Kolejne ligowe starcie „Górników”
trudno w rzeczywistości określić jako „kolejne”. Mecz z Sokołem był wyjątkowy,
bo oznaczał jednorazowy powrót do zasłużonej, choć wysłużonej hali przy ul.
Wysockiego.
Dla mnie dawny OSiR jest
miejscem szczególnym, bo początkiem pasji do koszykówki, która po latach, w
Nowy Rok 2011, pokierowała mnie w kierunku stworzenia tego bloga. Obiekt przy
ul. Wysockiego sentymentem darzy zresztą niemal każdy, bo miejsce te jest źródłem emocji dla koszykarzy, działaczy i kibiców. Stos wspomnień związanych z przytulnym OSiR-em
powoduje, że nowoczesna hala w kompleksie Aqua Zdrój dla wielu pozostaje zimna,
obojętna i nijaka.
Niewielkie gabaryty OSiR-u
budują niepowtarzalną atmosferę na trybunach, w której nawet najspokojniejszy fan
może wpaść w kibicowski szał. W przeszłości tego szału nie brakowało stąd halę
szybko ochrzczono „Kotłem”. Mało kto spodziewał się jednak potrzeby wzniecenia
ognia na trybunach w starciu z Sokołem Międzychód. Górnik przecież siedzi na
ligowym tronie, a w Międzychodzie ostatnio zamiast dobrze grać w koszykówkę jedynie
się kłócili i wskazywali palcami na winnych niepowodzeń.
Okazało się, że w zespole
z Wielkopolski wszystko zmierza w dobrym kierunku, bo drużyna Sławomira
Szulczyka stawiła „Górnikom” opór i stała się pierwszą ekipą zdolną do
spowolnienia wałbrzyskiej maszyny do zdobywania punktów i zaliczania
double-double, Piotrka Niedźwiedzkiego. Gdy Maszyna szwankowała,
biało-niebiescy prędko potrzebowali substytutu, który zapewni rezultaty podobne
do tej osiąganej przez naszą Maszynę.
I tu pojawił się Rafał
Niesobski.
Przed sezonem Górnicy na
gwałt potrzebowali wzmocnienia na pozycji rzucającego obrońcy. Jeszcze nie tak
dawno nie wkomponowali się w układankę reaktywowani Maciej Łabiak i Kuba
Kołodziej, a skuteczność zatracił gdzieś Bartłomiej Józefowicz. Na pozycji rzucającego obrońcy pojawiła się
dziura, którą wypełnił dopiero Niesobski.
Facet gra w Górniku od
początku sezonu, a wiemy o nim tyle, co nic. Niesobski od startu rozgrywek przechadza się w cieniu dyskutującego z sędziami Niedźwiedzkiego i lubiącego
budować show Bartłomieja Józefowicza. Niesobski nie jest za dobry w gestach w
kierunku kibiców, do dziś nie doczekał się pseudonimu od fanów, ale zna się za
to na umieszczaniu piłki w koszu. Robi to z resztą po cichu od 1. kolejki, bo jest drugim strzelcem zespołu. Oślepieni blaskiem talentu Niedźwiedzkiego
czy pochłonięci śledzeniem kolejnych asyst wychowanka i kapitana Rafała
Glapińskiego, kibice nie bardzo zważali na wyciszonego Niesobskiego.
Ten ceniący sobie
przesiadywanie na tylnym siedzeniu gracz przesiadł się za kierownicę w chwili,
gdy górniczy pojazd zmierzał w stronę urwiska. Awaria Maszyny Niedźwiedzkiego przestała
mieć znaczenie, bo Niesobski zdobył 29 punktów i pokierował Górnika w stronę
kolejnej wygranej.
Zwykły facet stał się
bohaterem w momencie, gdy potrzebował tego zespół. Jeden z kibiców nazwał go
nawet wałbrzyskim Rayem Allenem. Biorąc pod uwagę boiskowe wyrachowanie i jakieś
dziwne wyciszenie w trakcie meczu, dużo się nie pomylił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz