Szukaj na tym blogu

wtorek, 18 marca 2014

Wsłuchując się w Brada Pitta

(13-1) Górnik Wałbrzych – (8-6) WSTK Wschowa 93:64

Po długim okresie bardzo słonecznych oraz wyjątkowo ciepłych dni, przyszedł czas na niebo spowite ciemnymi chmurami oraz podrygi deszczowych kropli, które, w kolaboracji z wiatrem, zdarzało się, że mocno dawały po twarzy.

W takich warunkach przyrody przyszło kibicom wybrać się na ostatni mecz Górnika w lidze dolnośląsko-lubuskiej w tym sezonie i – miejmy taką nadzieję – ostatni na tym poziomie rozgrywek do roku 2155 (co najmniej).

Biało-Niebiescy ze Wschową grali zupełnie o nic. Pewni pierwszego miejsca w tabeli mogli spokojnie te spotkanie „odbębnić”. Z takiego założenia wyszedł zespół gości, bo do Wałbrzycha przyjechał w jedynie siedmioosobowym składzie. Przyjechał w dodatku mocno spóźniony, z powodu problemów w drodze. Byłem chyba jedyną osobą na hali, dla której 25-minutowe opóźnienie meczu było w smak. Dzięki temu mogłem spokojnie dotrzeć do hali z uczelni.

W gronie najzagorzalszych kibiców tym razem spore pustki. Okazało się, że wydarzenia tj. wyjazdowy mecz piłkarzy Górnika do Sosnowca oraz MŚ w lotach w Harrachovie skutecznie wykurzyły z miasta wielką część fanów wałbrzyskiego basketu. Z drugiej strony, w „młynie” zameldowało się kilka dawno niewidzianych (z różnych powodów) osobistości.

Rozgrzewka dobiega końca. Wśród biało-niebieskich biegających po parkiecie próżno szukać kontuzjowanego Michała Borzemskiego oraz nie będącego w składzie z bliżej mi nieznanych przyczyn Macieja Fedoruka. Obaj usiedli na krwistoczerwonych krzesełkach przeznaczonych dla rezerwowych. Na tym podobieństwa się skończyły. Borzemski, w swoim stylu, ubrany był luźno, na sportowo, głowę nakrył beżową (?) „bejsbolówką”. Jak to on, wyglądał skromnie, nieafiszująco, naturalnie. Ot, taki chłopak z przedmieścia. Gdybym „Borzema” nie rozpoznał, od razu wziąłbym go za jakiegoś przypadkowego gościa, który usiadł nie w swoim sektorze. Co innego Fedoruk. Elegancki typ intelektualisty. Sweter, okulary. Jeden z nowicjuszy w kibicowskim „młynie” wziął go za studenta matematyki lub fizyki jądrowej, maga cyfr i wszelkich zestawień statystycznych. Ot, taki koszykarski nerd. Nasz kolega, nazwijmy go M., nie miał pojęcia, że to zawodnik Górnika. Nie do końca jestem pewien, czy świadczy to źle o M., czy o boiskowej postawie „Fedora”.

Wydarzeniem dnia był powrót z koszykarskiego niebytu Piotra Niedźwiedzkiego i jego pierwszy występ przed wałbrzyską publicznością w ligowym starciu. Jak często w Trzecim Świecie polskiej koszykówki ogląda się niegdyś rywalizującego z przyszłymi graczami NBA wicemistrza świata U-17, czołowego gracza młodzieżowych mistrzostw Europy, dwukrotnego mistrza Polski juniorów, wicemistrza Polski kadetów, byłego gracza polskiej ekstraklasy? Rzadko? Bardzo rzadko?  Nie… Praktycznie wcale.

Pierwszy raz w akcji Niedźwiedzkiego widziałem dobrych kilka lat temu, gdy z WKK Wrocław przyjechał na mecz ligi juniorów z naszym Górnikiem. Piotrek zdominował mecz w hali przy pl. Teatralnym tak jak Tomasz Karolak i Piotr Adamczyk zdominowali polski przemysł filmowy, grając w niemal każdej produkcji kinowej. Potem Niedźwiedzkiego obserwowałem podczas ME U-18 we Wrocławiu, gdzie Polacy mieli sięgnąć po złoto. Skończyło się na 6. miejscu, a wychodzący w pierwszej piątce „Mydło” dał się poznać jako waleczny, dobrze zbierający, mobilny, dynamiczny, grożący rzutem dystansowym chudziutki silny skrzydłowy (jako center występował Przemek Karnowski).

W tamtym okresie, czyli w lecie 2011 roku, piszący o młodzieżowym baskecie międzynarodowy portal eurohopes.com umieścił Niedźwiedzkiego w pierwszej „20” najzdolniejszych koszykarzy Europy rocznika 1993 (w pierwszej piątce rankingu byli Karnowski oraz Mateusz Ponitka). Wrocławianie mogli czuć się dumni, gdy ich człowiek głośno zapukał do bram Europy. Tak, wrocławianie. Spiker zawodów przedstawiał Piotrka jako wychowanka WKK Wrocław. Tak, to w stolicy Dolnego Śląska Niedźwiedzki rozkwitł, niczym kwiat, na świetnego młodego koszykarza. Kwiat liczący sobie ponad 210 cm wzrostu.

Pamiętam też Niedźwiedzkiego z ekstraklasowego Śląska. W WKS-ie zobaczyłem gracza nieco bardziej masywnego, grającego mało, trochę czasem na parkiecie zagubionego, ale wciąż niezwykle perspektywicznego. Któż by wtedy przewidział, że po krótkim pobycie w Kotwicy, kariera Piotrka znajdzie się na zakręcie. Termin „problemy sercowe” u Niedźwiedzkiego miał wyjątkowy wydźwięk. Był maj 2013, gdy nasz wychowanek, w roli VIP-a, zawitał do hali przy ul. Wysockiego podczas ceremonii zamknięcia I Memoriału Stanisława Anacko. Mający już wtedy na koncie kilkumiesięczny rozbrat z basketem Niedźwiedzki zmienił się nie do poznania. Po złapaniu kilkunastu zbędnych kilogramów i przy wzroście 211 cm wyglądał na gościa, którego nie chciałbyś spotkać w ciemnej uliczce.

Gdy zaczęły pojawiać się przecieki, że Niedźwiedzki pojawia się na treningach naszego trzecioligowca, wielu nie wiedziało, co o tym myśleć. Ponowne badania dały Piotrkowi zielone światło na grę. Po raz pierwszy, półoficjalnie, Niedźwiedzki zagrał w sparingu ze Spartakusem, na który miałem okazję się wkraść. Wtedy na blogu pisałem o występie „Mydła” tak:

Trener Chlebda obchodził się z nim bardzo ostrożnie. Niedźwiedzki pojawiał się na boisku trzykrotnie, w krótkich, trzyminutowych wstawkach. W tym okresie zaliczył airball zza linii za trzy oraz nie trafił spod kosza i półdystansu. Z drugiej strony, powalczył na „desce” i stawiał nieprawdopodobne na trzecioligowym poziomie rozgrywek zasłony, a rywale odbijali się od niego jak od ściany. Przy pierwszej mocnej zasłonie cała ławka Spartakusa jęknęła z przerażenia, wyrażając w ten sposób swój podziw dla naszego gracza (wypożyczonego z WKK). Tyle, jeśli chodzi o jego krótki performance. Tak naprawdę, nie ma żadnego znaczenia jak Niedźwiedzki się zaprezentował. Liczy się to, że w ogóle do koszykówki powrócił. 

W krótkim, około 10-minutowym występie, nasz podkoszowy zdobył w tym sparingu 1 pkt z linii rzutów wolnych, spudłował wszystkie pięć rzutów z gry, zaliczył dwie zbiórki. Było to 7 lutego.

Następnym występem Niedźwiedzkiego był kolejny sparing, tym razem z Maximusem Kąty Wrocławskie. Tym razem nasza wieża włączyła się w ataku, zdobywając 14 punktów. Później przyszedł mecz charytatywny „Gramy dla Bartka”, gdy to wałbrzyski wicemistrz świata trafił w przerwie z połowy i tym samym stał się pierwszym osobnikiem, zgarniającym czek na 1000 zł w konkursie „Rzuty w Transie” (czek od razu przekazany mamie chorego na nowotwór Bartka). Później nadszedł czas na występ Piotrka w meczu ligowym. W Lubinie „Mydło” zdobył 8 pkt, choć grał krótko. Było to 8 marca.

Wreszcie, 15 marca, Niedźwiedzki zaprezentował się wałbrzyskiej publiczności w meczu ze Wschową. To, co działo się później, przeszło najśmielsze oczekiwania kibiców. Progres w grze Piotrka okazał się mieć jeszcze szybsze tempo, niż te znane z przemian na Krymie po referendum. Biało-Niebieski środkowy zostawił kilka kilogramów w szatni, a na boisku zaprezentował już całkiem przyzwoitą, jak na ten poziom rozgrywek, dynamikę. Niedźwiedzki kończył akcje spod obręczy, po wcześniejszym dobrym ustawieniu, ale też po kilku sprawnych manewrach. Raz wykończył podanie power dunkiem, po którym konstrukcja kosza zadrżała z przerażenia, a trener Chlebda z uśmiechem na twarzy obrócił się w stronę rozentuzjazmowanych kibiców.

15 marca, w pochmurny sobotni wieczór, Piotr Niedźwiedzki wyznaczył nowe standardy gry pod koszem w III lidze. Standardy, którym w Polsce na tym folklorystycznym poziomie rozgrywek sprostać będzie trudno. I choć naszemu środkowemu jeszcze daleko do dawnej dyspozycji, to postęp, jaki poczynił w ostatnim miesiącu robi wrażenie.

Jeszcze większe wrażenie robi to, ile nadziei Piotrek wlał do kibicowskiego baku. Przed meczem ze Wschową, poziom nadziei na lepsze jutro oscylował w granicach rezerwy. Kolejne udane zagrania Niedźwiedzkiego, jego 30 zdobytych punktów, pomimo tego, że wrzucił, wydaje się, co najwyżej swój trzeci bieg, wypaliły u fanów spore pokłady sceptycyzmu przed barażami. Górnik z Piotrkiem w składzie miał być niczym nowe wałbrzyskie wiaty przystankowe, które są solidniejsze, ale wciąż przypominają w zamyśle swoje poprzedniczki, wciąż mają te same niedociągnięcia. Okazuje się, że Piotr Niedźwiedzki, w wersji 2.0 do tej z pierwszego sparingu ze Spartakusem, może stać się decydującym elementem w walce o wymarzoną II ligę.

Jak pewnie już zauważyliście, nasz wicemistrz świata zdominował ten wpis, zresztą w podobny sposób, w jaki zdominował parkiet w sobotę. Po spotkaniu ze Wschową, wszyscy mówią o Niedźwiedzkim. Jeszcze w trakcie spotkania, podczas rozdawania pudełeczek tik-taków z wizerunkami koszykarzy Górnika, dzieciaki pytały mnie, czy mogą dostać pudełeczko z Niedźwiedzkim. Jeszcze podczas meczu, T., wierny kibic Górnika, nie mógł pohamować swoich zachwytów nad grą „Mydła”, raz po raz rzucając w jego kierunku hasło „MVP!”

Niedźwiedzki tak bardzo zdominował mecz z WSTK, że dopiero teraz wspominam o czterech trójkach i w sumie 14 punktach 17-letniego Macieja Krzymińskiego.

Niedźwiedzki tak bardzo zdominował mecz z WSTK, że dopiero teraz wspominam o spektakularnym wsadzie Bartłomieja Ratajczaka, który po podaniu lobem od Mateusza Myślaka wykonał najlepszą akcję sezonu. Ba, najlepszą akcję od kilku górniczych sezonów.

Zrobiło się niezwykle pochwalnie i ekscytująco, prawda?

Czas ostudzić głowy.

Tak, Górnik wygrał III ligę dolnośląsko-lubuską.

Nie, Górnik jeszcze nie jest w II lidze.

Najtrudniejsze zadanie dopiero przed biało-niebieskimi.

W filmie Moneyball, Brad Pitt wcielił się w postać Billy’ego Beana, dyrektora generalnego baseballowego Oakland Athletics, którego ukłon w stronę rozbudowanych statystyk zawodników zmienił na zawsze zawodowy sport. W jednej ze scen, podekscytowany asystent Billy'ego mówi:

Billy, właśnie wygraliśmy 20 meczów z rzędu 

Beane (Brad Pitt) odpowiada spokojnym głosem:

I co z tego?

Baseballowy zespół Billy'ego Beana (Brada Pitta) ustanowił rekord ligi, wygrywając kolejne 20 meczów. Dla Billy'ego (Brada), nie miało to jednak znaczenia, bo najważniejsze było to ostatnie zwycięstwo, w ostatnim meczu World Series, dające tytuł mistrzowski.

Górnik wygrał 13 z 14 meczów. Właśnie przestało to mieć znaczenie, bo do baraży wałbrzyszanie przystępują z czystym kontem. Każdy kolejny mecz będzie miał znaczenie, a radość może przyjść jedynie po wygraniu tego ostatniego starcia. Billy'emu dojechać do mistrzostwa się nie udało. Czy do własnego mistrzostwa, czyli awansu do II ligi, uda się dotrzeć Górnikowi? 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz