Szukaj na tym blogu

piątek, 15 kwietnia 2011

Podsumowań czas (7): Mateusz Nitsche

Czas na siódme już prześwietlenie jednostek naszego Górnika. Tym razem na rentgen trafia sezon Mateusza Nitsche. Sezon w jego wykonaniu niepowtarzalnie asymetryczny, w niezwykły sposób zróżnicowany, pozbawiony analogii, pełen kontrastów. Trwająca od zeszłorocznych wakacji do marca tego roku górnicza historia Mateusza N. należy bez wątpienia do tych ciekawszych.

MATEUSZ NITSCHE - ur. 1986, 190 cm, rzucający obrońca, poprzedni klub: Sokół Łańcut (I liga)

Sezon 2010/11 w Górniku:
-> rok 2010 - przed odejściem Krzysztofa Jakóbczyka: 14 meczów, 21.0 min, 4.3 pkt, 1.2 zb.
-> rok 2011 - po odejściu Krzysztofa Jakóbczyka: 11 meczów, 32.6 min, 13.8 pkt, 5.5 zb. 

W styczniu 2011 przy okazji podsumowania pierwszej rundy pisałem o nim tak: 

"Gdy przybywał z silnego Sokoła byliśmy przekonani, że będzie solidnym playerem który te parę trójeczek rzuci, swoje zrobi, przybije parę piątek i wszyscy będą zadowoleni. A tu Mateo notuje takie o numerki : 32 % za 2, 32 % za 3, 1.2 zb, 1.2 as, 4,5 pkt. Czyli w sumie równa forma. Z drugiej jednak strony: ciężko zrobić coś z nitschego... Ocena: 2" 

Szkolna "dwója " to na pewno nie był szczyt ani kibicowskich ani mateuszowych marzeń. Po jego transferze  całkiem na serio wierzyliśmy, że odmieni na obwodzie nasz biało-niebieski mechanizm. Niestety, coś go hamowało. Może nie coś, ale KTOŚ. Tym kimś był oczywiście Krzysiu Jakóbczyk, nasz wiodący strzelec i lider. Ostatnio pisałem tak: 

"Z odejścia do Sportino Jakóbczyka zadowolony był chyba tylko jeden człowiek. Wegetując u boku Krzysia, Mateo Nitsche nie czerpał radości z gry. Skrył się w jakóbczykowym cieniu, stając się definicją mierności. Wraz z transferem wyszło dla niego słońce. Mateusz wyłonił się z mroku z przytupem."

Erupcja formy Mateusza swój początek miała w Siedlcach. Był to pierwszy mecz Górnika bez Jakóbczyka. Ktoś musiał u nas rzucać, ktoś musiał zrobić "step up", czyli wyjść przed szereg, nie bać się starcia z obręczą. Nitsche okazał się tym kimś, a jego 17 pkt (5/12 z gry) dało bardzo cenne wyjazdowe zwycięstwo z SKK.

Mateo oficjalnie zerwał się z niewidzialnego łańcucha, który nie pozwalał mu rozwinąć skrzydeł. Dostał wolność, którą potrafił wykorzystać tak, by zespół na tym nie tracił. Nagle wyszło na jaw, że to Nitsche jest najefektywniejszym biało-niebieskim w ataku. Niemniej jednak, i on miał słabsze dni.

Styczeń 2011 to występowanie pewnego czynnika, który determinował postawę Górnika (poświęciłem temu wpis pt. Czynnik MATEO, czyli gdy udaje się zrobić coś z Nitschego).

Czym był "Czynnik MATEO" w skrócie ? Był swego rodzaju prawidłowością matematyczną, umieszczoną w sportowych realiach. Gdy Nitsche grał dobry mecz w ataku - wygrywaliśmy (wspomniany mecz z SKK Siedlce oraz mecz ze Spójnią i jego 25 pkt, 7/8 z gry w tym 5x3), gdy Mateuszowi najzwyczajniej w świecie nie szło - przegrywaliśmy (4 pkt, 1/10 z gry w meczu z Prokomem). W kolejnych spotkaniach Czynnik MATEO przeszedł zaburzenia, stracił na wartości. Mateo utrzymywał dobrą formę (przyznam, że ku mojemu zaskoczeniu), co jednak tylko raz przełożyło się na wygraną zespołu.

Grający z "ósemką" obrońca zaprezentował w Górniku dwie sportowe twarze. Był trochę jak postać żywcem wyrwana z powieści Marka Twaina. Jako współczesny Huckleberry Finn, Mateo żonglował osobowościami, skrywał swoją prawdziwą tożsamość. Zaczynał jako nieudany eksperyment szkoleniowy, kończył jako ciągnący grę pierwszy strzelec zespołu. 

Powiadają, że prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym nie jak zaczyna, ale jak kończy. Może coś w tym jest.    


Seria "Podsumowań czas":
Łukasz Grzywa (1)
Krzysztof Jakóbczyk (2)
Bartłomiej Józefowicz (3)
Jakub Kietliński (4)
Marcin Kowalski (5)
Łukasz Muszyński (6)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz