Szukaj na tym blogu

sobota, 3 maja 2014

Przesąd traci znaczenie, blisko z III ligi wyzwolenie


Finałowy turniej baraży o awans do II ligi:

Górnik Wałbrzych – Gimbaskets 2 Przemyśl 57:48 (TAK, to wynik końcowy)

Podobno w talii tarota to nie Śmierć jest najstraszniejsza. Śmierć oznacza bowiem, w wielu przypadkach, zmianę, ulgę lub koniec, gdzie koniec jest ponownym narodzeniem, nowym początkiem. Dużo gorzej jest trafić na kartę Dziesięciu Mieczy, symbolizującą bezpośrednie zagrożenie śmiercią lub dosłownie wskazującą śmierć. Od złowrogiego szkieletu na karcie Śmierci gorsza jest także Wieża, która praktycznie zawsze niesie ze sobą ofiary. Tak tarota w swojej spektakularnej debiutanckiej powieści „Wszechświat kontra Alex Woods” opisał 32-letni Brytyjczyk, Gavin Extence.

Nie jestem przesądny. Nie wierzę w czarne koty przecinające szlak, łapanie się za guzik na widok kominiarza czy też unikanie przechodzenia pod drabiną. Przez wiele lat w szkolnych dziennikach figurowałem pod numerem „13”, przez rok mieszkałem w akademiku w pokoju na „13-stym piętrze. Nie wierzę też w przesłania płynące z gwiazd, horoskopów czy kart tarota. Trudno mi jednak z drugiej strony zaprzeczyć, że karta przedstawiająca wieżę niesie za sobą ofiary.

Górnik Wałbrzych, w pierwszym dniu finałów baraży, miał w swoich szeregach wyjątkowo śmiercionośną wieżę…

Piotr Niedźwiedzki, bo o nim mowa, zadziwia z każdym kolejnym meczem. Jego życiowa historia to niezły scenariusz filmowy: świetnie zapowiadający się koszykarz, już z sukcesami, przerywa karierę przez zaniedbanie lekarskie, jest zmuszony zrezygnować z życiowej pasji, przechodzi spory egzystencjalny kryzys i, gdy wszyscy już zdążyli go skreślić, wraca do sportowego życia. W wielkim stylu. Wraca dzięki sile charakteru i zaciskaniu zębów/pasa.

Niedźwiedzkiego w meczu z Gimbasketsem zdefiniowały właściwie dwa następujące zaraz po sobie zagrania. Dwie bliźniaczo do siebie podobne akcje: przechwyt na połowie boiska, bieg w kontrze i dynamiczny wsad na koniec. Nie byłoby w tym nic specjalnego gdyby nie fakt, że przechwytujący ma ponad 210 cm wzrostu, grubo ponad 100 kg wagi, a tracący jest rozgrywającym. Te dwie kapitalne akcje Piotrka kibice okrasili głośnymi okrzykami „Niedźwiedź! Niedźwiedź!” Te dwa wsady pozwoliły wlać do kibicowskiego baku trochę nadziei, bo miały miejsce w chwili, gdy goście z Przemyśla zaczynali odskakiwać.

Jak już wyżej napisałem, nie wierzę w przesądy. Tego wieczoru założyłem na mecz nową, kibicowską polówkę. W świecie przesądów popełniłem więc spore faux pas, bo w piątek podobno nowych rzeczy się nie ubiera. W moim świecie mało przekonywująca postawa Górników nie miała nic wspólnego z moją polówką. Biało-Niebiescy zagrali słaby mecz, bo nie potrafili niczym rywala zaskoczyć. No, z wyjątkiem Niedźwiedzkiego, którego dwa szybkie półhaki po półobrocie były ponad siły obrony, podczas gdy potężne bloki tłumiły ofensywny jazgot Gimbasketsu. Nasi zaliczyli w całym meczu cztery niedoloty, co jest zatrważającym wynikiem jak na rozgrywki ligowe. Słabszy dzień z dystansu miał Rafał Glapiński, który trafił tylko jedną z aż dziesięciu „trójek” (ale kluczową) i zaliczył sześć strat. „Glapa” był za to skuteczniejszy pod obręczą, kończąc ostatecznie mecz z 15 „oczkami”.

Nasi, z pomocą trybun, mecz z Przemyślem „wyciągnęli” w ostatnich pięciu minutach. Chwała im za to, bo wygrać mecz, grając po prostu źle to duży wyczyn (nie ma w tym żadnej ironii). Górnicy zastosowali się do hasła z nowej, lśniącej flagi kibiców: „Biało-Niebieska definicja: wola walki, waleczność, ambicja”. Flagi, należy dodać, szalenie drogiej. Flagi, na którą wykonanie fani zbierali fundusze od kilku lat.

No właśnie… 

Kibice…

W oprawę pierwszego meczu finałów baraży włożyliśmy (brałem w tym udział) dużo pracy. W wolnych chwilach, w domowych pieleszach, wycinaliśmy z gazet, ulotek, katalogów i magazynów nierówne kwadraty, zbierając je do kupy i przeobrażając w huczne konfetti. W trakcie meczów siatkarzy pompowaliśmy i wiązaliśmy balony. Stworzyliśmy, podobnie jak koszykarze na parkiecie, oddany sprawie zespół. Rozłożyliśmy zadania, pragnąc stworzyć przeciwwagę dla zyskującej w urzędniczych oczach i mającej chrapkę na przejęcie pałeczki pierwszeństwa w wałbrzyskim sporcie siatkówki. Piątkowy dzień koszykarskich baraży, zestawiony z grającymi w tym samym dniu w swoich barażach siatkarzami Victorii PWSZ, dobitnie pokazał, który sport halowy pod Chełmcem ma więcej sympatyków.  

Nie wierzę w zabobony, nie opieram swojej percepcji świata na kartach tarota. Wierzę za to, że pierwszy dzień finałów, wypełniony morzem serpentyn, deszczem konfetti oraz melodią głośnych okrzyków, przyniósł koszykarskiemu Górnikowi nowych fanów.  I to pomimo nie rzucającej na kolana gry biało-niebieskich koszykarzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz