Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Twarde warunki i niecne sprawunki


(4-5) WKK II Wrocław – (9-0) Górnik Wałbrzych 58:67

Była pierwsza kwarta meczu WKK II Wrocław – Górnik Wałbrzych a ja, siedząc na trybunach kameralnej hali AWF we Wrocławiu, doszedłem do wniosku, że świat się kończy. W Egipcie po raz pierwszy od 112 lat spadł śnieg, a we Wrocławiu Górnicy przegrywali z nieopierzoną grupą gimnazjalistów i licealistów 0:10, 11:22 i 12:30.

W pierwszej fazie meczu koszykarze WKK byli natchnieni niczym Mickiewicz podczas pisania „Pana Tadeusza”. Ich skuteczność z dystansu obalała wszelkie rachunki prawdopodobieństwa. Tablica z wynikiem patrzyła na wałbrzyskich kibiców coraz groźniejszym wzrokiem. Nie wszyscy entuzjaści biało-niebieskiej koszykówki zdążyli zająć swoje miejsca, gdy na tablicy było już 0:10. Wynik do przerwy, 29:40, fani widzieli już w komplecie.

Chaos, nerwowość, nijakość, niezastawiona tablica przy zbiórkach, straty. Wałbrzyszanie zagrali równie słabą pierwszą połowę, co… drugie dwadzieścia minut w pierwszym starciu z WKK u siebie.

Pomimo słabej postawy w pierwszej połowie, w górniczych kibicach miała prawo tlić się iskierka nadziei. Gospodarze, w pierwszej połowie gorący z dystansu niczym lipcowa turecka noc, musieli zacząć pudłować. Każdy osobnik będący świadkiem choćby kilku meczów koszykówki w swoim życiu dobrze wie, że samymi rzutami zza linii 6,75 m meczu się nie wygra. Nie ma takiej możliwości i koniec. WKK musiało urozmaicić swoją grę, przez wykorzystanie graczy podkoszowych.

Porównywanie siły podkoszowej WKK II i Górnika to trochę jak stawianie obok siebie gospodarek Polski i Szwajcarii – różnica jest bardzo wyraźna. To Górnik w tym przypadku jest Szwajcarią. Zespół Tomasza Niedbalskiego przystąpił do meczu bez żadnego środkowego, a jedyną wartością pod tablicami był młodzieżowy reprezentant Polski U -16, Wiktor Sewioł – nominalny skrzydłowy, za niski do gry na pozycji środkowego. Biało-Niebiescy dobrze wiedzieli o swojej przewadze, kierując piłkę nieustannie pod obręcz. Gdy nasz wysoki był podwajany, piłka trafiała na czysty obwód. I tak w kółko do 40 minuty spotkania, z drobnymi wstawkami gry pick&roll.

Od połowy trzeciej kwarty wiedziałem, że ten mecz wygramy. Młodzież WKK walczyła jak lwy, próbowała się odgryzać, ale sił starczyło do drugiej minuty czwartej kwarty, gdy na pierwsze prowadzenie w meczu (51:48) Górnika „trójką” wyprowadził Józefowicz. Doświadczenie ostatecznie wzięło górę nad przebojowością gospodarzy. Nie ulega jednak wątpliwości, że WKK potrzebowało jedynie przeciętnej trzecioligowej klasy środkowego by ten mecz wygrać. 


M. Borzemski – zaczął w pierwszej piątce w miejsce kontuzjowanego Myślaka. Trafił „trójkę” na przełamanie w koszmarnej dla całego zespołu pierwszej połowie, zaliczył ładną asystę pod kosz w drugiej połowie. Miał też kilka strat.

M. Fedoruk – niespodziewanie dość wcześnie pojawił się w grze. Dostał kilkanaście minut. Raz trafił z 3 m od kosza, innym razem wykończył spod dziury świetne podanie Glapińskiego. W obronie zdarzyły mu się wpadki w ustawieniu, co mocno wyprowadziło z równowagi trenera.

R. Glapiński – trudno go ocenić, choć dyrygował grą zespołu niemal przez pełne 40 minut. Z jednej strony dobrze wymuszał faule, zaliczył kilka asyst i umiejętnie sterował tempem akcji zespołu. Z drugiej koszmarnie pudłował z dystansu (bodajże 0/7 lub 1/7 za trzy) i momentami puszczały mu nerwy w starciach z sędziami i młokosami z WKK. Cud, że nie doszło do bójki.

D. Iwański – początek miał trudny, bo potrajany pudłował spod samej obręczy. Z czasem jednak jego zbiórki i umiejętne ustawienie w polu trzech sekund było kluczowe. „Iwan” czekał na podania i wykorzystywał swoją przewagę fizyczną nad chudymi młokosami WKK. Wciąż ma duże problemy na linii rzutów wolnych.


B. Józefowicz – szczwany lis o twarzy pokerzysty. W przeciągu całego meczu wyraz jego twarzy się nie zmieniał. Nie ulegał prowokacjom, na boisku robił po prostu swoje. A prowokowany był. W pewnym momencie z trybun zszedł do niego miejscowy kibic, rodzic jednego z młodych graczy gospodarzy. Kibic stanął przy linii środkowej boiska i „zagadał” do „Józka”. Panowie spojrzeli sobie głęboko w oczy. Po chwili, wizyta sędziego zakończyła to towarzyskie spotkanie. Dobrze, ze Józefowicz skupił się na grze. Jego kilka sprytnych przechwytów i celnych rzutów z dystansu i półdystansu było kluczowych. To już drugi wyjazdowy mecz, w którym „Józek” gra pierwsze skrzypce. Pierwszym było starcie w Siechnicach i jego 25 punktów (102:84). Oprócz wielu udanych akcji w pionie, „Józek” dwukrotnie nurkował w walce o piłkę. Był jednym z najstarszych graczy na boisku, ale to chyba jemu chciało się grać najbardziej.

M. Karwik – jego dwa krótkie wejścia miały na celu jedynie dać złapać oddech Iwańskiemu

P. Maryniak – krótki występ. Niekorzystny wynik kazał trzymać w grze Glapińskiego, więc jego zmiennik większość meczu oglądał z perspektywy ławki.

S. Narnicki – w ofensywie był poza obiegiem, ale popracował w obronie. Jedyne punkty w meczu zdobył z rzutów wolnych.

P. Olszewski – tak jak Karwik - rotował Iwańskiego. Szkoda, że nie zagrał dłużej, bo jego gabaryty pod tablicą mogły na dobre wystraszyć młodzież WKK.

A. Stochmiałek – rok temu w pojedynku z WKK, w tej samej hali, z jego nosa polała się krew. Adrian tym razem postanowił pozostać w cieniu i unikać wrocławskich szpitali, choć swoje w ofensywie zrobił. W jednej z akcji niemiłosiernie ograny pod koszem przez 16-letniego Karola Kruczałę, który go powiesił w powietrzu, obrócił się i wykonał skuteczny lay-up.

Na ławce całe spotkanie spędzili M. Krzymiński i D. Durski. (Ok, ten pierwszy zagrał, ale tak krótko, że postanowiłem pozostawić go na ławce).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz