Finałowy turniej baraży o awans do II ligi:
Górnik Wałbrzych –
Gimbaskets 2 Przemyśl 57:48 (TAK, to wynik końcowy)
Podobno w talii tarota to
nie Śmierć jest najstraszniejsza. Śmierć oznacza bowiem, w wielu przypadkach,
zmianę, ulgę lub koniec, gdzie koniec jest ponownym narodzeniem, nowym początkiem.
Dużo gorzej jest trafić na kartę Dziesięciu Mieczy, symbolizującą bezpośrednie
zagrożenie śmiercią lub dosłownie wskazującą śmierć. Od złowrogiego szkieletu
na karcie Śmierci gorsza jest także Wieża, która praktycznie zawsze niesie ze
sobą ofiary. Tak tarota w swojej spektakularnej debiutanckiej powieści „Wszechświat
kontra Alex Woods” opisał 32-letni Brytyjczyk, Gavin Extence.
Nie jestem przesądny. Nie
wierzę w czarne koty przecinające szlak, łapanie się za guzik na widok
kominiarza czy też unikanie przechodzenia pod drabiną. Przez wiele lat w
szkolnych dziennikach figurowałem pod numerem „13”, przez rok mieszkałem w
akademiku w pokoju na „13-stym piętrze. Nie wierzę też w przesłania płynące z
gwiazd, horoskopów czy kart tarota. Trudno mi jednak z drugiej strony
zaprzeczyć, że karta przedstawiająca wieżę niesie za sobą ofiary.
Górnik Wałbrzych, w pierwszym
dniu finałów baraży, miał w swoich szeregach wyjątkowo śmiercionośną wieżę…
Piotr Niedźwiedzki, bo o
nim mowa, zadziwia z każdym kolejnym meczem. Jego życiowa historia to niezły
scenariusz filmowy: świetnie zapowiadający się koszykarz, już z sukcesami,
przerywa karierę przez zaniedbanie lekarskie, jest zmuszony zrezygnować z
życiowej pasji, przechodzi spory egzystencjalny kryzys i, gdy wszyscy już
zdążyli go skreślić, wraca do sportowego życia. W wielkim stylu. Wraca dzięki
sile charakteru i zaciskaniu zębów/pasa.
Niedźwiedzkiego w meczu z
Gimbasketsem zdefiniowały właściwie dwa następujące zaraz po sobie zagrania.
Dwie bliźniaczo do siebie podobne akcje: przechwyt na połowie boiska, bieg w
kontrze i dynamiczny wsad na koniec. Nie byłoby w tym nic specjalnego gdyby nie
fakt, że przechwytujący ma ponad 210 cm wzrostu, grubo ponad 100 kg wagi, a
tracący jest rozgrywającym. Te dwie kapitalne akcje Piotrka kibice okrasili głośnymi
okrzykami „Niedźwiedź! Niedźwiedź!” Te dwa wsady pozwoliły wlać do
kibicowskiego baku trochę nadziei, bo miały miejsce w chwili, gdy goście z
Przemyśla zaczynali odskakiwać.
Jak już wyżej napisałem,
nie wierzę w przesądy. Tego wieczoru założyłem na mecz nową, kibicowską polówkę.
W świecie przesądów popełniłem więc spore faux pas, bo w piątek podobno nowych
rzeczy się nie ubiera. W moim świecie mało przekonywująca postawa Górników nie
miała nic wspólnego z moją polówką. Biało-Niebiescy zagrali słaby mecz, bo nie
potrafili niczym rywala zaskoczyć. No, z wyjątkiem Niedźwiedzkiego, którego dwa
szybkie półhaki po półobrocie były ponad siły obrony, podczas gdy potężne bloki tłumiły ofensywny jazgot Gimbasketsu. Nasi
zaliczyli w całym meczu cztery niedoloty, co jest zatrważającym wynikiem jak na rozgrywki ligowe. Słabszy dzień z dystansu miał Rafał Glapiński, który trafił tylko
jedną z aż dziesięciu „trójek” (ale kluczową) i zaliczył sześć strat. „Glapa”
był za to skuteczniejszy pod obręczą, kończąc ostatecznie mecz z 15 „oczkami”.
Nasi, z pomocą trybun, mecz z Przemyślem „wyciągnęli”
w ostatnich pięciu minutach. Chwała im za to, bo wygrać mecz, grając po prostu źle to duży wyczyn (nie ma w tym żadnej ironii). Górnicy zastosowali się do hasła z
nowej, lśniącej flagi kibiców: „Biało-Niebieska definicja: wola walki, waleczność,
ambicja”. Flagi, należy dodać, szalenie drogiej. Flagi, na którą wykonanie fani
zbierali fundusze od kilku lat.
No właśnie…
Kibice…
W oprawę pierwszego meczu
finałów baraży włożyliśmy (brałem w tym udział) dużo pracy. W wolnych chwilach,
w domowych pieleszach, wycinaliśmy z gazet, ulotek, katalogów i magazynów
nierówne kwadraty, zbierając je do kupy i przeobrażając w huczne konfetti. W
trakcie meczów siatkarzy pompowaliśmy i wiązaliśmy balony. Stworzyliśmy, podobnie
jak koszykarze na parkiecie, oddany sprawie zespół. Rozłożyliśmy zadania, pragnąc stworzyć
przeciwwagę dla zyskującej w urzędniczych oczach i mającej chrapkę na przejęcie
pałeczki pierwszeństwa w wałbrzyskim sporcie siatkówki. Piątkowy dzień
koszykarskich baraży, zestawiony z grającymi w tym samym dniu w swoich barażach
siatkarzami Victorii PWSZ, dobitnie pokazał, który sport halowy pod Chełmcem ma
więcej sympatyków.
Nie wierzę w zabobony,
nie opieram swojej percepcji świata na kartach tarota. Wierzę za to, że
pierwszy dzień finałów, wypełniony morzem serpentyn, deszczem konfetti oraz
melodią głośnych okrzyków, przyniósł koszykarskiemu Górnikowi nowych fanów. I to pomimo nie rzucającej na kolana gry biało-niebieskich koszykarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz