Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 19 listopada 2012

Koszmar na jawie

Górnik Wałbrzych (0-5) - WKK II Wrocław (4-2) 58:78



Radek jest postawnym mężczyzną. Lekko po 40-stce, w okularach i ledwie zauważalnymi "pekaesami". Jest integralną częścią "młynu" od dawna, dłużej ode mnie. Trudno bez niego wyobrazić sobie nasz zeszłoroczny wyjazd do Opalenicy, gdy to wspieraliśmy dopingiem młodzików Górnika w ich marszu po 4. miejsce w Polsce. Radek,  w środowisku lepiej znany pod pseudonimem (ściśle zastrzeżone !), na mecze Górnika dojeżdża z Wołowa, czyli pokonuje ok. 100 km w jedną stronę. Jest z Górnikiem na dobre i na złe, w zeszłym roku objechał większość wyjazdowych spotkań. Porażki biało-niebieskich bolą chyba najbardziej takich kibiców, którzy dla ukochanej drużyny przyjeżdżają z innego miasta.

Z resztą po niedzielnej porażce trudno dopatrywać pozytywów. Kibice utonęli już na dobre we własnych łzach, lamentując z powodu upadku biało-niebieskich na dno. Miesięczna przerwa w rozgrywkach miała dać naszym koszykarzom czas na przegrupowanie sił, wyciągnięcie wniosków. Krótko mówiąc - mieliśmy odbić się od dna. Stało się inaczej - na tym dnie, zamiast się z niego odbić, postanowiliśmy usiąść, wyciągnąć kanapki, zadomowić się. Trzeci mecz z rzędu NIE JESTEŚMY W STANIE ZDOBYĆ CHOĆBY 60 PUNKTÓW W MECZU. Nie świadczy to o Górniku najlepiej.

W pierwszej połowie trzymaliśmy się młodzieży z Wrocławia blisko tylko dzięki niezawodnemu Adrianowi Stochmiałkowi.Gdy w drugiej części WKK postanowiło zneutralizować naszego kapitana przez podwojenie, biało-niebiescy stanęli. Ostatnią kwartę moi koledzy z "młynu" wypełnili wulgaryzmami w stronę graczy, a ja chowałem głowę to w dłoniach, to w koszulce. Każdy na swój sposób demonstrował sprzeciw wobec kompletnej bezradności Górników na parkiecie.

Nie zabrakło głosów, że nasi nie walczyli do końca. Że zabrakło ambicji, że nasi za przeproszeniem "lecieli w ch**a" z kibicami. Jakby na zaprzeczenie tych słów, po meczu za końcowy wynik przepraszał mnie nawet dogłębnie wstrząśnięty Kacper Wieczorek. Moim zdaniem zabrakło nie ambicji, ale umiejętności, pomysłu. Uważam się za człowieka wręcz psychopatycznie zakochanego w koszykówce, ale nawet ja nie mogłem w to niedzielne popołudnie patrzeć na strasznie siermiężną, niestrawną, fatalną dla oka grę wałbrzyszan. W niemal każdej akcji waliliśmy głową we wrocławski mur, indywidualizm niczym plaga dopadł nasz zespół. Twarz raz po raz krzywiła mi się gdy oglądałem kolejne straty Górników. Stojący obok mnie Krzysiek podsumował postawę naszych krótko: "Ale nędza."


Kto był faworytem tego spotkania? Czy aby nie zespół gości? Popatrzmy na to z perspektywy dla wielu kibiców niewyraźnej.

Zdarzało się, że trener Chlebda - ku ciesze kibiców - wystawiał do akcji nawet po trzech biało-niebieskich młodzieżowców (wychowankowie Górnika Maryniak i Murzacz plus sprowadzony Wieczorek) przeciwko plejadzie wrocławskich młodzieżowców, którzy w tychże rozgrywkach młodzieżowych wielokrotnie ogrywali naszych różnicą średnio 30 punktów (Głuchowicz, Zuber, Suchodolski, Józefiak). Ok, my mieliśmy doświadczonych Stochmiałka (dobry mecz) i Buczyniaka (zawiódł) ale w WKK pojawili się chociażby Jarosław Trojan i Aleksander Leńczuk - obaj 19-letni, ale mający za sobą występy w Szkole Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie (II liga), gdzie byle kogo nie biorą (trzeba przejść specjalne testy sprawnościowe). Leńczuk (nr 11) w ubiegłym sezonie notował nawet prawie 9 pkt/mecz w II lidze, a nam rzucił w niedzielę 24. W tym zestawieniu nie wyglądamy niestety najlepiej.

A co z trenerami? Z całym szacunkiem dla naszego coacha, ale to szkoleniowiec WKK Tomasz Niedbalski jest bardziej ceniony. Tomasz Niedbalski to jeden z najlepszych polskich trenerów młodego pokolenia pracujący na co dzień z młodzieżą. Pracował w SMS Cetniewo, od 2008 roku przy reprezentacji Polski rocznika 1993, z którą zajmował: 4. miejsce na ME U16 w 2009, 2. miejsce na MŚ U17 w 2010, 7. miejsce na MŚ U19 w 2011 oraz 6. miejsce na MŚ U18 w 2011 roku.

W ciągle trwającej koszmarnej serii porażek wielu z nas zastanawia się, czy na mecze przychodzi dla dobrej koszykówki, czy dla spotkania się z dawno niewidzianymi  znajomymi. Zastanawiamy się czy przychodzimy na mecze ekscytować się grą Górników, czy może w celu pożartowania z wszystkiego naokoło. Ostatnio jednak nawet powodów do żartów zaczyna brakować. Czujemy się jak w sennym koszmarze z tą różnicą, że przeżywamy to wszystko nie w błogiej nieświadomości, a  w realu. Nikt nas nie uszczypnie, nikt nie wybudzi nas ze snu. Koszmar na jawie trwa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz