Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 14 października 2013

Nie chwal meczu przed końcem czwartej kwarty

Dominik

(2-0) Górnik Wałbrzych - (1-1) WKK II Wrocław 77:65

Górnik odkupił grzechy popełnione na WKK w poprzednim sezonie. Za nami niezłe sobotnie popołudnie. Niezłe, choć mogło być cudowne. Po ekscytującej pierwszej połowie byliśmy świadkami zapaści wałbrzyszan w drugiej. 

Mądrzejsi o zeszłosezonową klęskę w dwóch aktach, automatycznie założyliśmy, że mecz z wrocławianami będzie trudny. I to pomimo faktu, że zespół gości kadrowo, w porównaniu z sezonem 2012/13,  zmienił się w stu procentach. Młode wilki WKK z zeszłego roku przeszły kolejny lifting, przywożąc do Wałbrzycha trzech gimnazjalistów oraz grupę wiekową 16-18. Bardzo młodzi, ale zdolni, bo ta grupa to w większości młodzieżowi reprezentanci kraju i nadzieja nie tylko wrocławskiej, ale i polskiej koszykówki.

Po dziesięciu minutach było 22:8, do przerwy 47:19. Ładne i składne akcje Górników. Szaleństwo. Pogrom. Na trybunach rozpoczynają się przebąkiwania na temat pięknej perspektywy gładkich zwycięstw do końca sezonu. Takiej pewności w grze od biało-niebieskich oczekiwaliśmy już rok temu. Chwalimy, chwalimy, chwalimy i... 

...wpadamy w pułapkę własnej wyobraźni. 

Drugą połowę przegrywamy 30:46 i nasza na nowo rozbudzona nadzieja o wałbrzyskim taranie, niszczącym wszystkich rywali stojącym na drodze do II ligi, przygasała wraz z kolejnymi celnymi "trójkami" z czystych pozycji młokosów z Wrocławia. Nasi się rozluźnili lub odcięto im prąd/tlen (niepotrzebne skreślić). Wybiegani gracze WKK zaprezentowali swój potencjał, pokazali pazury. Na szczęście, biało-niebieskim starczyło paliwa na cztery kwarty. Kto wie, jaki byłby końcowy wynik, gdyby spotkanie trwało dziesięć minut dłużej?

W sobotę oglądaliśmy dwa różne Górniki. Ten wymarzony grał przez pierwsze dwadzieścia minut. O tym z drugiej połowy chcemy zapomnieć, dlatego mamy nadzieje, że już pakuje walizki i opuszcza nas na zawsze.

Warte odnotowania: Po czterech latach w oficjalnym meczu Górnika wystąpił Rafał Glapiński.

"Glapa" grał krótko, bo wciąż leczy uraz kostki. Do tego wystąpił z pokracznym numerem 18 (wtf!?), a nie ze swoją szczęsliwą siódemką na plecach. Pomimo zaledwie kilku minut w grze w pierwszej kwarcie Glapiński wniósł mnóstwo spokoju w poczynania Górników. Cały zespół wokół niego wyglądał jak posłuszne owieczki wokół pasterza. Nasz rozgrywający zdążył zaliczyć, w mojej ocenie, najpiękniejszą akcję meczu: po dostaniu podania na lewym skrzydle zamarkował rzut, powiesił obrońcę, ostro sciął pod kosz, skupiając na sobie uwagę trzech defensorów i odegrał na obwód do niekrytego "Józka", który trafił za trzy punkty. Piękna akcja, nie mająca wiele wspólnego z trzecioligową wielką improwizacją. Trener WKK po tym zagraniu wziął czas, a my zobaczyliśmy próbkę tego, jak może wyglądać Górnik pod dowództwem Glapińskiego. 

Teraz naszych czeka pojedynek w Kątach Wrocławskich - terenie wyjątkowo nieprzyjaznym i dla zawodników i dla kibiców. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz