Siechnice, 9.11.2013
Mam za sobą trzecią
wizytę w Siechnicach. Byłem tam podczas minimalnie przegranego meczu w rozgrywkach
2011/12 i wygranego po dramatycznej końcówce w ubiegłym sezonie. Byłem też i
teraz. Pomimo trzeciego podejścia, malutka wiejska mieścina, znajdująca się rzut
beretem od wrocławskiej dzielnicy Księże Małe, skrywa przede mną tyle samo
tajemnic, co podczas pierwszej wizyty w 2011 roku. Usadowiona w środku
niemożliwego labiryntu zabudowań, nowiuśka hala kolejny raz wyprowadziła mnie i
moich towarzyszy w pole. Ponownie pragnęliśmy do niej wkroczyć od złej strony…
Tym razem z pomocą przyszła nam lokalna młodzież, która, słysząc z oddali
biało-niebieskie śpiewy, wskazała nam właściwy szlak.
Po kapitalnej pierwszej kwarcie w wykonaniu
Górnika, spodziewaliśmy się spacerka. Nic z tych rzeczy. Syndrom trzeciej
kwarty, tak dobrze znany kibicom wałbrzyszan jeszcze w I lidze, powrócił z
triumfalnym przytupem by śmiać się nam w twarz. Po czwartym przewinieniu Rafała
Glapińskiego, jakość gry Górnika topniała niczym arktyczne lodowce w erze
globalnego ocieplenia. Gdy Siechnice wyszły na prowadzenie 66:65, sygnał do
ataku dał…
Nie uwierzycie…
Bartłomiej Józefowicz.
Wielu kibiców zdążyło już
zrównać go z błotem, wylać na jego oblicze wiadro pełne pomyj. Nie ma co
ukrywać, po pierwszych kilku meczach sam czułem się rozczarowany, bo obraz
„Józka” sprzed lat, ratującego nie raz Górnika z opałów, zaburzał stan
teraźniejszy.
Przy siedzącym na ławce z
powodu przewinień „Glapie”, to Józefowicz podniósł rękawice i postawił się
walecznej młodzieży z ekipy gospodarzy. Jego kilka kluczowych przechwytów, po
których kończył akcje dwutaktami, pozwoliły biało-niebieskim odskoczyć. „Józek”
w Siechnicach był uniwersalny: trafiał z dystansu (3x3 i jeden celny rzut dystansowy,
gdy minimalnie przekroczył linię trzypunktową), wchodził udanie pod kosz, a raz
zdobył punkty po świetnej akcji rewersowej.
Józek. Glapa. Podkoszowi.
Akcje pick & roll. Akcje and one. Zmuszenie rywali do oddawania mnóstwa
rzutów za trzy. To czynniki, które przyczyniły się do sukcesu.
Do kibiców nieobecnych w
Siechnicach: pozwólcie, że będę waszymi oczami i napiszę co nieco o
poczynaniach poszczególnych biało-niebieskich na wyjeździe:
JÓZEFOWICZ – o nim już
dość. Chcielibyśmy go widzieć w takiej formie co weekend. Tym występem zamknął
usta krytyków. Na razie.
GLAPIŃSKI – nie miał
łatwego życia. Wielokrotnie na boisku prowokowany przez rywali słownie i za
pomocą czynów, co w pierwszej połowie nieomal skończyło się bójką na parkiecie.
Tradycyjnie karcił nieogranych przeciwników, wymuszając mnóstwo fauli,
które kierowały go na linię rzutów wolnych. „Osobiste” skrzętnie zamieniał na
punkty. Jest autorem najładniejszego zagrania meczu. Jego długie podanie z kozłem, pomiędzy dwoma liniami obrony, trafiło prosto do Pawła
Maryniaka, który urwał się obrońcy i wykończył akcję wejściem pod kosz,
wymuszając przy okazji faul.
MYŚLAK – zdobył 8 z
pierwszych 13 punktów zespołu. Solidny występ, choć tym razem w cieniu
Józefowicza.
IWAŃSKI – dobrze ustawiał
się pod koszem i sprawnie finalizował akcje pick&roll, które nasi
wykorzystywali na potęgę. Zdarzały mu
się potknięcia na linii rzutów wolnych, ale jego aktywność na bronionej i
atakowanej tablicy to rekompensuje.
OLSZEWSKI – zaczął w
pierwszej piątce, gdzie swoimi gabarytami straszył rywali w obronie. Dzięki temu, gospodarze unikali jak ognia wejść w „pomalowane”. Bardzo przydatny w
obronie, ale bezproduktywny w ataku. Przez kibiców nazywany „Garbajosa”, od
nazwiska słynnego hiszpańskiego koszykarza. Pseudonim nawiązuje do podobnego
wzrostu i zarostu, pomijając charakterystykę boiskową, bo Olszewski, w
przeciwieństwie do Jorge Garbajosy, nie
grozi rzutem z dystansu.
KARWIK – „17 punktów.
Grałeś jakbyś miał 17 lat!” – tak po meczu do „Mariana” rzucił asystent
Arkadiusza Chlebdy, Paweł Domoradzki. Rzeczywiście, 36-letni Karwik udanie
wykorzystał dodatkowe minuty gry, pod nieobecność Stochmiałka, otrzymane w
prezencie. Podobnie jak Iwański, walczył na desce, skutecznie kończył pick&rolle,
wymuszając przy tym faule. Wszystkie punkty zdobył bodaj z pomalowanego. Raz
zaimponował bardzo dobrą pracą stóp, gdy świetnie pod obręczą oszukał swojego
obrońcę i trafił, będąc jeszcze faulowanym przy próbie rzutu.
BORZEMSKI – zmiennik Glapy.
Błysnął świetnym dodatkowym podaniem, wypatrując nieobstawionego pod koszem
partnera w sytuacji gdy zamarkował rzut, będąc niepilnowanym na dystansie. Jedyne punkty zdobył po wykonaniu rzutu-zawiesiny (floater!). Z
drugiej strony, miał też straty i pudła z gry.
MARYNIAK – krótki występ.
Pomimo tego, zdążył być egzekutorem najładniejszej akcji meczu, którą opisałem
wyżej. Po jego zagraniu „and one” kibice głośno skandowali „Maryna!”. Nie ulega
jednak wątpliwości, że większe brawa powinien otrzymać podający, czyli „Glapa”.
NARNICKI – ponownie wniósł
sporo ożywienia w grę Górnika. Dużo pracy wykonał w obronie, w ataku miejsce na
popisy zostawił kolegom.
FEDORUK – epizod na
boisku. Spudłował fatalnie spod kosza. Na tym zakończył się jego występ.
KRZYMIŃSKI – na boisku
pojawił się zaskakująco wcześnie. Niewiele jednak na nim dokonał. W sumie kilka
minut gry. Gdyby nie bujna fryzura, 16-latek pozostałby niezauważony.
Gdy po meczu, z pieśnią
na ustach, zmierzaliśmy wąską uliczką na parking do naszego minibusa, dźwięk
samochodowego klaksonu zaburzył nasze śpiewy. Białe kombi na wrocławskich
blachach zatrzymało się koło nas. Siedzący za kierownicą starszy pan opuścił
szybę i powiedział: „Wygracie tą ligę na pewno. Nie jestem od was, ale wam
kibicuję, w końcu jesteśmy z tego samego regionu. Powodzenia w barażach!”
Miło słyszeć takie słowa od faceta z rejestracją DW. Niedługo przekonamy się czy ten starszy pan jest prorokiem, czy szaleńcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz