Wczoraj koszykarski Górnik obchodził 65-lecie istnienia. Nikt jednak nie świętował. Korki od szampana nie strzelały radośnie, nie było uścisków dłoni, gratulacji. Obyło się bez uśmiechów na twarzach. Jedynie PZKosz postanowił nam "podziękować". W podarunku od związkowców mianowicie znalazła się decyzja o nie odwieszaniu naszego zawieszonego w rozgrywkach z powodu długów Górnika. W 65-lecie istnienia dwukrotny mistrz Polski i trzykrotny wicemistrz jest nad przepaścią, jedną nogą w kałuży, nad grobem itd... nazywajcie to jak chcecie. Na ten temat nie ma sensu się dalej rozpisywać bo powiedziano już wiele. Tym akcentem przechodzę do meritum.
Nadszedł czas na dalszy ciąg podsumowań. Startujemy.
KRZYSZTOF "Krzysiu" JAKÓBCZYK - ur. 1986, 183 cm, rozgrywający/rzucający obrońca, poprzedni klub: Nysa Kłodzko (II liga)
Sezon 2010/11 w Górniku: 15 meczów, 36.9 min, 15.9 pkt, 4.9 as, 42 % za 3 (33/79), 47 % za 2 (55/117)
Nie mamy prawa obecnego gracza Sportino Inowrocław wspominać negatywnie. Niejednokrotnie "Krzysiu" był naszym zbawcą, trafiając z takich pozycji z których nie miał prawa trafiać. Był chodzącym kołem ratunkowym, człowiekiem-szalupą dla tonącego biało-niebieskiego okrętu. To jego nieprawdopodobny rzut z ósmego metra na kilkanaście sekund przed końcem dał prowadzenie z Politechniką. Gdy nie było pomysłu na skończenie akcji, koledzy podawali do Krzysia, a ten już wiedział co z piłką zrobić. Był niewątpliwie naszym lokalnym bohaterem i liderem zespołu. W styczniu pisałem o nim tak:
"Lider. Najlepszy strzelec. Najlepszy asystujący. Najlepszy...w stratach. Co tu nie pisać bez niego jesteśmy w czarnej d***. Z powodu wzrostu na siłę robiony point guardem. Drugi sezon u nas. Dzięki swoim dokonaniom boiskowym wszyscy już zapomnieli, że zaczynał w WKS. Dwa double-double (15-10 i 29-10 z warszawskimi ekipami). Z Politechniką wyprowadził nasz tyłek na prowadzenie na 1.7 sek przed końcem trójką przez ręce z jakiegoś ósmego metra. To w jego stylu. Nikogo już takie jego rzuty nie dziwią. To o czymś świadczy. Ułożony rzut, łowca punktów. Średnio 16.3 pkt i 4.9 as. Żeby nie było za różowo w tym samym meczu z Politechniką w dogrywce Krzysiu kompletnie nie podołał na linii pod presją"
Jakóbczyka trzeba oceniać również z perspektywy poprzedniego sezonu spędzonego w Wałbrzychu. Gdy przychodził z drugoligowej Nysy Kłodzko, nikt o nim nie słyszał. W koszykarskim Mordorze miał świetne statystyki. Trafiając na górniczy pokład błyskawicznie zaskarbił sobie sympatię kibiców. Zdarzało się, że dokonywał rzeczy niewątpliwie niezrównanych. Do takich należy zaliczyć 44 punkty w meczu na wyjeździe z Asseco 2 Prokomem oraz wspomniany wyżej rzut z półdystansu na sekundę przed końcem meczu z Politechniką, dający wygraną 101:100.
Chyba każdy kibic ma swojego ulubionego górniczego koszykarza. Moim był Jakóbczyk. Za świetny rzut z dystansu. Za przebojowość.
Z drugiej strony, nie ma róży bez kolców. Krzysiowi zarzucano kompletny brak umiejętności rozgrywania piłki, co nie zmieniało faktu, że na pozycji kreatora cały czas występował. On sam starał się temu zaprzeczać, notując sporo ostatnich podań. Niestety, nawet godna pozazdroszczenia liczba asyst nie potrafiła zmienić opinii o Jakóbczyku-rozgrywającym. Nikt, dosłownie nikt nie ma wątpliwości, że w naturze tego zawodnika leży zdobywanie punktów. Zakodowane w mózgu oprogramowanie krzyczało: "rzucaj !". Instynkt łowcy nie pozwalał o sobie zapomnieć, nie dawał mu spać, kazał mu wstawać o drugiej w nocy by napić się szklanki mleka. Koszmary, w których bliżej niezidentyfikowany osobnik nakazywał my rozgrywać piłkę sprawiały, że budził się z krzykiem, od stóp do głów zlany potem.
Niemniej jednak, jego wysokie umiejętności strzeleckie pozwoliły mu się wypromować. Transfer do Sportino był dla niego jak dla dziesięcioletniego chłopca wygranie złotego biletu do fabryki czekolady Willy'ego Wonki. Mógł poczuć się wyróżniony, co nie zmienia faktu, że w nowym klubie początkowo wydawał się zagubiony, znalazł się w miejscu gdzie nikt ani śnił zwalniać go z założeń taktycznych. Gdy przyjechał z zespołem z Inowrocławia do Wałbrzycha nie omieszkaliśmy stwierdzić, że bardziej do twarzy mu w biało-niebieskim trykocie. Gwarnie krzyczeliśmy wtedy: " - Krzysiu ! - Co !? - Rzuć mało !". Krzysiu posłuchał. Nie skrzywdził nas. Po meczu podszedł do nas dziękując za nasze wsparcie, gdy grał dla KSG.
Z odejścia do Sportino Jakóbczyka zadowolony był chyba tylko jeden człowiek. Wegetując u boku Krzysia, Mateo Nitsche nie czerpał radości z gry. Skrył się w jakóbczykowym cieniu, stając się definicją mierności. Wraz z transferem wyszło dla niego słońce. Mateusz wyłonił się z mroku z przytupem. Ale o tym kiedy indziej.
Jakóbczyk to wychowanek wielkiego wroga - Śląska Wrocław. Tam jednak nie dano mu tak naprawdę szansy. Dostał ją u nas. Nikogo już nie obchodzi, że ten superstrzelec zaczynał w stolicy województwa. Krzysztof pozostanie biało-niebieski, górniczy.
Podsumowań czas (1): Łukasz Grzywa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz