Szukaj na tym blogu

niedziela, 26 stycznia 2014

Trochę werwy przed długim okresem przerwy


(11-1) Górnik Wałbrzych - (2-10) KKS Siechnice 83:53 

Z pieśnią na ustach, zmierzaliśmy wąską uliczką na parking do naszego minibusa, dźwięk samochodowego klaksonu zaburzył nasze śpiewy. Białe kombi na wrocławskich blachach zatrzymało się koło nas. Siedzący za kierownicą starszy pan opuścił szybę i powiedział: „Wygracie tą ligę na pewno. Nie jestem od was, ale wam kibicuję, w końcu jesteśmy z tego samego regionu. Powodzenia w barażach!”

Blog „Górnicy”, 11.11.2013

To zadziwiające, ale już po pięciu kolejkach starszy pan z kombi oczyma wyobraźni widział biało-niebieskich w barażach o awans do II ligi. Było to po wygranej Górnika w Siechnicach 102:84. Lwia część wałbrzyskich entuzjastów koszykówki potrzebowała dwóch kolejnych miesięcy by przyznać temu tajemniczemu facetowi rację. 

KKS Siechnice, skromnego klubiku z najlepszym strzelcem ligi, 23-letnim Damianem Oswaldem, nie wolno lekceważyć. Przekonałem się o tym podczas obserwacji naszych w starciu w podwrocławskiej mieścinie. Niech was nie zmyli końcowy wynik - Górnicy zaczynali czwartą kwartę z jedynie pięcioma punktami przewagi. Teraz było zresztą podobnie – chwila rozluźnienia w drugiej kwarcie przyniosła serię punktową gości i trzy celne rzuty dystansowe Oswalda, przybliżające KKS do remisu.  

Na całe szczęście to nasi lepiej atakowali „deskę” i stosowali bardzo ciekawe wstawki wysokiej obrony na całym boisku i od linii środkowej (Rick Pitino byłby dumny). Te wysokie podwajania (i potrajania) przynosiły przechwyty, kontry i punkty. Nie wiem czy jest to związane z niezbyt przekonywującą jakością gry sobotniego rywala, czy może po prostu z progresem w organizacji gry wałbrzyszan, ale Górnik wyraźnie poprawił komunikację. Jest mniej strat, więcej zespołowych akcji, a i piłka sprawnie krążyła po obwodzie, niczym zawodowa groupie koszykarzy NBA po hotelowym korytarzu..  

W drodze powrotnej do domu, w głowach koszykarzy z Siechnic (a raczej z Wrocławia, nie oszukujmy się) zapewne kołatały różne myśli:

  1. Przegraliśmy z liderem. Nie ma się czego wstydzić, tym bardziej, że przyjechaliśmy bez trenera.
  2. Fajna ta hala w Wałbrzychu (Oswald: „Noo…Tylko obręcze jakieś takie sztywne”)
  3. Tyle śniegu to ostatnio widzieliśmy rok temu. Było to… też chyba w Wałbrzychu.

Szkoda jedynie, że ostatni mecz naszych koszykarzy przed 1,5 miesięczną przerwą przyciągnął niewielu kibiców. Niska temperatura za oknem kazała widocznie pozostać w domu. Kibice uznali, że ciepło domowego ogniska rozgrzewa lepiej niż boiskowa postawa Górników. Jak to powiedział Silvio z Klubu Kibica, facet od photoshopa miałby sporo roboty by zapełnić trybuny Aqua-Zdroju.

Swoje słabsze momenty mieli też ci, którzy pomimo sopli pod dachami i lodem pod stopami, dotarli do hali. Nie wiem czy pamiętacie, ale w przeszłości koszykarze Górnika cierpieli na tzw. „syndrom trzeciej kwarty”, gdy to po dobrej pierwszej połowie notowali fatalne przestoje w trzeciej części meczu. Było to ponad dekadę temu, w czasach gdy Rafał Glapiński stylizował się na Allena Iversona, trenerem był obecny komentator Polsatu Sport News, Grzegorz Chodkiewicz, a najlepszym skrzydłowym zespołu był Litwin o imieniu Tadas. W dzisiejszym trzecioligowym ciemnogrodzie syndrom zmutował się i przeniósł na trybuny. To właśnie w trzeciej kwarcie górniczy „młyn” od kilku meczy świeci pustkami. Jeżeli jesteście przesądni i wierzycie w horoskopy, układ gwiazd i tego typu niestworzone rzeczy, wińcie syndrom. Jeżeli za to twardo stąpacie po ziemi, obwiniajcie barek z alkoholem w hotelowej restauracji obok hali.

GÓRNICY W AKCJI:

#13 Borzemski – w miejsce kontuzjowanego Mateusza Myślaka wychodzi w pierwszej piątce. Pudłował z dystansu i półdystansu. Przy każdej próbie piłka ocierała się lekko o obręcz, tak jakby „Borzem” rzucał nieco za lekko. Z racji służbowych obowiązków, przywykł do koszy osirowskich.
#6 Fedoruk – w drugiej połowie wyszedł w eksperymentalnej piątce razem z Maryniakiem, Krzymińskim, Ratajczakiem i Glapińskim. Wiek tej piątki graczy:  21, 21, 17, 23, 32 – tak młodego zestawienia w biało-niebieskich trykotach nie widzieliśmy od pamiętnego sezonu 2011/12 i występów Młodych Wilków Chlebdy  w pierwszym sezonie w III lidze. „Fedor” niczym nie zachwycił, raz kompletnie zaspał w ataku, gdy zamiast walczyć o zbiórkę, wrócił do obrony, zakładając, że ma miejsce zagranie z linii bocznej. Nie wiem ile w tym jego „zasługi”, ale był członkiem tej piątki, która dała Siechnicom podgonić wynik i zniwelować stratę na 26:22.
#18 Glapiński – „Bez niego wszyscy byśmy zginęli”. To słowa T. z Klubu Kibica po kolejnej dobrej akcji „Glapy”. Ok, Glapiński był ponownie najlepszym strzelcem zespołu, ale w jego grze bynajmniej nie chodzi o punkty, a o decyzyjność, ustawianie zagrywek i kreowanie kolegów. Lider biało-niebieskich, jednoosobowy filar podtrzymujący dość kruchą górniczą konstrukcję przed trudnymi czasami barażowych wichur i huraganów.
#19 Iwański – na trybunach niektórzy kpili z jego mocno przylegającego do ciała kostiumu z długim rękawem (ktoś tam powiedział, że „Iwan” prawdopodobnie wstydził się udostępniać swój tatuaż). Okazuje się, że w folklorystycznej III lidze pozwalają pod koszulką mieć dosłownie wszystko. Nikt by chyba nie zauważył, gdyby następnym razem „Iwan” wyszedł na parkiet w bluzie, kurtce lub prochowcu. Pomijając stylizacje naszego pierwszego środkowego, początek meczu w jego wykonaniu był mało zachwycający, bo zaczął się od dwóch pudeł spod kosza i bólu oka, który znokautował jego duch walki. Później Iwański robił co do niego należy, czyli wychodził na pozycję i czekał na podanie pod dziurę, które zamieniał na punkty.
#9 Józefowicz – koszmarnie wszedł w mecz, pudłując pierwsze pięć rzutów, co prędko  zliczyli jego najzagorzalsi fani z trybun. Jakoś tak w drugiej kwarcie odnalazł swój rzut dystansowy, kończąc mecz z czteroma „trójkami”. „Reguła Józefowicza” mówiąca, że na Aqua-Zdroju da się seryjnie trafiać za trzy działa! W rzutach zza linii 6,75 m wygrał bezpośredni pojedynek z Damianem Oswaldem z Siechnic w stosunku 4:3.
#14 Karwik – dość krótki występ, oparty bardziej na wyprostowaniu kości niż próbie prostowania wyniku.
#5 Kaliński – jeszcze rok temu był w zarządzie klubu, ostatnio postanowił reaktywować swoją karierę w III lidze. Z zawodu: strażak, z metryki: niespełna 38-latek. Troszkę z nie swojej winy stał się przykładem wałbrzyskiego modelu wprowadzania zdolnych juniorów do pierwszej drużyny.
#17 Krzymiński – najdłuższy występ w sezonie. Raz wbił się w „pomalowane”, prosto w gąszcz rąk rywali, co nie skończyło się dobrze. Innym razem udanie wykończył akcję w szybkim ataku. W kolejnym zagraniu nie zdążył w kontrze do podania „z głębi pola”. Wielu twierdzi, że stało się tak z powodu tej jego czupryny, która stawia zbyt duży opór powietrzu. Cóż, nieważne ile byś trenował, praw fizyki nie oszukasz. 
#10 Maryniak – sporo boiskowych minut ubranych we wpadki (patrz niżej) i przebłyski. W jego przypadku, co by nie napisać, wszystkim zgromadzonym w pamięci pozostaną upokarzające go pompki, które wykonywał na polecenie trenera w trakcie meczu.
#8 Narnicki – ulubieniec najzagorzalszych kibiców spotkał się z potępieniem trenera po spudłowaniu prostego lay-upa, który kosztował go powrót na ławkę. Nieco później, w duecie z „Maryną”, nie trafiali w jednej akcji sam na sam z koszem. Chwilę później ”Chudy” ratował twarz nurkowaniem po piłkę pod krzesełka ławki gości. Tyle jeśli chodzi o jego niedociągnięcia. Narnicki dobrze podwajał w obronie na całym boisku, skutecznie kończył akcje po szybkim przejściu do ataku i nawet trafił za trzy.
#20 Olszewski – w zastępstwie nieobecnego Stochmiałka wyszedł w pierwszej piątce. Chyba za bardzo wziął do siebie swój nowy pseudonim „Garbajosa” bo zdarzało mu się powygłupiać i rzucać do kosza z poza „pomalowanego”. 
#11 Ratajczak – gorzej nie mógł wejść w mecz, bo nie złapał trzech pierwszych podań i spudłował kilka rzutów. Szukał rehabilitacji w oczach kibiców, trenerów i kolegów, gdy podjął próbę wykończenia alley-oopa. Ostatecznie z najlepszej górniczej akcji od co najmniej trzech sezonów nic nie wyszło. Choć w ataku Ratajczak jest wciąż pokryty rdzą, to w obronie robi niezłą robotę. Jego skoczność bardzo przydaje się przy zbiórkach na zarówno atakowanej jak i bronionej tablicy.   
#XXX Kurzepa? - nasz najzdolniejszy junior (choć nie najpokorniejszy) jest wciąż poza składem, co zaowocowało ułożoną w formie pytania chóralną przyśpiewką ze strony kibiców. Szymon jest zgłoszony do rozgrywek i od trzecioligowego składu oddzielają go jedynie pewne drobnostki (niepotrzebne skreślić):

- oceny w szkole (hmm... serio?)
- poprawa relacji na szczeblu wewnątrzklubowym 
- 37-letni Kaliński
- 36-letni Karwik
- niepisana reguła jednego juniora w składzie (patrz: Maciek Krzymiński)
- hierarchia w zespole juniorów (przed Kurzepą wydaje się, że wciąż wieksze szanse ma inny zdolny junior, Damian Durski, który zresztą siedział już na ławce podczas meczu z WKK II we Wrocławiu)
- jednoczesna grypa żołądkowa wszystkich podkoszowych Górnika (odpukać)
- gigantyczna asteroida uderzająca w ziemię i pozbawiająca życia 80% ludzkości

Z bilansem Górnika jest trochę jak z moją nową, zimową czapką. Czapka wymykała mi się z kieszeni bądź rękawa kurtki już parokrotnie, ale zawsze (czasem przy pomocy życzliwych osób) znajdywała drogę powrotną na moją głowę. Podobnie jest z wygranymi biało-niebieskich, które kilka razy w tym sezonie o mało się naszym nie wymknęły, gdyby nie ktoś „życzliwy”, a raczej sportowo nadprogramowy (pozdrowienia dla „Glapy”). Tym razem nasi wygrali pewnie, co w tym sezonie zbyt często się nie zdarzało.

W marcu (końcówka sezonu w regionie) i kwietniu (baraże) ciąg dalszy emocji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz