Szukaj na tym blogu

piątek, 30 września 2011

Konferencja prasowa

Na dzień przed otwarciem sezonu 2011/12 władze JKKS Górnika zorganizowały konferencję prasową, na którą zostałem zaproszony. Wracając na weekend z Wrocławia, prosto z pociągu, obładowany torbami, wpadłem na to spotkanie. W sali, za wielkim stołem (pięknie przyozdobionym biało-niebieskim obrusem), zasiedli przedstawiciele klubu tj :

- Andrzej Murzacz - prezes stowarzyszenia JKKS Górnik Wałbrzych
- Wojciech Frąckowiak - wiceprezes stowarzyszenia JKKS Górnik Wałbrzych
- Arkadiusz Chlebda - trener trzecioligowego zespołu oraz ekipy juniorów
- Wojciech Krzykała - szkoleniowiec kadetów
- Marcin Ewiak - trener minikoszykówki
- Paweł Domoradzki - asystent Wojciecha Krzykały oraz trener klasy koszykarskiej w Gimnazjum Sportowym nr 11
- Janusz Szmidt - przedstawiciel Rady Rodziców

Do działaczy oraz kilkunastoosobowej gawiedzi, zgromadzonej na krzesełkach, dołączyli po chwili trzecioligowi Górnicy. Szybko się okazało, że wiedza lokalnych dziennikarzy na temat tego młodego zespołu jest znikoma, bo pan z pierwszego rzędu bardzo się zdziwił, że kapitanem zespołu NIE JEST Hubert Murzacz, a Paweł Maryniak, o którym ten pan nigdy wcześniej nie słyszał. Paweł bardzo skromnie wyszedł przed szereg, odpowiadając na pytania dziennikarzy. Kapitan zespołu mówił o bardzo trudnym sezonie jaki czeka biało-niebieskich, o braku przewagi fizycznej nad rywalami, oraz o wieku zawodników. Zaraz po tym młodzi koszykarze poszli na trening, a każdy z przedstawicieli klubu dodawał coś od siebie na temat czy to swoich podopiecznych, czy też systemu szkolenia.

Nie zabrakło pytań kąśliwych, zaczepnych. Przedstawiciele mediów drążyli chociażby temat spółki akcyjnej Górnik, która niczym głaz, pociągnęła zespół na dno jeziora. Wiceprezes Frąckowiak w odpowiedzi podkreślał nie wywiązanie się z umowy Zakładów Koksowniczych "Victoria", które to były wg. niego głównym powodem upadku tejże spółki, która nomen omen wciąż istnieje (tyle że nie w charakterze sportowym). Pytano również o to, czy był w ogóle sens zgłaszania zespołu do rozgrywek seniorskich, w sytuacji gdy perspektywa wielkich "batów" rozpościera się w krajobrazie bardzo wyraźnie. Prezes Murzacz odparł, że wynik nie gra w tym momencie większej roli. W klubie stawiają na ogrywanie młodych zawodników, a w perspektywie dwóch-trzech lat myśli się o włączeniu do walki o awans szczebelek wyżej. Na każdym kroku podkreślano rolę nauki, która ma stać zawsze wyżej w hierarchii od koszykówki (z tym na razie są problemy).

Co ciekawe, prezes Murzacz zapowiedział wzmocnienia składu, które mają pojawić się w poniedziałek. Mowa tu o trzech koszykarzach związanych z Wałbrzychem (w tym dwóch o przeszłości pierwszoligowej oraz jednym, który niegdyś grał w juniorach KSG).

Biało-Niebieski stolik uginał się pod ciężarem przytarganych z gablot pucharów. Oby do tej kolekcji doszły kolejne. Na razie sporym pozytywem jest przygotowana przez klub płyta CD "Gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy", która w ilości sztuk paru została przekazana gościom. Na płycie znajduje się prezentacja z materiałami filmowymi oraz z tekstem o planach oraz osiągnięciach współczesnego Górnika.

Na razie to tyle. Wróciłem dopiero do domu po tygodniu uniwersyteckich zmagań, dlatego też idę ładować baterie. Jutro o 11 biało-niebiescy zaczynają sezon z KK Wałbrzych, które zbudowane jest z wychowanków Górnika. Liczymy na walkę, walkę i jeszcze raz poświęcenie. Gramy do końca Górniku !!!

czwartek, 29 września 2011

Idzie młodzież - gracze Górnika w nowym sezonie UPDATE !

Damian Pabisiak

Mecz derbowy z KK Wałbrzych zbliża się wielkimi krokami. Znany jest już skład biało-niebieskich na ten prestiżowy pojedynek. Jak wiadomo było już dawno, nasi podejdą do trzecioligowej rywalizacji w bardzo młodym składzie i pewnie nie raz uderzą głową w mur lub zetkną się z solidną ścianą. Nie zmienia to jednak faktu, że chłopaki potrzebują wsparcia kibiców. Rywal na otwarcie jest trudny, ale my - jako kibice - liczymy na biało-niebieskie "gryzienie parkietu" od początku do ostatniej syreny (tej z hali, nie tej z pogotowia).



Kto zatem w sobotę przyodzieje biało-niebieski strój ? Krótki opis graczy dla tych, co z juniorską koszykówką w Wałbrzychu nie mieli wiele do czynienia:



Paweł Maryniak (rozgrywający, ur. 1993) - prawdopodobnie jeden z liderów tego młodego zespołu. W seniorskim Górniku do tej pory zagrał tylko raz - w meczu poświęconym pamięci Stanisława Anacko, w którym biało-niebiescy zmierzyli się z wtedy jeszcze Górnikiem Nowe Miasto. Maryniak to niezwykle skoczny, bardzo dynamiczny zawodnik. Jego największym atutem jest szybkość. Dobrze wchodzi pod kosz, a najsłabiej w jego wykonaniu wygląda rzut z dystansu. Gracz niestety niezwykle chimeryczny. Bardzo dobre występy przeplata kompletnie nieudanymi. W grupie ćwierćfinałowej ostatnich Mistrzostw Polski Górnik został zmiażdżony przez Pyrę Poznań (52:107), MKS Pruszków (70:88) oraz Zastal (67:100), a "Maryna" po dwóch dobrych meczach (13 i 20 pkt) w trzecim pojedynku opadł kompletnie z sił, ani razu nie trafiając do kosza.
Damian Grabka - (skrzydłowy, ur. 1993) - w lidze juniorów niczym się nie wyróżnił. Z powodu braku wysokich być może zagra nawet jako środkowy, gdzie - z powodu swojej wątłej postury - jest skazany na pożarcie.
Kacper Wieczorek - (skrzydłowy, ur. 1993) - lider drużyny w lidze juniorów. Imponował przede wszystkim świetnymi osiągnięciami statystycznymi, gdzie w 11 meczach rzucał średnio 26,7 pkt. Koszykarz wybitnie podkoszowy, nie grozi rzutem z dystansu. Lis "pomalowanego". Autor 41 punktów w wygranym, bardzo dramatycznym meczu ze Śląskiem Wrocław. Wielu widziało go w składzie pierwszoligowego Górnika, ale ostatecznie swojej szansy Kacper nie dostał. Nie jest wychowankiem biało-niebieskich, co stanowi w tej grupie wyjątek. Wieczorek karierę zaczynał w Mniszku Boguszów-Gorce, a do Wałbrzycha trafił z WKK Wrocław.
Hubert Murzacz - (rozgrywający, ur. 1994) - jeden z nielicznych zawodników, którego kibicom nie trzeba przedstawiać. Jego ojciec jest prezesem klubu, co życia mu nie ułatwia. Kiedyś grał w kadrze wojewódzkiej, a w wieku 15 lat zadebiutował w ekstraklasie, stając się najmłodszym graczem w historii, który zagrał na tym szczeblu i zdobył punkty (tym samym przeskoczył w klasyfikacji dobrze w Wałbrzychu znanego Adama Waczyńskiego). W ostatnim sezonie miał okazję powąchać pierwszoligowego parkietu. Najdłużej na boisku był w słynnym "meczu z taczką", gdy to zdobył 10 pkt (40 minut na boisku, 5/11 z gry). Na pewno będzie jedną z głównych postaci młodego Górnika 2011/12.
Oskar Pawlikowski - (środkowy, ur. 1994) - kolejny gracz, który będzie częścią "kręgosłupa drużyny". Razem z Murzaczem cały poprzedni sezon trenował z zespołem pierwszoligowym. Grał niewiele, a szansę na dobre dostał również w upokarzającym "meczu z taczką", gdzie podobnie jak Murzacz zdobył 10 pkt (4/7 z gry, 6 zb). Oskar to typowy środkowy, operujący w polu trzech sekund. Jak na swoją pozycje boiskową dość niski, co nie zmienia faktu, że gra biało-niebieskich będzie kręcić się wokół niego. Pawlikowskiego czeka sezon szczególnie trudny, bo nie ma tak naprawdę zmiennika.
Szymon Łozowicki - (obrońca, ur. 1994) - Świdniczanin. Łozowicki w rozgrywkach juniorskich lepsze mecze przeplatał tymi gorszymi. Przede wszystkim wyróżnia się grą w obronie. W ostatnim sezonie trener Szymańska nie potrafiła znaleźć dla niego miejsca na parkiecie, próbując nawet zrobić z niego rozgrywającego. Poprzedniego sezonu do udanych zaliczyć nie może, bo grał dużo mniej niż rok wcześniej u trenera Chlebdy w kadetach, gdzie zaliczał się do podstawowych koszykarzy zespołu.
Tomasz Filipiak - (środkowy, ur. 1994) - postać w zespole kompletnie nowa. Zaczyna dopiero treningi, brakuje mu jakiegokolwiek doświadczenia. Wysoki, choć bardzo wątły. W niezwykle trudnej sytuacji kadrowej jego wzrost się przyda, co nie zmienia faktu, że Filipiak potrzebuje czasu by okrzepnąć. Powinien dostać szansę w lidze juniorów.
Damian Pabisiak - (obrońca/skrzydłowy, ur. 1994) - pierwszy rezerwowy zespołu w rozgrywkach młodzieżowych. Popularny "Ryba" jest najlepszym specjalistą w zespole od rzutów z dystansu, co nie znaczy wcale, że nad tym rzutem nie musi pracować. W pierwszym zespole zagrał raz - w meczu ku pamięci Stanisława Anacko.
Michał Stopiński - (skrzydłowy, ur. 1994) - bardziej znany jako spiker... na meczach Górnika Nowe Miasto Wałbrzych. W lidze juniorów praktycznie niewidoczny, rzadko "łapał się" się do składu meczowego.
Szymon Jaskólski - (obrońca/skrzydłowy, ur. 1995) - rok młodszy od kolegów. Po roku spędzonym na wypożyczeniu w Górniku Nowe Miasto, wraca do biało-niebieskich. Dwa lata temu u trenera Chlebdy grał ogony, w zeszłym sezonie w Nowym Mieście ważny gracz, ale jedynie w lidze kadetów. Typowy zadaniowiec, który wychodzi na boisko powalczyć.
Igor Hupało - (obrońca/skrzydłowy, ur. 1994) - zmiennik w juniorskim Górniku. Niczym się nie wyróżnia. W trzecioligowym Górniku jego rola ograniczać się będzie do dawania odpoczynku kolegom.
Artur Mucha - (obrońca/skrzydłowy, ur. 1994) postać w ostatniej chwili dokoptowana do składu. Kolejny świdniczanin w zespole. W rozgrywkach młodzieżowych grywał mało, dlatego też na cuda w jego wykonaniu nie liczymy.

Podsumowując, Górnik Wałbrzych rozpocznie sezon w III lidze 12 zawodnikami, w tym 10 wychowankami. Zespół Arkadiusza Chlebdy składa się z 9 juniorów i 3 juniorów starszych. Największe braki widać pod koszem, gdzie ciężko będzie powalczyć o zbiórkę, oraz na dystansie, gdzie specjalistów od rzutów trzypunktowych bardzo brakuje. Niemniej jednak, w tej niezwykle trudnej dla klubu sytuacji, liczymy, że młodzi Górnicy na parkiecie zostawią serce. Wynik schodzi na razie na dalszy plan.

czwartek, 22 września 2011

Program meczowy

Nowy sezon za pasem. Wraz z nim powracam z pomysłem programu meczowego, który trzymaliście w dłoniach w ostatnim, przykrym dla klubu sezonie. Z drugiej strony zastanawiam się, czy ten marny świstek papieru w formie książkowej można dumnie określać "programem meczowym". Ale do rzeczy.

W porównaniu z zeszłosezonowym marnym projektem zaszły pewne zmiany, chyba na korzyść. Poprawiła się trochę wartość graficzna, ale szału nie ma, bo i moje umiejętności w tym zakresie mają niemałe ograniczenia. 

Gazetka wykonywana jest w programie Microsoft Word 2003, który raczej programem graficznym nie jest. Fantastyczne jest jednak to, ile człowiek w takim programie odkrywa funkcji, o których nie miał wcześniej pojęcia. Szczególnie, gdy się w nim tkwi jakiś czas. 

Trzecioligowa gazetka to - trzeba podkreślić - nie lada wyzwanie. Rozgrywki o wejście do II ligi to trochę taka czarna dziura, gdzie o informacje na temat często anonimowych graczy trudno. W III lidze brak statystyk, nikt ich nie prowadzi, nad czym baaardzo ubolewam. Te rozgrywki to także nowość dla tych najzagorzalszych, młodych kibiców, którzy biało-niebieskim tak głęboko w ligowej przepaści nie widzieli. 

Dlatego też nie wiem jak to wszystko dalej się potoczy. Na mecz derbowy gazetka będzie, a co dalej - zobaczymy. Przy jej tworzeniu nie brakuje kłopotów, symbolicznych kłód pod nogami. Po moich studenckich przenosinach do Wrocławia występuje chociażby problem z kolportażem. Na szczęście przy tworzeniu tego programu pomocną dłoń tradycyjnie znalazłem u Marcina "ducha" Durczaka i firmie heapmail. Swoje trzy grosze to projektu wrzucił też trener Chlebda. O szczegółach więcej 1 października, gdy opisywana tu forma będzie namacalna.

wtorek, 20 września 2011

Babol czy dziennikarska wnikliwość ?

Dziennikarze Nowych Wiadomości Wałbrzyskich są nieprzeciętni. Nie do końca jednak wiadomo, czy są genialnie nieprzeciętni, czy też po prostu żenująco zaniżają poziom. 


Plac Magistracki

Nie tak dawno temu można było natknąć się na relację NWW z przygotowań biało-niebieskich do trzecioligowego sezonu. O przygotowaniach wypowiadał się przedstawiciel klubu,  niejaki Janusz Kozłowski. Tak, tak - KOZŁOWSKI. Wśród kibiców nastała konsternacja. Zafrapowane głosy w stylu  "Kim jest ten pan !?" nie dawały spać po nocach. Czy dziennikarz "Nowych Wiadomości..." popisał się dziennikarską wnikliwością, czy po prostu swoja "relację" napisał na kolanie, nie zdając sobie sprawy, że pan Kozłowski w górniczym środowisku nie istnieje ? A może po prostu nie bardzo ceniony w środowisku pan Janusz KOZŁOWICZ zmienił dane osobowe ? 

Pl. Teatralny, aktualnie w remoncie


Jeden błąd, choć WIELBŁĄD, może zdarzyć się każdemu. Co jednak powiedzieć o kolejnej relacji dziennikarzy NWW na temat siedziby biało-niebieskiego klubu:

"W wygranym pojedynku z WKK, w szeregach którego wystąpiło kilku mistrzów Polski juniorów, zaprezentował się też Bartlomiej Ratajczak, do niedawna koszykarz lokalnego rywala, Górnika. Nie wiadomo natomiast co dalej z Adrianem Stochmiałkiem, który wciąż jest zawodnikiem klubu z Pl. Magistrackiego."

Czy my kibice o czymś nie wiemy ? Czy klub zmienił siedzibę ? Śmiem wątpić. Kolejny babol dziennikarski stał się faktem ? Plac Teatralny, czyli normalnie miejsce siedziby klubu JKKS Górnik nawet nie sąsiaduje z Placem Magistrackim, którego najbardziej znaną budowlą jest Urząd Miasta. 

Wiara w odbudowę lokalnej koszykówki jakoś słabnie, topnieje, gdy dziennikarze, którzy o zespole powinni wiedzieć najwięcej, wiedzą najmniej. A może to ja się mylę ? Może rzeczywiście mistyczny pan Kozłowski, kimkolwiek jest, snuje plany o wielkości górniczego klubu z siedziby przy Pl. Magistrackim ?

Oceńcie sami.

piątek, 16 września 2011

Technologia w sporcie

Sezon 2011/12 z Górnikiem w III lidze startuje za dwa tygodnie. Jak wiadomo gramy juniorami, w gronie których trudno raczej znaleźć wysokich i ogranych koszykarzy, ogranych koszykarzy oraz...w ogóle wysokich koszykarzy. Wie o tym dobrze trener Arkadiusz Chlebda, który w dość oryginalny sposób rozpoczął polowanie na nowych zawodników, bo... za pomocą podania stosownego nr telefonu. 

Pomysł zaskakujący, odważny, spontaniczny, zaskakujący, ciekawy, zaskakujący. Jak nietrudno się domyślić, biało-niebiescy groszem nie śmierdzą, a i liga w której zagrają nie tylko nie przyciąga, ale i odciąga. Dlatego też chętnych na grę na peryferiach peryferii polskiej koszykówki próżno szukać wśród nazwisk uznanych, znanych bądź też "obitych o uszy". 

Trener Chlebda wystawia więc ogłoszenie. Ogłoszenie w stylu tych, które możemy spotkać na latarnianym słupie, z numerem telefonu do oderwania. Sprzedam mieszkanie, wynajmę pokój, zakupię garaż... przyjmę koszykarza. Na pierwszy rzut oka ta zaskakująca propozycja angażu w biało-niebieskich barwach może okazać się śmieszna, niepoważna, po prostu głupia. Z drugiej strony przyjrzyjmy się kadrze Górnika oraz jego sytuacji finansowej. Wtedy ta jakże niecodzienna inicjatywa wydaje się mieć sens.

Kogo potrzebuje Górnik ? W sumie luki są na każdej pozycji, ale kto kiedyś grał w koszykówkę, ten wie, że najważniejsze pozycje do obstawienia to ta rozgrywającego i środkowego. Nasi trzecioligowi juniorzy potrzebują przede wszystkim środkowego. W obecnym składzie poza Oskarem Pawlikowskim, który jest wątły i nie aż tak wysoki, na tej pozycji występuje posucha. W KSG szukają więc mięsa armatniego. Czy znajdą ? Zobaczymy.

Propozycja angażu przez telefon jest niebywała, trochę siermiężna. Kto wie, może klub wypromuje kogoś, kto od zawsze marzył grać na poważnie ? Bo III liga to przede wszystkim szansa na promocję, o pieniądzach nie może tu być mowy.

Trener Chlebda wykorzystuje technologię w sporcie. Wszystko to pod numerem tel. 609-550-448

wtorek, 13 września 2011

Są rywale

Im bliżej sezonu, tym głośniej coś w wałbrzyskiej trawie piszczy. Stało się jasne z kim biało-niebiescy zmierzą się na parkietach trzecioligowych. Rywalami ekipy trenera Chlebdy będą:


WKS Śląsk II Wrocław
MKS Tytan Kormed Jawor
WSTK Wschowa-Sława
KK Wałbrzych
KKS Siechnice
KSW Spartakus Jelenia Góra
UKS Gimbasket Wrocław
SKM Zastal Zielona Góra

Co tu dużo pisać - jedynie ośmiu rywali w rozgrywkach raczej nie przysporzy kibicom długiego sezonu emocji. O awans do strasznie długich i męczących baraży uzyskuje oczywiście jedynie  zwycięzca rywalizacji. Kto jest faworytem ? Ciężko powiedzieć, bo III liga to w dużej części zawodnicy-amatorzy. Będzie się liczył, jak co roku, KK Wałbrzych. A biało-niebiescy ? Naszych czeka trudny sezon. To na pewno.

niedziela, 11 września 2011

Co tam u nich słychać ?

Sezon 2011/12 już niebawem się rozpocznie. Zawodnicy poszczególnych klubów zjechali się z urlopów, rozpoczynając przedsezonową harówkę. Nasz Górnik zagra w III lidze w składzie juniorskim. A co słychać u byłych już biało-niebieskich wojowników ? Gdzie trafili ex-górnicy ?

Bartłomiej Józefowicz - > Doral Zetkama Nysa Kłodzko (II liga)
Jakub Kietliński -> ?
Marcin Kowalski -> WKS Śląsk Wrocław (II liga)
Łukasz Muszyński -> ?
Mateusz Nitsche -> AZS Szczecin (I liga)
Damian Pieloch -> MOSiR Krosno (I liga)
Bartłomiej Ratajczak -> KK Wałbrzych (III liga)
Marcin Sterenga -> Doral Zetkama Nysa Kłodzko (II liga)
Adrian Stochmiałek -> KK Wałbrzych (III liga)
Maciej Ustarbowski -> MOSiR Krosno (I liga)
Marcin Wróbel -> UMKS Kielce (II liga)
Hubert Murzacz, Oskar Pawlikowski - pozostają w klubie



Jak widać, wiele jeszcze jest niejasności. Nie wiadomo gdzie zagrają Kietliński i Muszyński, a Mateo Nitsche przebywa na testach w szczecińskim AZS-ie. Powyższa lista wyraźnie sugeruje trend drugoligowy. U starych znajomych zagra Marcin Sterenga, ciagnący ze sobą Bartłomieja Józefowicza. Szokującą dla części kibiców decyzję podjął Marcin Kowalski, który zagra we Wrocławiu w jednej drużynie z Mirosławem Łopatką, Radosławem Hyżym, paroma innymi dość znanymi graczami na ligowych boiskach (Grygiel, Mroczek-Truskowski, Bluma), oraz z miejscową zdolną młodzieżą (bracia Kulon). Śląsk, którego prezesem jest Maciej Zieliński ma walczyć o awans, bo sponsorem strategicznym zespołu została firma Dialog, a więc od strony finansowej "trójkolorowi" nie mają się o co martwić. Pozostaje im walczyć o zwycięstwa. Popularny "Gliniarz" w sparingach na razie nie gra. Największym zaskoczeniem jednak jest sportowa degradacja Marcina Wróbla, który już teraz w "mieście scyzoryka" pokazuje swoją klasę (18 pkt w wygranym sparingu z AZS AGH Alstomem Kraków). Wróbel wydaje się być głównym kandydatem do bycia liderem w drugoligowym średniaku. 

Na pierwszoligowym froncie zostanie Damian Pieloch, dla którego to angaż w Krośnie jest złapaniem pana Boga za nogi (przy decyzji o jego zatrudnieniu zadecydował na pewno młody wiek). Niemniej jednak perspektywicznego Pielocha czeka trudna walka o miejsce w składzie, gdzie jak na razie wyżej cenieni są brat Andrzeja Pluty, Piotr oraz dobry strzelec Mariusz Piotrkowski. W jednym z pierwszych sparingów Pieloch zdobył dla Krosna 2 pkt, w przegranym meczu z beniaminkiem I ligi AZS-em Polfarmexem Kutno 62:76 (Pluta 20 pkt, Piotrkowski 13). Na Podkarpaciu nasz wychowanek spotkał Macieja Ustarbowskiego, który po bardzo przeciętnym okresie w Siedlcach szuka swojego miejsca w Krośnie.

W Wałbrzychu zostają za to zawodnicy zamykający ławkę pierwszoligowego Górnika: Bartłomiej Ratajczak oraz Adrian Stochmiałek. Obaj zagrają w III lidze, ale nie w barwach Górnika, tylko KK Wałbrzych (dawny Górnik Nowe Miasto).

Największym wygranym transferowej karuzeli zostaje więc Pieloch. Narzekać nie powinien również Mateusz Nitsche, o ile się sprawdzi na testach w Szczecinie.

czwartek, 8 września 2011

Od taczki do praczki

Górnik Wałbrzych zagra jednak w III lidze ! Dwukrotny Mistrz Polski oraz trzykrotny Wicemistrz nie utonie jednak w czeluściach kibicowskiej pamięci, tak jak to zakładano jeszcze niedawno. Za pięć dwunasta doszło do przełomu i zespół jednak wystartuje.

Po słynnym już marcowym "meczu z taczką", w którym to kreatywność kibiców objawiła się w próbie zamontowania włodarzy klubu na tym jednokołowym, budowniczym pojeździe w celu wywiezienia ich na odległość nie bliższą niż Dominikana. Do podróży jednak nie doszło, bo pan J. oraz pan R. od Dominikany woleli nasze lokalne piekiełko. O wydarzeniu pisały wszystkie sportowe gazety w Polsce, a całe środowisko koszykarskie poznało wałbrzyski basket od tej najczarniejszej strony. O tym, że w kasie biało-niebieskiego klubu świeci pustkami, wiadomo było od dawna. Po meczu z taczką w tle (a może w centrum ?) stało się jasne, że Górnika nie czeka świetlana przyszłość. Taczkowe widowisko miało miejsce w przerwie pojedynku ze Zniczem Pruszków. Z tym samym Zniczem, z którym półtora roku wcześniej w roli pierwszego szkoleniowca debiutował Arkadiusz Chlebda. Taką oto klamra kompozycyjną można objąć aronowy okres w KSG.

Do teraz. Wrzesień 2011 to data, która od taczkowego okresu - miejmy nadzieję - będzie chciała się oddzielić grubą kreską. Zadłużoną spółkę akcyjną "Górnik" zastąpi stowarzyszenie "Górnik". Górnik SA przeistacza się tym samym w JKKS Górnik, odpowiedzialny za chociażby 4. miejsce w kraju naszych młodzików w tym roku. Co to oznacza ? Mniej więcej tyle, że sezon 2011/12 biało-niebiescy zagrają w składzie juniorskim, który w ostatnim sezonie został zmiażdżony w swojej ćwierćfinałowej grupie Mistrzostw Polski. W rozgrywkach III ligi po bardzo młodym zespole, który obok gry ze starszymi zawodnikami będzie także występował w rozgrywkach młodzieżowych, nie należy oczekiwać cudów. 

To, co jednak napawa optymizmem kibiców jest bezpośrednio związane z organizacją klubu-stowarzyszenia, które z długami spółki akcyjnej "Górnik" nie ma nic wspólnego. Wierzymy, że stowarzyszenie zadba o swoich kibiców oraz - przede wszystkim - o samych graczy.

III liga nie jest szczytem marzeń kibiców, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Niemniej jednak, sezon 2011/12 zapowiada się ciekawie, bo do rywalizacji przystąpią dwie drużyny z Wałbrzycha. Obok Górnika zagra przecież KK Wałbrzych, czyli Górnik Nowe Miasto po liftingu. Czekamy więc na pasjonujące derby !!!

Taczkowy okres uważam za zamknięty. Górnik przechodzi drogę od taczki do praczki, bo stowarzyszenie przejmuje jakże splamioną na koszykarskim rynku nazwę "Górnik Wałbrzych". Czas się tych plam na honorze pozbyć, czas na zabawę w roli praczki. Obok budowy drużyny równie ważne wydaje się budowanie zaufania w stosunku do kibiców, którzy w wielkiej liczbie biało-niebieski okręt opuścili już dawno temu. Do boju Górniku !!!

poniedziałek, 5 września 2011

Cud nad Niemnem

Polska - Turcja 84:83

Zacznijmy od liczb. Porównań statystycznych.

Liczba graczy z NBA: Polska - 0, Turcja - 4
Liczba graczy z Euroligi: Polska - 4, Turcja - 7
Ostatni pojedynek podczas Eurobasketu: Polska - Turcja 69:87 (2009, Wrocław)
Pozycja w ostatnich MŚ: Polska - brak kwalifikacji, Turcja - 2. (srebro)

To nie mogło skończyć się dobrze. Tym bardziej, że nasi dwa dni wcześniej męczyli się strasznie ze słabiutką Portugalią. Przed pojedynkiem z koszykarzami znad Bosforu nasze umysły ogarniały czarne myśli.



A tu taka niespodzianka. I nie chodzi tyle o wynik, co o zadziwiająco dobrą grę Polaków. Bo w koszykówce nic nie dzieje się przypadkiem. Adam Hrycaniuk (15 pkt) przepoczwarzył się w króla pola trzech sekund, wykończając akcję za akcją, a Dardan Berisha (21 pkt) był bezczelnym liderem, który trafił najważniejszy rzut w karierze na 12 sek. przed końcem, dający nam prowadzenie 84:83 (rzut z odchylenia z półdystansu przez ręce, majstersztyk). Nie było tak, że nasi wykorzystali słabszy dzień Turków. Polscy koszykarze wykorzystali po prostu... swój lepszy dzień. Grając z niesłychaną koncentracją oraz mądrością, biało-czerwoni nie odstawali od rywala. Szliśmy z wicemistrzami świata łeb w łeb. Graliśmy z nimi kosz za kosz. Gdy Turcy odjechali na osiem punktów na początku czwartej kwarty, gdzieś z tyłu głowy traciliśmy nadzieję. Gdy na niecałą minutę przed końcem przegrywaliśmy 79:81 i desperacko szukaliśmy pozycji do rzutu, kibicowskie obawy wracały niczym bumerang. I właśnie wtedy, gdy te czarne myśli kołatały w głowie, piłka trafiła do samotnie stojącego na łuku 21-letniego Piotra Pamuły. W tamtym momencie był bez punktu, szykował się do zmiany. No i do zmiany doszło, ale wyniku. Gracz Politechniki, gracz prosto z parkietów zaledwie pierwszoligowych, którego powołanie wzbudziło sporo kontrowersji, trafił rzut życia. Potem Polaków ponownie pognębił zdecydowanie najlepszy w zespole Turcji, świeżo upieczony gracz Utah Jazz, 19-letni Enes Kanter (19 pkt), który trafił dwa osobiste. Później był już tylko wspomniany rzut Berishy oraz niecelna trójka Kerema Tunceriego (6 pkt, 0/3 za 3).  W meczu graczy znad Wisły i znad Bosforu doszło do cudu, i to wszystko nad Niemnem.

Wygraliśmy ten mecz. Jesteśmy w niebie. To jednak nie koniec. Przed Polakami mecz z przeciętną Wielką Brytanią. Jeżeli Turcy przegrają z Hiszpanią, a my z drużyną ze Zjednoczonego Królestwa, to gramy dalej. Jeżeli zespół półksiężyca ogra Mistrzów Europy, a my pokonamy Brytyjczyków, to gramy dalej. Natomiast jeżeli Turcy będą lepsi od Hiszpanii, a my ulegniemy Luolowi Dengowi i spółce, to.... oby ten ostatni scenariusz nie miał miejsca.

A to końcówka meczu z Turcją. Delektujmy się, bo następny taki moment może nie przyjść prędko.



D. Berisha - gracz szalony. Czasem irytująco szalony, tym razem za te jego sportowe niewyparzenie kochamy. Autor kluczowego rzutu. Najlepszy w polskim zespole. Bezczelny dla gwiazd tego sportu - ośmieszył samego Turkoglu, przy wyprowadzaniu piłki.
A. Łapeta - krótko na boisku. Wielka rola mentalna. To on podobno najbardziej wspierał Berishe, po jego słabym meczu z Hiszpanią (0 pkt ). Kazał mu się nie przejmować, rzucać dalej. I tak Dardan w kolejnych meczach zdobywał odpowiednio 10, 16 i 21 pkt !
R. Skibniewski - wzbił się na wyższy poziom w ataku, trafił dwa ważne rzutu zza łuku. Trochę za miękko rozgrywa, dlatego wolimy Koszarka.
P. Pamuła - znowu krótko, ale za to z przytupem ! Wielka "trójka" na 44 sek. przed końcem.
P. Leończyk - jak to on, powalczył. Raz ładnie wszedł pod kosz, zdobywając punkty, raz wsadem wykończył kontrę, raz... zamiast w obręcz, trafił w tablicę. W obronie miał swoje problemy.
S. Szewczyk - dziwny mecz. Brawa za wykorzystanie pięciu kolejnych osobistych, które pozwoliły Polakom wrócić do gry. Minus za proste, banalne błędy kroków, oraz sporo spudłowanych rzutów. Na szczęście kiedy trzeba było, piłka do kosza jednak wpadała. 12 pkt
T. Kelati - w cieniu Berishy zrobił swoje. Zaliczył kilka kluczowych przechwytów (4 w całym meczu, 11 pkt)
P. Szczotka - gracz obrony, co było widać w zwłaszcza po jego koszmarnej próbie zdobycia punktów w ataku w ważnym momencie czwartej kwarty. Przez pewien czas musiał kryć potężniejszego i wyższego Kantera. Współczuję.
A. Hrycaniuk - bardzo dobry mecz. Ten turniej odkrywa jego przydatność i kreatywność w ataku, gdzie potrafił się ustawić lub też sam w dwutakcie wykończyć akcję. Można się czepiać o jego głupio łapane faule, przez zbyt agresywny ruch biodrem po wyjściu z pick&rolla. 15 pkt, 7/9 z gry.
Ł. Koszarek - gdy komentatorzy słusznie zauważyli, że brakuje jego punktów, trafił za trzy, uciszając krytyków. Nieco mniej spektakularny w ataku, robił swoje po obu stronach parkietu. 7 pkt. 4 as, 1 str.

Tak niewiele mamy powodów do radości, gdy chodzi o polską koszykówkę. Cieszmy się więc tym zwycięstwem ile wlezie. Ciekawe, co na ten sukces Polaków Marcin Gortat, który był przekonany, że  biało-czerwonych na Eurobaskecie czekają jedynie cięgi...

Teraz panowie koszykarze zimny prysznic. A potem - mecz z Wielką Brytanią.


sobota, 3 września 2011

O włos

Polska - Portugalia 81:73

Biało-Czerwoni pokonują zespół z kraju wina i tym samym zachowują szansę na awans do drugiej rundy Eurobasketu. Biorąc pod uwagę samą grę, a nie wynik, nasi mogą już jednak pakować walizki.

Polacy byli o włos od porażki z drużyną, która częściej od składnych akcji popełniała błędy kroków,a do samego turnieju weszła po dodatkowych kwalifikacjach. Nasi zostali prawie ograni przez reprezentantów kraju, którego najlepszym koszykarskim zespołem ligowym jest Klub Piłkarski Porto (FC Porto).  Biało-Czerwoni zaczęli spotkanie fatalnie, bo bez chęci i determinacji. Jedynym zawodnikiem do którego nie można mieć pretensji w kontekście spotkania to Łukasz Koszarek (18 pkt), chociaż i on miał słabszy moment, gdy w ciągu ostatnich dwóch minut meczu dwa razy bardzo bezmyślnie podawał, co kończyło się stratami.

Łukasz Koszarek, zdj. Fiba

To, że nie byliśmy trzeci mecz z rzędu -13 czy -15, to zasługa jedynie miernej postawy Portugalczyków, którzy i tak przy naszych zawodnikach wyglądali na herosów. W polskiej ekipie szwankował powrót do obrony, który odbywał się spacerkiem. Brak agresywnej defensywy na obwodzie aż bił po oczach, niczym promienie słońca w środku lata. Polacy głowami byli w chmurach, milion mil od parkietu w Poniewieżu. Kompletny brak koncentracji sprawiał, że Adam Hrycaniuk (8pkt, 6zb) "popisywał się" pudłami spod samego kosza, a Thomas Kelati (8 pkt, 6 zb ) miał mokre dłonie, które za nic nie chciały żyć w symbiozie z piłką (4 straty oraz 1/6 z gry). Po 20 minutach męczarni, fundowaną nam przez koszykarzy oraz komentatorów TVP (sądząc po zainteresowaniu zawodami pana Sobczyńskiego pomylił on chyba Mistrzostwa Europy w Koszykówce z Zawodami o Puchar Sołtysa w Pieczeniu Ciasta), miałem naprawdę dość (ja jako fanatyk byłem znużony, a co dopiero zwykły, niedzielny kibic koszykówki). Było 36:29 dla zespołu z kraju wina, a Adam Wójcik w studiu tradycyjnie uspokajał, trzeci dzień z rzędu mówiąc, że "jeszcze jest 20 minut grania". Obie drużyny nie zasłużyły gry w finałowej fazie europejskiego czempionatu, i - jak wszyscy dobrze wiemy - gdyby nie zmiany przepisów, na Litwie byśmy ich nie oglądali. 

W drugiej połowie nasi na szczęście się opamiętali i notując serię 13:0, pozwolili mi ponownie uwierzyć w polską myśl szkoleniową. Nie na długo. Portugalczycy nie dawali za wygraną. Po trzech kwartach i celnym rzucie z połowy Joao Costy (kogo ?) był remis po 49. W czwartej kwarcie szala przechyliła się na naszą korzyść dopiero na nieco ponad minutę przed końcem. Po słabym widowisku udało się zwyciężyć. Przed niedzielnym meczem z Turcją nie możemy być dobrej myśli. Wicemistrzów Świata trzeba pokonać, by mysleć o drugiej rundzie. Po tym, co oglądaliśmy w meczu z Portugalią, śmiem w sukces wątpić.


D. Berisha - z gracją baleriny wjeżdżał pod portugalski kosz, gdzie karcił źle ustawionych obrońców. Dobry mecz w ataku nijak miał się jednak do bardzo słabej postawy polskiego Kosowianina w obronie, gdzie królowała u niego niepewność. 16 pkt
A. Łapeta - krótki epizod, w którym zdążył wsadem wykończyć piękną, dynamicznie rozegraną akcję pick&roll z Berishą.
R. Skibniewski - jak był miękki, tak jest. Zdarzało mu się zostawać na zasłonie. Na polską ligę gracz niezły. Na Eurobasket już nie do końca starcza mu potencjału.
A. Waczyński - wciąż przerażony udziałem w Eurobaskecie. Gra trochę jak dziecko we mgle. Tym razem prosta strata, po której poszła kontra i łatwe punkty. Dostał szansę, której nie wykorzystał.
P. Leończyk - jak na razie niezły turniej w jego wykonaniu. Dał dobrą zmianę naszym podkoszowym. Powalczył na zbiórce. Braki nadrabia walecznością. 11 pkt i 9 zb
S. Szewczyk - zaczął mecz strasznie leniwie, wręcz ślamazarnie. W drugiej połowie się przebudził, trafiał za trzy i spod kosza. 13 pkt, 5/12 z gry
T. Kelati - wyjątkowo nieskuteczny. Swoje grzechy naprawił w końcówce, trafiając 3 z 4 ważnych osobistych.
P. Szczotka - specjalista od obrony, specjalistą od faulów. Tym razem 3 w 8 minut.
A. Hrycaniuk - myślami był gdzieś na wyspach Tonga (jest możliwy dalej wysunięty od Litwy punkt na mapie ?). Z dalekiej podróży wrócił na szczęście w dalszej fazie spotkania, coś tam wykończając spod kosza.
Ł. Koszarek - bezsprzecznie najlepszy w zespole. Skoncentrowany, raz nawet popchnął Leończyka, ponaglając go do szybszego powrotu pod własny kosz. 7/11 z gry, 3/6 za trzy. 18 pkt.

piątek, 2 września 2011

Po huraganie

Polska - Litwa 77:97

Litewski huragan z zmiótł z powierzchni polskie domostwa. W spotkaniu z trzecią drużyną świata nie mieliśmy za wiele do powiedzenia. Gospodarze turnieju zdominowali biało-czerwonych, w pewnym momencie przewaga biało-zielonych wynosiła nawet 26 punktów.

Litwini z łatwością trafiali  z czystych pozycji. Mantas Kalnietis (19 pkt 8/8 z gry, 6 zb, 6 as) zagrał perfekcyjny mecz, raz za razem bezkarnie mijając w pierwszym kroku widocznie zmęczonego meczem z Hiszpanią Łukasza Koszarka (6 pkt, 2/8 z gry). Dariusowi Songaili (14 pkt, 7/10 z gry) pozostało się uśmiechać po tym z jaką łatwością dziurawił obręcz z półdystansu, czy też spod samego kosza. Wystarczy popatrzeć na cyferki: podopieczni Kestutisa Kemzury trafiali z 69 proc. skutecznością z gry (36/52 !!) oraz z bardzo dobrą 47 proc. za trzy (7/15). W wykręcaniu takich liczb spory udział mieli nasi zawodnicy, którzy nie potrafili znaleźć nici porozumienia w obronie. Kompletny brak komunikacji sprawił, że Lietuva miała okazję trafiać z pozycji całkowicie otwartych, ku uciesze licznie zgromadzonej publiczności.

Litwini byli wyjątkowo niegościnni, bo nie odwdzięczyli się tym samym swoją postawą w obronie. Troszkę żal było patrzeć jak bardzo ambitnie grający Thomas Kelati (16 pkt, 6/14 z gry, najlepszy w naszym zespole) musi przedzierać się siłą przez gęste litewskie zasieki, a wspomniany Koszarek wciąż i wciąż uderzał głową w biało-zielony mur. Polacy w ataku odgrywali rolę statystów, ruchliwością dorównując sklepowym manekinom. Co było tego przyczyną ? Dobra obrona Litwy, czy brak koncepcji gry ?

Po pierwszej połowie, gdy nasi byli -15, wciąż wierzyliśmy, że będzie lepiej, bo z Hiszpanią do przerwy przecież też nie było różowo, bo -13. Biało-Czerwoni zaczęli trzecią kwartę od mocnego uderzenia, czyli od serii 7-0, niwelując stratę do ośmiu oczek. Nadzieja, niczym chwast, błyskawicznie wyrosła w Poniewieżu, gdzie nasi rozgrywali mecz. Niestety, Litwini równie błyskawicznie tego chwasta ze swojej ziemi wyrwali z siłą piekielna. I gdy piszę błyskawicznie, to mam na myśli BŁYSKAWICZNIE, bo w jakąś niecałą minutę zrobiło się 7-7 w kwarcie. A co było potem ? Potem oglądaliśmy jedynie waleczne, kmicicowskie zrywy Łukasza Wiśniewskiego (6 pkt), jednego z jaśniejszych punktów polskiego zespołu.

D. Berisha - Karabin się odblokował. Pozytywny mecz w ataku. 10 pkt.
A. Łapeta - wolny w obronie, ośmieszony przez Valanciunasa który fruwał nad jego głową. W końcówce Adam zrewanżował się młodemu Litwinowi, kończąc akcję smeczem. W perspektywie zespołu nienajgorszy występ, bo parę tych punktów udało mu się zdobyć.
R. Skibniewski - zostawał w obronie na zasłonach, a że naszym komunikacja w obronie w ogóle nie wychodziła, kończyło się to wszystko łatwymi punktami dla Litwy. Trafił dwa razy z dystansu w identyczny sposób, gdy piłka odbiła się od obręczy, postanawiając jednak wpaść do środka.
A. Waczyński - kolejny epizod. Waca wydaje się przerażony udziałem w imprezie tej rangi, bo wsławił się jedynie airballem, co jest do niego niepodobne z odległości 6,75 m od kosza.
P. Pamuła - podobnie jak z Hiszpanią zaraz po wejściu trafił "trójkę". Nie pokazał nic nadzwyczajnego, no chyba że zaliczymy do tego faul niesportowy. Jest najmłodszy w ekipie, czyż nie powinniśmy oczekiwać od niego najmniej hmm ?
P. Leończyk - szkoda jego niecelnych rzutów z półdystansu, które oddawał z czystych pozycji. Wtopił się w polską szarzyznę. 
S. Szewczyk - po jego występie pozostaje niedosyt. Od jednego z lidera oczekujemy trochę więcej. Niby zdobył 10 pkt, ale nikt tego nie zauważył.
T. Kelati - po meczu powiedział, że naszym brakowało serca. Miał rację, choć w jego przypadku nie możemy, ba, nie mamy prawa mówić o braku zaangażowania. Kelati był jedynym jasnym punktem tego zespołu, wielokrotnie trafiając przez ręce, lub w podkoszowym korku. 
P. Szczotka - starał się robić swoje. Tradycyjnie mało pożyteczny w ataku, powalczył w obronie, czego efektem są 4 faule w 10 minut gry.
Ł. Wiśniewski - gdy dostał szansę gry w drugiej połowie, rzucił się z szabelką na litewski pułk obronny. Brawa za odwagę i waleczność. Obok Kelatiego chyba jedyny pozytyw w naszej ekipie.
A. Hrycaniuk - słaby występ. Nie potrafił odnaleźć się w obronie, gdzie nie pomagał, a jedynie gubił się koszmarnie. A ataku jest niezbyt produktywny, o czym wiedzieliśmy przed turniejem, a mecz z Hiszpanami był chyba wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Ł. Koszarek - największe chyba rozczarowanie. 6 pkt jak na czołowego strzelca to wynik słabiutki. Wyraźnie nie radził sobie z Kalnietisem, który uczył go koszykówki i zniechęcał do wykonywania zawodu.

Następny mecz nasi grają z Portugalią - łatwiejszego rywala już na tych mistrzostwach nie będzie. Czas na wygraną.

czwartek, 1 września 2011

Porażka po karnych

Polska - Hiszpania 78:83

zdj. sport.pl


Koszykówka to sport bezkompromisowy. Nie uznaje remisów, w przeciwności do piłki nożnej zawsze wygrywa lepszy. Hiszpanie byli rzeczywiście lepsi, ale ten mecz wygrali - jak to trafnie ujął Mirosław Noculak z TVP - dopiero po... rzutach karnych. Terminologia futbolowa pasuje tu idealnie, bo koszykarska Hiszpania jest równie potężna jak ta piłkarska. Analogie można także odnaleźć pomiędzy polskim basketem, a polską "kopaną" - w obu przypadkach w pojedynkach z krajem flamenga jesteśmy skazani na pożarcie bez popitki. O ile piłkarzy Hiszpanie rzeczywiście zgnietli na drugim biegu, tak koszykarze zaskoczyli swoją postawą wszystkich: od ekspertów, dziennikarzy przez kibiców i prezesa PZKosz.

Polakom nikt szans nie dawał, wielu zastanawiało się właściwie po co nasi na tą Litwę jadą. Brak Gortata, Lampego, Ignerskiego. Brak szans. Nic bardziej mylnego. Biało-Czerwoni nie okazali się małym plastelinowym ludkiem, którego z łatwością powinien zdeptać matador wielkości co najmniej king konga. Nasi powalczyli z potęgą, a ta minimalna porażka z drużyną, która zagrała w najmocniejszym składzie, powinna być odbierana jako zwycięstwo.

Zaczęło się w sumie zgodnie z oczekiwaniami. Hiszpanie dość szybko odjechali na kilkanaście punktów, co utrzymywało się do trzeciej kwarty. Nasi grali nerwowo, w pierwszej połowie nie mogli znaleźć sposobu jak dostać się w pomalowane. W grze Polaków utrzymywał świetny Thomas Kelati - autor 11 z pierwszych 13 pkt naszej ekipy. Nie radziliśmy sobie w obronie, gdzie faule szybko łapali nasi podkoszowi. Do przerwy przegrywaliśmy 13 pkt i nic nie zapowiadało zrywu, chociaż Polacy w pierwszej połowie pokazali kilka ciekawych zagrań.

Tych ciekawych zagrań było więcej w drugiej połowie, gdy biało-czerwoni znaleźli pomysł na wykorzystanie w ataku pola trzech sekund. Po kombinacyjnych, pięknych akcjach punkty spod kosza zdobywał nawet tak ograniczony w ofensywie gracz jak Adam Hrycaniuk. Wielkie, wielkie brawa należą się sztabowi szkoleniowemu. Polski team dawno nie miał tak dobrego trenera, który szybko reagował na wydarzenia na boisku. Po wielkiej smucie za czasów selekcjonerów Griszczuka i Katzurina, Słoweniec Ales Pipan jest dla nas niczym Phil Jackson. 


W końcówce zbliżyliśmy się do Hiszpanów na trzy punkty, wcześniej na sześć, później na cztery. Niestety, za każdym razem nasze marzenia poniewierał genialny Pau Gasol (29 pkt), który w europejskich warunkach ma 5 m wzrostu, szybkość strusia pędziwiatra, mądrość sowy oraz celownik snajpera. Gwiazdor LA Lakers kilkakrotnie ratował swój zespół. Kiedy trzeba było trafić za trzy - trafił. Gdy potrzebna była jego zbiórka w ataku i akcja 2 plus 1 - stało się. Tego samego nie można powiedzieć o Rickym Rubio, który nie dorzucał do obręczy, nie trafiał sam na sam z koszem w kontrze czy podawał bardzo niecelnie. Rubio jest wciąż młody, bo ledwie 21-letni, ale od jakiegoś czasu już nie potwierdza pokładanych w nim przeogromnych nadziei. Obok Paua Gasola Polaków pognębili jego brat Marc (16 pkt), oraz niezawodny "La Bomba", czyli Juan Carlos Navarro (23 pkt).

Spotkanie odbywało się w miejscowości Poniewież. Litewska nazwa tego miasta kryje w sobie pewną tajemnicę bo brzmi Panevezys, czyli w wymowie 'paneweżysz'. No właśnie: "Panie, wierzysz ?" Z taka grą jak z Hiszpanią, wszyscy chyba w Polaków wierzymy. Ciekawe, co teraz do powiedzenia ma MG 13?


D. Berisha - Nasz "Karabin" się zaciął. 0/5 z gry, nerwowe rzuty. Trener Pipan długo wierzył, że Dardan się przebudzi. Przeliczył się.
A. Łapeta - raz ładnie zagrał w obronie ze starszym Gasolem. 5 fauli w 10 minut. Czegoś w jego grze barkowało, tak jak brakowało literki "ł" na jego koszulce. Nie oglądaliśmy Łapety tylko Lapetę.
R. Skibniewski - nie oczekujmy po nim zbyt wiele, zwłaszcza w ataku. Jego zadaniem jest odciążenie Koszarka i to dziś się nawet udało, bo ze Skibą w grze Polacy doszli rywala na sześć punktów.
A. Waczyński - kilkanaście sekund w grze. Zdążył jedynie zakozłować się w aut. Czekamy na jego dłuższy występ.
P. Pamuła - wejście smoka. Prosto z boisk pierwszoligowych i rywalizowania w salach gimnastycznych do gry na arenie międzynarodowej w Eurobaskecie. Nie spalił się. Jako smok to on podpalił parę fundamentów. Po wejściu do gry od razu trafił trójkę. Później ładnie zagrał w kontrze. W 5 minut zrobił więcej niż Berisha w 20.
P. Leończyk - zaskoczył wszystkich. Samego siebie chyba też. Bardzo dobry występ. Waleczny, nieustępliwy, dwie akcje świetnie wykończył podkoszowymi penetracjami. Już nazywany Pawłem LeBrończykiem.
S. Szewczyk - rozpoczął energicznym smeczem. W obronie ogrywany jak dziecko, ale nie przez byle kogo, tylko przez pięciometrowego starszego Gasola. Problemy z faulami uśpiły go na długo. Na szczęście w drugiej połowie przebudził się. Trafił za trzy, świetnie spenetrował pod kosz, kończąc dynamiczną akcję zagraniem 2 plus 1. Potem spadł za faule i to by było na tyle.
T. Kelati - był jak ojciec, który uczył swoje dzieci gry w kosza (raz wkozłował sobie piłkę w nogę, zdarza się). Ustawiał, dyrygował, ganił. Bardzo chciał wygrać. Podobno gra na 80 % możliwości. Boję się pomyśleć jak zagra, gdy jego kolano wrzuci wyższy bieg. Świetny mecz Thomasa. E tam, mówmy mu Tomasz. Jest jednym z nas. 18 pkt, 7 as, 3 prz.
P. Szczotka - autor dwóch bardzo błyskotliwych akcji w ataku. Okazało się, że człowiek od czarnej roboty i w ofensywie potrafi wykończyć chociażby kontrę, czy ograć tyłem do kosza Sana Emeterio (wyjątkowo słaby tego dnia w ekipie Hiszpanii). 
Ł. Wiśniewski - krótki występ. Miał stać się plastrem na Navarro. Nie wyszło. Plaster się odkleił już przy pierwszej akcji.
A. Hrycaniuk - niewidoczny w ataku w pierwszej połowie, król pola trzech sekund w drugiej. W obronie z łatwością ogrywany przez młodszego Gasola. Niemniej jednak gracz Asseco okazał się niezwykle efektywny w ofensywie, bo nasi trenerzy potrafili wykreować mu pozycje przez odpowiednie zagrywki. 12 pkt, 9 zb.
Ł. Koszarek - jak dobrze, że jest z nami. Kreatywny w ataku, trafiał wtedy kiedy zespół tego najbardziej potrzebował. Potrafił również wykończyć kontrę, dobrze dograć piłkę pod kosz. Zdarzały mu się błędy (w zrozumieniu kolegi, w komunikacji), z resztą jak wszystkim. Nawoływał do walki w końcówce. 19 pkt, 5 str

Aha, wreszcie - po latach - gramy z godłem na koszulkach ! Jak dla mnie bomba. Orzełek poniósł naszych w tym spotkaniu. Następny mecz z Litwą. Nie oczekujmy cudów, ale walki na całego na pewno. Litwini w pierwszym meczu męczyli się z Wielką Brytanią (Team GB, jak ich nazywa świetny angielski komentator z ESPN UK), wygrywając dopiero w końcówce czwartej kwarty (po trzech przegrywali trzema punktami).