Szukaj na tym blogu

wtorek, 26 kwietnia 2011

Podsumowań czas (8): Damian Pieloch

Święta,święta i po świętach. Czas na odkurzenie z pamięci tegosezonowych poczynań kolejnego biało-niebieskiego wojownika.

DAMIAN PIELOCH - ur. 1989, 195 cm, rzucający obrońca, wychowanek 

Sezon 2010/11 w Górniku: 23 mecze, 14.0 min, 5.0 pkt,  45 % za 2 (25/55), 27 % za 3 (20/73)

Sezon 2010/11 był wybitnie nieudany dla Górnika oraz jego wiernych kibiców. O wciąż przecież trwających rozgrywkach w zupełnie innym tonie może wypowiedzieć się Damian Pieloch. Dla niego był to sezon przełomowy, sezon w którym przebił się do rotacji, sezon gdy jego pobyt na parkiecie nareszcie nie oznaczał bezproduktywnej gonitwy z jednego końca boiska na drugi. By stać się kimś więcej na biało-niebieskiej fregacie niż szorującym pokład gryzipiórkiem potrzebował czasu. Potrzebował dwóch lat.


Damian jest przykładem zawodnika, który gołymi rękami musiał przebijać mur oddzielający koszykówkę juniorską od tej seniorskiej. W pierwszej drużynie Górnika jest od 2008 roku. Trzy lata temu ściana, którą musiał przebić była wyjątkowo solidna, bo złożona z esktraklasowych elementów. Nasz wychowanek doskonale wie jak trudnym zadaniem jest płynnie przetransportować się z rozgrywek młodzieżowych do tych z najwyższego szczebla w kraju. W sezonie 2008/09 grał epizody, trafił parę razy za trzy i na tym się skończyło. Gdy spadaliśmy z ekstraklasy nie brakowało głosów, że Pieloch stanie się dość istotną częścią składową budowanej od podstaw i za czapkę gruszek drużyny. Nic z tych rzeczy. Wyraźnie mniej stabilna, nieco skruszona ściana wciąż okazywała się dla niego nieprzebyta. Damian zaginął w czeluściach ławki rezerwowych, a w rotacji przeskoczył go nawet Bartłomiej Ratajczak (!)

Punkt zwrotny to wakacje 2010 roku. W sparingu Górnika z WKK Wrocław Pieloch jest pierwszym strzelcem drużyny, kończąc mecz z 19 punktami. Nielicznie zgromadzeni na hali kibice mieli okazję tak naprawdę po raz pierwszy zobaczyć spory potencjał drzemiący w naszym młodym koszykarzu. Nieco wcześniej trener Chlebda pytany o cele na nowy sezon przebąkiwał o wykorzystaniu potencjału Damiana. Wtedy nie bardzo wiedzieliśmy o co właściwie mu chodzi. Mecz Pielocha z WKK w pewien sposób zbombardował kibicowskie przekonanie o tym, że nasz wychowanek to mniej więcej synonim szarej przeciętności.

foto. Mirosław Zawadzki

Niemniej jednak sparing to sparing, a sezon zasadniczy to już mozolna walka o miejsce w składzie. Przez słabą postawę w obronie grywał niewiele, lecz każdą większą szansę potrafił wykorzystać. Zdarzały mu się mecze po prostu słabe, ale bywały też takie, gdy jego rzuty zza linii 6,75 m znaczyły więcej niż tylko trzy punkty. Apogeum jego formy przyszło na końcówkę sezonu, gdy z Tychami zdobył 19 punktów (8/15 z gry). Kibice domagali się go na boisku, bo kochają jego waleczność i aktywność doceniają jego szybkość i fakt że jest zawsze pierwszy w kontrze, no i są pod wrażeniem jego odwagi w doborze niekonwencjonalnych fryzur. Jako fani nie ukrywamy sympatii do wychowanków, przebijających się do składu z ogarniętej wilgocią ciasnej hali przy pl. Teatralnym. W stanie niepohamowanej ekscytacji, że możemy oglądać w akcji lokalnego wyrobnika, zapominamy o tym, że Pieloch często podejmował błędne decyzje na parkiecie czy też na siłę szukał trzypunktowego rzutu.

Z pełnym przekonaniem należy jednak stwierdzić, że mur/ściana pomiędzy dwoma koszykarskimi światami nie jest już problemem wałbrzyskiego rzucającego obrońcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz