W następnej kolejce nasi muszą zabawić się w kucharza. Najwyższy czas stworzyć danie, o wdzięcznej nazwie "Śledź po wałbrzysku" - koniecznie polane biało-niebieskim sosem. Gdyńskie śledzie zawitają do naszego kotła. Naszym zadaniem będzie je wypatroszyć i przetrawić.
Niestety, jest parę gdyńskich śledzi, które mogą nam sprawić poważne problemy trawienne. Zwłaszcza te większe. Tomasz Wojdyła i Tomasz Andrzejewski to wyjątkowo niestrawne śledzie. Obaj dominują w lidze jeśli chodzi o punkty i zbiórki. Naszą odpowiedzią jest nowo sprowadzony olbrzym, który jednak nie należy do grupy najlepiej obeznanych w rybołówstwie. Drugiego, równie rosłego rybaka na naszym kutrze brak. Ością w gardle mogą nam stanąć także obwodowi Grzegorz Mordzak oraz Marcin Malczyk. Jak to ość, ruchliwi, niewygodni. Potrafią poprzeszkadzać.
Nasz port rybacki oddalony od morza jest o 600 km. Za odpowiednik morza robi u nas pobliski zalew, z resztą niewiele większy od miejskich basenów. Nic więc dziwnego, że wielu z nas na pytanie o ulubioną rybę, bez namysłu odpowiada: makrela.
Połów zbliża się wielkimi krokami. To śledzie są faworytem w tym pojedynku. Jako szczury lądowe bez grosza przy duszy, dysponujemy dość skromnym repertuarem sposobów na udany połów. Dwóch naszych jednak nadmorskie okolice zna dość dobrze. Tamże sięgają ich korzenie. Mateo oraz ostatnio nasz pierwszy rozgrywający Wicher, muszą przypomnieć sobie najlepsze techniki łowieckie.
Gdy mowa o śledziach, możemy wyróżnić wiele ich rodzajów: śledź pacyficzny, atlantycki, sałaka (?), śledź obły, patagoński czy złotośledź. Nas czeka trudne starcie ze śledziem o wdzięcznej, łacińskiej nazwie "assecos prokomos". Śledzie te dzielą się na dwa rodzaje. Te lepsze, smaczniejsze, pływają po wodach nam niedostępnych. Od lat nie ma w naszym kraju na nie mocnego. Typ tych śledzi, z którymi my się zmierzymy nie jest tak wykwintny i drogi, co nie oznacza wcale, że nie zna swojej wartości.
Fachowy portal MniamMniam.pl podaje:
"Śledzie - najpopularniejsze u nas ryby morskie, dość ościste, o charakterystycznej woni. Solone trzeba moczyć przed przygotowaniem około 12 godz. w zimnej wodzie. Krócej - 30 minut do godziny - moczy się filety. U nas śledzie najczęściej podaje się na surowo - w oliwie lub różnych sosach. Śledzie wspaniale nadają się do smażenia, duszenia i pieczenia. Smażone można zamarynować i wcinać razem z ościami."
W przygotowaniu "Śledzia po wałbrzysku" nam będzie zależało by zrobić z nich filety i strawić w 40 minut. Nie dłużej. Czas przygotowania dzielimy na cztery części, po dziesięć minut każda. Ważne, by te gdyńskie śledzie były surowe zarówno w ataku jak i obronie, koniecznie zalane biało-niebieskim sosem (odpuszczamy w tym momencie wyżej wymienioną oliwę). Według tego portalu śledzie podobno "świetnie nadają się do smażenia, duszenia i pieczenia". No i o to chodzi. Musimy je usmażyć w naszym "wałbrzyskim kotle". Śledzie muszą zostać podduszone naszą energią i entuzjazmem w naszym na nie natarciu. W momencie gdy śledzie gdyńskie - dzięki naszej świetnej postawie - będą tak nieporadne, że aż czerwone ze wstydu, wtedy właśnie będziemy pewni, że zachodzi proces pieczenia. Gdy już się usmażą, nawet ich ości (Mordzak i Malczyk) nam nie będą w stanie zagrozić.
Byle tylko nie było tak, że "gdzie kucharzy 12 tam nie ma co jeść" . My, obserwatorzy na hali, po ciężkim (jak to w środy) dniu, będziemy bardzo głodni. Czekamy na "śledzia po wałbrzysku".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz