Szukaj na tym blogu

wtorek, 30 sierpnia 2011

Eurobasket czas zacząć

Już 31 sierpnia, w dzień pożegnania wakacji witamy się z Mistrzostwami Europy na Litwie. Biało-Czerwoni w grupie zmierzą się z:
- Hiszpanią ( Mistrz Świata 2006, Wicemistrz Olimpijski 2008, Mistrz Europy 2009)
- Litwą (gospodarz, Mistrz Europy 2003, Brązowy medalista ME 2007, Brąz na MŚ 2010)
- Turcją ( Wicemistrz Świata 2010, Wicemistrz Europy 2001)
- Wielką Brytanią (ciągle traktowana jako novum w koszykarskim świecie, zespół budowany na Igrzyska Olimpijskie w Londynie)
- Portugalią (jesteśmy teoretycznie lepsi, ale w grupie eliminacyjnej z nimi raz przegraliśmy)

Grupa szalenie trudna. Z sześciu ekip dalej grają trzy. Jedziemy na te mistrzostwa w postaci zranionej zwierzyny, niepewnie stąpającej po otwartym terenie sawanny. Zagramy w bardzo osłabionym składzie, dlatego też powodów do optymizmu jest naprawdę niewiele. Do mistrzostw dostaliśmy się dzięki ustaleniom przy zielonym stoliku, gdzie zadecydowano o poszerzeniu liczby zespołów, uczestniczących w ME z 16 do 24. Brak w składzie Marcina Gortata, Michała Ignerskiego i Macieja Lampe jest bardzo odczuwalny. Kto zagra więc z orzełkiem na piersi, który po kilku latach wrócił na koszulki koszykarzy ?

Dardan Berisha - ur. 1988, rzucający obrońca, Anwil Włocławek

Urodzony w Kosowie superstrzelec był odkrycie zeszłorocznych, nieudanych dla Polaków eliminacji. Do Włocławka przenosił się jako jeden z liderów spadającej z PLK, młodej Polonii 2011. Na Kujawach zderzył się jednak ze ścianą w postaci dorosłej koszykówki. Sezon 2010/11 był dla niego nieudany, z resztą jak dla całego Anwilu. W sparingach przed Eurobasketem wydaje się jakby nawiązał kontakt z formą, stając się pierwszopiątkowym graczem kadry.

Adam Hrycaniuk - ur. 1984, środkowy, Asseco Prokom Gdynia

 Absolwent świetnego uniwersytetu Cincinnati, ostatnio napawający się blaskiem złota po swoim kolejnym mistrzostwie Polski.  Podkoszowy zawadiaka. Specjalista od zbiórek i obrony, który w ostatnich meczach w kadrze zaimponował skutecznością w ataku. Wydaje się, że na litewskim czempionacie będzie kimś więcej niż gościem od czarnej roboty.

Thomas Kelati - ur. 1982, skrzydłowy/obrońca, BC Chimki (Rosja)

Poznaliśmy go, gdy czarował kibiców jako gracz zgorzeleckiego Turowa. Ożeniony z Polką dostał polski paszport, z którego pożytkuje nasza kadra. Lider eliminacji 2010, w tym roku w reprezentacji trochę zawodzi, co jest spowodowane problemami zdrowotnymi. Thomas powtarza, że jest sprawny na 80 proc. Cóż, nawet taki Kelati jest dla nas niczym gaza przyłożona do rany. Liczymy na niego. 

Łukasz Koszarek - ur. 1984, rozgrywający, Trefl Sopot

Jeden z liderów kadry, który po włoskich wojażach wraca do ojczyzny (po co ?). Wychowanek Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Warce to gracz, którego za bardzo nie trzeba przedstawiać. Od jego dyspozycji będzie zależeć bardzo wiele. Kandydat na najlepszego strzelca i asystenta naszej reprezentacji.

Adam Łapeta - ur. 1987, środkowy, Asseco Prokom Gdynia

Olbrzym z Gdyni jedzie na Litwę w roli żywego grzejnika, przymocowanego do ławki rezerwowych. Chociaż, kto wie, może zobaczymy go w akcji trochę częściej. Dziennikarze TVP prowadzą listę możnych tego sportu, których to Łapecie udało się zablokować w PLK i Eurolidze. Liczymy na jego bloki. Jeżeli coś do tego doda to.. wow.

Paweł Leończyk - ur. 1986, skrzydłowy, Energa Czarni Słupsk

Dość nieoczekiwanie stał się w sparingach dość ważnym elementem zespołu. Gracz solidny, ale na poziomie Eurobasketu nie ma co oczekiwać po nim fajerwerków. Na Litwie powinien być zmiennikiem Szymona Szewczyka. Liczymy, że kreatywnie odciąży na boisku Szewczyka.

Piotr Pamuła - ur. 1990, rzucający obrońca, AZS Politechnika Warszawa

MVP I ligi sezonu 2010/11. Jestem ciekaw jego postawy, bo przeskok z I ligi polskiej do Mistrzostw Europy musi być ogromny. Mówią, że powołanie zawdzięcza warszawskiemu sztabowi szkoleniowemu, który pracuje z kadrą (II trener kadry Starcevic, dyrektor Jeklin). Niemniej jednak w sparingach pokazał się z dobrej strony, w końcówce przygotowań nie brał udziału z powodu kontuzji. Liczymy na jego seryjne celne rzuty z dystansu, co jest jego najsilniejszą stroną.

Robert Skibniewski - ur. 1983, rozgrywający, Śląsk Wrocław

Zmiennik Koszarka. Ostatni sezon w Polpharmie był dla niego przełomowy. Pierwszy raz odblokował się w ataku, bo o jego dobrym zmyśle rozgrywania wiedzieliśmy już wcześniej. W sparingach raził nieskutecznością, co jasno daje do zrozumienia, że w ataku na poziomie Mistrzostw Europy będzie nieprzydatny. Lepszych w kraju na tej pozycji nie mamy. Ok, lepszy jest Krzysztof Szubarga, ale jego z powodu kontuzji na Litwie nie ujrzymy.

Piotr Szczotka - ur. 1981, skrzydłowy, Asseco Prokom Gdynia

Debiutuje w kadrze w wieku 30 lat. Zawodowy stawiacz zasłon i fachowy podkoszowy przepychacz. Mistrz od mokrej roboty. To on wysyła wrogowi zawiniętą w papier zdechłą rybę z ostrzeżeniem. Niższa wersja Hrycaniuka z Prokomu. Jego euroligowe doświadczenie będzie bezcenne, ale nie liczmy, że zbawi tą kadrę w ataku. Co innego w obronie.

Szymon Szewczyk - ur. 1982, skrzydłowy, Air Avellino (Włochy)

Obok Kelatiego ma najciekawsze koszykarskie CV. Wybrany z 35 numerem w drafcie przez Milwaukee Bucks co prawda w NBA nigdy nie zagrał, ale dwa sezony w lidze letniej prezentował się przyzwoicie, raz zaliczył 31 pkt. Było o nim wtedy głośno,pisał reportaże z wyprawy do USA dla "Przeglądu Sportowego". Kariery nie zmarnował, bo grał w takich firmach jak Alba Berlin czy Olimpija Ljublana. Ma za soba dobry sezon w silnej lidze włoskiej. Bez dwóch zdań powinien być - obok Koszarka i Kelatiego - liderem tej drużyny.

Adam Waczyński - ur. 1989, obrońca/skrzydłowy, Trefl Sopot

W PLK debiutował mając 15 lat. Ślub wziął mając lat 22. Wciąż młody, a ma już na koncie dwa występy w Meczach Gwiazd PLK. Powinien kadrze się przydać jako ważny zmiennik. Bardzo uniwersalny zawodnik, który może grać na pozycjach od 1 do 3. Mam do niego sentyment z czasów jego gry w Górniku. 

Łukasz Wiśniewski - ur. 1984, obrońca,  Basket Poznań

Kariera od pucybuta do kadrowicza. Jeszcze niedawno grał w II lidze. W ekstraklasie zabłysnął tak naprawdę dwa sezony temu w Polpharmie Starogard. Ostatni sezon w Poznaniu chyba był dla niego słabszy. Bycie z tą kadrą to dla niego świetna przygoda. Na mistrzostwa jedzie raczej bardziej w roli turysty niż ważnego gracza.

Selekcjoner: Ales Pipan (Słowenia)

Trener w Europie znany. Pracował z silną kadrą Słowenii, z którą to grał na największych turniejach. Jako szkoleniowiec biało-czerwonych pojawił się tego lata. Jego kontrakt wygasa jeszcze we wrześniu, zaraz po mistrzostwach. O tym, czy z kadrą będzie pracował dalej zadecydują wyniki na Litwie.


Pierwszy mecz Polaków z mocarną Hiszpanią, 31 sierpnia, godz. 14:05, TVP 2.

sobota, 27 sierpnia 2011

Idzie nowe ?

Górnik Wałbrzych to już tylko drużyny młodzieżowe. Pustkę w kibicowskich sercach, związaną z upadkiem zespołu seniorów, trudno będzie wypełnić. Nie znaczy to jednak, że nikt tej pustki wypełnić nie próbuje.

Nowe logo klubu
Powstała w 2009 roku koszykarska sekcja Górnika Nowe Miasto Wałbrzych nie cieszyła się sympatią najzagorzalszych fanów biało-niebieskich. Nie podobała nam się ich nazwa, ich wchodzenie w buty jedynego słusznego "Górnika" w mieście. Pomysł na nazwę tłumaczono wtedy koniecznością, a nie "kreatywnym" wyborem. Prezes sekcji koszykarskiej, a jednocześnie rozgrywający zespołu z Nowego Miasta Michał Borzemski, decyzję o nadaniu nazwy tłumaczył faktem podłączenia się pod sekcję piłkarską, co z powodów proceduralnych było dużo prostszym zadaniem od tworzenia całkowicie nowego tworu. Po dwóch latach, w których Nowe Miasto dwukrotnie wygrywało rozgrywki w III lidze dolnośląsko-lubuskiej, szanse na awans szczebel wyżej traciło w barażach.

Sezon 2010/11 był dowodem na to, że biało-niebieski Górnik tracił swoich kibiców na rzecz odpowiednika z Nowego Miasta. Gołym okiem widać było, że więcej widzów przyciągał trzecioligowiec, a nie zespół pierwszoligowy. Powodów takiego obrotu spraw było wiele: od cen biletów (10 i 15 zł za Górnika, darmowy wstęp na Górnika Nowe Miasto) przez zażenowanie wynikające ze sposobu zarządzania KSG, po oczywistą różnicę w osiąganych wynikach sportowych. Kibice biało-niebieskich na meczach trzecioligowca pojawiali się sporadycznie, ginąc gdzieś w gąszczu rodzin i przyjaciół koszykarzy-amatorów z Nowego Miasta.

Tak było. A co jest teraz ? Okazało się, że pół-amatorski zespół z Nowego Miasta wykonał parę kroków by przybliżyć do siebie bezdomnych od tego roku biało-niebieskich fanów. Wraz z upadkiem KSG Michał Borzemski i spółka po cichu wyciągają rękę po tych najzagorzalszych koszykarskich freaków. O co chodzi ? Górnik Nowe Miasto od nowego sezonu zmienia się w KK Wałbrzych i - sądząc po nowym logu - na dobre zrywa flirt z niebieskim kolorem w barwach, co wraz ze zmianą nazwy pozwala na dobre oderwać się od jedynego słusznego Górnika. Od nowego sezonu więź na linii kibic - zawodnik mają więc budować jedynie nazwiska związanych z naszym miastem lub regionem koszykarzy. W taki sposób do KK dołączyli byli Górnicy Adrian Stochmiałek, Kacper Wieczorek i Bartłomiej Ratajczak, a wcześniej wychowankowie KSG Adam Adranowicz i Tomasz Drywa. 

Kolejnym dobrym pomysłem Borzemskiego i jego KK jest próba utworzenia dawno w Wałbrzychu nie widzianej żeńskiej sekcji koszykówki. Od czasów Unii Wałbrzych i jej najbardziej znanej wychowanki Agnieszki Jaroszewicz (Mistrzyni Europy z reprezentacją Polski z 1999 roku) w wałbrzyskiej żeńskiej koszykówce nie działo się nic (dyskryminacja ?). Dowodem na to, że zainteresowania uprawianiem koszykówki wśród dziewczyn w regionie nie brak, jest Mniszek Boguszów-Gorce. W niewielkim Boguszowie udało się zbudować zespół, więc czemu nie miałoby to się udać w dużo większym Wałbrzychu ?

Podsumowując, Borzemskiemu udało się zrobić coś, co nie wyszło Marcinowi Sterendze w kwestii odbudowy KSG. Tworząc stowarzyszenie odcinające się od biało-niebieskich skojarzeń wykonał krok na pewno bardzo dobry.  Wyciągając dłoń pełną cukierków w kierunku młodych kibiców Górnika musi jednak liczyć się ze wstrzemięźliwością tych ostatnich. KK nie wypełni próżni w sercach osieroconych kibiców, ale po cichu przedstawia swoją ofertę w tych trudnych dla wałbrzyskiego basketu czasach.

piątek, 19 sierpnia 2011

Tempo żółwia

Oj szaro, buro i ponuro w tej naszej koszykówce. W Wałbrzychu nastały czasy, gdy niepodzielna władza nad kibicami trafiła w ręce piłkarzy Górnika. Z racji bezrybia na koszykarskim podwórku sieć swoich zainteresowań ukierunkowałem nieco w stronę lokalnego futbolu. Może wydawać się to dziwne dla kogoś, kto wie, że w moim pokoju wegetujący laptop podpiera 700-stronicowa książka o NBA pt. "The Book of Basketball", a na ścianie wisi plakat Marcina Gortata, sąsiadujący z tekturową pamiątką z napisem "Eurobasket 2009 Poland".    

Jak wiadomo, gdy człowiek się czymś w dzisiejszych czasach zaczyna interesować, szuka informacji na frapujący temat w Google lub innej wyszukiwarce internetowej. I ja oryginalnością w tej kwestii nie grzeszyłem, gdy szukałem informacji o naszym piłkarskim Górniku. W taki właśnie sposób natknąłem się na stronę www.gornik-walbrzych.pl, która uchodzi za tą oficjalną. Wrażenia ? Początkowo mierne, wypośrodkowany napis na domowej stronie dumnie oznajmia, że witryna jest w przebudowie. Ok, pomyślałem. Po tygodniu - wchodząc na tą samą stronę (18:40, 19 sierpnia)- zmian brak. Oprócz rzadko pojawiających się suchych niusów, nic się tam nie dzieje (tu lepiej prezentuje się strona kibiców www.gornicy.com.pl, która spełnia jednak inną rolę).

Oficjalna strona koszykarzy zniknęła szybciej niż się pojawiła - śmiertelnie nudna witryna przestała istnieć po spadku Górników do I ligi, zostawiając kibiców przy ich własnej wersji internetowego portalu. 

Piłkarzom na razie w tym sezonie nie idzie. Cztery mecze, cztery porażki. Kto wie - może nie potrafią skupić się na grze, gdy w głowie kołatają myśli o marnej jakości oficjalnej strony internetowej klubu, a tempo zdobywania punktów na murawie jest równe zapałowi informatyka ?  

niedziela, 14 sierpnia 2011

Co dalej ?

Górnik Wałbrzych nie wystartuje w rozgrywkach II ligi. Nie będzie go też szczebel niżej. Biało-Niebieski okręt zatonął w sposób spektakularny. Po bodaj 16 latach Górnik ponownie znika z koszykarskiej mapy Polski. Na jak długo ? Tego nie wie dziś nikt. Kibicom pozostaje śledzić rozgrywki młodzieżowe, a co za tym idzie bliżej zaprzyjaźnić się z wilgocią od lat obecną w hali przy pl. Teatralnym. 

W sezonie 2011/12 górniczą koszykówkę reprezentować będą młodzicy (rocznik 1998), kadeci (1997, 4. miejsce w Polsce w kategorii młodzików 2011) oraz juniorzy (rocznik 1994, 1995). Naszą młodzież czeka ciężki rok, a najbardziej perspektywiczny rocznik 1997 zagra w kategorii kadetów z rok starszymi kolegami. To właśnie rozgrywki kadetów wyglądają z tego grona najciekawiej, bo KSG zmierzy się w derbach Wałbrzycha z Górnikiem Nowe Miasto (gracze z rocznika 1996, z którymi w pięknej rywalizacji biało-niebieskich można było oglądać w sezonie 2009/10 w młodzikach). Do Wałbrzycha przyjedzie też Śląsk Wrocław, którego barw broni były Górnik Dawid Kołkowski - autor słynnych już 56 pkt dla Górnika w epickim, wygranym po dogrywce meczu sprzed dwóch sezonów, gdy rywalem był...Śląsk Wrocław.

To tyle jeżeli chodzi o emocje w nadchodzącym sezonie. Brak seniorów KSG to bolesny cios prosto w kibicowskie serce. Finansowa katastrofa, niczym ogromna fala, zalała nasze miasto. Zapamiętajcie ten moment - wałbrzyski sport dogorywa, jest na samym dnie. Bo koszykarzy brak, bo piłkarze po 4 kolejkach rozgrywek II ligi jako jedyni nie zdobyli jeszcze punktów przez co zamykają tabelę z bilansem bramek 2-10. Po porażce z Miedzią Legnica 5:0, gorzej już być po prostu nie może. 

Co dalej z wałbrzyskim sportem ? Jesteśmy o krok od wylądowania na sportowej pustyni, gdzie po prostu nie ma już komu kibicować.  Pozostajemy jedynym ponad 120-tysięcznym miastem bez jakiegokolwiek zespołu sportowego w ekstraklasowych rozgrywkach. Smutny to obraz. Posępna perspektywa.

Co dalej z blogiem "Górnicy" ? Inspiracją, która przyświecała powstaniu tej strony były poczynania nie grup młodzieżowych, a zespołu seniorów. To oni nakręcali autora tego bloga (czyli mnie) do mniej lub bardziej sprawiedliwych osądów. Wraz ze śmiercią koszykarskiego KSG, umiera też cząstka mnie. Po ponad siedmiu miesiącach od powstania projekt "Górnicy" dogorywa. Zupełnie tak jak wałbrzyski sport. Szkoda tylko wiernych kibiców.

środa, 10 sierpnia 2011

Górnicze naj, naj, naj, czyli złote kilofy - część piąta

Górnicze naj, naj, naj, czyli złote kilofy - część czwarta
Górnicze naj, naj, naj, czyli złote kilofy - część trzecia
Górnicze naj, naj, naj, czyli złote kilofy - część druga
Górnicze naj, naj, naj, czyli złote kilofy - część pierwsza

Po dłuższej przerwie, spowodowanej obecnością na wrocławskich Mistrzostwach Europy U-18, powracam do górniczych kilofów.  Tym razem o wręczaniu nagród mowy być nie może, bo przechodzimy do pseudowyróżnień, czyli "docenieniu" mało chlubnych wyczynów biało-niebieskich w sezonie 2010/11.


Panie i Panowie - antykilofy w kategoriach:

NAJGORSZY MECZ - 18.12. 2010 Górnik - Astoria Bydgoszcz 75:80 (seniorzy)


Wybór łatwy nie był, bo dokonywany jedynie na podstawie meczów, które miałem nieprzyjemność oglądać na własne oczy (wszystkie spotkania domowe Górników). Wyjazdowych, wręcz epickich potknięć było zdecydowanie więcej - chociażby trzydziestopunktowa porażka z outsiderem, Polonią 2011 Warszawa.

Gdy na myśl przychodzi najgorszy mecz, wciąż w głowie słyszę kibicowskie pojękiwania po meczu z byle jaką drużyną z Bydgoszczy. Zespół, którego liderami byli mierzący 178 cm Artur Gliszczyński, człowiek-duch na ławce ekstraklasowej Stali Ostrów Sebastian Grzesiński oraz gracz o jakże dziwnym imieniu i nazwisku - Dorian Szyttenholm. Nie zapominajmy o Mateuszu Bierwagenie, niegdyś koszykarzu biało-niebieskich jeszcze w PLK, gdzie wsławił się pojedynczym wyjściem w pierwszej piątce jako zadaniowiec do krycia niejakiego... Adama Wójcika (wtedy PBG Basket Poznań). Decyzja coacha Młynarskiego zszokowała nie tylko kibiców, ale i samego Mateusza, który nigdy wcześniej i nigdy później w ekstraklasie się nie wyróżnił. Taki oto zespół zawstydził Górników, oraz nas - pewnych wysokiego zwycięstwa kibiców. Jako fani przeżyliśmy diabelską ucztę - najedliśmy się wstydu po wsze czasy.

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE - koniec wałbrzyskiej koszykówki na poziomie seniorów

Pamiętam swój lament po spadku Górników do II ligi - krainy wiecznej ciemności, koszykarskiego Mordoru.  Dziś tą przeklętą drugą ligę wziąłbym z pocałowaniem ręki. Klub od lat wielu podduszany widmem finansowej zapaści doczekał swojego końca. Słowa te z trudnością "wklepuję" w klawiaturę, bo koszykarski Górnik był od lat integralną częścią mojego życia. Nigdy nie potrafiłem emocjonować się rozgrywkami piłkarskimi, 90-minutowym, nieustannym śpiewaniem pieśni solidnie odwracających uwagę od boiskowych wydarzeń. Dla mnie zawsze najważniejsza była gra. Jej dynamika, energia, żywiołowość - cechy typowe dla koszykówki. Wielu ludzi przychodzi na piłkarskie widowiska dla pozasportowych emocji, dla spotkania się ze znajomymi. To też jest ważne. Obraz jednak jest niepełny - brakuje wydarzeń na murawie, gdzie piłkarska statyczność jest sprytnie ukrywana rodzinną atmosferą na trybunach.

Na dzień dzisiejszy w górniczej koszykówce pozostają jedynie grupy młodzieżowe - młodzicy, kadeci, juniorzy. To niewiele. Nam kibicom pozostaje czekać na lepsze czasy, żyć nadzieją.

NAJGORSZY MOMENT - 2 pkt w kwarcie całego zespołu Górnika (Górnik - AZS Szczecin 69:76)


Pamiętacie ten mecz ? Nie ? No to macie szczęście. Ja niestety tamto widowisko potrafię jeszcze przywołać. W ciągu 10 minut drugiej kwarty rzucamy 2 pkt (słownie: DWA). Jeden celny rzut (przypominam, w DZIESIĘĆ MINUT). Autor szczęśliwego rzutu z półdystansu ? Maciej Ustarbowski (26 pkt w całym spotkaniu). Po prostu dramat. Ostatnio coś podobnego miało miejsce w turnieju finałowym Mistrzostw Polski U-16, gdzie krakowska Wisła nie mogła sobie poradzić z obroną Kormorana Sieraków.

piątek, 5 sierpnia 2011

ALL-TOURNAMENT STARTING FIVE - najlpsza piątka kibiców

Mistrzostwa Europy U-18 za nami. Hiszpanie potwierdzili dominację w męskim baskecie – są Mistrzami Europy seniorów, mają tytuł w kategorii U-20, a teraz przyszedł czas na złoty krążek 18-latków (!) Polacy poniżej oczekiwań kończą na 6. miejscu, co w gruncie rzeczy nie jest takim złym wynikiem – pokazuje, że nasi mogą rywalizować z każdym w Europie w roczniku 1993.  Na parkiecie działo się wiele – nie raz przyszło nam oklaskiwać kapitalne zagrania koszykarzy. Najlepszymi graczami turnieju wybrano Serbów Vasilje Micicia i Nenada Miljenovicia, Hiszpanów Daniela Dieza oraz Alejandro Abrinesa (MVP) i – tu polski akcent – Przemysława Karnowskiego.  A co z najlepszą piątką kibiców ?

Spoglądając dzień po dniu na te same anonimowe twarze nawiedzające Halę Orbita, poczułem z nimi trwałą więź – tysiące ludzi, tysiące różnych historii. Z tłumu kibiców wykrystalizowała się grupa wyjątkowa. Nic mi nie wiadomo o ich danych osobowych, a mimo to czuję się jakbym znał ich od lat. Pozycje boiskowe nie grają tu roli, prym wiedzie czynnik emocjonalny. O to mój prywatny ranking:

KIBIC ODRY BRZEG – poczciwy starszy pan z szalikiem swojego ukochanego klubu. Gdy tylko znalazłem się w hali, od razu spoglądałem w prawo poszukując go wzrokiem.  Siwiutki pan siedział zawsze w tym samym miejscu, padały podejrzenia, że ten pan w Orbicie sypia. Gdy pochłaniał kolejne kęsy kanapki, popijając je od czasu do czasu mlekiem, jego szczęka przybierała kształt aerodynamiczny, znany u trenera Jacka Gmocha. Niemałe ogarnęło mnie przerażenie, gdy ostatniego dnia imprezy  seniora-kibica straciłem z oczu. Opuścił halę ? Nic z tych rzeczy – potrzeba fizjologiczna pozwoliła mi owego kibica napotkać w bardziej ustronnej części wrocławskiego obiektu.

STARSZY PAN Z WROCŁAWIA – jedyny z listy, z którym miałem przyjemność rozmawiać.  Kojarzycie ta chwile podczas meczu swojej ukochanej drużyny, gdy zbulwersowani boiskowymi wydarzeniami, nerwowo szukacie na trybunach sojusznika w wyrażaniu wulgaryzmów w kierunku swoich ulubieńców ? To była ta chwila. Mecz Polska – Włochy. Ćwierćfinał. Nasi dostają manto. Siedzący rząd pode mną siwy pan nie wytrzymał, kierując swoje zażenowanie w moją stronę. Tak się poznaliśmy. Nie miał komu się wyżalić, bo na mecz przybył sam. Prosto z urlopu, debiutował na tej imprezie w roli kibica dopiero w 1/4 finału. Zwabiony propagandą sukcesu polskich orląt Szambelana, zakupił nawet bilet na finał. Tym większe było jego rozczarowanie, że w finale Polaków nie będzie mu dane oglądać. Urzekł mnie nutką nostalgiczną. Z łezką w oku wspominał słynny w polskim futbolu rok 1974, jeszcze słynniejszy „mecz na wodzie” Polaków z RFN, wielkie cuda na Wembley rok wcześniej, czy pamiętną kontuzję Włodka Lubańskiego. Wydarzenia dobrze mi znane. Te same historie przez lata opowiadał mi mój ś.p. tata – dzięki temu wrocławskiemu kibicowi poczułem obecność taty, zakorzenioną gdzieś we mnie.

MISS KIBICÓW – najpiękniejsza kibicka. Miss trybun.  Niczym magnes przyciągała wzrok męskich przechodniów. Jak jeden mąż, pięciu chłopa nie potrafiło od niej oderwać wzroku, gdy pani w przedziale wieku 18-24 zajmowała swoje miejsce na widowni. Zaczarowała i mnie. Z dumą przywdziewała biało-czerwoną koszulkę reprezentacji Polski z nr „7”, czyli strój naszego rozgrywającego Grzegorza Grochowskiego. Czyżby jego dziewczyna ? Nie. Podobno siostra.

Rodzina Grochowskich, po prawej Miss Kibiców. foto zibi

MYŚLICIEL – kibic cichy, zrównoważony. Kontemplował grę Polaków, w przerwie pochłaniając się w literaturze. Do dziś sen z powiek sprawia mi niewiedza jaką książkę czytał ten dwudziestoparoletni kibic. Średniej grubości, napisana „maczkiem” historia musiała okazać się interesująca, bo ostatniego dnia kibic-myśliciel zamiast książki na halę zabrał 1,5 l napój. Jakby tego było mało, imprezę zwieńczył zgoleniem potężnej brody, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia, iż ów kibic jest przed „trzydziestką”.

PAN OCHRONIARZ – Mistrzostwa Europy U-18 nie były dla niego mile spędzonym czasem. Nie podziwiał wschodzących gwiazd europejskiego basketu, bo był w pracy. Nikt nie przykładał się do swoich obowiązków tak jak ten pan. Szef ochrony. Dyrygował, instruował, radził.  Wyłapane przeze mnie jego wypowiedzi na długo zapadną mi w pamięć („Będzie afera !”, „Dziś trzepiemy wszystkich !”, „Mam już dość…”). Z mieszanką uprzejmości i stanowczości usadzał kibiców na odpowiednich siedziskach. Najwięcej problemów sprawiali mu Ci, którzy celowo mylili swoje gorsze miejsca na bilecie z tymi lepszymi, droższymi. Na szczęście pan ochroniarz potrafił układ wywęszyć. Gdyby w Polsce było więcej takich ludzi, nasz kraj stałby się lepszym miejscem.


 Wyróżnienie specjalne: MVP KIBICÓW – PRZEMYSŁAW KOELNER

Wybór oczywisty, żadnych wątpliwości tutaj być po prostu nie może. Jeden z głównych organizatorów tej fantastycznej imprezy, jeden z najbogatszych Polaków (Firma KOELNER to lider na rynku zamocowań do budownictwa i przemysłu w Polsce oraz czołowy producent elementów złącznych w Europie.), wreszcie – i najważniejsze – jeden z rodziców, z wypiekami na twarzy oglądający poczynania swojego pierworodnego. Wyobrażenie kibica-biznsesmena jest proste. Garnitur, koszula. Bez krawatu, żeby pokazać swój „luz”. Jaki luz !? Pan Koelner to świeża odpowiedź na ten wyniesiony z sejmowo-biurowych korytarzy styl. (Czy też macie dość trenerów koszykówki ubranych w garnitury ? Jesteśmy w sejmie, czy na sportowym wydarzeniu do cholery !?) Na głowie niczym wyrwana z obrazu Matejki,  stańczykowa czapa w barwach narodowych.Wyjściowa koszula zastąpiona biało-czerwoną koszulką kadry z numerem syna i ich wspólnym nazwiskiem. Najwierniejszy kibic. To on wielokrotnie podrywał ludzi do dopingu. W czwartej kwarcie meczu z Litwą, gdy wszyscy stracili już nadzieję, że nasi wygrzebią się tarapatów był jeden kibic, który wciąż wierzył i wyraźnymi gestami starał się podnieść ludzi z krzesełek. Tak, tak… - tym kibicem był Pan Przemysław. Wielki entuzjasta koszykówki. Nie, nie… to za słabe określenie. Wielki PASJONAT koszykówki. Z przyczyn politycznych (Hej, Hej KSG !) pominę to, co robi dla wrocławskiego basketu (czekamy na wałbrzyski odpowiednik pana Przemysława).  

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Litewska trutka

 Wrocław, 31.07.2011

Polska - Litwa 66:78 STATS

W ostatnim spotkaniu biało-czerwoni nie dali rady Litwinom, których ograli rok temu w półfinale Mistrzostw Świata. Podopieczni Jerzego Szambelana nie potrafili zatrzymać zespołowo grającego rywala, a w szczególności podkoszowego Simonasa Kymantasa (18 pkt, 8 zb). Polacy kończą Mistrzostwa Europy U-18 na 6. miejscu.

Nie znajdujemy antidotum na toksycznych Litwinów, którzy zabiegali  nasze orlęta. Decydującym momentem tego pojedynku była końcówka trzeciej kwarty, gdy to Litwini odjechali na 10 punktów po świetnej grze z kontry. Mój brat skwitował wtedy postawę naszych: "Zobaczysz. Już się nie podniosą". Nie mylił się. To, że Polacy rywala nie dosięgną, po mocnym trzeciokwartowym ciosie się nie podniosą, wątpiłem i ja.

Łukasz Cegliński na sport.pl napisał:

"Im wyższy poziom turnieju, tym większa także rola taktyki - o ile rywale mieli pomysły, jak zatrzymać Polaków, to sztab trenerski biało-czerwonych reagował gorzej. Są wątpliwości, czy czwórka trenerów, z których żaden nie prowadzi od dawna poważnych zespołów ligowych, dała koszykarzom odpowiednie wsparcie.

Można się też zastanawiać, na jakim poziomie grałyby polskie talenty, gdyby - tak jak ich rywale z Serbii, Słowenii czy Turcji - miały już za sobą pierwsze kroki w ekstraklasie, a nawet w europejskich pucharach"

Trudno się z nim nie zgodzić zwłaszcza w kwestii postawy sztabu szkoleniowego, który na tle innych zespołów odstawał pod względem reagowania na boiskowe sytuacje. W trzeciej kwarcie meczu z Litwą trenerzy zapomnieli o Mateuszu Ponitce, który powrócił na parkiet zbyt późno - w momencie, gdy było już po wszystkim. Po stronie plusów należy dodać fakt iż szansę gry z "Lietuvą" dostali wszyscy kadrowicze.

Mam wrażenie, że ogromny potencjał naszych zawodników nie został wykorzystany. Pigułka porażki jest tym bardziej gorzka, bo srebrne i brązowe medale wylądowały na szyi zespołów, z którymi Polska w tym turnieju wygrywała (odpowiednio Serbia i Turcja). Nie ulega wątpliwości, że nasi są zespołem na strefę medalową ME U18. Czy mogliśmy sięgnąć po tak upragnione przez media i organizatorów złoto ? Chyba jednak nie - Hiszpanie byli poza zasięgiem rywali.

J. Grzeliński - wniósł sporo szumu i ożywienia w grze zespołu
J. Koelner - nareszcie doczekał się zagrywki, w której jest kreowany do rzutu za trzy. Trafił. Nie pomylił się. Kończy turniej ze skutecznością 8/12 zza łuku. Coś nieprawdopodobnego. Ten jego rzut to odkrycie turnieju czy niedopatrzenie szkoleniowców ?
M. Michalak - najlepszy nasz strzelec tego dnia. 12 pkt. Nie był to jednak występ idealny, bo Michał parokrotnie wykazał się boiskowym egoizmem, zdarzało mu się także spowalniać akcje.
G. Grochowski - agresywny w obronie, auto 3 przechwytów. Wciąż niestety bezproduktywny w ataku.
F. Matczak - kolejny nieudany mecz. W całym turnieju 9/37 z gry,  0/8 za trzy.
Ł. Bonarek - epizod z ławki, który ocenić trudno. 
M. Ponitka - decyzja trenera zabrakło lidera zespołu w najważniejszym momencie. A szkoda, bo mógł się przydać. Ponownie bardzo agresywny na zbiórce, gdzie zgarnia piłkę dużo wyższym od siebie. Tym razem 8 zbiórek w 22 minuty.
K. Borowski - niczym się nie wyróżnił, trochę nerwowo się poruszał. Najważniejsze, że dostał szansę, by nabrać doświadczenia. Bezcenne w jego przypadku 16 minut gry.
T. Gielo - zrobił swoje. Najkrótszy jego występ. Trener dal mu odpocząć.
D. Szymkiewicz - drugie z rzędu bardzo dobre spotkanie. Tego dnia najlepszy w polskim zespole. Potrafił wykończyć akcje pod obręczą, umiejętnie rozgrywał. Co prawda, zdarzyły mu się pojedyncze błędy (za mocne podanie w kontrze, pudło spod kosza), jednak w kontekście całego spotkania skryły się za parawanem wstydu.
P. Niedźwiedzki - niezły występ, którego ocenę ponownie psują faule. Tym razem Piotrek miał ich 4.
P. Karnowski - 1/10 z gry. Wyjątkowo miękki pod koszem, gdzie ośmieszali go Litwini, w tym świetny Kymantas. Bardzo słaby motorycznie, nie nadążał za wydarzeniami na boisku, o co wyraźne pretensje miał do niego Ponitka. Od połowy turnieju, jego minimalne pokłady energii na pewno nie pchały zespołu do przodu. Gdy ogłoszono, że został wybrany do najlepszej piątki turnieju, na trybunach słychać było konsternację oraz głosy zdziwienia. Niemniej jednak, wielki talent, który trzeba rozwijać.