Gdy staram się sięgnąć
pamięcią do czasów dzieciństwa i przypomnieć sobie powiedzonka mojego taty,
które po dziś dzień siedzą mi głowie, od razu myślę o: „Ucz się ucz, bo nauka
to potęgi klucz”. Strasznie wyświechtane i niezwykle banalne powiedzenie, pomyślicie, ale to
właśnie może dzięki niemu nigdy nie miałem większych problemów w szkole i za
swoją największą wpadkę uważam zdobycie 0,5 punktu z kartkówki z matematyki w
gimnazjum (na 16 możliwych do zdobycia).
Zdaję sobie jednak
sprawę, że nie każdy miał ojca, który do znudzenia lubił rzucać tego typu
hasła. Podczas ostatniego meczu Górnika z Siechnicami kibice skandowali „Gdzie
jest Kurzepa?”, domagając się wpisania do protokołu meczowego najzdolniejszego
juniora biało-niebieskich, od początku sezonu przegrywającego rywalizację o miejsce
w składzie z weteranem Mariuszem Karwikiem, a ostatnio nawet z rzecznikiem
wałbrzyskiej straży pożarnej, Pawłem Kalińskim.
Nieobecność Szymona Kurzepy
w składzie seniorów tłumaczona jest jego niedociągnięciami w sferze
edukacyjnej. Nasz niepokorny zawodnik zalicza na tym polu wpadki, co blokuje mu
podobno miejsce w III lidze, ale w lidze juniorów szkolny performance nie
odgrywa już żadnej roli, bo Szymon gra w każdym meczu.
Oderwijmy się na moment
od naszego regionu. Jak wygląda sprawa edukacji koszykarzy za Oceanem?
Przeczytajcie:
Początkowo uważałem, że
Daequan, nasz pierwszy rezerwowy ze śr. 10 pkt/mecz, zwariował opuszczając tak
wcześnie uczelnię (po pierwszym roku – przyp.) Zmieniłem zdanie, gdy w jego
pokoju w akademiku znalazłem pięciostronicowe wypracowanie ocenione na 0%. Na
samej górze tylniej strony profesor napisał: „To oczywiste, że nie przeczytał Pan
tej książki i przez to nie miał Pan pojęcia co trzeba zrobić w wypracowaniu.
Pańskie zadanie zostało w całości wykonane nie na temat i nie ma żadnego związku z
zajęciami. Proszę odwiedzić mnie w moim gabinecie jeszcze w tym tygodniu”.
Wciąż nie mogę uwierzyć,
że profesor nie wykorzystał tej świetnej okazji i powstrzymał się od cytatu z
filmu „Billy Madison”: „To, co tutaj wypisałeś to zbiór najbardziej
idiotycznych wypocin, jakie w życiu czytałem. W tym całym bełkocie i
niespójności wypowiedzi nie byłeś nawet blisko czegokolwiek, co można by
podpiąć pod termin „racjonalna myśl”. Każdy, kto miał okazję to czytać w naszym
instytucie, czuje się teraz głupszy. Wystawiam ci całe 0% i niech Bóg zlituje
się nad twoją duszą”. (…) Usiłuję powiedzieć, że Daequan nie bardzo nadawał
się do studiowania na wyższej uczelni i jego szybkie przejście na rynek pracy
było prawdopodobnie dobrym pomysłem.
Ten długi cytat pochodzi
z kapitalnej książki Marka Titusa „Don’t Put Me In, Coach", którą mam przyjemność teraz czytać. Tytuł jeszcze nie
został przetłumaczony na język polski (i się chyba na to nie zanosi, bo rynek zbytu
w RP na tytuły związane z amerykańską koszykówką akademicką jest zbyt mały),
ale pozwoliłem sobie na chałupnicze tłumaczenie ciekawego fragmentu,
traktującego o nauce. Opowiadającym jest oczywiście Titus, przyspawany przez
cztery lata do ławki rezerwowych gracz świetnego uniwerku Ohio State, gdzie
razem z nim występowali Greg Oden, Mike Conley, Evan Turner i …. wspomniany w
tym fragmencie Daequan Cook.
Po roku na uczelni Ohio
State, Cook zgłosił się w 2007 roku do draftu NBA, gdzie w pierwszej rundzie wybrali
go Philadelphia 76ers, szybko oddając prawa do Miami Heat. W 2009 roku Cook wygrał
konkurs rzutów za trzy podczas Meczu Gwiazd, a w 2012 roku był zmiennikiem w
Oklahoma City Thunder, z którymi dotarł do finałów NBA. Tyle, jeśli chodzi o
jego sukcesy. Ostatnio występował w Eurolidze i Eurocup, w ukraińskim
Budyvielniku Kijów, gdzie po trzech miesiącach, czyli w połowie stycznia tego
roku, podziękowano mu za usługi. Obecnie szuka klubu. W NBA Cook zagrał w 374
meczach, notując śr. 6.4 pkt i 36% skuteczności za 3 w sezonie regularnym i 3.0
pkt i 32% za 3 w playoffs. Gwiazdą nie został (nie zapowiadał się na nią), ale
nie można raczej stwierdzić, że jego kariera to pasmo niepowodzeń. I to
wszystko pomimo tego, że nie był „orłem” w szkole, choć porównywanie go z „orłem”
to w tym przypadku duże nadużycie, bo raczej rzadko się zdarza zebrać 0% (czy
tam 0 pkt) z wypracowania (mój najgorszy wynik to wspomniane 0,5 pkt z
przeklętej matmy).
Tak to się robi w
Ameryce.
Wsiądźmy teraz do komfortowego samolotu niemieckich linii Lufthansa i
powróćmy po przesiadce w Niemczech do Rzeczpospolitej. Polskiego Daequana Cooka daleko szukać nie trzeba. Jeszcze cięższe przeboje
na swojej wyjątkowo krętej edukacyjnej drodze miał Bartłomiej Ratajczak, który
na ewentualny przydomek „orzeł” pracował bynajmniej nie w szkolnej ławie, ale
na koszykarskich parkietach. Pal licho "Rataja".
Jest jeszcze ktoś:
Nie zdałem w pierwszej
klasie liceum i chyba to się nadal za mną ciągnie. Wszyscy dookoła namawiali
mnie aby skupić się na grze w koszykówkę. O ile się nie mylę grałem już wtedy w
drużynie seniorów, we wszystkich juniorach, juniorach starszych i tyle ile meczów
było w tygodniu, tyle dni opuszczonych na lekcjach. Nauczyciele szybko pokazali
mi gdzie jest moje miejsce. Od tamtej pory tak się wstydziłem, że nie potrafiłem
rodzicom spojrzeć w oczy. I wtedy mi powiedzieli: „Widzisz, tylu ludzi chciało
byś grał w koszykówkę, a ilu Ci pomogło w tak trudnym momencie?”. Potem jednak
zrobiłem dwa kierunki, dwa fakultety i jestem magistrem. Wstyd zadziałał na
mnie mobilizująco.
To słowa niejakiego Rafała
Glapińskiego (całość tutaj). RAFAŁA GLAPIŃSKIEGO. Tego samego, który stanowi o
jakości trzecioligowego Górnika, a w przeszłości z powodzeniem (i w różnych
barwach) zaliczył wszystkie pozostałe ligowe szczeble w polskiej koszykówce. „Glapa”
miał swoje problemy w szkole, podobnie jak Kurzepa zaliczył „zimowanie” w
liceum. Rafał szybko jednak się „ogarnął” i tego samego (oraz podobnej kariery
zawodowej) trzeba życzyć Szymonowi. Wierzę, że Kurzepa dostanie swoją szansę jeszcze w tym sezonie, tak jak przed ponad dekadą zaufano "Glapie", choć w grę nie wchodziła przaśna III liga, a poważne rozgrywki na zapleczu ekstraklasy.
Nie każdy koszykarz radzi sobie w szkole. Nie każdy może stać się drugim Hubertem Radke z Rosy Radom, który robi doktorat. Tak to już jest. Problemy mieli i Cook, i Ratajczak, i Glapiński. Wszyscy jednak otrzymali swoją szansę w dorosłym baskecie.
Jak będzie z Szymonem Kurzepą?
Kurzepa nie otrzyma szansy tak jak kiedys Wieczorek dlaczego bo on ich nie lubi mam na mysli trenera Chlebde.A jezeli chodzi o nauke i sport to gdyby nauka byla na pierwszym miejscu to Niedzwiedzki skonczyl by kariere na etapie kadeta
OdpowiedzUsuńSuper motywujące dla potencjalnych adeptów koszykówki. Gratuluję autorowi pomysłowości, jak utwierdzić młodych ludzi, że nauka wcale nie musi iść w parze z uprawianiem sportu. Zastanawia mnie tylko jedno, co będzie dalej, gdy zawodnik zakończy karierę albo zdrowie nie pozwoli mu robić to co kocha? Wtedy się obudzi? Wtedy doceni, że warto było się kształcić i słuchać tych, którzy chcieli dla niego dobrze? Nasuwa mi się jedno " Mądry Polak po szkodzie".
OdpowiedzUsuń