Esej Lebrona Jamesa "Wracam do domu" na stronie Sports Illustrated |
W ciągu ostatnich dni sportowa Ameryka kompletnie zdurniała. Wszystko z
powodu Lebrona Jamesa i jego Decyzji 2.0, czyli melodramatu związanego z jego
przynależnością klubową na sezon 2014/15.
Już pod koniec czerwca żona Lebrona, Savannah, napisała na Instagramie „Home sweet home”, a w grafice dodała mapę USA z zaznaczonym jej i jej małżonka
rodzinnym miastem Akron w Ohio. Wraz z początkiem lipca portale społecznościowe
w USA oszalały. Znakiem wielkich zmian miała być już obecność państwa James w rodzinnych stronach podczas obchodów 4 lipca, Święta Niepodległości. Kilka
dni później internet donosił o tłumie ludzi koczujących w swoich samochodach
koło domu Jamesa w północno-wschodniej części stanu Ohio. Ludzi było tak dużo,
że posiadłość musiała otoczyć policja. Mniej więcej w tym samym czasie z
Florydy wyjeżdżały potężne osiemnastokołowe ciężarówki, przewożąc w środku
samochody należące do koszykarza. Nikt nie przyjmował do wiadomości, że Lebron swoje samochody
w rodzinne strony przewozi co lato, a dom, w którym mieszkał na Florydzie był
wystawiony na sprzedaż od marca i może właśnie pojawił się kupiec. Kolejne
zdjęcie pochodziło z imprezy Nike w Las Vegas, dodane przez osobistego Dj-a
gwiazdora. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, gdzie w nowym sezonie zagra
najlepszy koszykarz świata. Pozostały domysły i wróżenie z portali
społecznościowych właśnie. Wyjeżdżające ciężarówki oraz bordowe złote barwy Cavaliers w
sali Nike oraz na oficjalnej stronie internetowej Jamesa kazały twierdzić, że
gracz Miami Heat wraca do Cleveland. Tego samego zdania byli ludzie z jakiejś muffiniarni
w Ohio (!!!) Muffiniarnia miała być źródłem bardzo wiarygodnym, bo jest mocno
związana z fundacją charytatywną Jamesa.
Z drugiej strony Wielkiej Wody zdurniałem i ja, bo te wszystkie wpisy – jak się pewnie domyślacie – sam w internetowej puszczy wynalazłem. Sam nie rozumiem do końca
swojego zachowania, bo nigdy fanem Jamesa ani Miami z "Wielką Trójką" nie byłem.
Owszem, jestem w posiadaniu koszulki Dwyane’a Wade’a, ale noszę ją już od 2007
roku, na długo przed ostatnimi sukcesami Heat. Decyzję 2.0 śledziłem z
wypiekami na twarzy, tak jak z wypiekami na twarzy śledziłem Decyzję 1.0 w 2010
roku. To dziwne, ale pamiętam tamten moment doskonale, gdy wstawałem w środku
nocy tylko po to, by usłyszeć gdzie zagra James. Pamiętam jego nieco za różową
koszulę oraz krzesełko na podwyższeniu, na którym usiadł. Siedząc tak
przypominał nieco kandydata z „Randki w Ciemno”. Podczas trwającego godzinę
programu nadawanego w ogólnokrajowej telewizji oczekiwałem na wypowiedzenie
tego jednego, kluczowego zdania. Wreszcie padło: „Przenoszę swoje talenty do
South Beach”. Zaraz po tych słowach w Cleveland zaczęto publicznie palić
koszulki z nr 23 i nazwiskiem „James”, a właściciel Cavaliers publicznie
zbeształ Lebrona za jego wybór, odgrażając się, że tytuł mistrzowski prędzej
wyląduje w Ohio niż w Miami.
Cztery lata później, cztery finały i dwa pierścienie mistrzowskie później,
Lebron stanął przed Decyzją 2.0. Tym razem nie było mowy o głupkowatym
programie w TV.
James napisał list.
Esej.
Niezwykle dojrzały i wzruszający esej. Najlepszy koszykarz świata otworzył
się przed fanami po raz kolejny. Tym razem w o wiele bardziej dojrzalszy
sposób. Wydaje się, że tego typu historia, w której gwiazdor sportu pisze esej
do swoich fanów, w którym kompletnie się otwiera i rozczula czytelnika, może
powstać tylko w Ameryce.
Tytuł eseju? „Wracam do domu”. A treść? Mam dla was przetłumaczone ciekawsze fragmenty. Leci
to mniej więcej tak:
W czasach, gdy nikogo nie obchodziło, gdzie będę grał, byłem zwykłym
dzieciakiem z północno-wschodniego Ohio. Tam chodziłem. Tam biegałem. Tam
płakałem. To właśnie tam po raz pierwszy cierpiałem. Pólnocno-wschodnie Ohio
zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Tamtejsi ludzie widzieli jak dorastam.
Czasami czuję się jakbym był ich synem. Ich pasja może przytłoczyć, ale mnie
nakręca. Gdy tylko jestem w stanie, pragnę obdarzyć tych ludzi nadzieją. Gdy
tylko jestem w stanie, pragnę ich zainspirować. Mój związek z
północno-wschodnim Ohio jest ważniejszy niż koszykówka. Nie zdawałem sobie z
tego sprawy cztery lata temu, ale dziś jestem o tym przekonany.
(…) Decyzja o powrocie nie ma związku z
kształtem drużyny czy klubu, bo znaczy dla mnie więcej niż koszykówka. Moją
odpowiedzialnością jest wskazać drogę w wielu aspektach życia. Podchodzę do
tego bardzo poważnie. Tego samego mógłbym dokonać w Miami, ale uważam, że bardziej
przydam się w miejscu, z którego pochodzę. Pragnę by dzieciaki z
północno-wschodniego Ohio, w tym setki trzecioklasistów z Akron, których wspieram
dzięki mojej fundacji zdały sobie sprawę, że nie ma lepszego miejsca do
dorastania jak właśnie Ohio. Może część z nich powróci w rodzinne strony po
studiach i założy tutaj rodzinę lub własny biznes. To sprawiłoby mi
radość. Nasza społeczność, biorąc pod uwagę wiele napotykanych problemów, nie
może pozwolić sobie na zmarnowanie ludzkiego potencjału. W północno-wschodnim
Ohio nic nie jest dane. Na wszystko trzeba zapracować. Wszystko co posiadasz,
pochodzi z twojej pacy.
Jestem gotowy przyjąć wyzwanie. Wracam do domu.
Lebron wraca w rodzinne strony, bo
czuje się z nimi mocno związany. Na równi z koszykarzem spełnia się w roli
społecznika. Koszykówka nie wydaje się dla niego tutaj priorytetem, w eseju
pisze, że przed Cavaliers długa droga do tytułu.
O decyzji Lebrona piszą wszystkie
najważniejsze portale sportowe w USA, wczoraj mówili też o tym w CNN. O
powrocie Jamesa do Cavs pisze także reszta sportowego świata, w tym Polska.
Kosma Zatorski z Gazety Wyborczej, MVP Magazyn I Polskikosz.pl pozwolił sobie
na osobliwe przedstawienie Decyzji 2.0 w warunkach polskich:
Nadal nie wierzę, że Lebron wraca z Sopotu do
Wałbrzycha, nie obrażając nikogo z Wałbrzycha i okolic.
Tak, Zatorski
porównał północo-wschodnie Ohio i Akron, rodzinne miasto Jamesa, do Wałbrzycha,
a słoneczne Miami do yhm… nie mniej słonecznego Sopotu.
Porównanie nie dotyczy
jednak tylko pogody, bo
ma związek z tożsamością poszczególnych miast.
Akron leży jakieś 60
km na południe od Cleveland i Jeziora Erie. Na początku XX wieku zasłynęło
przyrostem ludności na poziomie 202%, co nie miało sobie równych w całej
Ameryce. Przyrost miasto zawdzięczało rozwojowi przemysłu. W Akron produkowano
zabawki, zapałki, sprzęt wędkarski, sprzęt rolniczy, wytwarzano gumę oraz
wyroby ceramiczne. Miasto szybko nazwaną „Światową stolicą gumy”, bo w jej
obrębie istniało mnóstwo zakładów o tym profilu produkcyjnym. Akron było ważną częścią tzw. „Pasu rdzy”
(ang. „Rust Belt”), czyli terenu USA znanego z silnie zakorzenionej produkcji
przemysłowej. W latach 70. koniunktura na produkcję gumy zaczęła jednak spadać.
Kryzys dotknął właściwie cały „Pas rdzy”, w tym miejscowość Youngstown, w której studiował Aleksander Mrozik, były koszykarz naszego Górnika. Związki zawodowe rozpoczęły strajki,
a zakłady produkcyjne rozpoczęły procesy likwidacyjne. Do dziś w mieście
działa tylko jeden wielki „gumowy” producent. Ale za to jaki - firma Goodyear,
mająca w Akron swoją główną siedzibę. Ta sam firma, od połowy lat 20.,
produkowała sterowce, które były szeroko wykorzystywane podczas II Wojny
Światowej.
W 1960 roku, w
szczytowym punkcie rozwojowym lokalnego przemysłu, Akron miało 290 tys.
mieszkańców. W 2010 roku mieszka tam już niecałe 200 tys. ludzi. Miasto staje
jednak na nogi. Od kilkunastu lat rozwija badania nad polimerami, stając się
centrum tzw. „Doliny Polimerowej”.
Z Akron w stanie
Ohio daleko do długich plaż pełnych kobiet w bikini, rozłożystych palm i ogromnych rezydencji z
basenami, którymi charakteryzuje się Miami. Na Florydzie nie brakuje
obrzydliwie bogatych emerytów, podczas gdy w Ohio ciężko pracuje się na każdego
dolara. W taki oto sposób, zachowując wszelkie proporcje, Zatorski porównał
drogi, nadmorski Sopot do gorącego Miami, a przemysłowe Akron do równie niegdyś
przemysłowego, a obecnie podnoszącego się z kolan naszego Wałbrzycha.
Wałbrzycha, niegdyś całkiem zamożnego górniczego miasta, w 1991 roku
liczące jeszcze 141 tys. mieszkańców. Dziś, szesnaście lat po zamknięciu
ostatniej kopalni, pod Chełmcem mieszka już niecałe 120 tys. ludzi. Duża w tym
„zasługa” odpływającego przemysłu, ale też wielkich problemów demograficznych
III RP.
W swoim eseju Lebron
mówi o pasji mieszkańców Ohio. Ich rozgrzanej niczym pogrzebacz pasji do
koszykówki byliśmy świadkami w 2010 roku, gdy palono koszulki Jamesa,
nazywanego wtedy zdrajcą. Ostatnio w sieci można znaleźć zdjęcie nastolatka,
który siedzi w mocno przypalonej, obdartej koszulce Lebrona z Cavaliers, która wygląda jakby dopiero co wyciągnął ją z płomieni. Wraz z powrotem syna marnotrawnego,
nad Jezioro Erie wróciła nadzieja na lepsze czasy dla miejscowej drużyny – do
tej pory skłóconej, rozdartej, chaotycznej, będącej pośmiewiskiem najlepszej
ligi świata.
Pasji nie brakuje
także w wałbrzyskich kibicach. W trakcie sezonu kibice niejednokrotnie krzyczeli
w stronę boiska co myślą o rotacji w zespole, by na czas baraży o awans do II
ligi przygotować kapitalną oprawę meczową. Każdy nowo przybyły do
biało-niebieskiego klubu wie, że na szacunek kibiców musi sobie zapracować
walką do upadłego o każdą piłkę. W Wałbrzychu nikt nie głaszcze zawodników po
głowie za znane nazwisko. Koszykarze swoją wartość muszą potwierdzić na boisku.
Okazuje się jednak, że porównania Zatorskiego to
nie jedyny element wspólny na linii Ohio – Wałbrzych.
My też przecież w ostatnim czasie byliśmy świadkami pewnej decyzji. Piotr Niedźwiedzki, po powrocie do koszykarskiego świata i pociągnięcia Górnika w stronę II ligi, także stanął przed wyborem. Musiał podjąć decyzję.
Oczywiście, wokół decyzji Piotrka nie było aż tyle histerii, ale trochę zamętu się pojawiło. W wywiadzie dla "Słowa Sportowego" Niedźwiedzki przyznał, że miał ciekawe propozycje z innych klubów. Kto wie, gdzie w nowym sezonie zagrałby nasz środkowy, gdyby nie niezwykle tajemnicza akcja sabotażowa z początku lipca. Wtedy to w internecie pojawiła się informacja o tym, że Niedźwiedzki zostaje w Górniku. W rzeczywistości nic nie było przesądzone, ale koszykarskich agentów niepotwierdzona informacja spłoszyła. W ostateczności Niedźwiedzki w przyszłym sezonie, podobnie jak Lebron, zagra w rodzinnym regionie. O swojej decyzji również napisał sam. Tak jak i w Stanach, tak i u nas w podjęciu decyzji swój udział miał portal społecznościowy:
Niedźwiedzki, podobnie do Jamesa, uderza w ton lokalno-patriotyczny. To musi się podobać kibicom, których Piotrek chyba sobie powyższymi słowami kupił.
Po powyższym poście biało-niebiescy fani mocno odetchnęli. Niedźwiedzki na naszym lokalnym, wciąż nieco prowincjonalnym podwórku znaczy przecież tyle, ile James w wielkim NBA. Odetchnął też kapitan Górnika, który dosadnie skomentował wpis Niedźwiedzkiego z dnia poprzedzającego finalną decyzję:
NBA i polska koszykówka to z reguły dwa różne światy, dwa całkowicie odmienne poziomy wtajemniczenia. Zdarzają się jednak chwile, które każą od tej reguły odstąpić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz