W biało-niebieskiej rzeczywistości można natknąć się na pewien bardzo specyficzny rocznik zawodników. Rocznik pechowy, któremu postanowiono nie dawać szansy. Rocznik, który brutalnie pominięto w corocznej selekcji. Rocznik przeklęty.
Mowa o graczach urodzonych w 1995 roku. Mowa o dacie w górniczym środowisku zawodniczym niemal niewidzialnej. Wchodzący w tym roku w szesnasty rok życia koszykarze nie mieli szczęścia. Górnik Wałbrzych nie doczekał się drużyny złożonej z graczy z tego rocznika. Pomimo przeciwności, biało-niebieska rodzina posiada w swoich szeregach kilku graczy z tego okresu. Niestety, ich sportowa kariera w obrębie KSG nie jest usłana różami.
Szymon Jaskólski, bliźniacy Ciuruś i Daniel Małochleb należeli do części składowej kadetów Górnika w sezonie 2009/10. Nie mieli tam łatwego życia, bo przyszło im rywalizować z rok starszymi kolegami (rocznik 1994 reprezentowany m.in. przez Huberta Murzacza i Oskara Pawlikowskiego). Pod skrzydłami trenera Chlebdy nie było dla nich miejsca by rozwinąć skrzydła. O ile Jaskólski oraz bracia Ciuruś zaliczali krótkie wstawki na parkiecie, to Małochleb bywał nieustannie w składzie pomijany. Sezon 2010/11 dla "ekipy 95'" miał być jeszcze bardzie rozczarowujący. Koledzy z ich zespołu (rocznik 1994) przenieśli się do grupy juniorskiej, gdzie połączyli siły z zawodnikami urodzonymi w 1993 roku. W tej sytuacji wyżej wspomniana czwórka stała się kulą u nogi w górniczym projekcie. Za młodzi by grać w juniorach, osamotnieni znaleźli się w próżni.
By ratować "czterech niebieskich muszkieterów" pomocną dłoń wyciągnęła konkurencja. Mowa o koszykarzach Górnika Nowe Miasto, reprezentujących już martwy w KSG rocznik 1996. W sezonie 2010/11, na zasadzie wypożyczenia, szesnastolatkowie zamienili halę przy pl.Teatralnym na tą na ul. Grodzkiej.
Jakie są tego efekty ?
Górnik Nowe Miasto Wałbrzych zakończył rozgrywki na szóstym miejscu w kategorii kadetów. Ten wynik należy uznać za sukces, ponieważ lwia część składu to gracze, którzy w tej samej kategorii wiekowej zagrają również za rok. O sile tego zespołu stanowili właśnie zawodnicy z "ekipy 95". Pierwszym strzelcem GNM był Daniel Małochleb (śr. 23,1 pkt) - ten sam, który w poprzednim sezonie w barwach Górnika był notorycznie pomijany. Małochleb okazał się niemałym odkryciem. Zdarzało się, że ten obwodowy/skrzydłowy miał mecze epickie, a jego najlepszym osiągnięciem było zdobycie 46 punktów w jednym meczu. Z opisywanej czwórki najwięcej do powiedzenia jeszcze w biało-niebieskiej drużynie miał Szymon Jaskólski, W nowych barwach średnio notował 13,3 pkt. Swoją obecność w zespole trenera Rytki zaznaczyli również "bracia ksero". Do tej pory znana z pasywności w ataku, skupiająca się na kreowaniu gry para rozgrywających uaktywniła się w ataku. Mateusz i Marcin Ciurusiowie nareszcie dostali szansy dłuższe niż epizdyczne 5 minut na parkiecie. Mateusz zakończył sezon ze śr. 10,9 pkt/mecz, a Marcin z 6,3 pkt. Szkoda, że statystyki nie uwzględniają asyst, bo to właśnie ten element gry jest ich znakiem rozpoznawczym.
Cała czwórka w nowej ekipie udowodniła swoje możliwości. Swoją postawą wszystkich zszokował Małochleb. Nie zmienia to faktu, że rocznik 1995 jest w naszym środowisku przeklęty. Cała czwórka ponownie znajduje się w punkcie wyjścia. Z racji wieku od nowego sezonu nie mogą już grać jako kadeci. Ich przejście do juniorów, wiążące się z odnowieniem znajomości z "górnikami 94" nie będzie płynne. Nawet jeżeli uda im się przebić do składu, to po roku ponownie zostają "na lodzie", a jedyną deską ratunku po raz kolejny okaże się... kooperacja z Górnikiem z Nowego Miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz