Zjednoczona Liga VTB: Turów Zgorzelec - Lietuvos Rytas Wilno 62:74
Stało się. Europa
zapukała do naszych bram. Do Aqua-Zdroju weszła z notesikiem i długopisem w
dłoni oraz ze słowami „Sprawdzam was!” na ustach. Bóg jeden wie, co fizyczna
postać Europy, czyli komisarz zawodów, nakreślił w raporcie. VTB miałem okazję oglądać rok temu, gdy Turów grał we Wrocławskiej orbicie z rosyjskimi Chimkami. W mojej opinii
Wałbrzych, w organizacji poważnej koszykarskiej imprezy, wypadł naprawdę
nieźle.
Zaczęło się od kolejek do
biletowych kas przy basenie. To zawsze jest dobrym znakiem, bo każe sądzić, że
trybuny nie będą świecić pustkami. I tak
rzeczywiście było. Na hali znalazłem się o godz. 17:05, 40 minut przed
początkiem meczu. Już wtedy najlepsze miejsca (czyli rzędy środkowe) były
prawie w komplecie zajęte.
By przypomnieć sobie
ostatni przypadek wielkiego popytu na siedziska przed meczem koszykówki w
Wałbrzychu, sięgnąłem pamięcią do lat 2004-2007. To właśnie wtedy, na niemal
godzinę przed rozpoczęciem spotkania w hali OSiR, kibice byli zmuszeni szukać wyłącznie
miejsc stojących. Bywało jednak jeszcze gorzej. W 2000 roku na sparing do
Wałbrzycha przyjechał obecny wtedy mistrz Polski, Śląsk Wrocław. Z bratem w
hali zjawiliśmy się na półtorej godziny przed meczem, zajmując dosłownie
ostatnie miejsca siedzące.
Tyle dygresji. Wracam do teraźniejszości.
Wraz z „Nowakiem” z Klubu Kibica stoimy w hallu obiektu i kierujemy wzrok w stronę
parkietu i trybun, oddzielonych od nas wielką szybą. Decydujemy się poszukać
miejsc po stronie przeciwległej do stolika sędziowskiego. W drodze w te rejony
obiektu mijamy punkt bufetowy. Z niekrytym obrzydzeniem dochodzimy do wniosku,
że nasze nozdrza zaatakował zapach popcornu. Zapach popcornu w oka mgnieniu
stał się dla nas swądem. Poczuliśmy się jak na premierowym seansie kinowym, a
nie jak na koszykarskim meczu. Za umieszczanie tego typu produktów w koszykarskich
halach ktoś powinien zapłacić głową. Naprawdę.
Dochodzimy do środkowego
sektora, przeciskając się przez wąskie przejścia. Gdy przeskakiwaliśmy rząd
wyżej, „Nowak” krzyknął do mnie: „Patrz!
Adam!” Obróciłem się w prawą stronę i spojrzałem na bardzo znajomo
wyglądającego wyrośniętego jegomościa. Potrzebowałem dodatkowych dwóch sekund,
by uświadomić sobie, że to Adam Wójcik. Usiedliśmy w tym samym rzędzie, co
legenda polskiego basketu. Nagle za moimi plecami słyszę „Dzień Dobry!” To pani
Ela, przesympatyczna członkini zarządu naszego Górnika (wiem, że pani to czyta,
dlatego z tego miejsca pozdrawiam serdecznie!). Okazało się, że miejsca "Nowaka"
i moje znalazły się na wysokości linii środkowej boiska. Super. Gdy tak
siedziałem i przyglądałem się rozgrzewce obu zespołów, zastanawiałem się kim są
panowie siedzący obok Wójcika. Wyglądali znajomo. Jeden był całkowicie siwy,
ale wciąż stosunkowo młody, drugi wzrostem niemal dorównywał Adamowi. Potrzebowałem
chwili by dopasować twarze do nazwisk. I tak, siwy pan to Milivoje Lazić,
obecny trener Śląska Wrocław, a wysoki kolega Wójcika to Aleksandar Avlijas – w
przeszłości koszykarz Śląska (grał w opisywanym wyżej sparingu z Górnikiem w
2000 roku), Turowa i Kotwicy, obecnie koszykarski agent. Gdy kolejne rozpoznawalne
postacie zajmowały miejsca w naszym sektorze, wiedzieliśmy z „Nowakiem”, że coś
jest nie tak. Po lewej Roman Ludwiczuk, po prawej posłanka Kołacz-Leszczyńska.
O nie…. usiedliśmy w sektorze VIP. Nie było już szans na znalezienie lepszych
miejsc. Z bólem serca postanowiliśmy pozostać w sektorze w większości
wypełnionym ludźmi, których obecność na meczach koszykówki w Wałbrzychu jest
bardzo selektywna.
Hala w kompleksie
Aqua-Zdrój (brzmi to koszmarnie, chyba czas urządzić konkurs na nazwę obiektu np.
Spodek, Orbita itd.) może pomieścić ok. 2000 dusz. Według pomeczowych raportów na
mecz przyszło 1800 osób. To dobry wynik biorąc pod uwagę fakt, że na boisko nie
wybiegli przecież koszykarze Górnika. Po raz pierwszy w dziejach obiektu
otwarto dla widzów najgorsze miejsca do oglądania koszykówki, czyli rzędy za
koszami. Nikt tam nie chciał siadać, więc wysłano w te rejony kibiców Turowa
oraz… koszykarzy trzecioligowego Górnika i Marcina Sterengę. Biało-Niebiescy wyglądali wyjątkowo elegancko. Dresy zamienili na dżinsy, koszule i swetry. Prym wiódł Michał Borzemski, który w czapce z daszkiem oraz w modnych okularach i kurtce o kolorze khaki bardziej przypominał celebrytę z pierwszych rzędów na meczach LA Lakers, niż skromnego koszykarza/człowieka-orkiestrę, którym jest w rzeczywistości.
Liga VTB w Aqua-Zdroju
okazała się dużą szansą dla wałbrzyszan działających przy koszykówce. Pani
Iwona, niezastąpiona na ligowych meczach Górnika sędzina stolikowa, miała
okazję zadebiutować w całkiem poważnych rozgrywkach europejskich. To samo nasz
spiker, czyli „Stopa”, który trafił na przyuczenie do spikera Turowa. Swoją
szansę wystąpienia w przerwie meczu dostał także wałbrzyski zespół taneczny. Zaraz
po ich występie odbył się dobrze znany konkurs dla kibiców, czyli „Rzuty w transie”, z
główną nagrodą w wysokości 1000 zł. Ogromny czek z logiem wałbrzyskiego klubu
oraz fundatora nagrody i głównego sponsora Górnika, firmy Trans, wzniosła,
niczym hostessa z walk bokserskich, długowłosa blond cheerleaderka Turowa
(szkoda, że nie była to żadna z naszych, lokalnych dziewczyn). Parkiet ścierali za to młodzicy Górnika, mając przez to okazję z pierwszego rzędu obserwować profesjonalną koszykówkę.
Swoją szansę podczas
meczu ligi VTB otrzymałem i ja. Prezes Górnika postanowił powierzyć mi
tłumaczenie wypowiedzi trenerów na pomeczowej konferencji prasowej. O tym oraz
o wywiadzie, który udało nam się zrobić z Dirkiem Bauermannem, trenerem
Lietuvosa i reprezentacji Polski, w następnym wpisie.
Na parkiecie oglądaliśmy
koszykarzy i cheerleaderki Turowa, przy stoliku siedział ich długowłosy spiker.
Na trybunach zaś znalazła się grupa ok. 50 kibiców zgorzeleckiej drużyny.
Kompletnie nie obchodzą mnie waśnie i nieporozumienia, które na przestrzeni
ostatnich lat. miały miejsce pomiędzy
naszymi kibicami, a fanami zielono-czarnych. Nie mogę jednak nie napisać o
wątpliwej jakości dopingu kibiców z przygranicznego miasta. Okrzyki tj. „Defense!”
czy koszmarne „Let’s go Turów, let’s go!” nie mają w Wałbrzychu racji bytu. To
samo dotyczy klaskania przy rzutach wolnych. Amerykanizacja dopingu w naszym
mieście miała miejsce kilka lat temu, gdy próba wprowadzenia „Let’s go Górnik,
let’s go !” nie została przyjęta entuzjastycznie i dziś już jej w repertuarze
nie ma. Do tego trzeba dodać, że bardzo źle brzmi pseudopoetycki wierszyk przed
prezentacją koszykarzy ze Zgorzelca To
już nie "zasługa" kibiców, ale prawdopodobnie sponsora klubu, Polskiej Grupy Energetycznej.
Ujrzenie w Wałbrzychu
gwiazd europejskiego formatu takich jak grający w Lietuvosie Darius Songaila,
Martynas Gecevicius czy Renaldas Seibutis to niezwykle ekscytujące
doświadczenie. Równie ekscytujące jak możliwość obejrzenia meczu koszykówki na
naprawdę wysokim poziomie, w dodatku okraszonym występami cheerleaderek i
bardzo dobrą frekwencją na trybunach. Chyba nie tylko mi przypomniały się
czasy, gdy Górnik nie uprawiał folkloru w III lidze, a występował w rozgrywkach
o mistrzostwo Polski. Czasy, które wydają się równocześnie nieodległe, jak i nieprawdopodobnie
zamierzchłe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz