słowa wziął ode mnie gazetkę, a po chwili przeniósł się na balkon za koszem.

Emocje sięgnęły zenitu zaraz po prezentacji, gdy z głośników po raz pierwszy można było usłyszeć hiphopowy numer o koszykarskim Górniku.

Biało-Niebiescy szybko chcieli pokazać, kto w Wałbrzychu (i w III lidze) będzie od października 2012 rządził. Na tablicy wyświetlił się wynik 16:4 dla Górnika, a najzagorzalsi kibice zaczęli przebąkiwać o otwieraniu koszyka z łakociami i spoczęciu na kocyku. Nic z tych rzeczy. Młody zespół Śląska wziął się w garść – I kwarta zakończyła się wynikiem 21:21, do przerwy też był remis.

W trzeciej kwarcie w hali pojawił się nieproszony gość. Zbłąkany wędrowiec. Wiecie, taki, któremu podczas Świąt nie pozostawiamy wolnego miejsca przy stole. Ten facet nazywa się Syndrom Trzeciej Kwarty i nawiedza wałbrzyskich koszykarzy od lat. I tym razem namieszał. Śląsk wygrywa ten odcinek 25:15 i ma solidną zaliczkę przed decydującą fazą pojedynku. Jakby tego było mało, ogromne kłopoty z faulami mają Buczyniak i Adrian Stochmiałek.

Ostatnia kwarta przyniosła ryk miejscowych kibiców, co pozwoliło przy odrobinie szczęścia odrobić straty na kilka sekund przed końcową syreną. Dogrywka.

Dogrywka po tych dwóch latach zagnieździła się w mojej pamięci jedynie dzięki dwóm kluczowym stratom, które pociągnęły Górnika na dno. Najpierw dwa razy piłki nie złapał (raz w kontrze) Maciej Łabiak, a w decydującej akcji meczu, przy stanie 84:85 na kilka sekund przed syreną, piłki pod koszem nie chwycił Daniel Iwański. Przegraliśmy 84:87. Po meczu wszyscy pamiętali jedynie o koszmarnej sekwencji dwóch strat Łabiaka zapominając, że ten sam zawodnik, z 19 punktami, był najlepszym strzelcem Górnika w meczu.

W październiku 2012 nie wszyscy przejmowali się inauguracyjną porażką ze Śląskiem. NIKT nie przeczuwał też katastrofy, która w ciągu kolejnego miesiąca zdefiniowała wałbrzyski basket: sześć kolejnych porażek i lądowanie na dnie polskiej koszykówki. Norbert Kulon i jego jaskrawa koszulka z NBA stała się w pewnym sensie talizmanem Śląska i kryptonitem biało-niebieskich supermanów parkietu.

Niemal równo dwa lata później ponownie spotykamy na swojej drodze rezerwy Śląska. Ponownie w 1. kolejce. Różnic jednak nie brakuje: gramy z WKS-em szczebel wyżej, w innej hali, w innym składzie. Dość powiedzieć, że w składzie Górnika zobaczymy co najwyżej pięciu zawodników z tamtego starcia (Myślak, Stochmiałek, Borzemski, Maryniak, Iwański). Z pierwszej piątki Górnika z października 2012 (Buczyniak, Łabiak, Murzacz, Grzywa, Stochmiałek) ostał się tylko ten ostatni. Dużo zmieniło się także we Wrocławiu. W składzie rezerw zostały 3-4 nazwiska z meczowej „12” z 2012 roku.

Pomimo tego, 4 października nasi nie unikną spojrzenia historii w oczy. Kibice wciąż pamiętają opisaną powyżej porażkę po dogrywce, która niespodziewanie stała się preludium do katastrofy. Oby nasi wyciągnęli wnioski z tamtej potyczki. Mam nadzieję, że Norbert Kulon i jego jaskrawa koszulka Lakersów (vel talizman Śląska) nie wiedzą o tym meczu.

czwartek, 18 września 2014

Dwa głosy

Z każdym dniem zbliżamy się do nowego sezonu. Sezonu, który zapowiada się pasjonująco, bo w gruncie nie ma wyraźnego faworyta oraz wyraźnego outsidera. Jak w gronie 11 zespołów prezentuje się Górnik? Na papierze, po wzmocnieniu zaplecza pod koszem w postaci Marcina Rzeszowskiego, biało-niebiescy są w czołówce.

Nam, kibicom, powinno być jednak daleko do ekscytacji. Wciąż „na świeżo” pamiętamy wydarzenia jesieni 2012, gdy wałbrzyski faworyt trzecioligowych rozgrywek dostawał lanie od każdego, gdy nawet najwierniejszym kibicom puszczały nerwy. Nerwy zmieniały się w śmiech przez łzy, a nadzieja na awans, niczym niepodlewany kwiat, więdła z każdą kolejną porażką.

Dziś wałbrzyski kibic koszykówki dzieli się na dwie jednostki. Dwa typy. Dwa podejścia. Dwa głosy. Oto one.

1.

- To może być nasz sezon! Na dwóch najważniejszych pozycjach na boisku mamy przecież świetnych w drugoligowych warunkach Glapińskiego i Niedźwiedzkiego. Doświadczony Glapiński świetnie rozumie się z naszym podkoszowym, który pod względem gabarytów znajduje rywala jedynie w Sokole Międzychód (Wojdyr), natomiast pod względem potencjału jest bezkonkurencyjny. Dodatkowo, dodaliśmy do składu faceta na najsłabiej obsadzonej w zespole pozycji nr 2. Przybycie Rafała Niesobskiego, czołowego gracza wicemistrza 1. ligi, to transferowy hit! Nikt w lidze nie ma silniejszej i bardziej doświadczonej pierwszej piątki. Ławki rezerwowych też nie musimy się wstydzić. A jeśli Górnikom będzie się wieźć gorzej, to do zwycięstwa zespół poprowadzą głośni i oddani kibice.

2.

- Czeka nas sezon rozczarowań. Już ostatnie rozgrywki pokazały, że biało-niebieskim daleko do perfekcji, że awans zawdzięczamy niezbyt wymagającym rywalom. W zespole za dużo zależy od Niedźwiedzkiego, który przecież wciąż ma nadwagę i braki kondycyjne. Jego ewentualna kontuzja może spowodować, że wałbrzyszanie kompletnie się posypią.  Do tego te nieregularne treningi… Sytuacja zawodowa wielu graczy nie pozwala im regularnie i często trenować, co potem odbija się na postawie zespołu na parkiecie. Powtórka jesieni 2012, bilansu 0-6 na otwarcie, wydaje się dla wielu nierealna, ale nie jest niemożliwa. Dodatkowo, na naszą niekorzyść działa fakt, że liga wydaje się szalenie wyrównana. Każdy może wygrać z każdym. Każdy może przegrać z każdym. Górnik Wałbrzych nie jest tutaj wyjątkiem.


Który głos jest bliższy faktom?  Który punkt widzenia okaże się zgodny z prawdą?


Przekonamy się już wkrótce. 

poniedziałek, 8 września 2014

Drugoligowy układ sił, czyli wszystko się może zdarzyć


W ostatnim czasie zapuściłem się w nieokiełznane czeluści internetu by dowiedzieć się więcej o przeciwnikach Górnika w I etapie sezonu 2014/15.  Przeczytałem sporo artykułów, przeanalizowałem wszystkie składy (nie wszystkie są jeszcze zamknięte) i obejrzałem parę zdjęć. Następnie utonąłem we własnych myślach. Z moich przemyśleń wysnuł się jeden wniosek: WSZYSTKO SIĘ MOŻE ZDARZYĆ.


Górnicza grupa D 2. ligi jest bardzo wyrównana. Choć są i silniejsi i słabsi, to każdy może wygrać z każdym. Zapowiada nam się niezwykle ciekawy sezon. I to pomimo przedziwnego podziału PZKosz, który stworzył nam nieparzystą liczbę drużyn.

Oto moja tabela grupy D 2. ligi na niecały miesiąc przed pierwszą kolejką. Do II etapu rozgrywek awansuje pięć najlepszych drużyn.

  1. MKS Drogbruk Kalisz, czyli życie po Mrówczyńskim
Artur Mrówczyński w sezonie 2013/14 rzucał w każdym meczu średnio 16.9 pkt i zbierał 4.5 zb z tablic. Dziś tego zawodnika nie ma nie tylko w Kaliszu, ale i w kraju. Jego miejsce ma zająć Paweł Piros, notujący w poprzednim sezonie podobne statystyki w drugoligowej Warce. Poza stratą Mrówczyńskiego kaliski zespół zachował trzon ekipy z ostatnich rozgrywek. W Kaliszu zostali przecież Zyber, Sierański i przede wszystkim Wojciechowski. To właśnie ci gracze stanowili o sile zespołu, który w sezonie 13/14 grupy A ligi doszedł do półfinału i po walce przegrał 1:2 w serii z Legią Warszawa, od nowego sezonu w 1. lidze. Z ławki dużo energii powinien do gry wnieść wychowanek Górnika Wałbrzych, Kuba Kołodziej.

  1. Muszkieterowie Nowa Sól, czyli powrót bliźniaków
Bliźniacy Kamil i Marek Zywertowie to wielkie nadzieje polskiej koszykówki. Ostatni rok 18-letni koszykarze leczyli poważne kontuzje, ale na sezon 14/15 mają być gotowi do gry. Dużo nadziei pokłada się zwłaszcza w rozgrywającym Kamilu, który jest już w składzie ekstraklasowego Stelemetu Zielona Góra i tak naprawdę niewiadomo jak często będziemy go oglądać w 2. lidze. Muszkieterowie mocno współpracują z wicemistrzem Polski, dlatego w 2. lidze na pewno zobaczymy także Patryka Pełkę i Macieja Kucharka – na co dzień graczy Stelmetu. Gdy do tego dołączymy braci Chodkiewiczów oraz zdolnych wychowanków Zastalu (wicemistrzowie Polski U-20 z tego roku) powstaje bardzo solidny zespół – i to pomimo wyjazdu do USA Marcela Ponitki. W ubiegłym sezonie Muszkieterowie zajęli świetne 2. miejsce w sezonie zasadniczym, ale zawiedli w fazie playoffs. By wszystko zadziałało dla ekipy z Nowej Soli jak trzeba bracia Zywert muszą udowodnić swoją wartość, a środkowy Rafał Rajewicz powinien zrzucić parę kilogramów.

  1. Doral Zetkama Nysa Kłodzko, czyli o jednego wysokiego od pełni szczęścia
Myślę że do ideału brakuje nam jednego wysokiego gracza, ale takiego powyżej dwóch metrów. Na pozycjach obwodowych jest spora rywalizacja i zabezpieczenie przed kontuzjami i długim sezonem, natomiast pod koszem jest dużo luźniej i jakakolwiek kontuzja może mocno nam utrudnić funkcjonowanie  - powiedział ostatnio trener Nysy, Marcin Radomski.

Zespół z Kłodzka utrzymał cały kręgosłup drużyny, która w zeszłym sezonie była o włos od wyeliminowania w I rundzie playoffs GKS Tychy – dzisiejszego pierwszoligowca. W Nysie nie tylko utrzymano skład, ale pozyskano dwóch bardzo solidnych jak na drugoligowe warunki koszykarzy (Szymon Kucia i Mateusz Płatek). By uznać Nysę za faworyta rozgrywek potrzeba jeszcze większej rotacji pod koszem. Obecnie pierwszym środkowym zespołu Radomskiego jest Jarosław Bartkowiak, pierwszy strzelec Nysy w ubiegłych rozgrywkach. Jego ewentualna kontuzja sprawi jednak w Kłodzku sporo kłopotów.

  1. Górnik Trans.eu Wałbrzych, czyli wyciągnąć wnioski z przeszłości
 Po dołączeniu do naszego zespołu Rafała Niesobskiego i zapowiedzi sprowadzenia dodatkowej jakości pod kosz wielu postawiło biało-niebieskich w roli faworyta rozgrywek. Huraoptymizm z tego lata przypomina ten sprzed dwóch lat, gdy Górnik miał roznieść rywali w 3. lidze i w wielkim stylu awansować szczebel wyżej. W rzeczywistości wałbrzyszanie przegrali pierwsze sześć meczów sezonu i ostatecznie pogrzebali swoje szanse. Ostatni rok przyniósł upragniony awans dzięki duetowi Glapiński – Niedźwiedzki od którego pod Chełmcem zależy szalenie wiele. Kibice chuchają i dmuchają na zdrowie „Niedźwiedzia” oraz wierzą, że dobrą formę ze sparingu na sezon przełoży Niesobski. W Górniku pozostało kilku graczy z trzecioligowego składu i wciąż wypatruje się zmiennika na pozycję nr 5.

  1. Sokół Międzychód, czyli cierpliwość popłaca
Żaden inny zespół nie kazał czekać kibicom tak długo na odkrycie kart. Cierpliwość jednak popłaca, bo w Międzychodzie zbudowali ciekawy zespół. Liderem drużyny pozostaje król strzelców baraży o 2. ligę Kuba Nowak. Do niego dołączył były młodzieżowy reprezentant Polski Taisner oraz ograni w 1. lidze Dylik, Ulchurski i Wojdyr. Ten ostatni mierzy aż 217 cm wzrostu i jest jedynym w 2. lidze realnym zagrożeniem pod tablicami dla naszego Piotrka Niedźwiedzkiego.

  1. Sudety Jelenia Góra, czyli mieszanka rutyny z młodością
Sudety straciły dwa ważne nazwiska ze składu, który w zeszłym roku dał piąte miejsce w 2. lidze. Skromny budżet nie pozwolił na szybkie załatanie dziur, ale skład ma być wzmocniony graczami trzecioligowego Spartakusa Jelenia Góra, ze względów finansowo-kadrowych wycofanego z rozgrywek. Osłabione Sudety zaskakująco dobrze spisują się w sparingach. Trener Taraszkiewicz bardzo odważnie stawia na młodzież, co na razie wychodzi klubowi na dobre. Obok otrzaskanej już na ligowych boiskach młodzieży, w Jeleniej Górze mogą liczyć na doświadczonych Łukasza Nierobskiego, Pawła Minciela i Jarosława Wilusza. Buty z kołka zdjął także 41-letni drugi trener.

  1. Jamalex Polonia 1912 Leszno, czyli zaczynamy wszystko od nowa
W sezonie 2013/14 Polonia była na dnie trzeciej ligi. Lato 2014 było jednak przełomowe bo w Lesznie pozyskano sponsora i zbudowano skład od zera. Nazwiska takie jak Mowlik, Hajnsz, Jankowiak i Sobkowiak zapewniają solidność. Do tego w klubie z Wielkopolski postanowiono dać szansę kilku wyróżniającym się w III lidze graczom. Trudno dziś przewidzieć jak ten kompletnie nowy zespół odnajdzie się na boisku.

  1. Obra Kościan, czyli inwestycja w stabilność
W składzie Obry, w porównaniu z ostatnim sezonem, zmieniło się niewiele. W Kościanie postawili na właściwie ten sam zespół, który wywalczył awans do 2. ligi. Najważniejsza zmiana nastąpiła na pozycji nr 1. Pierwszego rozgrywającego, Jędrzeja Jankowiaka, zastąpił Alan Urbaniak. Pierwsze sparingi pokazują, że Urbaniak dobrze odnalazł się w nowym otoczeniu. Koszykarze Obry znają się doskonale. To powinno być ich atutem.

  1. Exact Systems Śląsk Wrocław, czyli ogrywamy młodzież
Młodzież Śląska wygrała Puchar Dolnego Śląska w Wałbrzychu dzięki wygranej w ostatnim meczu z mocno osłabioną Nysą Kłodzko. Plejada młodych graczy z korzeniami nie tylko we Wrocławiu kryje w sobie spory potencjał, co udowodniła w starciu  naszym Górnikiem. Brak doświadczenia może jednak przeszkodzić by znaleźć się w najlepszej piątce. Z ciekawością będziemy obserwować poczynania wychowanka Górnika, Dawida Kołkowskiego. Wałbrzyszanin pokazał się z bardzo dobrej strony podczas turnieju w Aqua Zdroju i na pewno będzie chciał potwierdzić klasę w trakcie sezonu. Atutem Śląska jest z pewnością trener Tomasz Jankowski, w przeszłości pracujący udanie z nastolatkami z SMS Władysławowo.

  1. Biofarm Basket Suchy Las, czyli szkolenia ciąg dalszy
 W klubie z przedmieść Poznania liczy się przede wszystkim ogrywanie młodych zawodników. Szymczak, Wieloch, Marek, Pruefer i Fiszer tym razem dostaną wsparcie od 27-letniego Tomasza Smorawińskiego, wracającego w rejon Poznania z pierwszoligowej Stali Ostrów Wlkp. W ostatnich rozgrywkach Basket utrzymał się w 2. lidze po zaciętej walce w play-out. W tym roku powinno być podobnie, choć dopóki piłka w grze nie wolno nikogo absolutnie skreślać.

  1. Rawia Rawag Rawicz, czyli powrót z niebytu
Po latach gry w 3. lidze Rawia znalazła się na wyższym szczeblu dzięki zaproszeniu z PZKosz. Przed drugoligowym sezonem w Rawiczu pomyślano o wzmocnieniach w postaci solidnego podkoszowego Wojciecha Supruna, skrzydłowego z 1. ligi, Pawła Stankiewicza oraz wracającego do gry Piotra Magdziarza. Trzon zespołu to jednak wciąż gracze trzecioligowi, będący w sezonie 2013/14 niezwykle blisko awansu do baraży.

środa, 3 września 2014

Po pierwszym przetarciu

Rafał Glapiński kozłuje piłkę na wysokości łuku oznaczającego rzuty za trzy punkty. W tym samym momencie koledzy z drużyny uciekają z „pomalowanego”. Kapitan Górnika szybko dostrzega wolną przestrzeń pod koszem. Mija zwodem swojego obrońcę, dynamicznie wchodzi pod „dziurę”, ale nie trafia z najbliższej odległości. W momencie rzutu jest jednak faulowany. Po chwili staje na linii rzutów wolnych. Pudłuje oba rzuty.

Daniel Iwański rozpycha się pod atakowanym koszem. Zdobywa pozycję, po czym otrzymuje podanie otwierające mu prostą drogę do zdobycia punktów. Niestety, „Iwan” pudłuje.

„Powróciły demony przeszłości” – kwituje zagranie naszego zawodnika Krzysiek, który obejrzał niemal wszystkie mecze Górnika w zeszłym sezonie, gdy Iwańskiemu również zdarzało się nie trafiać spod obręczy.

Górnik – Śląsk. Bartłomiej Józefowicz opiekuje się w obronie 18-letnim Dawidem Kołkowskim. Opiekuje się jednak niedokładnie, bo młody zawodnik z Wałbrzycha łatwo zdobywa kolejne punkty, kończąc mecz z 17 „oczkami”.

Mecz z Sudetami. Piotr Niedźwiedzki wyprowadza piłkę zza linii końcowej. Podanie trafia do nieobstawionego Glapińskiego. „Glapa” nie łapie piłki, bo podanie jest za wysokie i za mocne. Piłka na aucie, strata Górnika. Grymas na twarzy obu koszykarzy towarzyszy pytającym spojrzeniom.

Powyższe sytuacje meczowe miały miejsce w czasie Pucharu Dolnego Śląska, podczas których Górnicy pokonali po bardzo wyrównanym meczu silną Nysę Kłodzko, planowo ograli rezerwy Śląska Wrocław oraz niespodziewanie ulegli skromnym Sudetom Jelenia Góra dwucyfrową różnicą punktów.

Powyższe sytuacje meczowe to jedynie przykłady nieporozumień, nieudanych zagrań i dowodów poszukiwania formy przez wałbrzyszan. Wielu kibiców na trybunach kręciło głowami z niezadowolenia. Gdy nasi przegrywali z Sudetami nikt nie dostrzegał szerszego kontekstu. Bo Sudety grały lokalnym składem, bo nie dokonały w przerwie letniej żadnych wzmocnień, bo zostały mocno osłabione po odejściu pierwszego rozgrywającego i pierwszego skrzydłowego.

Nienajlepsza dyspozycja Górnika, w szerszym kontekście, jest związana z ograniczeniami, jakie niesie za sobą gra w II lidze. Gracze na tym poziomie rozgrywek to pół-amatorzy, którzy mają potencjał, ale generalnie trenują rzadko i nieregularnie. Dzieje się tak, bo życie koszykarza łączą z pracą zarobkową niezwiązaną ze zmaganiami na parkiecie. Jeżeli ktoś uważa, że nieregularne zajęcia z pomarańczową piłką nie mają znaczenia to znaczy, że odpuścił obserwowanie zawodowców z Tauron Basket Ligi, którzy też w Pucharze Dolnego Śląska zagrali. Gra zawodników z ekstraklasy jest szybsza, dokładniejsza, bardziej fizyczna i bardziej dynamiczna. Nic dziwnego – jedynym obowiązkiem graczy z elity jest trening koszykarski.

Celnie turniejowe zmagania podsumował kapitan Górnika:





Nic dodać, nic ująć.

Biało-Niebiescy mają jeszcze sporo czasu by znaleźć nie tylko formę, ale i upragnionego gracza pod kosz, który odciążyłby Niedźwiedzkiego.

Dla nieobecnych - Puchar Dolnego Śląska w pigułce:

O Górniku:

ZAGROŻENIE NA OBWODZIE, MOŻEMY MÓWIĆ O SWOBODZIE – pozyskanie przez Górnika Rafała Niesobskiego to strzał w dziesiątkę. Obok Niedźwiedzkiego były gracz WKK należał do najrówniej grających biało-niebieskich. Trafiał po penetracjach, z półdystansu i dystansu. To dopiero pierwsze przedsezonowe przetarcia, a my już możemy czuć się pewni, że Niesobski to synonim jakości.

CIEKAWOŚĆ BYŁA SPORA, DOBRZE SIĘ MA TAJEMNICA KIEŁBIKA JUNIORA – wielu kibiców czekało na występ nowego, anonimowego nabytku z Francji. Kiełbik na boisku się pojawił, ale jedynie na 2,5 minuty w jednym meczu. Po niedokładnym podaniu Kiełbika w akcji pick&roll Górnicy zaliczyli łatwą stratę punktów, a wątłej budowy koszykarz usiadł na resztę turnieju na ławce. Młody zawodnik pozostał nieodkrytą tajemnicą.

SZYBKA OFENSYWA TŁUMY PORYWA – najlepszym elementem w grze Górnika było szybkie przejście z obrony do ataku, czyli tranzycja. To zupełnie nowy element w grze zespołu. Dopóki starczyło sił, niczym sarenka do ataku biegał najwyższy i najcięższy w zespole Niedźwiedzki. Swoje akcje w kontrze, ku uciesze kibiców (jeszcze nie tłumów) kończył wsadami. Jakby tego było mało, nasz środkowy wychodził wysoko w obronie do pomocy, co przy jego gabarytach nie należy do rzeczy łatwych.

O pozostałych zespołach:

TYP NIEPOKORNY, DO WSZYSTKIEGO ZDOLNY – podczas starcia Turowa ze Śląskiem doszło do nieprzyjemnego incydentu. Serbski trener Mistrza Polski, Miodrag Rajković już w drugiej kwarcie otrzymał drugie przewinienie techniczne, co nakazywało mu opuścić ławkę zespołu. Niepokorny trener jednak ani myślał się ruszyć. Dopiero interwencja prezesa Turowa, Waldemara Łuczaka pozwoliła „odkleić” Rajkovicia od ławki. Panowie zeszli na stronę i wymienili kilka męskich zdań. Mało brakowało, a doszłoby do rękoczynów. Ostatecznie serbski szkoleniowiec usiadł na krzesełku kilka metrów za ławką swojego zespołu, a siedzący nieopodal prezes Łuczak był jego bodyguardem. Bałkański temperament przypomniał o sobie później, gdy Rajković lekceważył decyzję sędziego "zapuszczając żurawia" w stronę ławki swojego zespołu podczas przerw na żądanie. Natomiast w trakcie gry coach Turowa instruował swojego asystenta, Piotra Ignatowicza, serią gestów.

KAŻDY CI POWIE, ŻE ZMIENIALI SIĘ SĘDZIOWIE  - cały turniej obsługiwało aż 38 arbitrów z całego świata. Cała zgraja sprawiedliwych zebrała się w Wałbrzychu na specjalnym szkoleniu, gdzie testowano nowe technologie w sędziowaniu. Trójki sędziowskie zmieniały się co dwie kwarty,  w każdej był co najmniej jeden Polak, choć językiem urzędowym na parkiecie był zawsze angielski. No... prawie zawsze. Gdy Michał Chyliński doznał urazu po wejściu pod kosz sędzia nie odgwizdnął  przewinienia. Chyliński nie podnosił się z parkietu, co wywołało reakcję rezerwowego Filipa Dylewicza. Weteran polskich parkietów pognał na pomoc koledze z drużyny po czym skierował oburzenie w stronę sędziego: "Jak nie umiesz sędziować, to ucz się gdzie indziej!" Sędziowie nie bali się popełniać błędów, ale także nie mieli żadnego respektu przed krewkim Rajkoviciem. W rozgrywkach TBL Serb jest znany ze swojego temperamentu, dlatego nieco więcej uchodzi mu na sucho. Międzynarodowi arbitrzy okazali się bardziej stanowczy.

DOBRZE O TYM WIECIE, ŻE PŁEĆ PIĘKNA BIEGA PO PARKIECIE - furorę wśród kibiców zrobiła sędzina ze Szwecji. Christina Minoli jest brunetką o śródziemnomorskiej urodzie. Nic w tym dziwnego, w końcu ma włoskie korzenie. W hali przy ul. Wysockiego uwagę na siebie zwróciła za to sędzina z Czech. Gdy kobieta biega po boisku, to i zawodnicy są jakby mniej natarczywi i agresywni.