Szukaj na tym blogu

środa, 2 lutego 2011

Drugoligowe rekordy

W ostatniej kolejce spotkań rozgrywanych w drugoligowej otchłani brylowali gracze niegdyś związani z biało-niebieskim trykotem.
Przemysław Malona z piłką

Przemysław Malona był testowany w Górniku w meczach sparingowych przed poprzednim sezonem. W 20 kolejce w wygranym 89:68 meczu z Albą Chorzów, grający obecnie dla Księżaka Łowicz skrzydłowy, rzucił 26 punktów, dołożył 16 zbiórek (11/13 z gry) i z evalem 42 został graczem kolejki. W sezonie Przemek notuje 7.6 pkt i 5.6 zb.





Drugim graczem, który błysnął w weekend był świetnie u nas znany Marcin Kałowski. 31-letni strzelec gra obecnie dla czołowej zgrai z otchłani, BM Węgiel Stal Ostrów Wlkp. Na parkietach drugoligowych jest generalnie królem ciemności, władcą podziemnego świata. Średnio zdobywa 17.6 pkt (46 % za trzy). W 20. kolejce zdobył 32 oczka (7x3) w wygranym spotkaniem z Fluorem Britam Gliwice 84:82.

Ktoś może sobie pomyśleć, że takie wyczyny w wykonaniu Marcina są możliwe tylko w otchłani. No niekoniecznie. Pamiętam doskonale Kałowskiego z występów w pierwszoligowym KSG w latach 2005/06. Gdy po raz kolejny nie potrafiliśmy wygrywać na wyjazdach, to właśnie nie kto inny jak on w Jarosławiu wydarł 30 pkt, dając nam wygraną.


Marcin Kałowski w swojej naturalnej pozycji

Kałowski przyszedł do nas w trudnej sytuacji. Dla mnie jest to gracz szczególnie wyjątkowy, który łączy się z początkiem mojej wielkiej sympatii dla trzech liter KSG. W styczniu 2005 byliśmy na dnie I ligi. Potrzebowaliśmy wzmocnień. Padło na niego - wtedy gracza balansującego pomiędzy ekstraklasową Stalą Ostrów,a rezerwami tego klubu, reprezentującymi koszykarski drugoligowy underground. Okazało się, że jego transfer był jak powiew gorąca z kaloryfera w styczniową noc, jak zapach kwitnących kwiatów w środku zimy. Błysnął formą. Zaskarbił sobie naszą sympatię. Można mu zarzucać, że nie należał do najbardziej wszechstronnych, ale miał w sobie coś co powodowało, że na mecze chodziło się jeszcze chętniej. Miał smykałkę do "trójek". Był jak maszyna, i to taka zachodnia, bezawaryjna. Automat. Tak jak starszy siwy pan w logu KFC, tak jego "trójki" stały się  rozpoznawalnym znakiem firmowym. Sieć "Kałowski Company" serwowała po kilka trójek co mecz. Na wynos. Ta jedna, jedyna umiejętność pozwalała mu się wyróżniać w lidze. Tą jedną, jedyną umiejętnością wygrywał nam mecze - jego kapitalna "trójka" w meczu z Siarką, równo z końcową syreną, dała nam wygraną.

Zrobiło mi się smutno, gdy po półtora roku odszedł do Tarnovii. W 31 meczach sezonu 2005/06 zaliczał 13.8 pkt. Ile dany gracz znaczył dla kibiców można poznać po tym, czy na jego cześć został wykonany transparent. Można poznać po tym, czy oddany kibic zarywa noc, połyka cenny czas, tylko po to by zaprezentować skromną pracę swojemu regionalnemu idolowi. Marcin Kałowski doczekał się takiego transparentu. W kolejnym sezonie gdy nasi grali z Tarnovią Tarnowo, stworzona przez oddaną kibickę skromna biała płachta z literami z czarnego sprayu tworzyła napis "Marcin Kałowski". Uśmiech zainteresowanego gracza na jej widok był bezcenny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz