Z pieśnią na ustach, zmierzaliśmy wąską uliczką na parking do naszego
minibusa, dźwięk samochodowego klaksonu zaburzył nasze śpiewy. Białe kombi na
wrocławskich blachach zatrzymało się koło nas. Siedzący za kierownicą starszy
pan opuścił szybę i powiedział: „Wygracie tą ligę na pewno. Nie jestem od was,
ale wam kibicuję, w końcu jesteśmy z tego samego regionu. Powodzenia w barażach!”
Blog „Górnicy”, 11.11.2013
To zadziwiające, ale już po pięciu kolejkach starszy pan z kombi oczyma
wyobraźni widział biało-niebieskich w barażach o awans do II ligi. Było to po
wygranej Górnika w Siechnicach 102:84. Lwia część wałbrzyskich entuzjastów koszykówki
potrzebowała dwóch kolejnych miesięcy by przyznać temu tajemniczemu facetowi
rację.
KKS Siechnice, skromnego klubiku z najlepszym strzelcem ligi, 23-letnim Damianem
Oswaldem, nie wolno lekceważyć. Przekonałem się o tym podczas obserwacji naszych
w starciu w podwrocławskiej mieścinie. Niech was nie zmyli końcowy wynik - Górnicy
zaczynali czwartą kwartę z jedynie pięcioma punktami przewagi. Teraz było
zresztą podobnie – chwila rozluźnienia w drugiej kwarcie przyniosła serię
punktową gości i trzy celne rzuty dystansowe Oswalda, przybliżające KKS do
remisu.
Na całe szczęście to nasi lepiej atakowali „deskę” i stosowali bardzo
ciekawe wstawki wysokiej obrony na całym boisku i od linii środkowej (Rick
Pitino byłby dumny). Te wysokie podwajania (i potrajania) przynosiły
przechwyty, kontry i punkty. Nie wiem czy jest to związane z niezbyt przekonywującą
jakością gry sobotniego rywala, czy może po prostu z progresem w organizacji
gry wałbrzyszan, ale Górnik wyraźnie poprawił komunikację. Jest mniej strat,
więcej zespołowych akcji, a i piłka sprawnie krążyła po obwodzie, niczym zawodowa groupie koszykarzy NBA po hotelowym korytarzu..
W drodze powrotnej do domu, w głowach koszykarzy z Siechnic (a raczej z
Wrocławia, nie oszukujmy się) zapewne kołatały różne myśli:
- Przegraliśmy z liderem. Nie ma się czego wstydzić, tym bardziej, że przyjechaliśmy bez trenera.
- Fajna ta hala w Wałbrzychu (Oswald: „Noo…Tylko obręcze jakieś takie sztywne”)
- Tyle śniegu to ostatnio widzieliśmy rok temu. Było to… też chyba w Wałbrzychu.
Szkoda jedynie, że ostatni mecz naszych koszykarzy przed 1,5 miesięczną
przerwą przyciągnął niewielu kibiców. Niska temperatura za oknem kazała
widocznie pozostać w domu. Kibice uznali, że ciepło domowego ogniska rozgrzewa
lepiej niż boiskowa postawa Górników. Jak to powiedział Silvio z Klubu Kibica,
facet od photoshopa miałby sporo roboty by zapełnić trybuny Aqua-Zdroju.
Swoje słabsze momenty mieli też ci, którzy pomimo sopli pod dachami i lodem
pod stopami, dotarli do hali. Nie wiem czy pamiętacie, ale w przeszłości
koszykarze Górnika cierpieli na tzw. „syndrom trzeciej kwarty”, gdy to po
dobrej pierwszej połowie notowali fatalne przestoje w trzeciej części meczu. Było
to ponad dekadę temu, w czasach gdy Rafał Glapiński stylizował się na Allena
Iversona, trenerem był obecny komentator Polsatu Sport News, Grzegorz
Chodkiewicz, a najlepszym skrzydłowym zespołu był Litwin o imieniu Tadas. W
dzisiejszym trzecioligowym ciemnogrodzie syndrom zmutował się i przeniósł na
trybuny. To właśnie w trzeciej kwarcie górniczy „młyn” od kilku meczy świeci pustkami.
Jeżeli jesteście przesądni i wierzycie w horoskopy, układ gwiazd i tego typu niestworzone
rzeczy, wińcie syndrom. Jeżeli za to twardo stąpacie po ziemi, obwiniajcie barek
z alkoholem w hotelowej restauracji obok hali.
GÓRNICY W AKCJI:
#13 Borzemski – w miejsce kontuzjowanego Mateusza Myślaka wychodzi w
pierwszej piątce. Pudłował z dystansu i półdystansu. Przy każdej próbie piłka
ocierała się lekko o obręcz, tak jakby „Borzem” rzucał nieco za lekko. Z racji
służbowych obowiązków, przywykł do koszy osirowskich.
#6 Fedoruk – w drugiej połowie wyszedł w eksperymentalnej piątce razem z
Maryniakiem, Krzymińskim, Ratajczakiem i Glapińskim. Wiek tej piątki graczy: 21, 21, 17, 23, 32 – tak młodego zestawienia w
biało-niebieskich trykotach nie widzieliśmy od pamiętnego sezonu 2011/12 i
występów Młodych Wilków Chlebdy w
pierwszym sezonie w III lidze. „Fedor” niczym nie zachwycił, raz kompletnie
zaspał w ataku, gdy zamiast walczyć o zbiórkę, wrócił do obrony, zakładając, że
ma miejsce zagranie z linii bocznej. Nie wiem ile w tym jego „zasługi”, ale był
członkiem tej piątki, która dała Siechnicom podgonić wynik i zniwelować stratę na
26:22.
#18 Glapiński – „Bez niego wszyscy byśmy zginęli”. To słowa T. z Klubu
Kibica po kolejnej dobrej akcji „Glapy”. Ok, Glapiński był ponownie najlepszym
strzelcem zespołu, ale w jego grze bynajmniej nie chodzi o punkty, a o decyzyjność,
ustawianie zagrywek i kreowanie kolegów. Lider biało-niebieskich, jednoosobowy
filar podtrzymujący dość kruchą górniczą konstrukcję przed trudnymi czasami
barażowych wichur i huraganów.
#19 Iwański – na trybunach niektórzy kpili z jego mocno przylegającego do
ciała kostiumu z długim rękawem (ktoś tam powiedział, że „Iwan” prawdopodobnie wstydził
się udostępniać swój tatuaż). Okazuje się, że w folklorystycznej III lidze
pozwalają pod koszulką mieć dosłownie wszystko. Nikt by chyba nie zauważył,
gdyby następnym razem „Iwan” wyszedł na parkiet w bluzie, kurtce lub prochowcu.
Pomijając stylizacje naszego pierwszego środkowego, początek meczu w jego wykonaniu
był mało zachwycający, bo zaczął się od dwóch pudeł spod kosza i bólu oka,
który znokautował jego duch walki. Później Iwański robił co do niego należy,
czyli wychodził na pozycję i czekał na podanie pod dziurę, które zamieniał na
punkty.
#9 Józefowicz – koszmarnie wszedł w mecz, pudłując pierwsze pięć rzutów, co
prędko zliczyli jego najzagorzalsi fani
z trybun. Jakoś tak w drugiej kwarcie odnalazł swój rzut dystansowy, kończąc
mecz z czteroma „trójkami”. „Reguła Józefowicza” mówiąca, że na Aqua-Zdroju da
się seryjnie trafiać za trzy działa! W rzutach zza linii 6,75 m wygrał
bezpośredni pojedynek z Damianem Oswaldem z Siechnic w stosunku 4:3.
#14 Karwik – dość krótki występ, oparty bardziej na wyprostowaniu kości niż
próbie prostowania wyniku.
#5 Kaliński – jeszcze rok temu był w zarządzie klubu, ostatnio postanowił reaktywować
swoją karierę w III lidze. Z zawodu: strażak, z metryki: niespełna 38-latek.
Troszkę z nie swojej winy stał się przykładem wałbrzyskiego modelu wprowadzania
zdolnych juniorów do pierwszej drużyny.
#17 Krzymiński – najdłuższy występ w sezonie. Raz wbił się w „pomalowane”,
prosto w gąszcz rąk rywali, co nie skończyło się dobrze. Innym razem udanie wykończył akcję w szybkim ataku. W kolejnym zagraniu nie zdążył w kontrze do
podania „z głębi pola”. Wielu twierdzi, że stało się tak z powodu tej jego czupryny, która stawia zbyt duży opór powietrzu. Cóż, nieważne ile byś trenował,
praw fizyki nie oszukasz.
#10 Maryniak – sporo boiskowych minut ubranych we wpadki (patrz niżej) i
przebłyski. W jego przypadku, co by nie napisać, wszystkim zgromadzonym w
pamięci pozostaną upokarzające go pompki, które wykonywał na polecenie trenera
w trakcie meczu.
#8 Narnicki – ulubieniec najzagorzalszych kibiców spotkał się z potępieniem
trenera po spudłowaniu prostego lay-upa, który kosztował go powrót na ławkę. Nieco
później, w duecie z „Maryną”, nie trafiali w jednej akcji sam na sam z koszem. Chwilę
później ”Chudy” ratował twarz nurkowaniem po piłkę pod krzesełka ławki gości.
Tyle jeśli chodzi o jego niedociągnięcia. Narnicki dobrze podwajał w obronie na
całym boisku, skutecznie kończył akcje po szybkim przejściu do ataku i nawet
trafił za trzy.
#20 Olszewski – w zastępstwie nieobecnego Stochmiałka wyszedł w pierwszej piątce.
Chyba za bardzo wziął do siebie swój nowy pseudonim „Garbajosa” bo zdarzało mu
się powygłupiać i rzucać do kosza z poza „pomalowanego”.
#11 Ratajczak – gorzej nie mógł wejść w mecz, bo nie złapał trzech
pierwszych podań i spudłował kilka rzutów. Szukał rehabilitacji w oczach
kibiców, trenerów i kolegów, gdy podjął próbę wykończenia alley-oopa. Ostatecznie
z najlepszej górniczej akcji od co najmniej trzech sezonów nic nie wyszło. Choć
w ataku Ratajczak jest wciąż pokryty rdzą, to w obronie robi niezłą robotę.
Jego skoczność bardzo przydaje się przy zbiórkach na zarówno atakowanej jak i
bronionej tablicy.
#XXX Kurzepa? - nasz najzdolniejszy junior (choć nie najpokorniejszy) jest wciąż poza składem, co zaowocowało ułożoną w formie pytania chóralną przyśpiewką ze strony kibiców. Szymon jest zgłoszony do rozgrywek i od trzecioligowego składu oddzielają go jedynie pewne drobnostki (niepotrzebne skreślić):
- oceny w szkole (hmm... serio?)
- poprawa relacji na szczeblu wewnątrzklubowym
- 37-letni Kaliński
- 36-letni Karwik
- niepisana reguła jednego juniora w składzie (patrz: Maciek Krzymiński)
- hierarchia w zespole juniorów (przed Kurzepą wydaje się, że wciąż wieksze szanse ma inny zdolny junior, Damian Durski, który zresztą siedział już na ławce podczas meczu z WKK II we Wrocławiu)
- jednoczesna grypa żołądkowa wszystkich podkoszowych Górnika (odpukać)
- gigantyczna asteroida uderzająca w ziemię i pozbawiająca życia 80% ludzkości
Z bilansem Górnika jest trochę jak z moją nową, zimową czapką. Czapka
wymykała mi się z kieszeni bądź rękawa kurtki już parokrotnie, ale zawsze
(czasem przy pomocy życzliwych osób) znajdywała drogę powrotną na moją głowę.
Podobnie jest z wygranymi biało-niebieskich, które kilka razy w tym sezonie o
mało się naszym nie wymknęły, gdyby nie ktoś „życzliwy”, a raczej sportowo
nadprogramowy (pozdrowienia dla „Glapy”). Tym razem nasi wygrali pewnie, co w tym sezonie zbyt często się nie zdarzało.
W marcu (końcówka sezonu w regionie) i kwietniu (baraże) ciąg dalszy emocji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz