Szukaj na tym blogu

czwartek, 6 stycznia 2011

O kołczu naszym słów kilka(set) part 1

Po ocenie naszych playerów czas na subiektywne podejście od strony kibica do pracy naszego head coacha. Blog jest takim o miejscem, gdzie w sposób zdecydowany wylewamy z siebie to co nam na duszy ciąży, często nie znając się na rzeczy. Ja trenerem nie jestem, ale jestem kibicem i los biało-niebieskiej załogi jest mi wciąż drogi.

Arkadiusz "Aron" Chlebda - 32 lata. Seriously ? No kidding ?. Noł. 32 lata, a już pierwszy trener. Najmłodszy w lidze. Nasz krajan z naszej małej ojczyzny. Wywodzący się z tego naszego małego wałbrzyskiego piekiełka. W Górniku - mimo młodego wieku- już od lat. Najpierw jako kołcz naszej młodzieży, potem tłumacz naszych americana ballers z czasów ekstraklasy, następnie asystent kolejnych trenerów.

Pierwszym,najważniejszym na pokładzie człowiekiem jest od mroźnego, 18 dnia listopada 2009 roku. Sezon 2009/10, jesteśmy 0-6. Po żenującej porażce w Jeleniej Górze 82:74, po niemiłosiernym laniu w Krośnie (tak,tak z tym słabym MOSiRem Krosno), przyszedł czas na mecz w naszym kotle ze Zniczem Pruszków. Pamiętam tamte nastroje. Graliśmy tak niemrawo,że nikt nie wierzył w sukces z konkretną drużyną z Mazowsza. Sam na tamtym meczu nie byłem, wykręcając się jakąś nauką, brakiem czasu czy coś takiego. Nieważne. Ważne że wstydzę się tego. Nasi zatopili pruszkowską fregatę.100:89. Gdy czytałem o tym w gazecie pamiętam jak szczęka opadła mi do podłogi. 10 trójek, 52 % z gry, pięciu naszych bohaterów z dwucyfrówką w punktach. To był mecz (podobno, bo przecież mnie nie było). Z tej gazety pamiętam też zdjęcie naszego nowego head coacha. Uradowany, z rękami w górze. Zrobił coś z niczego.

Nagle w zeszłym sezonie z 0-6 zrobił 11-16. I co najważniejsze - utrzymał nasz tonący w długach okręt na pierwszoligowej powierzchni. A trzeba pamiętać, że sztormów w tym okresie nie brakowało. Nawiedzały nasz okręt nieustannie. Najgroźniejsza była niszczycielska fala bankructwa. Bezlitośnie wdarła się na nasz pokład. Załoga się jednak nie zbuntowała, wytrwała pomimo tego. Był 20.02.2010. Strawy na pokładzie brak. Zarządzający Janusz K. obiecuje,że strawa w postaci banknotów prezentujących polskich królów i książąt napłynie niebawem. Padały pytania: poddać się czy nie tej sile potężnej i złowrogiej ? Nie poddano się, a napływ białostockiej fali Żubrów został zastopowany. 82:73 po epickich 45 minutach boju. I strawa się nawet później znalazła.Brawo playerzy. Brawo kołcz.

Takich chwil nie brakowało. To był naprawdę wyjątkowy sezon. Powiadają, że szczęście sprzyja lepszym. Nam tego szczęścia nie brakowało. Ten Gość u góry nad nami czuwał. W końcu lubi biało-niebieskie barwy, bo niebo z chmurami przecież takie są. Wygrywamy po dogrywce z Białymstokiem, wygrywamy mecz nie do wygrania z Politechniką W-wa po szalonej trójce captaina Sterengi, przechwycie największego Wróbla jakiego ornitolodzy widzieli oraz po wielkim rzucie równo z syreną końcową naszego małego-wielkiego Krzysia. Pokonujemy też tych nadzianych z Gdyni 77:76 po wielkim comebacku. Dlaczego więc walczyliśmy o utrzymanie ? Bo nasz okręt miał słabość tonąć na obcych morzach. Dwa razy z trzynastu prób wróciliśmy do naszego grodu cali i zdrowi, w tym niwecząc próby stłamszenia uskuteczniane przez ludożerców z Tych.

Z tak słabo wyszkoloną załogą trzeba było mieć albo dużo szczęścia żeby się utrzymać, przeżyć, przetrwać albo dobrego dowódcę. Szczęścia nam nie brakowało. Młody dowódca, na własne życzenie rzucony na głęboką wodę, zrobił co do niego należało. Przetrwał razem z chłopakami liczne burze, wyszedł zwycięsko z najważniejszego starcia na łańcuckim polu, gdzie Krośnianie polegli jednym piechurem.

Ogólny bilans Arona w meczach ligowych licząc od tego 18.11.2009 do 6.01.2011 to 14-27.
Czasem brakowało szkoleniowej myśli, czasem nie było warunków. Co by jednak nie pisać - MISSION ACOMPLISHED. Wciąż dryfujemy po pierwszoligowych morzach i oceanach.

Dominik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz