Ha ! Szast, plask i po krzyku. Znowu wygraliśmy... Zaczyna nam się to nudzić. Po raz kolejny miażdżymy rywala.
A tak na serio:
Uff... Jest wygrana. Bardzo ważna wygrana. Wymęczona, wyszarpana. Tego dnia nie braliśmy jeńców. Nasi zwyciężają ze Startem Lublin 61:57, mówiąc radosne "pa pa" pięciu porażkom z rzędu. W grze biało-niebieskich byliśmy w stanie dostrzec coś całkowicie nowego i świeżego - polot. Oczywiście ta finezja była widocznia głównie w pierwszych 15 minutach, by zaginąć w kwarcie trzeciej, gdy zdobyliśmy w 10 minut 4 punkty.
Osobiście dostrzegłem wiele pozytywów w tym co zaprezentowali nasi. Przede wszystkim: świetna komunikacja w obronie. Gdy zawodnik z Lublina penetrował pod kosz, my zagęszczaliśmy "pomalowane". Gdy zawodnik z Lublina mijał swojego obrońcę, zaraz pojawiała się u nas pomoc by wolną przestrzeń załatać. Co prawda błędy się zdarzały, jak choćby trójki Łuszczewskiego (11 pkt) czy Prostaka (13 pkt) z czystych pozycji. Jak to kiedyś powiedział były trener Śląska, a obecnie coach młodych wilków z SMS-u Władysławowo Tomasz Jankowski - błędy na pewno będą, chodzi o to by popełnić ich mniej od przeciwnika.
Nasi wyszli z bardzo prostego założenia, że jeżeli nie imponujemy w ataku to trzeba przycisnąć w obronie. No i przycisnęli. Wykonana przez KSG ciężka praca na treningach aż raziła nas po źrenicach.
Tego dnia zwyciężył w naszych duch walki. Graliśmy w siódemkę, w tym dwójce nie jesteśmy w stanie zaliczyć tego meczu na plus. Zabrakło trzech wałbrzyskich weteranów. Dwóch z nich nawet nie było z drużyną przy ławce rezerwowych. Jeden z tej dwójki to Marcin Sterenga, który z opuszczoną głową siedział na trybunach na żółtych siedziskach. Zajął miejsce w pierwszych rzędzie, tuż przy barierkach, tuż przy wyjściu. Nie chciał być widzianym. Powód jego nieobecności przy zespole jest nam nieznany oficjalnie, chociaż plotki wśród kibiców chodzą przeróżne. W meczu ze Startem zmobilizowani Górnicy pokazali, że potrafią wygrywać nawet w siódemkę.
Udało mi zająć vipowskie miejsce nieco tylko nad ławką naszych. Tego dnia byłem "wired" (czyt. łajerd) - coś tam usłyszałem, coś tam zobaczyłem.
M. Kowalski - jego opanowanie i spokój w grze jest tym, czego brakowało w pierwszej rundzie. W jego grze brakuje fajerwerków, ale jest żelazna konsekwencja. Przyjrzałem się jego boiskowych decyzjom. Nie mam zastrzeżeń. Tak samo nie mam zastrzeżeń do jego pozaboiskowych decyzji,a konkretnie do tej o powrocie do Górnika. 12 pkt i 4 as
J. Kietliński - pamiętacie jego pierwszą część sezonu ? Było niemrawo. No właśnie - było. Wicher od jakiegoś czasu zaskarbia sobie naszą sympatię, a po tym meczu wielu z nas uważało go za najlepszego na boisku. Możemy śmiało mówić o Kubie Kietlińskim wersji 2.0. Zaczął wykorzystywać swoje wybieganie, nie traci już w głupi sposób piłki (raz tylko za wysoko podawał do Grzywy). Raz świetnie wykreował akcję dla naszego olbrzyma, dostarczając mu piłkę jak na tacy 1 m od kosza. Bardzo zależało mu na zwycięstwie. No i najważniejsze: trafił dwa szalenie istotne rzuty w czwartej kwarcie (w tym 1x3). Skandowaliśmy jego nazwisko. 9 pkt. P.S Chyba wciąż szokuje go nieco nasza zdolnośląska kibicowska energia. Gdy krzyczymy w trakcie timeoutów różne rzeczy do naszych graczy, wydaje się on być nie na żarty przerażony.
M Wróbel - tym razem trochę w cieniu. Zbierał piłki, nie oddawał głupich rzutów. Kolejny raz zaprezentował swój świetny footwork (piłka wykręciła się z kosza). 6 pkt, 6 zb
D. Pieloch - oj nie wyszedł mu ten mecz strasznie. W pewnym momencie po festiwalu nieudanych zagrań (niecelna trójka, niecelny rzut pod dwutakcie, strata) zmieniony przez Arona. Usiadł wtedy na ławce, oparł łokcie o kolana i pochylił głowę w zamyśleniu. Miał do siebie pretensje, bo wiedział, że nie było dobrze. Podejmował złe decyzje, jak chociażby zwód do linii końcowej gdzie nie było na to miejsca. Rzucał za trzy z nieprzygotowanych pozycji, raz nawet z wykroku. 4 pkt, 1/10 z gry.
M. Nitsche - nie miałem wątpliwości, że ktoś z naszych graczy musi mobilizować do walki. To krzyknąć, to zrugać, to zbesztać, to obrazić. No i Mateo kimś takim był. Żeby nie być gołosłownym przytoczę jego wypowiedzi z timeoutu: "Gramy jak ci..ty !!" (chyba wiadomo o jakie słowo chodzi) czy też "Do ch..ja Wacława !". Ktoś taki jest bardzo zespołowi potrzebny. Bez wątpienia jest naszą pierwszą opcją w ataku. Wykorzystuje to, że w zespole wszyscy mają problemy z trafianiem do kosza. W grze ofensywnej największy potencjał ma właśnie Nitsche. Jedna akcja ruciła mi się w oczy, tak a propo woli walki: w meczu ze Sportino po stracie poszła kontra, a Mateo nie wrócił nawet do obrony, nie gonił złodzieja, w meczu ze Startem podobna sytuacja zakończyła się energicznym powrotem Mateusza za kontrą rywala i bezpardonowym faulem. O to chodzi. Tak to się robi w Wałbrzychu panie Nitsche. Za tą akcję dostał z resztą zasłużone brawa, nikt już z kibiców o stracie z której poszła kontra nie pamiętał. Na koniec podziękował nam za doping. A my dziękujemy za jego 15 pkt i 9 zb.
Ł. Muszyński - chyba go rozgryźliśmy. Jego "Poker Face" ujawniał się nam regularnie bo przegrywaliśmy mecz za meczem. Tym razem było zwycięstwo i rogal na jego twarzy. Bardzo podoba mi się to jak gna do ataku, szukając okazji by skończyć akcję z góry. Mniej podoba mi się to jak wbija się na siłę w "pomalowane" i nie kończy akcji spod kosza. Parę razy ponownie zachwycił dobrą współpracą z Kieltińskim. 13 pkt (4/13 za 2) i 8 zb.
Ł. Grzywa - strasznie mnie denerwuje jak traktują go niektórzy kibice. No właśnie: kibice czy "kibice" ? Pełne ironii ochy i achy gdy nie trafia w łatwych sytuacjach na pewno mu nie pomogą. Nasz olbrzym potrzebuje jednego meczu, ba - jednej akcji, by się przełamać. Gdy trafił oba osobiste ludzie z niedowierzaniem łapali powietrze. W samym "młynie" utworzyły się dwie grupki: tych, co Łukasza sponiewierali (biada im !) i tych, co skandowali jego nazwisko gdy schodził z parkietu. Musimy spojrzeć w lustro i zadać sobie pytanie: czy chodzimy na mecze by się z graczy nabijać czy im pomagać gorącym dopingiem ?
Ależ nas kibiców to zwycięstwo uskrzydliło. Dawno sie delektowaliśmy się smakiem wygranej. Czasem się zastanawiam czy to nasi zagrali tak dobrze, czy Start tak źle. Nieważne. Liczba dnia ? 4 (słownie: CZTERY) - tyloma wygraliśmy, tyle rzucilismy w trzeciej kwarcie. Szkoda tylko, że tak niewielu kibiców to widziało... Ostatnio tak mało widzów oglądaliśmy w poprzednim sezonie w meczu ze... Startem Lublin.
Już w piątek kolejny ważny mecz u siebie z GKS Tychy.
Ole !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz