W niedzielę wybrałem się na mecz młodzików naszego klubu. Spotkania zawodników z tej grupy wiekowej (1997,1998) mają to do siebie, że potrafią zaciekawić kibica w nieco inny sposób.
Nasi wygrali ze Śląskiem II 113:47. Tworząc ten wpis nie zamierzam koncentrować się na wyniku, ale opisać po troszku otoczkę tego spotkania. Na dzień dobry pod halą można było zobaczyć autokar młodych graczy z Wrocławia. Zdezelowany, wyglądał jak wyrwany z poprzedniego ustroju. Niby szczegół, w sumie nieistotny.
Dużo ciekawych, około meczowych rzeczy działo się w samej hali. Rutyna, goszcząca na każdym meczu grup młodzieżowych tym razem mogła się zakłopotać. Tego dnia rutyna nie miała łatwo. Obok dobrzej jej znanej silnej grupy wsparcia w postaci rodziców na trybunach, pojawiły się elementy rzadziej widywane na meczach w tej kategorii wiekowej. Mianowicie dostawiono głośniki, z laptopa odpalono muzykę. Niby nic, jednak dla tych, którzy na meczach grup młodzieżowych pojawiają się częściej niż raz w życiu było to miłe zaskoczenie. Jakość odbioru tejże muzyki też nie była zła, jak na warunki naszej hali-staruszki. Obelgi w kierunku rutyny kierował przedstawiciel Rady Rodziców Ryszard Burdek.- człowiek orkiestra, jeżeli chodzi o młodzików. To on zorganizował głośniki, muzykę (i prawdopodobnie didżejkę). Prowadził też doping za pomocą bębna. Zdarzały się mecze, gdy ten sam pan tworzył wszelkiego rodzaju konkursy w przerwach, bądź też rozdawał kibicom poczęstunek w trakcie meczu, czy też ulotki z informacjami o samych graczach. Panie Ryszardzie - WIELKIE BRAWA.
To, co zaskoczyło mnie równie pozytywnie to prezentacja samych zawodników. Na meczach czy to młodzików, czy juniorów zdarza się to rzadko. Gracze Śląska, odziani w stroje koloru świeżo wyrośniętej trawy, byli nieco zszokowani samym faktem prezentacji. Nie bardzo wiedzieli gdzie i w jaki sposób mają wybiegać. Fakt prezentacji z uśmiechem na twarzy przyjął trener Śląska. Ktoś może zapytać: A po co ta cała prezentacja jak dzieciaczki grają ? Spieszę odpowiedzieć: A no po to, by mogli poczuć się docenieni. Dla tych młodych ludzi jest to na pewno wielka frajda, gdy na dźwięk ich nazwisk ludzie biją brawo. Niby szczegół, niby nic, a jednak. Koszykówka zbudowana jest z takich właśnie szczegółów. Szczegółów, które jakże często w naszym klubie są zaniedbywanie, pomijane, niedoceniane. Ciężkie one mają u nas życie.
Młodzież Śląska też już nie ta co kiedyś. Teraz we Wrocławiu niepodzielnie króluje WKK. WKS Śląsk jest trochę jak starszy brat WKK, któremu w życiu trochę nie wyszło. Co do samego początku meczu, skromne chłopaczki ze Śląska nie do końca wiedziały, który jest atakowany przez nich kosz. W pewnym momencie gdy spod kosza punkty zdobył kompletnie nie kryty, grający z 12 Maciek Krzymiński, trener Śląska z wściekłości wziął czas. Pytał graczy: " Kto kryje 12 !?" Gdy dwóch zielonych skrzatów odpowiedziało, że kryło gracza z "20", trener wiedział, że nie jest dobrze. Zmienił całą piątkę graczy. Cała sytuacja rozbawiła nas kibiców chyba trochę bardziej, niż samych trawiastych koszykarzy.
Jeżeli chodzi o naszych, należy wyróżnić jednego gracza. Marcin Szymanowski tego dnia kulturą gry przewyższał rówieśników. Był za szybki, bezlitośnie przeciskał się przez dziury tego zielonego, szwajcarskiego sera, tylko z definicji mającego przypominać obronę. I to wszystko na drugim biegu. Marcin był trochę jak dorosły, bawiący się z dziećmi w piaskownicy. Nie pasował do otaczającej go sytuacji.
Mecze seniorów to danie główne. Spotkania młodzików funkcjonują trochę jako przystawka do zupy przed daniem głównym. Zupą są juniorzy. Ich bardzo ważny mecz z Turowem u nas już 7 lutego, w poniedziałek (sic!) o godz. 17.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz