Nikt nie opuszczał Aqua
Zdroju w środowy, chłodny wieczór niewzruszony. Mecz na szczycie przyniósł
szczyty adrenaliny nie tylko u kibiców, ale i u samych zawodników. Po meczu o
mało nie doszło do przepychanki, a w trakcie spotkania…..
A w trakcie spotkania
najwyższe szczyty wściekłości i pasji osiągnął skrzydłowy Górnika, Bartłomiej
Józefowicz.
Popularny „Józek” był na
językach absolutnie wszystkich obserwatorów spotkania. Zawodnik Górnika uczynił
z meczu na szczycie jednoosobowe przedstawienie, wcielając się w rolę
rewolwerowca wymierzającego sprawiedliwość według własnego, bliżej nieznanego
kodeksu. „Józek” nie mierzył się z zawodnikami Nysy a z grupą ok. 40 kibiców
kłodzkiej drużyny, z którą ma bliżej nieznane wałbrzyskiej publiczności
porachunki.
Przed kilkoma laty, czyli
w okresie, gdy Józefowicz występował w Nysie ktoś komuś mocno nastąpił na
odcisk. Zaraz po wejściu „Józka” na parkiet rozpoczął się festiwal gestów i
potok słów z obu stron. Zawodnik Górnika po udanych akcjach demonstracyjnie
całował górniczy herb i nastawiał ucho w kierunku kibiców gości jeszcze
bardziej ich rozwścieczając. Fani Nysy nie byli dłużni i po każdym pudle
Józefowicza podnosili się z siedzisk w euforii podobnej do trafienia szóstki w
lotku.
Dla jednych, zachowanie „Józka”,
znanego z osobliwego podejścia do koszykówki, było jak najbardziej na miejscu.
W grze Józefowicza wreszcie było widać pasję i ogień, których brakowało u niego
od dawna. Zmotywowany do gry, przyparty do muru potrafił na boisku być groźny
dla każdego. Udowodnił to trafiając ważne rzuty w drugiej połowie. „Józek”
pokazał górniczy charakter, zaskarbiając sobie sympatię kibiców kolejnymi całusami umieszczonych na trykocie górniczych młotów.
Dla drugich, zachowanie
skrzydłowego było naganne, nieprofesjonalne, niegodne sportowca. Ligowy
koszykarz nie powinien wdawać się w utarczki gestowo-słowne z kibicami a raczej powinien skupić
się na grze. Po udanym zagraniu powinien szukać piłki i ustawić się dobrze w
obronie zamiast wykonywać przedstawienie przed sektorem przyjezdnych.
Józefowicz to też przecież trener koszykówki i wychowawca młodych adeptów tej
gry - powinien więc świecić przykładem. W gruncie rzeczy jego niewybredne gesty
były przecież też skierowane do obecnych na meczu dzieciaków z Kłodzka.
Niedługo nikt nie będzie
pamiętał wyniku środowego meczu na szczycie. Kibice szybko zapomną o świetnym
meczu Marcina Kowalskiego, wychodzącego z cienia swojego wieloletniego kolegi z
boiska Rafała Glapińskiego. Obserwatorzy meczu na szczycie na pewno długo będą
mieć w pamięci wściekłego mściciela Józefowicza, który stworzył własne show, uznawane albo za ekscytujące, albo za kompromitujące. Dla jednych mściciel był bohaterem, a dla
drugich uosobieniem niedojrzałego wariata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz