Szukaj na tym blogu

wtorek, 27 maja 2014

Zgraja Borzemskiego, czyli mistrzowskie rezerwy

Maj 2014. Wałbrzyska Amatorska Liga Koszykówki. Drugi mecz finałów. Rezerwy Górnika remisują z Drink Teamem 45:45 na dziewięć sekund przed końcem. Piłka jest w rękach Mateusza Ciurusia. Tuż przed wznowieniem gry na parkiet wraca jeden z liderów Drink Teamu, Dawid Wackowski. Jego zespołowi pozostały dwa wyjścia. Oba mało komfortowe.

Wyjście 1: Nie mamy piłki, więc bronimy akcję rywali do końcowej syreny, nie faulujemy. I liczymy na dogrywkę.

Wyjście 2: Faulujemy. Będzie to PIĄTY faul zespołu, który pośle rywala na linię rzutów wolnych i prawdopodobnie każe nam odrabiać jeden lub dwa punkty straty, podczas gdy na zegarze pozostanie do końca meczu sześć, może siedem sekund.

Wackowski wybiera drugie wejście, choć faulując wydawał się mało świadomy, że posyła rywala na linię. Istnieje teoria, że się pomylił, źle spojrzał na tablicę, biorąc faule swojego zespołu za faule Górnika (w rzeczywistości biało-niebiescy mieli 3 faule, Drink Team 4).

Na linii rzutów wolnych znalazł się faulowany przez Wackowskiego Mateusz Ciuruś. W decydującym meczu sezonu ręka rzucającego obrońcy Górnika nie zadrżała. Trafił dwa razy i tym samym zapewnił swojej ekipie drugie zwycięstwo w finałach.

Zwycięstwo dające mistrzostwo.

Dla tych, którzy nie śledzili rozgrywek, mistrzostwo rezerw Górnika w lidze amatorskiej może wydawać się pewnikiem, czymś wyjątkowo nieszczególnym. Nic z tych rzeczy. Biało-Niebiescy weszli do playoffs dopiero z 4. lokaty i faworytem do tytułu nie byli. W lidze weteranów i starych koszykarskich lisów byli nieopierzonymi dzieciakami, najmłodszym zespołem w stawce. Zgraję kilku odstawionych przez pierwszy zespół na boczny tor roczników objął Michał Borzemski. To nie było jego pierwsze spotkanie z tą młodzieżową grupą.   

**

Marzec 2013. Liga Juniorów. Pierwszy sezon trenera Borzemskiego z chłopakami z obecnego zespołu rezerw dobiega końca. Sklejany z 18-, 17- i 16-latków (!!) zespół juniorów Górnika wywalczył awans do Półfinałów Mistrzostw Polski U-18. No, prawie wywalczył. Biało-Niebiescy załapali się na ostatnie premiowane awansem miejsce w tabeli, wyprzedzając Zastal Zielona Góra, od którego nasi byli lepsi w dwumeczu (porażka 71:80 i wygrana 79:68).

Pojawił się jednak mały szkopuł. Zastal rozegrał sezon bez swojego wychowanka, oddelegowanego do Szkoły Mistrzostwa Sportowego Adriana Krawczyka. W ramach przepisów zespół oddelegowujący swojego gracza do SMS-u ma „zaklepane” miejsce w półfinale. Włożenie górniczych palców między drzwi nakazało rozegranie dodatkowego dwumeczu. Barażu. Już z Krawczykiem, młodzieżowym reprezentantem Polski i uczestnikiem ME U-16,  w składzie Zastalu.

Rozgrywający Krawczyk okazał się być rzecz jasna kluczowym elementem zielonogórskiej układanki, który pozbawił naszych marzeń już w meczu wyjazdowym, gdy to zespół Borzemskiego nie wytrzymał ciśnienia i przegrał 40:71.

Zawalaliśmy pierwszy mecz. Mieliśmy słabą egzekucję w ataku, o ile się nie mylę nie trafiliśmy ani jednej „trójki”.– tak mecz w Zielonej Górze wspomina Miłosz Balcerzak, uczestnik tamtego pojedynku, późniejszy gracz rezerw w lidze amatorskiej.

Górnicy do odrobienia w Wałbrzychu mieli aż 31 punktów. Rewanż był formalnością. Nasi mogli odpuścić.

Tak się jednak złożyło, że czasownika „odpuścić” trener Borzemski w słowniku nie miał. Dlatego tez w połowie drugiej kwarty rewanżu nasi, po świetnej grze, prowadzili z Zastalem 33:22. Iskierka nadziei zaczęła się tlić w głowach zarówno koszykarzy, jak i licznie zgromadzonych w hali przy pl. Teatralnym kibiców. Niestety, ekipa gości zaliczyła po chwili serię punktową 9:0 i do przerwy było już tylko 33:31. Górnicy powalczyli jednak do końca i zasłużenie wygrali 75:62.

Dla Górnika 22 punkty zdobył Szymon Kurzepa, 12 „oczek” dorzucił Mateusz Ciuruś. Adrian Krawczyk zamknął naszym usta z 21 punktami i Bóg wie iloma asystami. Zespół Borzemskiego zakończył więc sezon na rozgrywkach regionalnych.

**

Nowy sezon przyniósł nowe pomysły. Kilku zawodników z marcowych baraży zakończyło wiek juniora, pozostali nowy sezon w rozgrywkach młodzieżowych zaczęli już pod okiem innego trenera.

I właśnie wtedy, późnym latem 2013, chyba podczas wywiadu z nowym prezesem Stowarzyszenia Górnika, padła wiadomość o zgłoszeniu młodzieńczej mieszanki do ligi amatorskiej. Trenerem mianowano Borzemskiego.

Zaczęło się kompletowanie składu. Pierwsze skrzypce mają grać byli już juniorzy z rocznika 1995 oraz kończący wiek juniora chłopaki urodzeni rok później. Do składu dokoptowano nieco starszych, „chętnych i zdolnych”, którzy w Górniku pojawili się po raz pierwszy, nierzadko z ulicy.

Początek sezonu biało-niebieska mieszanka ma udany. Kilkunastopunktowe wygrane z outsiderami, a zwłaszcza kilkupunktowe zwycięstwo z mocnym średniakiem z Boguszowa (w składzie Kacper Wieczorek) wrażenia na nikim nie robiły. Pierwsze schody pojawiają się już w 4. kolejce. Górnicy mierzą się z innym debiutantem, czyli z zespołem Harry Catering, który obok anonimowych amatorów ma jednak w składzie Marcina Sterengę. Biało-Niebiescy, po straszliwych męczarniach i wielkich emocjach, wygrywają po dogrywce 47:41. 21 punktów, 9 zbiórek i 7 przechwytów notuje Kurzepa, 10 punktów dorzuca trafiający kluczowe rzuty Mateusz Pilarczyk. Sterenga kończy mecz z 22 „oczkami” i 12 zbiórkami.

Po czterech kolejkach Górnik ma komplet zwycięstw i jest liderem. Przed górniczą młodzieżą jednak najtrudniejsze testy. W szóstej serii spotkań przychodzi pierwsze rozczarowanie. Po słabej grze Górnik ulega prowadzonej przez Mateusza Myślaka Faurecii 50:58. Chłopaki Borzemskiego wyglądają koszmarnie rzutowo: trafiają tylko 2 z 17 rzutów za 3 oraz 4 z 12 za 1, przegrywają do tego w asystach 6:12. Górników pogrąża duet Sebastian Narnicki – Szymon Jaskólski, który wspólnie zdobywa 33 punkty. Duet z Górnikiem związany, bo w końcu ten pierwszy gra w III lidze, a ten drugi ma przeszłość i w III lidze, i w dwumeczu barażowym z Zastalem.

Porażka z przeciętną Faurecią kazała szufladkować rezerwy Górnika w ligowej szarzyźnie. Kolejny poważny test czekał w 9. kolejce, gdy naprzeciw stanął meldujący się od lat w czubie ligi zespół Boanerges (dawny AZET). Kolejny sprawdzian, kolejna porażka. Górnicy ulegają rywalom 38:51, zostają w dodatku zmiażdżeni 15:33 w zbiórkach oraz trafiają tylko 1 z 12 „trójek”.

W 10. kolejce dochodzi do przełomu. Rezerwy pokonują wicemistrza 2013, IBIS Hotel (dawna Pierogowa Chata) 67:59, odskakując dopiero w ostatnich minutach meczu. Ojcem zwycięstwa jest Mateusz Ciuruś, który trafia 6 z 10 rzutów zza łuku i kończy mecz z 24 punktami i tytułem gracza kolejki. Do ekipy Borzemskiego dołączeni z ekipy juniorów zostają Damian Durski i Łukasz Kołaczyński. Duet pamiętający dramatyczną serię z Zastalem zdobywa razem 20 punktów. To niezły wyczyn, biorąc pod uwagę, że obaj, w wieku 17 lat, stali się najmłodszymi graczami ligi.

Durski: „Przede wszystkim juniorzy to wiek zbliżony do mojego. W „amatorce” grałem z ludźmi po nawet 20 lat starszymi. To tez jest dla mnie nauka. Wiadomo, ze zawodnicy z ligi juniorów to moi przyjaciele - także poza boiskiem”.

W następnej, rozegranej awansem kolejce, Borzemski i spółka mieli ponownie twardy orzech do zgryzienia, bo naprzeciw stanął lider rozgrywek i obrońca tytułu – Partners Nieruchomości. Partnersi wygrywają 55:42, jak zwykle grając niezwykle zespołowo (czterech graczy z dwucyfrową zdobyczą puktową). Górnicy pozwalają rywalom na 55% skuteczność rzutów z gry, sami trafiają zaledwie 35%.

9 marca, po pauzie w 11 kolejce, przyszedł czas na kolejne starcie ze ścisłą czołówką. Górnik pokonuje Drink Team 55:46. Dzieje się to za sprawą podkoszowych. Duże słowa uznania należą się Adamowi Adranowiczowi, autorowi 14 punktów, wracającemu do gry po koszmarnych kontuzjach. 

Rezerwy Borzemskiego, grające pod oficjalną nazwą Górnik Trans KFC Victoria, zakończyły sezon regularny z 9 wygranymi i 3 porażkami. Dało to dość odległe, 4. miejsce (w stawce 13 zespołów). Pierwszy w tabeli był niepokonany Partners Nieruchomości. Nadszedł czas na playoffs.

W I rundzie Górnicy zmierzyli się z IBIS Hotelem. W meczu nr 1 nie zabrakło emocji, bo prowadzeni do boju przez Mariusza Karwika zeszłoroczni wicemistrzowie nie zamierzali łatwo sprzedawać skóry. Karwik zdobył 17 punktów i zaliczył 12 zbiórek, ale to rezerwy Górnika wygrały 62:54. 19 punktów (3x3) zdobył Damian Durski, 16 „oczek” i 6 zbiórek dorzucił Szymon Kurzepa. Ekipa Borzemskiego wygrała pomimo porażki na „deskach” 27:37. W całym meczu biało-niebiescy trafili 7 z 24 prób z dystansu oraz 11 z 13 rzutów wolnych. Drugi mecz był już bez historii. Górnik wygrał 65:47, a 36 punktów i 20 zbiórek w tym meczu zanotowało trio Adranowicz-Kurzepa-Durski.

W II rundzie biało-niebieskich sprawdził obrońca tytułu. W sezonie regularnym Partners Nieruchomości pokonał Górnika dość przekonywująco i nic nie wskazało na to, by teraz miało być inaczej. Partners zagrali w swoim stylu, czyli ultra zespołowo, często dzieląc się piłką. Trzech graczy obrońców tytułu zakończyło pojedynek z podwójną zdobyczą punktową. W końcowym rozrachunku zdało się to na nic, bo to Górnicy po wyrównanym meczu zwyciężyli 55:52.  Kluczem do zwycięstwa była wysoka obrona, która wymusiła aż 19 strat „Partnersów” (Górnik miał 10 strat). Biało-Niebiescy zaliczyli w całym meczu 14 przechwytów, prym w tym względzie tradycyjnie wiódł Kurzepa. Kolejny dobry mecz w playoffs zagrał Durski – autor 13 punktów, 3 asyst i 3 przechwytów (5/11 z gry), 14 punktów, choć na słabej skuteczności 27% z gry, dodał od siebie Mateusz Ciuruś.

Górnik wygrał pierwsze starcie, ale wyrównany mecz pokazał, że ta seria była jeszcze daleko od zakończenia.

W pojedynku nr 2 najsłabszy mecz sezonu zalicza Kurzepa (tylko 5 punktów, 2/9 z gry), niewidoczny jest Durski. Górnicy przegrywają 44:50. 18 punktów dla „Partnersów” rzuca Bartosz Frydryszak, 11 punktów i 6 asyst dorzuca Tadeusz Bujnowski. Biało-Niebiescy grają słabo w obronie, pozwalając rywalowi na 55% skuteczność za 2, sami trafiając tylko 37% rzutów. Rezerwy przegrywają także wyraźnie walkę o zbiórki (27:40). Sam Marcin Stawiarz zdominował podkoszowych Borzemskiego, zaliczając 15 zbiórek. O awansie do wielkiego finału miał więc zadecydować trzeci mecz.

27 kwietnia w hali przy ul. Wysockiego ponownie oglądamy bardzo wyrównany mecz. Dopiero czwarta kwarta, wygrana przez Górników 23:15, rozstrzygnęła tę serię. Rezerwy wygrały 46:36,  a 22 punkty zdobył duet Durski-Kurzepa (ten drugi dorzucił jeszcze 9 zbiórek). Partners został zatrzymany na jedynie 30% skuteczności z gry (36% za 2), nie dominował też na „deskach”. Co najważniejsze, ekipa Borzemskiego zatrzymała opartą na asystach zespołową grę rywali (w całym meczu tylko 6 asyst).

Po męczarniach w I rundzie z boguszowskim Court BG (wygrana 2:1. w tym decydujący mecz po dogrywce) i pokonaniu grającego bez swojego lidera Boanerges, do finału po cichu wszedł Drink Team – drugi zespół sezonu regularnego.  

Pierwszy mecz finałów Górnik wygrywa 52:40, choć Drink Team się nie poddawał. Po serii punktowej 9:0 zbliżył się do Górników na trzy punkty (33:30). Po chwili jednak swoją serię punktową w odwecie zainkasowały rezerwy i było już 45:32. W Drink Teamie dość niespodziewanie najlepszym graczem na boisku był podkoszowy Dawid Wierzbicki, autor 14 punktów i 12 zbiórek. U Borzemskiego prym wiedli również podkoszowi. Kurzepa miał 18 punktów i 8 zbiórek, a Adranowicz  mógł się pochwalić double-double: 13 „oczek” i 11 zbiórek.  

W opisywanym na samej górze meczu nr 2 emocji nie brakowało. Były cztery remisy i sześć zmian prowadzenia. Zimną krew zachowali jednak ci młodsi, czyli Górnik, wygrywając 47:45 i sięgając po mistrzostwo wałbrzyskiej ligi amatorskiej w swoim debiutanckim sezonie. 

Rok wcześniej biało-niebiescy nie byli w stanie sprostać przeszkodom w lidze juniorów. Pomimo walki do końca z Zastalem, Borzemski i spółka schodzili z parkietu na tarczy. W lidze amatorskiej też zawahań formy nie brakowało. Biało-Niebiescy znowu postanowili jednak powalczyć. Tym razem się udało.

W wielu spotkaniach Górnicy po prostu rywali zabiegali. To okazało się kluczem do sukcesu.

W lidze amatorskiej na pewno można nauczyć się podejmować walkę pod koszem, w rywalizacji ze starszym, większym zawodnikiem. W lidze juniorów zarówno jest wysoki poziom gry ze względu na to, że zawodnicy są w tym samym wieku i maja tyle samo siły (lub nawet więcej). W lidze amatorskiej są starsi zawodnicy i, z tego co zauważyłem, słabsi kondycyjnie. Dzięki wyciskowi trenera na treningach mieliśmy lepszą kondycje i nauczyliśmy się podejmować bardzo ważne decyzje w trakcie meczu. Dzięki temu udało nam się wygrać ligę amatorską, z czego byliśmy wszyscy dumni.” - podsumował Szymon Kurzepa.


Oto skład rezerw Górnika:

Pierwsza piątka:

Dariusz Koj
Adam Adranowicz
Szymon Kurzepa
Mateusz Ciuruś
Marcin Ciuruś

Rotacja:

Damian Durski
Łukasz Kołaczyński
Marcin Jeziorowski
Michał Piskorski
Mateusz Pilarczyk
Miłosz Balcerzak

Grali też: Wojciech Dworak, Michał Stopiński, Wojciech Simm i Łukasz Kurpiel.

Szymon Kurzepa to MVP finałów, został też wybrany do najlepszej piątki ligi. Sezon regularny w „amatorskiej” zakończył ze śr. 17.1 pkt i 7.7 zb (liga amatorska grała 4x10 min z zatrzymywanym czasem tylko w ostatnich trzech minutach czwartej kwarty, gdy przewaga jednej z drużyn nie była wyższa niż 20 punktów). Ten skrzydłowy grał też w lidze dolnośląsko-lubuskiej, gdzie był, sumarycznie, najlepszym strzelcem rozgrywek. A towarzystwo miał doborowe. Oto najlepsi strzelcy naszej ligi juniorów w sezonie 13/14:

  1. Kurzepa 14 m – 273 pkt
  2. Maciej Muskała (Turów) 13 m – 252 pkt
  3. Dawid Kołkowski (Śląsk) 14 m – 250 pkt
  4. Jakub Der (Zastal) 13 m – 230 pkt
  5. Witkor Sewioł (WKK) – 12 m – 207 pkt
  6. Marcel Ponitka (Zastal) – 11 m – 194 pkt
  7. Igor Wadowski (WKK) – 9 m – 179 pkt

Co łączy graczy z pozycji od 2 do 7 powyższej listy? Wszyscy stawiali już kroki w dorosłym baskecie. Muskała grał z Turowem w TBL i lidze VTB, a wywodzący się z wałbrzyskiego Górnika Kołkowski oraz zielonogórzanin Der grają w rezerwach swoich klubów w II lidze. Ponitka, Sewioł i Wadowski to młodzieżowi reprezentanci Polski i nadzieje polskiej koszykówki. Pierwszy zaliczył epizod w Eurocup, drugi był liderem kadry Polski oraz najskuteczniejszym w rzutach za 2 graczem w całych ME U-16, a trzeci gra już regularnie w I lidze.

Kurzepa w ostatnim sezonie ani razu nie znalazł się nawet na ławce trzecioligowego Górnika. Ma to związek z jego trudnym charakterem, bo zbuntowany Kurzepa to femme fatale wałbrzyskiej koszykówki. Sezon 2013/14, z powodów rocznikowych, był jego ostatnim w lidze juniorów.

Adam Adranowicz to wychowanek Górnika. 23-latek ma za sobą epizod w ekstraklasie oraz solidne występy w trzecioligowym Górniku Nowe Miasto. Po finansowym upadku Górnika został wezwany z powrotem do biało-niebieskich. Zdążył zagrać w jednym meczu sezonu 2011/12 (świetna postawa w starciu z Maximusem Kąty Wrocławskie, 18 punktów), po czym dopadła go seria kontuzji i do zespołu już nie wrócił. W grających w lidze amatorskiej rezerwach pojawił się w 5. kolejce i stopniowo wracał do bardzo dobrej dyspozycji.

Dariusz Koj to postać nowa w biało-niebieskim świecie. Wysoki, kawał chłopa. Po początkowych trudnościach znalazł sobie miejsce w zespole. Do tego odegrał kluczową rolę w drugim meczu finałów, gdy przy stanie 45:45, na kilkanaście sekund przed końcem meczu, w kapitalny sposób zablokował Rafała Pomjana, którego od kosza dzieliło wykonanie prostego lay-upa.

Bliźniacy ksero, czyli bracia Ciuruś reprezentują przeklęty w Górniku rocznik 1995. Przez całą swoją karierę miotali się po różnych grupach wiekowych, bo ich rocznik był liczbowo mocno zaniedbany. W wieku kadeta trafili nawet na wypożyczenie do Górnika Nowe Miasto. Choć bardzo podobni z wyglądu, różnią się na boisku. Mateusz (wybrany do drugiej najlepszej piątki ligi) to typ strzelca, podczas gdy Marcin jest typowym rozgrywającym starej daty, który najpierw myśli o podaniu, a dopiero potem o rzucie.
  
Damian Durski, Łukasz Kołaczyński i Marcin Jeziorowski to trójka juniorów z rocznika 1997, która dołączyła do zespołu rezerw w trakcie rozgrywek. W komplecie zajęli z Górnikiem czwarte miejsce w Mistrzostwach Polski U-14 w 2011, a w 2013 doszli do półfinałów. Chudy niczym patyk rozgrywający Kołaczyński od początku swojej kariery w młodym Górniku był ważną postacią, atletyczny Durski zaczynał jako zmiennik, a obecnie stanowi o sile ekipy juniorów (8. strzelec ligi), natomiast Jeziorowski zrobił chyba największy postęp, bo jeszcze w młodzikach miał spory problem zmieścić się w składzie meczowym.

Trio Miłosz Balcerzak, Michał Piskorski i Mateusz Pilarczyk to rówieśnicy Kurzepy z rocznika 1996, którzy zakończyli właśnie wiek juniora. Balcerzak jest wychowankiem Górnika, pozostali zaczynali w Górniku Nowe Miasto. Pilarczyk w kategorii kadeta (razem z Kurzepą) został nawet wypożyczony do Turowa Zgorzelec, po czym zaliczył roczny rozbrat z koszykówką. Powrócił do gry w zeszłe wakacje.

Sukces tej mocno sklejanej drużyny to duża zasługa trenera Michała Borzemskiego. Jakim zawodnikiem w III lidze był Michał wszyscy wiemy. A jakim jest trenerem? Tu głos trzeba oddać jego podopiecznym:

Miłosz Balcerzak mówi o inspiracjach z najlepszej ligi świata:

Pod względem czysto taktycznym, Michał Borzemski to trener u którego filozofia gry polega na twardej obronie, dobrym zastawieniu i zbiórce, a co za tym idzie próbie przeprowadzenia szybkiego ataku "run and gun" w stylu Golden State Warriors. W ataku pozycyjnym wdrożenie myśli Coacha K [Mike Krzyzewski – trener uniwersytetu Duke – przyp. red.], czyli osławiona "gałka", próby penetracji, rozbicie obrony przez trójkąt przy pick and rollu, szukanie extra passa, wykorzystywanie otwartych pozycji przy rzutach za 3. Pod względem trenera-człowieka jest typem, który zaraża swoim optymizmem. Ma dobry kontakt z zawodnikami, jest duszą zespołu, trenerem grającym ze swoim zespołem. Coś w rodzaju Doca Riversa [trener Los Angeles Clippers - przyp. red.].”

Szymon Kurzepa trenerowi Borzemskiemu zawdzięcza w ogóle związek z koszykówką:

„Trenerowi Borzemskiemu wiele zawdzięczam, ponieważ dzieki niemu zacząłem przygodę z koszykówką. Pamiętam jak mi zaproponował rozpoczęcie treningów, gdy byłem jeszcze w gimnazjum. Było to w Gorniku Nowe Miasto. Bylem tą propozycją bardzo zdziwiony, nawet nie myślałem o trenowaniu. Bardzo sie cieszę, że go poznałem.”

Marcin Ciuruś o tym, co wyróżnia coacha Borzemskiego z tłumu (nie chodzi o łysinę):

„Z trenerem Borzemskim ja, jak i większość zespołu, współpracowałem już drugi sezon z rzędu. Rok wcześniej byliśmy o krok od awansu do rozgrywek centralnych ligi juniorów, w tym sezonie udało nam się zdobyć mistrzostwo lokalnej "amatorki". Trener na treningach wymagał od każdego sto procent zaangażowania, skupienia i walki. Najwięcej uwagi i czasu poświęciliśmy na ćwiczeniu rożnych wariantów defensywy. To, co różni trenera Borzemskiego od innych szkoleniowców to wiara w każdego ze swoich zawodników od pierwszej do ostatniej minuty meczu i ciągłe wpajanie im pewności siebie i wiary we własne umiejętności.”

W ciepłych słowach o Borzemskim wypowiada się też Damian Durski:

„Z trenerem Borzemskim miałem już przyjemność trenować podczas zeszłego sezonu juniorów. W tamtym rozgrywkach naprawdę bardzo mi się podobało jak prowadzi treningi. Bardzo dużo nauczyłem się właśnie tam, grając pod jego okiem ze starszymi kolegami. Zawsze mówił, nad czym trzeba popracować i na to też zwracałem szczególną uwagę. Mam nadzieje, że to nie będzie ostatni sezon, gdy mogę z nim pracować.”

W przyszłym sezonie Górnicy zagrają w II lidze. Zgraja Borzemskiego natomiast, ku chwale Górnika, ma ogrywać się w III lidze. 


poniedziałek, 26 maja 2014

Po awansie

foto sylwesterkielbasinski.com
Niedługo minie miesiąc od dnia, gdy nasi ulubieńcy oficjalnie ewakuowali się z koszykarskiej prowincji. Władze wałbrzyskiego klubu nie dają jednak o sobie zapomnieć. Lokalne wiaty przystankowe ozdobiły plakaty z podziękowaniem dla prezydenta miasta (miłościwie nam panującego pana Szełemeja), sponsorów (przede wszystkim firma Trans.Eu) i kibiców.

Jeszcze kilka miesięcy temu, podczas jednego z ligowych starć naszego Górnika, gdy dojrzałem baner reklamowy z napisem „Wałbrzych – Miasto Koszykówki”, mocno się zdziwiłem. Szybko uznałem ten baner za mocno propagandowy, przedstawiający hasło nie do pokrycia. Myliłem się.

Chwilę później pod dachem hali zawisły górnicze banery mistrzowskie i wicemistrzowskie, a kibiców doceniono symboliczną statuetką. Jakby tego było mało, w Aqua Zdroju  odbyło się kilka fajnych koszykarskich imprez. Mecze ligi VTB, Turniej Nadziei Olimpijskich, Akademickie Mistrzostwa Polski w Koszykówce. To już za nami. A przed nami?  Już w czerwcu odbędzie się międzynarodowy turniej z udziałem kadry Polski U-18.

No i teraz jeszcze ten plakat na wiacie przystankowej. Klubowe władze wyszły z założenia, że o awansie koszykarzy powinien wiedzieć każdy wałbrzyszanin. I słusznie, przecież Aqua Zdrój sama się nie zapełni. Na plakat każdy oczekujący na autobus spojrzy, bo cóż w tym oczekiwaniu jest lepszego do roboty?

Ujęcie na plakacie kibicowskiej oprawy z meczu z Gimbasketsem Przemyśl musi się podobać. Kibice zostali użyci jako narzędzie, które ma przyciągnąć do hali nowe twarze. Nie mam nic przeciwko temu, zwłaszcza, że w ostatnich trzech latach do grupy Wałbrzyski Kocioł, która prowadzi doping na meczach, dołączyło zaledwie kilka nowych osób (większość w ostatnim sezonie). Ta forsująca swoje struny głosowe grupa kilkudziesięciu osób to w lwiej większości kibice „pozyskani” przecież przed laty.

Wyciągnięcie ręki w stronę kibiców cieszy tym bardziej, że w ostatnich latach poziom sympatii jednych do drugich wachał się pomiędzy „kochamy was” a „nie podajemy wam ręki”. Nie obyło się bez gorących dyskusji, wzajemnych pretensji, burzliwej wymiany zdań i zagrań faul po obu stronach.

W pewnym momencie obie strony postanowiły wznieść się ponad podziały i postawić na koszykówkę. Po prostu.

Nie wiem czy jesteśmy już miastem koszykówki. Wiem jednak, że ten sport obrał w mieście właściwy kierunek, że pędzi sprintem w stronę społeczności, podczas gdy siatkówka, po ostatnich kuriozalnych wydarzeniach, została mocno w blokach.  

niedziela, 18 maja 2014

Na finałach U-18 - relacja


Nasi juniorzy już dawno temu zakończyli rozgrywki. Właśnie zakończył się za to turniej finałowy Mistrzostw Polski juniorów.

Wrocław, 17.05.2014. Pięciokondygnacyjny budynek przy pl. Borna jest koloru kurzu i zaniedbania. W przeszłości był podobno siedzibą lokalnych władz NSDAP, dziś jest Instytutem Fizyki i Astronomii oraz miejscem moich studiów podyplomowych, które z fizyką mają niewiele wspólnego. 17 maja ten masywny budynek był skąpany w deszczu. Gdy opuszczałem jego mury spojrzałem na mocno wzburzoną Odrę, by po chwili mostem Mieszczańskim przemieścić się na Wyspę Księcia Witolda. To właśnie tam, w starej jak świat „Kosynierce”, odbywały się Mistrzostwa Polski U-18.

Osiem najlepszych drużyn w Polsce w roczniku 1996 walczyło o medale. Na pierwszej prostej odpadły Polonia Warszawa oraz Zastal Zielona Góra z Marcelem Ponitką w składzie.  Dopiero szóste miejsce w turnieju zajął gospodarz, celujący w strefę medalową Śląsk Wrocław. WKS w roczniku ’96 zgarnął przed dwoma laty brązowy medal. Tym razem niebo nad stolicą Dolnego Śląska zapłakało nad losem jednego z faworytów. WKS nie dał rady w meczu o 5 miejsce Basketowi Kwidzyn.

W stawce pozostały cztery drużyny. W pierwszym półfinale WKK, ostatnia nadzieja Wrocławia, zmierzyła się z Novum/Astorią Bydgoszcz, w drugim TKM Włocławek („młodzieżówka” Anwilu) grał z Treflem Sopot. Mi udało się wpaść na ten pierwszy mecz. Minąłem ogromny dmuchany baner piłki do kosza marki Spalding i wszedłem do przestarzałego obiektu.

Na hali znalazłem się w pierwszej minucie pierwszej kwarty. Moim oczom ukazał się nieprawdopodobny tłum, głośno dopingujący wrocławskie WKK. Próżno było szukać wolnych miejsc w centralnej części trybun. Usadowiłem się więc w prawym rogu obiektu, w jego koronie, starając się znaleźć taki punkt obserwacyjny, by filary podtrzymujące dach nie zasłaniały mi kosza. Obok mnie usiadł mój kolega z Chin. Po chwili do „Kosynierki” ze swoimi 15-letnimi synami-bliźniakami wparował legendarny, choć tego dnia spóźniony, Adam Wójcik. Cała trójka usiadła tuż nade mną, pod dachem hali. W morzu wrocławskich kibiców odnalazłem odzianego w koszulkę bydgoskiego klubu Mateusza Bierwagena, w przeszłości koszykarza ekstraklasowego Górnika Wałbrzych, z którym siedziałem kiedyś w ławce podczas zajęć z angielskiej fonetyki. Tego dnia Bierwagen, lider pierwszoligowej Astorii, był jednoosobowym klubem kibica młodzieżówki swojego klubu. No, chyba że doliczymy Zibiego z www.skm.polskikosz.pl, który w czarnym t-shircie bydgoskiego klubu i z aparatem w dłoni przemierzał kolejne rzędy fanów. 

Od samego spotkania nie miałem wielkich oczekiwań. Plułem sobie w brodę, że nie będę w stanie zobaczyć dużo ciekawiej zapowiadającego się pojedynku TKM-u z Treflem. WKK w drodze do półfinału wygrywało różnicą czterdziestu, dwudziestu pięciu oraz trzydziestu jeden punktów, a Astoria, gdyby nie szczęście w losowaniu i trafienie do słabszej grupy, może w ogóle w półfinale by się nie znalazła. Zasiadając w koronie „Kosynierki” nie miałem wątpliwości, że czeka mnie mecz do jednego kosza. Miałem za to wyrzuty sumienia, że na w rozstrzygnięte przed pierwszym gwizdkiem sędziego spotkanie zaciągnąłem chińskiego kolegę, który na stałe mieszka we Wrocławiu.

Mecz WKK-Astoria pokazał po raz kolejny, że nie znam się kompletnie na koszykówce. Mecz WKK-Astoria obalił sporo moich przekonań związanych z koszykówką młodzieżową. Wreszcie, mecz WKK-Astoria był najbardziej emocjonującym meczem, jaki widziałem na żywo w sezonie 2013/14.

Wysokie wygrane WKK w poprzednich starciach finałowych to nie jedyna przesłanka, która kazała mi stawiać wrocławski klub w roli faworyta. Właścicielem WKK jest człowiek, będący w gronie 100-150 najbogatszych Polaków. Szkolenie młodzieży we wrocławskim klubie jest chyba najbardziej profesjonalne w Polsce. Młodzi zawodnicy podpisują z władzami klubu kontrakty, w których zawarte klauzule nakazują im odpowiednie prowadzenie się poza boiskiem. Obok rozgrywek ligowych, młodzież WKK jeździ na północ Europy, gdzie w lidze bałtyckiej mierzy się z rówieśnikami. Wreszcie, szkolenie WKK nie jest oparte jedynie na chłopakach z Wrocławia. Od kilku lat zespół Przemysława Koelnera ściąga na Dolny Śląsk najzdolniejszych młodych koszykarzy z całej Polski. Dziś, trzon WKK U-18 tworzą przecież Igor Wadowski, wychowanek Ochoty Warszawa, Wiktor Sewioł, rodem z Jaworzna oraz Maciej Bender, mistrz Polski U-16 z Polonią Warszawa, ściągnięty na finały z USA, gdzie chodzi do liceum i gra w koszykówkę w stanie Virginia. Cała trójka to ważni gracze młodzieżowych reprezentacji Polski. Podobnie jak inni gracze WKK, rodowici wrocławianie Michał Kapa, Dominik Rutkowski i Piotr Ścibisz. Jakby tego było mało, pierwszy zespół WKK Wrocław, jako beniaminek, doszedł w tym sezonie do finału I ligi.

Po drugiej stronie barykady jest jakże bliska Górnikowi od strony kibicowskiej Astoria. Bydgoski klub od dobrych kilku lat ledwo wiąże koniec z końcem. Zespół seniorów przyzwyczaił kibiców do balansowania po cienkiej linii pomiędzy I a II ligą. W Astorii nie ma pieniędzy na sprowadzanie talentów z całego kraju. Pozostaje praca u podstaw z własną młodzieżą. Pracę tę od kategorii brzdąca do kadeta w Bydgoszczy wykonuje również Novum. Na mocy umowy z 2012 roku Astoria przejmuje od Novum juniorów. Liderem Novum/Astorii jest center Mateusz Fatz, młodzieżowy reprezentant Polski oraz najlepszy strzelec drugoligowej drużyny Szkoły Mistrzostwa Sportowego Władysławowo. Poza Fatzem Astoria składa się z grupy anonimowych koszykarzy. No, może z wyjątkiem Piotra Łucki, pełniącego rolę zadaniowca w drugoligowym SMS-ie Mateusza Fatza.

Na papierze, WKK było w tym starciu najnowszym ferrari, a Astoria jedynie podrasowanym polonezem. WKK ma więcej pieniędzy, więcej talentu, a w sobotę 17 maja miało dodatkowo więcej kibiców. Miałem mocne przeczucie, że Mateusz Bierwagen już w przerwie meczu będzie miał spuszczoną głowę i trzecią kwartę spędzi w pobliskim McDonaldsie. Byłem przekonany, że mecz rozstrzygnie się już w przerwie.

Tymczasem boisko zweryfikowało papierowe porównania. Astoria postawiła zabójczą obronę strefową i ukryła swój brak indywidualności w ataku. Wszechmocne WKK kompletnie nie potrafiło przebić się przez bydgoski monolit. Kolejne rzuty z dystansu po świetnym rozrzucaniu piłki po obwodzie nie znajdowały drogi do kosza (w całym meczu 6/23, większość celnych w drugiej połowie). Tomasz Niedbalski, trener WKK, uważany za jednego z najlepszych fachowców w polskiej koszykówce młodzieżowej, szukał w pośpiechu rozwiązań, rotując szerokim składem co pół minuty. Nic z tego. Skomasowana, dobrze przemieszczająca się w kierunku piłki obrona Astorii była ścianą. Okazało się, że dzięki świetnej postawie w defensywie do prowadzenia po 20 minutach gry wystarczyło jedynie 29 zdobytych punktów. Wystarczyło, bo wrocławianie zdobyli tylko 24 „oczka”.

Na półmetku polonez wyprzedzał ferrari, a Bierwagen nie wyszedł do McDonaldsa (choć był w nim widziany przed meczem). W przerwie meczu przecierałem oczy ze zdziwienia. Spojrzałem na klan Wójcików. Wysoki jak topola Wójcik Junior 1 oparł nogi o barierki, Wójcik Junior 2 rzucał z połowy w konkursie, podczas gdy Wójcik Senior dosiadł się do swojego kolegi z boiska, siedzącego kilka rzędów pod nami Dominika Tomczyka. Mogę się tylko domyślać o czym rozmawiali, ale założę się, że WKK nieźle się oberwało:

- Domino, co się z tym twoim WKK dzieje? – zapytał Wójcik Tomczyka (obecnie trenera młodzieży w WKK)
- Nie wiem Oława, nie wiem... – odpowiedział Tomczyk swojemu koledze, który dziś jest prezesem i trenerem Koszykarskiego Klubu Sportowego Kobierzyce, który szkoli młodzież.

Tymczasem w mojej głowie kiełkował szacunek dla rozpędzonego bydgoskiego poloneza. Szczególnie dla kierowcy, czyli rozgrywającego Karola Kutty, który niezwykle umiejętnie dyrygował grą swojego zespołu w ataku. Kutta trafiał, zbierał, podawał. Był zmuszony do szczególnego boiskowego wysiłku, ponieważ całą trzecią kwartę na ławce przesiedział mający trzy faule Fatz. W ciągu jednego meczu niewysoki rozgrywający przestał być dla mnie anonimowym koszykarzem (gdybym dokładniej śledził rozgrywki I ligi, wiedziałbym, że Kutta zagrał w czterech meczach seniorskiej Astorii).

Bez Fatza Astoria, po raz kolejny, miała być narażona na niebezpieczeństwo jak samotna antylopa na sawannie. Kutta, trafiający szalenie ważne rzuty za trzy Łucka oraz druga bydgoska wieża Łukasz Frąckiewicz, nie pozwolili wrocławianom odskoczyć, choć ci wyraźnie poprawili grę w ataku. WKK było na parkiecie bardziej agresywne, co na punkty zamieniał duet Wadowski-Bender. Po trzydziestu minutach był remis. Wszystkie scenariusze wciąż były możliwe.

W czwartej kwarcie do gry wrócił Fatz, ale w ataku Astorii nie odmienił. Dużo lepiej prezentował się Bender, który pomimo 208 cm wzrostu (w wieku 17 lat!!!) trafiał z półdystansu. Ostatnia kwarta to jednak tak naprawdę pojedynek na heroizmy pomiędzy Kuttą oraz Wadowskim. Ten pierwszy świetnie wchodził pod kosz, ten drugi trafiał najważniejsze rzuty w meczu: najpierw dwie „trójki” w odstępie minuty, potem bardzo trudny rzut z półdystansu na wprost kosza mimo asysty rywala. Emocji nie brakowało do ostatnich minut, a w trans kibiców wprowadzał spiker, puszczając przez całe spotkanie ten sam, zachowany w klimatach techno, utwór.

Zresztą Wadowskiego biało-niebieskim juniorom przedstawiać nie trzeba. Jakieś dwa miesiące temu ten zawodnik rzucił Górnikom 35 punktów w rozgrywanym w Aqua Zdroju meczu dolnośląsko-lubuskiej ligi juniorów, a WKK niemiłosiernie rozgromiło nasz zespół. Wadowski (podobnie jak Fatz) to członek kadry Polski, która dwa lata temu była 6. w Mistrzostwach Europy U-16.

To właśnie akcje Wadowskiego, ale też i zmęczenie grającego praktycznie bez odpoczynku od pierwszej minuty Kutty oraz wyłączenie prądu u Fatza przez Bendera zadecydowały o tym, że ferrari prześcignęło na finiszu poloneza. W ostatnich sekundach meczu Astorię przy życiu starał się utrzymać Kutta, trafiając za trzy na 51 sekund przed końcem meczu (było wtedy 49:53 dla WKK). Po chwili bydgoszczanie musieli faulować by zatrzymać zegar. Wrocławianie trafiali rzuty wolne, a desperackie akcje zespołu z województwa kujawsko-pomorskiego nie przyniosły żadnego rezultatu. Zespół Tomasza Niedbalskiego wygrał 58:49, a graczem meczu został Wadowski – autor 23 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst. Kutta zakończył mecz z 17 „oczkami”, 9 zbiórkami oraz 6 asystami. Fatz miał tylko 6 punktów i 5 zbiórek w 26 minut.

Pomimo porażki Astoria Bydgoszcz nie ma się czego wstydzić. Świetna gra zespołowa oparta na cierpliwej i mobilnej obronie strefowej odcisnęła swoje piętno na rywalu. Jednak brak indywidualności, graczy pokroju Bendera i Wadowskiego, skradł ekipie znad Brdy szansę gry o złoto. Koszykówka wciąż udowadnia obserwatorom, że jest sportem bezwzględnym, w którym wielkie niespodzianki zdarzają się z niewielką częstotliwością. Tym razem baśniowego rozwiązania zabrakło, żebrak nie odarł z szat króla. Mimo to, Mateusz Bierwagen był ze swoich młodszych kolegów na pewno dumny.

P.S. Dzień później, w meczu o złoto, mocno przemęczone półfinałowym starciem WKK nie dało rady Treflowi Sopot, za to Astoria pokonała w pojedynku o brązowy medal TKM Włocławek.

czwartek, 8 maja 2014

Finał amatorskiej z Górnikiem!



Po zmyciu z umorusanych ciał ostatnich kropli szampana nadszedł czas na kolejne finały.

Po ośmiu miesiącach odbijania piłki od kryjącego pułapki parkietu hali przy ul.Wysockiego, terminarz rozgrywek wezwał do ostatecznych rozstrzygnięć. Wałbrzyska Amatorska Liga Koszykówki Aqua Zdrój, w skrócie WALK(A), dobiega końca. Do rozegrania pozostały finały i mecze o 3 miejsce (oba do dwóch zwycięstw).

Nasz wałbrzyski WALK WALKiem jest dopiero od stycznia, czyli od czasu, gdy nazwa OSiR odeszła do historii – razem z OSiR Basket Ligą. Od końcówki września, czyli od pierwszych boiskowych przetarć, WALK dostarcza niezapomnianych wrażeń. Serio. Liga lekarzy i dekarzy, komorników i urzędników czy też studentów i licealistów przyniosła kilka dogrywek, wiele emocjonujących końcówek oraz mnóstwo okrzyków złości i radości.

WALK ma też swoje ekstrema. Ciężko o drugą taką ligę, gdzie pod koszem spotykają się ludzie bardzo różni pod względem wieku, mentalności, podejścia do sportu i życia. Ludzi tak różnych, ale jakże podobnych, bo przecież wszystkich łączy miłość do basketu. W WALK nie brakuje koszykarskich aspiracji, ale są też i konspiracje. Liga ma swój regulamin, swojego komisarza, swoich sędziów, jest też okienko transferowe. Pomimo tego, niektórzy zapominali, że regulamin nie jest z gumy, że nie można go naciągać do granic wytrzymałości. Zdarzało się, że ktoś nie dojechał, kogoś zatrzymali w pracy bądź w domu i trzeba było się posiłkować piątym zawodnikiem z trybun. Innym razem zespoły się nie dogadały i niebiescy zagrali przeciwko… niebieskim. To jednak jeszcze nic. Pewnego meczowego dnia jeden facet obraził się na kolegów, wyrzucił koszulkę meczową, odpalił na hali racę i poszedł do domu.

W WALK nie wszyscy grają dla przyjemności. Dla wielu to wielka rywalizacja. W przeciągu całego sezonu nie raz polała się krew, były też wielkie okrzyki bólu, związane z urazami.

W niedzielę, 11 maja, w hali przy ul. Wysockiego odbędą się pierwsze mecze finałowe. O 18 o 3 miejsce zagra Boanerges z mistrzem 2013, Partnersem Nieruchomości. O 19 za to wielki finał: rezerwy Górnika – Drink Team!

Rezerwy Górnika, grające pod nazwą Górnik Trans KFC Victoria, to jednosezonowy projekt mający na celu ogrywać biało-niebieską młodzież. Ekipa prowadzona przez Michała Borzemskiego miała swoje wpadki w sezonie zasadniczym, ale w playoffach zaskoczyła i z 4. miejsca wkradła się do finału, pokonując po drodze zeszłorocznego wicemistrza 2:0 (obecny IBIS) oraz obrońcę tytułu 2:1 (Partners).

Drink Team to weterani ligi amatorskiej, choć w wielkim finale grają po raz pierwszy. Sezon zasadniczy skończyli na drugim miejscu, niepozornie pokonując kolejnych rywali, w tym Boanerges z prawie MVP ligi, Pawłem Hałgasem. W półfinale znowu na drodze Drink Teamu stanął zespół Boanerges - tym razem bez Hałgasa, ale z powracającym po ciężkim urazie heroicznym Przemysławem Wojdyłą, które 32 pkt w meczu nr 2 dały krótką nadzieję na finał. Krótką, bo w decydującym trzecim starciu Drink Team znowu okazał się lepszy. Drink Team mógł jednak odpaść już w ćwierćfinale, z chłopakami z Boguszowa-Gorc. Prowadzony do boju przez Kacpra Wieczorka Court BG (7. zespół sezonu reularnego) przegrał serię 1:2, w tym decydujący mecz dopiero po dogrywce. Z Górnikiem Drink w sezonie zasadniczym przegrał 46:55. Czas na rewanż?


Będzie ciekawie, będzie się działo. 

A tak wyglądał sezon zasadniczy WALK (wraz ze statsami).

Wyniki wszystkich meczów sezonu zasadniczego:




poniedziałek, 5 maja 2014

II liga, II liga Górnicy!

Udało się. W długi majowy weekend Górnicy wyrwali się z trwającej długie trzy długie lata koszykarskiej niewoli na prowincji. Nasi dali nogę do lepszego świata ze sportowego, jak i organizacyjnego punktu widzenia. Do awansu wystarczyło pokonać w sobotę Polonię Bytom 67:55 i odbębnić niedzielny mecz z AZS-em Lublin, który nie miał dla biało-niebieskich już żadnego znaczenia (ostatecznie przegrany 74:78).

Radość z awansu nie miała końca. Uściski, uśmiechy, śpiewy, przybijanie piątek i lejący się po parkiecie szampan zdefiniowały w niedzielę Aqua Zdrój. 

Po ostatnim meczu trudno było mi zebrać myśli do kupy. W głębi czułem, że moja wypowiedź elokwencją może nawiązywać do Czesława Mozila. Dlatego też postanowiłem przedstawić najciekawsze migawki z wałbrzyskich finałów baraży.

1. Piątkowa oprawa to wielka dla kibiców sprawa

Po raz pierwszy od czasów ekstraklasy zrobiliśmy widowiskową oprawę. W domu tworzyliśmy konfetti. W plenerze od piłkarskich kibiców pożyczyliśmy flagi. W zakamarku Aqua Zdroju, w czasie meczu siatkarzy, pompowaliśmy balony. Wyszło fajnie.
 





2. W niedzielę tańczyliśmy, awans na swój sposób świętowaliśmy

Piątkowy mecz trzymał w napięciu niczym cośrodowe podlewanie domowych kwiatów. Z tego też powodu postanowiliśmy trochę poskakać.


3. Bomba na zakończenie, na zabawę przyzwolenie

Po końcowej syrenie koszykarze Górnika przedstawili publiczności oryginalną cieszynkę. Jeden z biało-niebieskich stanął na środku i wyrzucił piłkę w powietrze. Ta, niczym bomba, powaliła Górników na parkiet.


4. Piękne puchary, od organizatorów dary

Takie oto puchary (oraz statuetki i tarczę) otrzymały barażowe zespoły. Wybrano MVP (Rafał Glapiński, chociaż osobiście postawiłbym na Piotrka Niedźwiedzkiego) oraz najlepszą piątkę turnieju (Michał Kindlik z Przemyśla, Józek, Niedźwiedź, Adam Myśliwiec z Lublina i Marcin Ecka z Bytoma - a gdzie wyróżnienie dla Bartosza Bala z Przemyśla, hę?)



5. Taka już rola kapitana, by obręcz z siatki została rozebrana

Wzorem amerykańskim nasz kapitan czynił powinność i ograbił szczęśliwą obręcz z siatki. Szczęśliwą w końcowym rozrachunku, bo "Glapa" indywidualnie trafił w finałach tylko 12 z 34 rzutów z gry (w tym 6/25 za 3).



6. Dyskusje, różne racje, czyli meczowe perturbacje

Dziś się wszyscy radujemy, ale w trakcie spotkań bywało gorąco. Wszyscy chcieli wygrać, choć czasem na różne sposoby.


7. W niedzielę się tylko bawiliśmy, z okazji awansu prezent sobie sprawiliśmy

Tym, którym po sobotnim świętowaniu urwał się film, z pomocą przyszedł Michał Borzemski i jego okazjonalny tatuaż. Dzięki niemu nikt nie miał już wątpliwości o co w tym całym turnieju chodziło.


8. Koniec żartów, jest powaga, niech powiewa nasza nowa flaga!

W czasie baraży zadebiutowała nasza nowa flaga. Jesteśmy z niej dumni i będziemy ją chronić jak ojczyznę.



9. Pomeczowe podziękowania za boiskowe starania

Dla wielu kibiców, ulubiona część zawodów (no, może zaraz po wyjściu w przerwie na browara) - przybijanie piątek Górnikom. Na zdjęciu w objęciach tonie Sebastian Narnicki.


10. Koszykarze, działacze i trenerzy z kibicami się bawią, zwycięstwo wspólnie trawią

- Kto wygrał mecz!?
- Górnik!
- Kto!?
- Górnik!?
- Kto!?!?
- Górnik! Górnik! Górnik!


11. Wprawił kibiców w ekstazę, gdy osiągnął podniebną lotu fazę

W niedzielę otworzyli nad Wałbrzychem niebo. Nasz lokalny JAK-12 czterokrotnie wzbił się w powietrze. Tak, w Aqua Zdroju kochają pokazy lotnicze.


12. Tarcza za zwycięstwo srebrzysta, następna w kolejności - liga parzysta!

Piękna tarcza do klubowej kolekcji. Tym samym nasi, wygrywając wałbrzyski turniej, dorobili się nowego kurzojada w klubowej siedzibie.


sobota, 3 maja 2014

Przesąd traci znaczenie, blisko z III ligi wyzwolenie


Finałowy turniej baraży o awans do II ligi:

Górnik Wałbrzych – Gimbaskets 2 Przemyśl 57:48 (TAK, to wynik końcowy)

Podobno w talii tarota to nie Śmierć jest najstraszniejsza. Śmierć oznacza bowiem, w wielu przypadkach, zmianę, ulgę lub koniec, gdzie koniec jest ponownym narodzeniem, nowym początkiem. Dużo gorzej jest trafić na kartę Dziesięciu Mieczy, symbolizującą bezpośrednie zagrożenie śmiercią lub dosłownie wskazującą śmierć. Od złowrogiego szkieletu na karcie Śmierci gorsza jest także Wieża, która praktycznie zawsze niesie ze sobą ofiary. Tak tarota w swojej spektakularnej debiutanckiej powieści „Wszechświat kontra Alex Woods” opisał 32-letni Brytyjczyk, Gavin Extence.

Nie jestem przesądny. Nie wierzę w czarne koty przecinające szlak, łapanie się za guzik na widok kominiarza czy też unikanie przechodzenia pod drabiną. Przez wiele lat w szkolnych dziennikach figurowałem pod numerem „13”, przez rok mieszkałem w akademiku w pokoju na „13-stym piętrze. Nie wierzę też w przesłania płynące z gwiazd, horoskopów czy kart tarota. Trudno mi jednak z drugiej strony zaprzeczyć, że karta przedstawiająca wieżę niesie za sobą ofiary.

Górnik Wałbrzych, w pierwszym dniu finałów baraży, miał w swoich szeregach wyjątkowo śmiercionośną wieżę…

Piotr Niedźwiedzki, bo o nim mowa, zadziwia z każdym kolejnym meczem. Jego życiowa historia to niezły scenariusz filmowy: świetnie zapowiadający się koszykarz, już z sukcesami, przerywa karierę przez zaniedbanie lekarskie, jest zmuszony zrezygnować z życiowej pasji, przechodzi spory egzystencjalny kryzys i, gdy wszyscy już zdążyli go skreślić, wraca do sportowego życia. W wielkim stylu. Wraca dzięki sile charakteru i zaciskaniu zębów/pasa.

Niedźwiedzkiego w meczu z Gimbasketsem zdefiniowały właściwie dwa następujące zaraz po sobie zagrania. Dwie bliźniaczo do siebie podobne akcje: przechwyt na połowie boiska, bieg w kontrze i dynamiczny wsad na koniec. Nie byłoby w tym nic specjalnego gdyby nie fakt, że przechwytujący ma ponad 210 cm wzrostu, grubo ponad 100 kg wagi, a tracący jest rozgrywającym. Te dwie kapitalne akcje Piotrka kibice okrasili głośnymi okrzykami „Niedźwiedź! Niedźwiedź!” Te dwa wsady pozwoliły wlać do kibicowskiego baku trochę nadziei, bo miały miejsce w chwili, gdy goście z Przemyśla zaczynali odskakiwać.

Jak już wyżej napisałem, nie wierzę w przesądy. Tego wieczoru założyłem na mecz nową, kibicowską polówkę. W świecie przesądów popełniłem więc spore faux pas, bo w piątek podobno nowych rzeczy się nie ubiera. W moim świecie mało przekonywująca postawa Górników nie miała nic wspólnego z moją polówką. Biało-Niebiescy zagrali słaby mecz, bo nie potrafili niczym rywala zaskoczyć. No, z wyjątkiem Niedźwiedzkiego, którego dwa szybkie półhaki po półobrocie były ponad siły obrony, podczas gdy potężne bloki tłumiły ofensywny jazgot Gimbasketsu. Nasi zaliczyli w całym meczu cztery niedoloty, co jest zatrważającym wynikiem jak na rozgrywki ligowe. Słabszy dzień z dystansu miał Rafał Glapiński, który trafił tylko jedną z aż dziesięciu „trójek” (ale kluczową) i zaliczył sześć strat. „Glapa” był za to skuteczniejszy pod obręczą, kończąc ostatecznie mecz z 15 „oczkami”.

Nasi, z pomocą trybun, mecz z Przemyślem „wyciągnęli” w ostatnich pięciu minutach. Chwała im za to, bo wygrać mecz, grając po prostu źle to duży wyczyn (nie ma w tym żadnej ironii). Górnicy zastosowali się do hasła z nowej, lśniącej flagi kibiców: „Biało-Niebieska definicja: wola walki, waleczność, ambicja”. Flagi, należy dodać, szalenie drogiej. Flagi, na którą wykonanie fani zbierali fundusze od kilku lat.

No właśnie… 

Kibice…

W oprawę pierwszego meczu finałów baraży włożyliśmy (brałem w tym udział) dużo pracy. W wolnych chwilach, w domowych pieleszach, wycinaliśmy z gazet, ulotek, katalogów i magazynów nierówne kwadraty, zbierając je do kupy i przeobrażając w huczne konfetti. W trakcie meczów siatkarzy pompowaliśmy i wiązaliśmy balony. Stworzyliśmy, podobnie jak koszykarze na parkiecie, oddany sprawie zespół. Rozłożyliśmy zadania, pragnąc stworzyć przeciwwagę dla zyskującej w urzędniczych oczach i mającej chrapkę na przejęcie pałeczki pierwszeństwa w wałbrzyskim sporcie siatkówki. Piątkowy dzień koszykarskich baraży, zestawiony z grającymi w tym samym dniu w swoich barażach siatkarzami Victorii PWSZ, dobitnie pokazał, który sport halowy pod Chełmcem ma więcej sympatyków.  

Nie wierzę w zabobony, nie opieram swojej percepcji świata na kartach tarota. Wierzę za to, że pierwszy dzień finałów, wypełniony morzem serpentyn, deszczem konfetti oraz melodią głośnych okrzyków, przyniósł koszykarskiemu Górnikowi nowych fanów.  I to pomimo nie rzucającej na kolana gry biało-niebieskich koszykarzy.