Łukasz szykuje się do podniebnego lotu |
Wchodząc na halę napotykaliśmy na swojej drodze czerwoną płachto-kotarę, zamontowaną w progu. Gdyńskie śledzie też wchodząc do środka musieli się przez nią chyba przedrzeć, bo zadziałała na nich tak jak płachta działa na byka. Byki kojarzą nam się z corridą, a ta z Hiszpanią. Właśnie tam, a dokładnie na Wyspach Kanaryjskich przerwę świąteczną spędziły gdyńskie śledzie. No i trzeba przyznać, że tak opalonych (spalonych, patrz Marcin Malczyk) śledzi to jeszcze nie widziałem. Zaimponowała nam nie tylko ich opalenizna, ale i kultura gry. Stare porzekadło mówi, że gra się jak przeciwnik pozwala - my tego dnia pozwaliliśmy na dosłownie wszystko.
To był mecz kontrastów. Oni spędzili przerwę na "Kanarach", my - jak to się poczciwie określa - "na własnych obiektach". Oni grali na ciemno-granatowo, my na biało. Ich budowa fizyczna graczy (patrz Marcin Malczyk) sprawiała, że wyglądaliśmy jak drużyna juniorów. Dwie górne kończyny naszego Damiana Pielocha odpowiadały jednej wspomnianego Malczyka (o różnicy w opaleniźnie nie wspomnę)..
Ich twarda obrona sprawiała, że byliśmy nieporadni jak dziecko we mgle. Jakby tego było mało, według nas akcja trwa nie 24 sekundy, ale jak w amerykańskiej lidze uczelnianej - około 35. Trzykrotnie w bezmyślny sposób traciliśmy z tego powodu piłkę.
Dziś oglądaliśmy zupełnie innych biało-niebieskich w porównaniu z tymi z okresu październik-grudzień. Zmieniły się nazwiska, doszły kontuzje. Być może z tego powodu nasza gra się nie kleiła. W akcji prezentowali się Ci, których do tej pory oglądaliśmy epizodycznie lub wcale.
Ł. Muszyński - szok. Po prostu szok. Coś w nim pękło. Był dla nas niezbyt zdecydowanym, przygaszonym człowiekiem. Po pierwszym dunku krzyknął wyraziście "aaaa !". Coś w nim drgnęło. Od tego momentu stał się latającym wirtuozem. Czarował w powietrzu. Kapitalny wsad w kontrze nad ogromnym, o 16 cm wyższym Wojdyrem plus potem równie niepowtarzalny dunk z faulem. Zszokował nas wszystkich. Gdy piszę te słowa wciąż nie mogę wyjść z podziwu. Wiem jedno - chce poznać jego dietetyka lub jego nowe "witaminy". A może po prostu zmienił dostawcę płatków ? W przestworzach: wielki, na lądzie: mniej spektakularny. 6/13 za 2, 10 zb, 13 pkt. Najlepszy dziś w naszej załodze. Od dziś na mecze chodzimy głównie dla niego. I już nawet ta jego ograniczona mimika nam nie wadzi.
M. Kowalski - nie można mieć do niego pretensji. 4/7 z gry. 11 pkt. Bardzo spokojny w grze, wywarzony, choć trochę za bardzo asekuracyjny.
D. Pieloch - z powodu kontuzji Józka, dziś długo w grze. Słabe 3/11 z gry, ale 5 przechwytów. 9 pkt. Na plus to, że chociaż trafił trójkę, co dziś w wykonaniu biało-niebieskich wojowników było nie lada wyczynem. M. Wróbel - dużo lepiej niż w Siedlcach. Tam jednak było dno, więc "dużo lepiej" nie oznacza, że dobrze. 4/8 z gry, 8 pkt, ale tylko 3 zbiórki
A. Stochmiałek - zaskoczenie nr 2. 4/5 z gry, 7 zb, 8 pkt. Dostał więcej minut, co zamienił na eval 16. Raz nawet trafił z póldystansu, co było nie mniej zaskakujące jak monster wsady Muszyńskiego.
M. Nitsche - chodząca sinusoida. Denerwuje nas jego nierówność. W Siedlcach był jednym z liderów. Dziś wymagaliśmy tego samego. Niestety, zadanie go przerosło. Postanowił kontynuować swoją serię odświętnych, dobrych meczów. 1/10 z gry, 4 pkt. Nawet te 4 przechwyty go nie ratują.
J. Kietliński - najsłabszy na boisku. Nie podjął chyba ani jednej dobrej decyzji. Jak na rozgrywającego to złe wieści. W jednej z akcji nie zorientował się, że w grze jest zegar 24 sekund, a 8 tychże sekund na przekroczenie połowy okazało się dla niego za mało. Bardzo prosty błąd jak na kreatora gry. Eval -7 mówi w zasadzie wszystko. 0/5 z gry, 0 pkt. Same jaja w statystykach. Mi do śmiechu jednak nie jest. Bonusowo - 3 straty.
Ł. Grzywa - bardzo krótko w grze. W ataku bał się spojrzeć na kosz. 1 blok z pomocy, który widzieli wszyscy z wyjątkiem pana od statystyk.
H. Murzacz - pierwszy z naszych 16-latków. Jeszcze nie do końca wie, o co chodzi w strefie. 10 minut w grze. W obronie miotał się niesamowicie. W ataku koledzy nie chcieli podawać, bo też trochę się miotał. Na plus ładna penetracja pod basket i trzeźwa asysta.
O. Pawlikowski - drugi z naszych 16-latków. Epizod na parkiecie. W obronie opuszcza ręce, co kończy się faulem. Niby prosty błąd, ale dużo starsi od niego też go popełniają.
Kołcz Aron - trudno się do niego przyczepić. Rotował jak szalony, Szukał entuzjazmu u naszych graczy, namiastki polotu w grze. Kombinował, grał niskim składem (Kowalski plus Kietliński). Wydawało się, że ma więcej energii przy linii bocznej (dosłownie przy linii) niż nasi w boju. Pobudzał do walki, ganił, starał się reagować na to, co się dzieje na boisku. No i ta jego skromność gdy skandowaliśmy jego nazwisko.
Spotkanie nagrywały aż cztery kamery (!?) Czyżby retransmisja z tego widowiska miałaby znaleźć się na TVP Sport ? Gdybym wiedział, że nasz Muszyński Łukasz będzie tak fruwał sam skombinowałbym kamerę i sprzedał nagrania amerykańskim skautom. A może to rodzina Łukasza z Mazur się zjawiła, licząc na jego ponadprzeciętny występ ?
Czasem w sporcie zdarzają się mecze jak te. Mecze, gdy - niczym puzzle - nic nie trzyma się kupy. Czekamy na powrót do gry weteranów i liczymy na poprawę. "KS - i na dobre i na złe !".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz