Szukaj na tym blogu

środa, 28 grudnia 2011

Polub to !

Oficjalne konto na Facebooku naszego koszykarskiego Górnika od jakiegoś już czasu śmiga bez zarzutu. Dziewięciu administratorów czuwa nad kibicami-fejsbókomaniakami. Jeszcze nie "zalajkowałeś" ? Najwyższy czas wejść i wcisnąć "Lubię to !"

POLUB OFICJALNE KONTO GÓRNIKA NA FACEBOOKU

wtorek, 27 grudnia 2011

Podsumowanie pierwszej rundy

Święta, święta i po świętach. Czas na podsumowanie pierwszej rundy sezonu 2011/12 w wykonaniu Górnika Wałbrzych w rozgrywkach III ligi dolnośląsko-lubuskiej.

Tegoroczne wakacje przyniosły kibicom Górnika wstrząsające informacje. Najpierw dowiedzieliśmy się, że Górnik - spadkowicz z I ligi (bynajmniej nie ze sportowych przyczyn) - nie zagra w II lidze. Nie zagra nigdzie, bo definitywnie znika z koszykarskiej mapy polskich rozgrywek seniorów. Nieco później przyszła pocieszająca informacja - po upadku spółki akcyjnej "Górnik" zespół przejęło stowarzyszenie "Górnik" na czele z prezesem Andrzejem Murzaczem. Zespół uratowany. Gramy. Niestety, tylko w III lidze, ale lepsze to niż nic. Niestety, prawie wyłącznie juniorami bądź młodzieżą. Przed sezonem oczekiwań nie ma żadnych. Trener Chlebda zgodnie przyznał, że ten sezon ma pomóc chłopakom się ograć.

Po 9 spotkaniach legitymujemy się bilansem 2-7. Ani razu nie wygraliśmy u siebie, a ja widziałem 8 z 9 meczów Górnika w tym sezonie. Jak to prezes Murzacz mawia - "Po latach tłustych, przyszły te chude".

Oto, co zostało w mojej pamięci na półmetku rozgrywek.

1. vs. KK Wałbrzych 62:110 (0-1)

Otwarcie sezonu i od razu derby. Napięte relacje pomiędzy KK i Górnikiem, wynikające z wypożyczeń bądź transferów koszykarzy, nadawały rywalizacji dodatkowy smaczek. Bartłomiej Ratajczak został wytransferowany do KK, Adam Adranowicz wrócił z wypożyczenia do Górnika, a losy Adriana Stochmiałka wciąż były niejasne. Jeszcze bez Adranowicza w składzie, młodziutki zespół biało-niebieskich dzielny opór stawiał jedynie w pierwszej połowie. Kapitanem młodej ekipy został skromny rozgrywający Paweł Maryniak, którego na przedsezonowej konferencji prasowej nie potrafili wyłowić z tłumu wałbrzyscy dziennikarze (jedynym znanym im bliżej zawodnikiem był Hubert Murzacz, którego "z urzędu" uznali kapitanem). Biało-Niebiescy przegrali wyraźnie, ale wstawki dobrej gry pozostawiały nadzieję na przyszłość. Trzy razy za trzy trafił Kacper Wieczorek, nieco przestraszony był startowy obrońca Szymon Łozowicki,a środkowy Oskar Pawlikowski - jak się później okazało - zaliczył swój ostatni mecz w III lidze, bo parę dni później zrezygnował z gry w koszykówkę, stawiając na naukę.


2. vs. Polkąty Maximus Kąty Wrocławskie 75:96 (0-2)

Po wysokiej porażce z KK nie spodziewaliśmy się cudów w meczu z Maximusem. Górnika wreszcie wzmocnił Adam Adranowicz. Jego fantastyczny debiut nie pomógł w wygranej, chociaż nasi jeszcze w trzeciej kwarcie tracili do rywala jedynie pięć punktów. Ostatecznie zabrakło wzrostu. Adranowicz zdobył 18 punktów, grając jako fałszywy środkowy. Nic fałszywego nie było za to w jego boiskowej postawie, gdzie swoją nieprawdopodobną walecznością zaskarbił sobie sympatię najzagorzalszych kibiców Górnika - w tym moją. Mecz odbył się bez muzyki w przerwach i bez spikera. Na trybunach królowało piwo i wyzwiska. Ten mecz pokazał dobitnie, co to znaczy trzecioligowy folklor.

3. vs. KKS Siechnice 80:89 (0-3)

Najlepszy mecz Górnika w pierwszej fazie sezonu. Jako wrocławski student do podwrocławskich Siechnic miałem blisko, dlatego też tego spotkania nie mogłem sobie odpuścić. Nasi trzymali się blisko rywala przez całe 40 minut, do przerwy prowadząc. Rywal odskoczył w samej końcówce dzięki trafieniom z dystansu wychowanka Śląska Wrocław Michała Zygadły. Wybuchowy debiut zaliczył Adrian Stochmiałek, który przedłużył swoją przygodę z Górnikiem. Zamykający górniczy protokół meczowy w I lidze Stochmiałek, teraz stał się kapitanem i ostoją biało-niebieskiej floty. W Siechnicach zabrakło kontuzjowanego Adranowicza, który do gry w tej rundzie rozgrywek już nie wrócił. Wydaje się, że z nim w składzie mogliśmy ten mecz wygrać. Później okazało się, że KKS Siechnice to nie taka słaba drużyna, bo po zwycięstwie nad KK Wałbrzych jest na półmetku wiceliderem. 

4. vs. Zastal II Zielona Góra 71:91 (0-4)

Jedyne spotkanie Górnika z pierwszej rundy, którego nie widziałem. Nie byliśmy w tym meczu faworytem. Przegrywamy z zespołem częściowo złożonym z Mistrzów Polski Kadetów 2009. Po kilkuletniej przerwie w treningach, do Górnika wraca 22-letni obrońca Sebastian Narnicki, który już niedługo wyprze z wyjściowego zestawienia Łozowickiego. Powrót do treningów w klubie zalicza również 20-letni wychowanek biało-niebieskich - rozgrywający Dawid Wrona. Z opowiadań prezesa jedynie wiem, że w pewnym momencie traciliśmy do Zastalu dwa pkt. Wtedy z pod kosza nie trafił Stochmiałek, a zielonogórzanie uznali to za sygnał do odskoczenia na dwadzieścia "oczek".
5. vs. Spartakus Jelenia Góra 63:123 (0-5)

Do Wałbrzycha przyjechał lider. Po raz pierwszy potyczkę Górnika podziwiałem z perspektywy spikera. (obok mnie, debiutował także sędzia stolikowy). Podziwiania w tym wszystkim jednak wiele nie było, bo nasi po obrzydliwym meczu przegrali z panami z brzuszkami. W Spartakusie wyróżnił się jedynie weteran z pierwszoligowym doświadczeniem Krzysztof Samiec, który już do przerwy miał 37 punktów (sic !) Adrianowi Stochmiałkowi pozostało się szyderczo uśmiechać i rozkładać ręce z bezradności.

6. vs. Gimbasket Wrocław 90:54 (1-5)

Pierwsza wygrana w sezonie miała miejsce we wrocławskiej hali Akademii Medycznej - jeden przystanek tramwajowy od mojego akademika. Nasi byli wyraźnie lepsi, a mecz zapisał się w pamięci 25 kibiców zgromadzonych na hali tym, że ostatnie parę minut grano 4x4. Gospodarzom, z powodu przewinień, dramatycznie skróciło się pole manewru. Górnikowi, z powodu zachowania fair play, liczba zawodników na parkiecie także się zmniejszyła, a piątym kołem u wozu, obserwującym grę ze środkowej linii boiska, w naszym zespole był Artur Mucha. Razem ze mną, we Wrocławiu mecz obserwowali członkowie klubu kibica: świeżo upieczony wrocławianin Tomek oraz opolski student Matti.

7. vs. Śląsk II Wrocław 68:82 (1-6)

Derbowa rywalizacja z odwiecznym wrogiem przyniosła sporo emocji. Wałbrzyszanie wykazali się wielką walecznością, a kibice szerokim repertuarem głośnych przyśpiewek. W tym spotkaniu dopingiem Górnika wspierało w młynie blisko 30 osób, co pozostaje naszym rekordem sezonu  i jednym z lepszych wyników od czasów ekstraklasy. Zwycięstwo było blisko - niestety ponownie zabrakło ogrania. Przed meczem do puszki zbieraliśmy środki na nowy naciąg do bębna, a w zamian oferowaliśmy -  pierwszy raz w kolorze - kibicowską gazetkę. Tuż przed meczem trener Chlebda wręczył mi talony do McDonald's, kóre w przerwie miały powędrować do kibiców w konkursie. Ostatecznie, do konkursu nie doszło bo zabrakło chętnych rąk do jego zorganizowania. Talon znalazł się za to w posiadaniu gimnazjalistek, siedzących nieopodal najzagorzalszych fanatyków.

8. vs. Kormed Tytan Jawor 83:64 (2-6)

W ośmiu obserwowaliśmy wyjazdowe spotkanie Górnika w Jaworze. W pojedynku z wyraźnie najsłabszym zespołem w lidze mieliśmy swoje problemy, gdy rywal zbliżył się na siedem punktów. Na szczęście podkoszowe nabijanie punktów w wykonaniu Stochmiałka wystarczyło by odskoczyć. To, co utkwiło mi w pamięci to spore problemy z lokalizacją hali oraz samą organizacją wyjazdu, który wołał o pomstę do nieba (osiem osób w jeden samochód osobowy ? Nie da się !). Brak bębna oraz różnorodność kolorystyczna to kolejne niedopatrzenia. Cóż... przed następnymi potyczkami obiecujemy poprawę !!!

9. vs. WSTK Wschowa 77:96 (2-7)

Ostatni mecz w 2011 roku. Nasi grają dobrze, kombinacyjnie. Zaskakujemy rywala świetnymi wstawkami w obronie na całym boisku. Jeszcze w trzeciej kwarcie wynik oscylował w granicach remisu. Na nasze nieszczęście, różnicę zrobił Wojciech Rzeszowski - autor 42 punktów. Spotkanie ze Wschową stało się żywym dowodem na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a nasza młodzież gra coraz lepiej. Najlepszy mecz sezonu zagrał Hubert Murzacz, który zanotował 27 "oczek".

Z utęsknieniem czekamy na drugą rundę sezonu. Ale to już po nowym roku.

czwartek, 22 grudnia 2011

Anacko w kartach historii Górnika część 2

Idą święta, buzia uśmiechnięta.

Tymczasem...

Druga odsłona "przygód" ś.p. Stanisława Anacki w Górniku. Tym razem okres 1988-91.

W przerwach pomiędzy gotowaniem barszczu, a robieniem zakupów zapraszam do czytania !!!

niedziela, 18 grudnia 2011

Anacko w kartach historii Górnika

Mija 1. rocznica śmierci byłego koszykarza biało-niebieskich Stanisława Anacki. Anacko przegrał walkę z chorobą. W życiu odnosił jednak wiele zwycięstw. Jedno z nich miało miejsce w 1988 roku, gdy sięgał z Górnikiem po MISTRZOSTWO POLSKI. Nie było mnie wtedy na świecie. Nie mam prawa tego pamiętać, bo urodziłem się rok później. Dlatego też postanowiłem zrobić mały research na temat Górnika z anackowego okresu.

Oto co z tego wyniknęło:

http://www.gornik.walbrzych.pl/news-17327-Anacko_w_kartach_historii_Gornika___czesc_1.php

sobota, 17 grudnia 2011

Aqua- Zdrój pod wodą

Kompleks rekreacyjno-sportowo-turystyczny Aqua-Zdrój (brzmi durnie dumnie) do użytku oddany zostanie najprawdopodobniej w czerwcu 2012, a koszykarze przeniosą się tam w... no... na razie się na to nie zanosi, bo rozgrywki III lidze w tak dużej hali mogłyby nasz ukochany klub zabić z tęsknoty za kibicami (nie oszukujmy się - hala świeciłaby pustkami). Ostatnio starałem się znaleźć w sieci najnowsze zdjęcia z wnętrza budowy. 

Ku mojemu zaskoczeniu o aktualne zdjęcia z budowy niezmiernie trudno. Oficjalna strona internetowa kompleksu nie jest aktualizowana od wielu miesięcy, a ostatnie zdjęcia pochodzą z marca 2011 roku. Budowa kompleksu, z całymi jej problemami, dla zwykłego zjadacza chleba jest tajemnicą. Kompleks, którym powinniśmy się chwalić, jest na siłę przed mediami skrywany. Nie uchylono rąbka tajemnicy, zdecydowano się na parasol bezpieczeństwa.

W takich sytuacjach zawsze pomocną dłoń wyciągały portale SkyscraperCity.com czy InvestMap.pl gdzie o nowych inwestycjach w całym kraju można i poczytać i poobserwować najnowsze fotki z budowy. Nie tym razem. Dla Aqua-Zdroju czas na tych witrynach się zatrzymał. Jedyne, dość aktualne zdjęcie, pochodzi z InvestMap, gdzie uwieczniono naszą nową, wspaniałą halę widowiskową:





Gdy powstawały hale w Zielonej Górze, Koszalinie, czy też gdy remontowana była Hala Stulecia - problemów z informacjami na temat prac na obiekcie nie było. Dlaczego u nas zawsze jest na opak ?

wtorek, 13 grudnia 2011

Derby są nasze !

Górnik Wałbrzych - Górnik Nowe Miasto Wałbrzych 72:65

Lodowaty wiatr w akompaniamencie z przeraźliwym ziąbem nie opuszczał mnie pędzącego w mroku na derbowy mecz kadetów. Całe szczęście, że mróz doskwierał jedynie na zewnątrz. W hali było już gorąco. Od sportowych emocji. Od derbowych emocji. Nasi pokonali śmiertelnego wroga zza miedzy po trzymającym w napięciu meczu.

Rzeczywiście, emocji nie brakowało. Derby mają swój niepowtarzalny urok, który nakazuje zawodnikom wykrzesać z siebie nieco więcej niż te marne 100 procent. Każde szanujące się derby obfitują w krzyki, wahania nastrojów oraz w krew. Tych trzech elementów nie zabrakło i tym razem. Donośne bury naszego coacha Wojciecha Krzykały wymykały się z halowych murów, a skrzeczące piski Ewy Smaglińskiej, trenerki rywala, sprawiały ból uszu. Polała się też krew. Ucierpiało kolano naszego rozgrywającego Łukasza Kołaczyńskiego. W jakiej sytuacji do tego doszło ? Tego nie wie nikt. W ferworze walki przeoczyli ten fakt i kibice, i zawodnicy. Na nasze szczęście na posterunku byli sędziowie. Ale o nich później.

Wracając do Kołaczyńskiego - nasz filigranowy reżyser gry był niezaprzeczalnie bohaterem spotkania (17 pkt). Jego skuteczne wejścia pod kosz, dobre podania do środkowego Bartka Szmidta (19 pkt) oraz bardzo aktywna postawa w obronie (przechwyt gonił przechwyt !) to było to, co zrobiło różnicę. A zaczęło się słabo. Łukasz nie wszedł dobrze w mecz, a jego skromne gabaryty ginęły w gąszczu nowomiastowej obrony. Z każdą kolejną akcją było lepiej. I lepiej. I lepiej. Pod koniec cała publika jak jeden mąż po jego zagraniach wykrzykiwała donośne "woooow !". 

Zawsze jest tak, że komuś mecz wychodzi mniej, gdy komuś innemu wychodzi on lepiej. Tym razem padło na Maćka Krzymińskiego. Lider punktowy Górnika nie pierwszy raz w meczu podwyższonego ryzyka pudłował rzut za rzutem (ostatecznie zaliczył 12 pkt, ale na słabej skuteczności). W zeszłorocznym spotkaniu o brązowy medal Mistrzostw Polski Młodzików Maciek także się zagubił. Cóż, może miał słabszy dzień. Poniżej pewnego poziomu jednak nie zszedł, chociaż zdaje się, że grał trochę nazbyt indywidualnie,gdy to kilkakrotnie zamiast podania nadmiernie ufał swojemu rzutowi.


Niesamowitą walkę oraz intensywność dało się wyczuć nawet z wysokości trybun. Na parkiecie iskrzyło, raz po raz jedni i drudzy wyrywali sobie piłkę z dłoni. Za koszykarzami starali się nadążyć sędziowie. Niestety bezskutecznie. Bardzo rzadko narzekam na pracę arbitrów. Tym razem - nie mam wyjścia, bo "sprawiedliwi" mylili się często. Na własne oczy, siedząc w piątym rzędzie trybun widziałem jak Dominik Czemarnik (15 pkt) z Nowego Miasta nadepnął na linię przy udanej próbie rzutu trzypunktowego. To, co osobiście dostrzegłem z piątego rzędu, uszło uwadze arbitra, który zaliczył gościom trzy punkty. Sędziowie tylko czasami gwizdali błąd kroków, podobnie poczynając sobie z faulami. Nie wytrzymała tego trener Smaglińska, która wtargnęła niemal na środek parkietu dość gwałtownie - jak na kobietę - demonstrując swoją dezaprobatę. Nie wytrzymywali tego także jej podopieczni - Szymonowi Kurzepie, który skądinąd rozegrał dobry mecz (22 pkt), odgwizdano kontrowersyjny faul, na co wysoki młokos zareagował wybuchowo (daję słowo, byłem pewien, że za chwilę przywali sędziemu z piąchy).O tym jak nerwowy był to mecz niech świadczy trenerska amnezja, która sprawiła, że szansę na podniesienie swoich czterech liter z ławki dostało jedynie 16 zawodników (po 8 na drużynę).

Udał się biało-niebieskim rewanż za porażkę na Podzamczu w pierwszej rundzie 70:75. Udał się podwójnie, bo również w małych punktach. Zemsta się dokonała.

Nasi pokonali rok starszą ekipę z "Nówki" po naprawdę ekscytującym meczu. Najmniej ekscytująca z tego wszystkiego była... pora rozegrania derbów. Nie oszukujmy się, ale poniedziałek nie jest wymarzonym terminem dla kibiców - zwłaszcza tych najbardziej fanatycznych. W takie dni do hali ściągnąć się ich nie da. Ba, sam dość szczęśliwie się na meczu znalazłem.

 Podsumowując - brawo Łukasz Kołaczyński, brawo Bartek Szmidt, brawo Górnicy !!!


piątek, 9 grudnia 2011

Gra nasza młodzież !!!

Przeraźliwe pustki w trzecioligowych halach (dla Gimbasketu to żadna różnica, bo liczba ich kibiców waha się pomiędzy 0 a -1) zwracają naszą uwagę na rozgrywki młodzieżowe. 

Patrzymy, patrzymy...

Wygląda to wszystko ciekawie (apetycznie ?), bo kibic nie hołota i swoje danie wypełnione koszykarskimi emocjami dostanie.

Garść spotkań biało-niebieskich młodzieżowców zostaje rzucona w kibicowską stronę. Najciekawiej zapowiadają się mecze poniedziałkowy i środowy.

W poniedziałek wreszcie odbędą się długo oczekiwane DERBY KADETÓW. Derby jak to derby - żartów nie ma, chłopaki grają na poważnie i nie ma tu znaczenia ich wiek. Nasi czują krew, chęć odwetu za porażkę w pierwszej rundzie spędza im sen z powiek. Powinno być gorąco !!!

W środę Bartek Szmidt wraz z kolegami stoczy śmiertelnie trudny i nierówny pojedynek z wszechmogącym WKK Wrocław. Nasi nie są faworytem, ale liczymy że powalczą, bo oba zespoły w tabeli rozdziela jedynie Śląsk !!!

Szczegóły: www.GORNIK.WALBRZYCH.pl

Juniorzy: niedziela, 11.12 z Gimbasketem Wrocław (dom, pl. Teatralny, godz. 17)
Młodzicy: niedziela, 11.12 z Nysą Kłodzko (dom, pl. Teatralny, godz. 14:30)
Kadeci: poniedziałek, 12.12 DERBY z Górnikiem Nowe Miasto (dom, pl. Teatralny godz. 17)
Młodzicy: środa, 14.12 z WKK I Wrocław (dom, pl. Teatralny, godzina jeszcze nieznana)

Parafrazując klasyka - nie gadamy, kibicujemy !!!   

niedziela, 4 grudnia 2011

Half Court Press bejbi !!!

Górnik Wałbrzych - WSTK Wschowa 77:96

"Nie wierzę, że w meczu z jakimś WSTK Wschowa to nie my jesteśmy faworytem..." - tak dzień przed meczem kolejne spotkanie biało-niebieskich skomentował Matti. Było to w obskurnym pociągowym przedziale Przewozów Regionalnych, które to zabrały nas do Wałbrzycha prosto z placówek zamiejscowych, gdzie staramy się studiować. Matti miał dużo racji - nie byliśmy faworytem. Dlatego też niech nie dziwi kolejna ligowa porażka. 

Nasi stawiali dzielny opór przez dwie i pół kwarty. Niestety ten człowiek był nie do zatrzymania:






Wojciech Rzeszowski zdobył 42 punkty własnoręcznie wrzucając nasze marzenia o wygranej do kosza. Niemniej jednak w grze górników widać postęp. Kapitalne wstawki pressingu na wysokości środkowej linii boiska (half court press !!!) przynosiły nam mnóstwo przechwytów. Gracze WSTK kompletnie nie radzili sobie z tą naprawdę świetnie zorganizowaną, aktywną obroną. W tym miejscu wielkie brawa należą się naszym trenerom. Obrona to ten element, w którym wałbrzyszanie poczynili największe postępy.

To, co doprowadzało licznie zgromadzonych na hali kibiców do szewskiej pasji to nieprawdopodobna wręcz liczba pudeł spod kosza. Świetne podania w tempo Pawła Maryniaka nie kończyły się zdobytymi punktami. Wyglądało to tak, jakby obręcz raz po raz zmieniała wysokość, średnicę, czy miejsce przy linii końcowej. Biało-Niebiescy źle obliczali jej - wychodzi na to - ciągle zmieniające się położenie. 

Do połowy trzeciej kwarty wynik oscylował w okolicach remisu. Jednopunktowa strata to wszystko na co było nas tego dnia stać. Rywal (głównie wspomniany Wojciech Rzeszowski) przycisnął, wrzucił dopalacza, a my jedynie wąchaliśmy spaliny tego odjeżdżającego z piskiem opon samochodu o nazwie "Zwycięstwo". Gdy po trzech kwartach strata wynosiła aż 14 punktów, wiedziałem że to nie skończy się dobrze. "Brakuje nam wariata, który poderwałby zespół celnymi trójkami" - tak komentował boiskowe wydarzenia Krzysiek z Klubu Kibica. Święte słowa. 

To, co niewątpliwie przyczyniło się do porażki to krótka ławka rezerwowych, która jest naszą zmorą, naszym sennym koszmarem od początku sezonu. Rotacja obejmuje 7-8 graczy, co odbija się na świeżości naszych zawodników.





Po raz kolejny zabrakło nam siły podkoszowej - Adam Adranowicz wraz z urodziwą towarzyszką widowisko obserwował z trybun, bo w poruszaniu się długo jeszcze będzie używał kul. Wraz z końcem jego rehabilitacji Górnik powinien zyskać na jakości. 

Zaraz po końcowej syrenie nie mieliśmy wielu powodów do radości. Nad porażką ubolewaliśmy wszyscy. Nawet na twarzy żony coacha Chlebdy zagościł smutek:

 
----------

Przed meczem zbieraliśmy fundusze na kibicowską flagę. Przed nami jeszcze daleka droga do uzbierania wymarzonej kwoty. Wczoraj zebraliśmy ponad 110 zł. Dziękujemy za wsparcie !!!