Szukaj na tym blogu

środa, 29 stycznia 2014

Ucz się, ucz, bo nauka to potęgi klucz


Gdy staram się sięgnąć pamięcią do czasów dzieciństwa i przypomnieć sobie powiedzonka mojego taty, które po dziś dzień siedzą mi głowie, od razu myślę o: „Ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz”. Strasznie wyświechtane i niezwykle banalne powiedzenie, pomyślicie, ale to właśnie może dzięki niemu nigdy nie miałem większych problemów w szkole i za swoją największą wpadkę uważam zdobycie 0,5 punktu z kartkówki z matematyki w gimnazjum (na 16 możliwych do zdobycia). 

Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy miał ojca, który do znudzenia lubił rzucać tego typu hasła. Podczas ostatniego meczu Górnika z Siechnicami kibice skandowali „Gdzie jest Kurzepa?”, domagając się wpisania do protokołu meczowego najzdolniejszego juniora biało-niebieskich, od początku sezonu przegrywającego rywalizację o miejsce w składzie z weteranem Mariuszem Karwikiem, a ostatnio nawet z rzecznikiem wałbrzyskiej straży pożarnej, Pawłem Kalińskim.

Nieobecność Szymona Kurzepy w składzie seniorów tłumaczona jest jego niedociągnięciami w sferze edukacyjnej. Nasz niepokorny zawodnik zalicza na tym polu wpadki, co blokuje mu podobno miejsce w III lidze, ale w lidze juniorów szkolny performance nie odgrywa już żadnej roli, bo Szymon gra w każdym meczu.

Oderwijmy się na moment od naszego regionu. Jak wygląda sprawa edukacji koszykarzy za Oceanem?

Przeczytajcie:

Początkowo uważałem, że Daequan, nasz pierwszy rezerwowy ze śr. 10 pkt/mecz, zwariował opuszczając tak wcześnie uczelnię (po pierwszym roku – przyp.) Zmieniłem zdanie, gdy w jego pokoju w akademiku znalazłem pięciostronicowe wypracowanie ocenione na 0%. Na samej górze tylniej strony profesor napisał: „To oczywiste, że nie przeczytał Pan tej książki i przez to nie miał Pan pojęcia co trzeba zrobić w wypracowaniu. Pańskie zadanie zostało w całości wykonane nie na temat i nie ma żadnego związku z zajęciami. Proszę odwiedzić mnie w moim gabinecie jeszcze w tym tygodniu”.



Wciąż nie mogę uwierzyć, że profesor nie wykorzystał tej świetnej okazji i powstrzymał się od cytatu z filmu „Billy Madison”: „To, co tutaj wypisałeś to zbiór najbardziej idiotycznych wypocin, jakie w życiu czytałem. W tym całym bełkocie i niespójności wypowiedzi nie byłeś nawet blisko czegokolwiek, co można by podpiąć pod termin „racjonalna myśl”. Każdy, kto miał okazję to czytać w naszym instytucie, czuje się teraz głupszy. Wystawiam ci całe 0% i niech Bóg zlituje się nad twoją duszą”. (…) Usiłuję powiedzieć, że Daequan nie bardzo nadawał się do studiowania na wyższej uczelni i jego szybkie przejście na rynek pracy było prawdopodobnie dobrym pomysłem.

Ten długi cytat pochodzi z kapitalnej książki Marka Titusa „Don’t Put Me In, Coach", którą mam przyjemność teraz czytać. Tytuł jeszcze nie został przetłumaczony na język polski (i się chyba na to nie zanosi, bo rynek zbytu w RP na tytuły związane z amerykańską koszykówką akademicką jest zbyt mały), ale pozwoliłem sobie na chałupnicze tłumaczenie ciekawego fragmentu, traktującego o nauce. Opowiadającym jest oczywiście Titus, przyspawany przez cztery lata do ławki rezerwowych gracz świetnego uniwerku Ohio State, gdzie razem z nim występowali Greg Oden, Mike Conley, Evan Turner i …. wspomniany w tym fragmencie Daequan Cook.

Po roku na uczelni Ohio State, Cook zgłosił się w 2007 roku do draftu NBA, gdzie w pierwszej rundzie wybrali go Philadelphia 76ers, szybko oddając prawa do Miami Heat. W 2009 roku Cook wygrał konkurs rzutów za trzy podczas Meczu Gwiazd, a w 2012 roku był zmiennikiem w Oklahoma City Thunder, z którymi dotarł do finałów NBA. Tyle, jeśli chodzi o jego sukcesy. Ostatnio występował w Eurolidze i Eurocup, w ukraińskim Budyvielniku Kijów, gdzie po trzech miesiącach, czyli w połowie stycznia tego roku, podziękowano mu za usługi. Obecnie szuka klubu. W NBA Cook zagrał w 374 meczach, notując śr. 6.4 pkt i 36% skuteczności za 3 w sezonie regularnym i 3.0 pkt i 32% za 3 w playoffs. Gwiazdą nie został (nie zapowiadał się na nią), ale nie można raczej stwierdzić, że jego kariera to pasmo niepowodzeń. I to wszystko pomimo tego, że nie był „orłem” w szkole, choć porównywanie go z „orłem” to w tym przypadku duże nadużycie, bo raczej rzadko się zdarza zebrać 0% (czy tam 0 pkt) z wypracowania (mój najgorszy wynik to wspomniane 0,5 pkt z przeklętej matmy).

Tak to się robi w Ameryce.

Wsiądźmy teraz do komfortowego samolotu niemieckich linii Lufthansa i powróćmy po przesiadce w Niemczech do Rzeczpospolitej. Polskiego Daequana Cooka daleko szukać nie trzeba. Jeszcze cięższe przeboje na swojej wyjątkowo krętej edukacyjnej drodze miał Bartłomiej Ratajczak, który na ewentualny przydomek „orzeł” pracował bynajmniej nie w szkolnej ławie, ale na koszykarskich parkietach. Pal licho "Rataja". 

Jest jeszcze ktoś:

Nie zdałem w pierwszej klasie liceum i chyba to się nadal za mną ciągnie. Wszyscy dookoła namawiali mnie aby skupić się na grze w koszykówkę. O ile się nie mylę grałem już wtedy w drużynie seniorów, we wszystkich juniorach, juniorach starszych i tyle ile meczów było w tygodniu, tyle dni opuszczonych na lekcjach. Nauczyciele szybko pokazali mi gdzie jest moje miejsce. Od tamtej pory tak się wstydziłem, że nie potrafiłem rodzicom spojrzeć w oczy. I wtedy mi powiedzieli: „Widzisz, tylu ludzi chciało byś grał w koszykówkę, a ilu Ci pomogło w tak trudnym momencie?”. Potem jednak zrobiłem dwa kierunki, dwa fakultety i jestem magistrem. Wstyd zadziałał na mnie mobilizująco.    

To słowa niejakiego Rafała Glapińskiego (całość tutaj). RAFAŁA GLAPIŃSKIEGO. Tego samego, który stanowi o jakości trzecioligowego Górnika, a w przeszłości z powodzeniem (i w różnych barwach) zaliczył wszystkie pozostałe ligowe szczeble w polskiej koszykówce. „Glapa” miał swoje problemy w szkole, podobnie jak Kurzepa zaliczył „zimowanie” w liceum. Rafał szybko jednak się „ogarnął” i tego samego (oraz podobnej kariery zawodowej) trzeba życzyć Szymonowi. Wierzę, że Kurzepa dostanie swoją szansę jeszcze w tym sezonie, tak jak przed ponad dekadą zaufano "Glapie", choć w grę nie wchodziła przaśna III liga, a poważne rozgrywki na zapleczu ekstraklasy.

Nie każdy koszykarz radzi sobie w szkole. Nie każdy może stać się drugim Hubertem Radke z Rosy Radom, który robi doktorat. Tak to już jest. Problemy mieli i Cook, i Ratajczak, i Glapiński. Wszyscy jednak otrzymali swoją szansę w dorosłym baskecie. 

Jak będzie z Szymonem Kurzepą?

2 komentarze:

  1. Kurzepa nie otrzyma szansy tak jak kiedys Wieczorek dlaczego bo on ich nie lubi mam na mysli trenera Chlebde.A jezeli chodzi o nauke i sport to gdyby nauka byla na pierwszym miejscu to Niedzwiedzki skonczyl by kariere na etapie kadeta

    OdpowiedzUsuń
  2. Super motywujące dla potencjalnych adeptów koszykówki. Gratuluję autorowi pomysłowości, jak utwierdzić młodych ludzi, że nauka wcale nie musi iść w parze z uprawianiem sportu. Zastanawia mnie tylko jedno, co będzie dalej, gdy zawodnik zakończy karierę albo zdrowie nie pozwoli mu robić to co kocha? Wtedy się obudzi? Wtedy doceni, że warto było się kształcić i słuchać tych, którzy chcieli dla niego dobrze? Nasuwa mi się jedno " Mądry Polak po szkodzie".

    OdpowiedzUsuń