Kibic koszykarskiego Górnika
to postać tragiczna, osobowość wstrząśnięta sprzecznościami. Z jednej strony, to
postać radująca się z kolejnych zwycięstw swojego ukochanego zespołu. Z
drugiej, biało-niebieski kibic to osobnik lamentujący nad nie do końca
przekonywującym stylem kolejnych zwycięstw.
W szóstej serii spotkań
Górnicy wygrali wysoko, choć pojedynek z SMK Lubin przyniósł tyle emocji, co rozwiązywanie
krzyżówki. Nie trzeba być koszykarskim ekspertem by stwierdzić, że „miedziowi”
to zespół wyjątkowo amatorski, niedoświadczony, nieograny. Biało-Niebiescy
zwyciężyli pewnie, ale początek drugiej połowy, niczym polski film, uśpił
niejednego obserwatora. Trzecia kwarta, w której Górnik grał właściwie drugą
piątką, zakończyła się bardzo
niskim wynikiem 12:8 dla Lubina. Syndrom trzeciej kwarty dotknął też Klub
Kibica, który w komplecie w sektorze pojawił się dopiero w piątej minucie
trzeciej kwarty. Cóż, nieobecni niewiele stracili.
W kontekście całego meczu warte odnotowania są
walka w parterze o piłkę Bartłomieja Józefowicza oraz jego dobra skuteczność z
gry, co w meczu domowym jest nowością, a także awans Mariusza Karwika, który
przeskoczył w rotacji Sławomira Olszewskiego. W drugiej połowie dużo minut
dostał 16-letni Maciej Krzymiński. Nasz junior pokazał się z dobrej strony,
zdobył 7 punktów: trafił na otwarcie za trzy (dwa późniejsze rzuty z dystansu
dotknęły jednak jedynie tablicę), wykorzystał oba rzuty wolne, zaliczył dwa przechwyty,
wykończył w kontrze akcję 2+1, choć popełniając przy niej błąd kroków. Krzymiński
wyglądał lepiej w pojedynku z trzecioligowcem z Lubina, niż w starciu w lidze
juniorów ze Śląskiem. Nie ulega jednak wątpliwości, że to wrocławianie byli silniejszym
zespołem. Wydaje się, że tak jednostronnych starć jak to z SMK jeszcze w tym
sezonie kilka obejrzymy. Gdy Górnicy wysoko porwadzą, nadarza się idealna
okazja do ogrywania biało-niebieskiej młodzieży. Okazja, by w akcji sprawdzić w nie
tylko osamotnionego juniora Krzymińskiego, ale także może jednego, dwóch jego
kolegów.
Możemy narzekać na
intensywność gry wałbrzyszan, ale nie mamy prawa psioczyć na końcowy wynik. Już we wrześniu
2012 roku, u progu poprzedniego sezonu, czekaliśmy na takie mecze. Mecze
przewidywalne, pozbawione emocji, wysoko wygrane. Już w sezonie 2012/13
zwycięstwa miały nas nudzić, przybliżając jednocześnie do II ligi. W taki
sposób wyobrażaliśmy sobie III ligę. Byliśmy w grubym błędzie. Poprzedni sezon
wstrząsnął nami równie silnie, jak szaleńczy tajfun wstrząsnął niedawno
Filipinami.
Końcowy wynik pojedynku z
SMK powinien być naszym trzecioligowym szablonem, który byłby wklejany w każdej
kolejce. Szablon ten charakteryzowałby się przytłaczającą do znudzenia przewagą
biało-niebieskich, zakończoną wysokim zwycięstwem w pięknym stylu, które
negowałoby wyżej opisany tragizm. I tak aż do awansu szczebel wyżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz