5 luty 2014. Późno
wieczorem. Właściwie noc.
Miasto Zielonego Dębu od
kilku godzin okrywa się ciemnościami. Należący do Sebastiana telefon komórkowy
przeszywa nocną ciszę dźwiękiem z głośnika. Głos po drugiej stronie majaczy coś
niezrozumiale, chyba składa jakieś gratulacje. Zaspany Sebastian dziękuje za
tajemnicze gratulacje, rozłącza się i ponownie zasypia.
6 luty 2014. Poranek.
Sebastian powraca
pamięcią do chaotycznej rozmowy z zeszłej nocy. Sięga po telefon, oddzwania.
Głęboko wzruszony dziękuje za wsparcie.
Sebastian Narnicki, bo o
nim rzecz jasna mowa, dziękował za gratulacje w związku z wygraną w plebiscycie
na najlepszego studenta-sportowca w regionie. Po drugiej stronie słuchawki Ł., przedstawiciel
kibicowskiej grupy „Wałbrzyski Kocioł” i jeden z pomysłodawców chytrego planu
wprowadzenia naszego koszykarza na salony, czyli na galę finałową plebiscytu.
To z jego opowiadań powstał powyższy opis wieczornych konwersacji.
Narnicki, zdj. walbrzych24.home.pl |
Kibice uwielbiają „Chudego”.
Jego charakter, podejście do gry, do fanów. Ze mną nie jest inaczej, choć w
przeszłości miałem właściwie prawo się na niego złościć. W liceum spotykaliśmy się
po przeciwnych stronach parkietu w mistrzostwach szkoły w kosza. Byliśmy w
równoległym roczniku, ale na tym jakakolwiek „równoległość” się kończyła, bo jego
klasa bezlitośnie ogrywała moją. Pamiętam jeden taki mecz, gdy na oczach
dziewczyn z mojej klasy dostaliśmy łomot 33:81 (około), a ja grając pod siebie
i pod publiczkę rzuciłem nic nie dające drużynie 23 punkty. Narnicki w każdym
meczu rzucał po 40 „oczek” i w słynącym bardziej z pięknych dziewczyn niż z
koszykarzy liceum nie miał sobie równych. Dość powiedzieć, że w ciągu trzech
lat nauki złamał podobno trzy obręcze, co daje bardzo dobrą średnią jednej łamanej obręczy na jeden
rok szkolny. Specyficzny wyczyn. Równie specyficzny, co kolor elewacji naszego
liceum.
Wracając do naszego
chytrego planu „wywindowania” Sebastiana w regionalnej hierarchii:
Wszystko zaczęło się na
jednym z portali społecznościowych. Ktoś podrzucił link do strony z plebiscytem
i wizerunkiem popularnego „Chudego” jako kandydata w jednej z kategorii. Kibice
z „Wałbrzyskiego Kotła” od razu postanowili się skrzyknąć i coś w sprawie
głosowania ustalić. Była druga połowa stycznia i do końca rywalizacji ok. dwa
tygodnie. Jeden z nas, ten sam, który około północy z 5 na 6 lutego dzwonił z
gratulacjami, opracował sprytną strategię: monitorujemy słupki procentowe
(można je było podglądać na bieżąco), a kibicowską godzinę „W” ustalamy na 5
lutego, na ostatnie 5-10 minut głosowania.
Minęły dwa tygodnie od
uformowania się strategii. W kibicowskim budżecie zabezpieczono środki na
SMS-owe tsunami. W godzinę „W” byliśmy już gotowi do ataku. Pod osłoną nocy Ł.,
który w naszym gronie ma bodajże największą żyłkę hazardzisty, chwycił za swój
telefon z wielkim ekranem dotykowym. Tego wieczoru Ł. był bohaterski jak Zośka
z „Kamieni na Szaniec”. Mistrz dywersji i sabotażu. Czołowy działacz
kibicowskiego koszykarskiego podziemia w walce z mocarną grupą wałbrzyskich kolarzy, która rozpisała swój własny niecny scenariusz i celowała w
zgarnięcie nagród we WSZYSTKICH kategoriach.
Cóż, prawie im się udało.
Prawie.
Wygrali w trzech z
czterech kategorii. Z naszą SMS-ową ulewą nie dali sobie jednak rady.
Głosowanie trwało do
godziny 0:00 6 lutego. Wierzcie lub nie, ale 5 lutego o godz. 23:55 zwycięzca
nie był jeszcze znany. „Chudy” szedł w głosowaniu łeb w łeb z jakimś
wałbrzyskim kolarzem-studentem, o którym nigdy w życiu nie słyszałem.
Poświęcenie i bohaterskość Ł. na placu SMS-owych starć przyniosła wygraną 44% do
42%. Gdyby przyrównywać tą telefoniczną walkę do górniczej koszykówki, należy
wrócić pamięcią do 2005 roku i celnego rzutu za trzy Marcina Kałowskiego,
dającego Górnikowi, równo z syreną końcową, cenny triumf nad ś.p. Siarką
Tarnobrzeg. Oczywiście "Chudy" może pochwalić się przyjaciółmi z poza grona fanatycznych kibiców. Bez ich wsparcia wieczorny psikus wyrządzony kolarzom przez Ł. nie miałby miejsca.
Wiedzcie, że to nie
ostatnia inicjatywa „Wałbrzyskiego kotła” w biało-niebieskiej koszykówce. Mamy
jeszcze kilka ciekawych pomysłów, którymi planujemy zaskoczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz