Po 65 latach
działalności zamknięto legendarny dom wałbrzyskich koszykarzy.
Teatralna podczas jednego z meczów w III lidze |
Nic nie trwa wiecznie.
Wszystko kiedyś, prędzej czy później, dobiega końca. Choć brzmi to niezwykle
banalnie, trudno uważać inaczej. Co jednak zrobić, gdy policzono dni obiektu-symbolu,
magazynu archiwizującego przez lata tysiące ludzkich historii? Co począć, gdy dociera
informacja, że osobiste wspomnienia z tego miejsca nigdy nie zostaną już
nadpisane na twardym dysku ludzkiej pamięci nowym zdarzeniem?
Praktycznie każdy, kto w
jakimś stopniu identyfikuje się z wałbrzyską koszykówką, mógłby przytoczyć
prywatne opowieści związane z „Teatralną”. Nasi koszykarze i trenerzy mogliby
mówić o swoich pierwszych treningach czy pamiętnych meczach. Wspomnieliby
pewnie o zarówno osobistych, jak i drużynowych zwycięstwach i porażkach. Przecież każdy wychowanek Górnika zna
„Teatralną” doskonale.
Znamy ją również my –
kibice. Nie jestem w stanie opisać wspomnień innych. Z całą pewnością mogę za
to „naskrobać” coś o własnych przeżyciach.
Jako entuzjasta
koszykówki, na „Teatralnej” zjawiałem się wraz z kolejnymi turniejami
streetballowymi dla uczniów (prowadzonych z resztą także przez Borzema… kto by
pomyślał, że po latach będziemy razem blogować?) w czasie ferii. Grywałem tam
także ze znajomymi, w tym z 12-13 letnim wtedy Pawłem Maryniakiem – dzisiejszym
graczem trzecioligowego Górnika.
Nieco później, w czasie
krótkiego romansu biało-niebieskich z ekstraklasą, razem z kolegami mieliśmy
okazję być supportem dla treningu pierwszej drużyny. Tak się złożyło, że po nas
halę wynajętą miał zespół Radosława Czerniaka, walczący wtedy w roli beniaminka
w PLK. Staliśmy się wtedy naocznymi świadkami sceny pt. „Nieoczekiwana zmiana
miejsc” – kibice grali w kosza, a koszykarze usiedli na trybunach, czekając
posłusznie aż skończymy. Dla nas, wtedy w większości licealistów, była to
wielka sprawa: Montgomery, Archie, Clarkson, Wichniarz, Zabłocki, Glapiński,
Ercegović i inni czekali by wejść po nas na parkiet.
Wraz ze spadkiem z PLK
wzrostowi poddała się moja pasja do lokalnego basketu. Od 2009 roku zacząłem
śledzić poczynania grup młodzieżowych Górnika. Sporo weekendów przesiedziałem w
„Teatralnej”, gdzie oglądałem w akcji młodych koszykarzy, notując na kartce
papieru zdobycze punktowe poszczególnych zawodników, które potem wysyłałem do
„Ducha”, a ten publikował moje sprawozdania na klubowej stronie. Dopiero z
czasem zostałem współadministratorem górniczej witryny internetowej.
I choć moje ciuchy
przegrywały nierówną walkę ze wszechobecną na „Teatralnej” wilgocią, wypady te
świetnie wspominam. Miałem okazję obejrzeć wiele dramatycznych meczów: wygraną
młodzików ze Śląskiem 106:102 po dogr. i 56 punktów zdobytych przez Dawida
Kołkowskiego (później wytransferowanego do WKS-u), porażkę młodzików 63:64 po
dogrywce z WKK Wrocław i popis dzisiejszego kadrowicza U-16, wrocławianina
Michała Kapy, czy wielką pogoń i ostateczne zwycięstwo juniorów ze Śląskiem
78:77 (41 pkt Kacpra Wieczorka).
Wiele działo się także
później, w sezonie 2011/12, gdy na pl. Teatralny powrócili trzecioligowi
seniorzy. Gdy myślę o tamtym sezonie, do głowy błyskawicznie przychodzą dwa
mecze. Mecze, w których oglądaliśmy Górnika z charakterem, czyli takiego,
jakiego chcielibyśmy oglądać zawsze. Górnika walecznego, stawiającego czoła
strachowi, walczącego o dosłownie każdą piłkę. Mowa oczywiście o wygranej z
Siechnicacmi 71:70 i o minimalnej porażce w derbach z KK Wałbrzych 76:81. Oba
spotkania wydzieliły u kibiców niespotykaną dawkę adrenaliny oraz zapewniły
jakże cudowny emocjonalny rollercoaster. Jestem pewny, że po tych dwóch
meczach, koszykówka znalazła w Wałbrzychu nowych kibiców.
7 marca 2012, czyli dzień
Wielkich Derbów Wałbrzycha w baskecie, był ostatnią chwilą blasku „Teatralnej”
– miejsca, które przeszło długą drogę od spełniania roli rzeźni, przez bycie
domem koszykarskiego mistrza Polski z 1982 roku, do sportowego reliktu
przeszłości.
Bo „Teatralna”, pomimo
niepowtarzalnego klimatu dla koszykówki, dawno straciła rachubę czasu. Jej
użytkownicy dobrze wiedzą o wspomnianej wilgoci, cieknącym dachu, czy częściach
parkietu, w których piłka się po prostu nie odbijała. Tuż przed zamknięciem
obiektu doszedł problem związany z awarią pieca. To był znak. Nieubłagany koniec
był coraz bliżej. Kartki z kalendarza wypadały coraz szybciej.
Nie obyło się bez
reanimacji. Obiekt przy życiu starali się podtrzymać działacze Górnika,
pragnący przejąć koszty utrzymania hali z rąk miasta. Z kroplówki jednak wyszły
nici. Na górze zdecydowano o odłączeniu wszelkich funkcji życiowych. Po narodzinach
nowoczesnej hali przy ul. Ratuszowej, 65-latka z centrum miasta wysłano w
niebyt.
„Teatralną” ostatecznie dla
koszykówki zamknięto z początkiem lipca 2013 (co dalej z obiektem nie wiadomo).
Siedziba klubu przeniosła się do OSiR-u, a ja pomagałem działaczom i trenerom
przy przeprowadzce. Miałem okazję doświadczyć ostatnich dni hali-staruszki,
pozbawionej już elektryczności, ograbionej z tablic i obręczy.
Nic nie trwa wiecznie.
Naszej pamięci obiekt przy dawnej ul. Masarskiej, obecnie przy pl. Teatralnym,
długo jednak nie opuści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz