Październik 2012. 1. kolejka III ligi, Górnik - Śląsk II |
Początek października
2012. Spadające liście z drzew mają w przewrotny sposób zwiastować wzniesienie
koszykarskiego Górnika na wyższy poziom. Wałbrzyski klub po kilku wzmocnieniach
i połączeniu z lokalnym rywalem ma za rok o tej samej porze być już szczebel wyżej. Jest pierwsza kolejka sezonu 2012/13, a w hali wałbrzyskiego OSiR-u
biało-niebiescy mierzą się z rezerwami Śląska w III lidze.
Zawodnicy obu drużyn
kończą rozgrzewkę a ja monitoruje obiekt w poszukiwaniu znajomych twarzy. W
głębi czuję dumę, bo kibice z mojego miasta zapełniają halę do ostatniego
miejsca, co w prowincjonalno-przaśnej III lidze nie miało prawa się zdarzyć. W
dłoni dzierżę garstkę gazetek/programów meczowych „Górnicy” (później zmieniłem
nazwę na „Górnik Basketball”). Z okładki spoglądają na mnie Łukasz Grzywa i
Sławek Buczyniak, którzy na początku października 2012 roku byli bożyszczami tłumów.
Nagle dostrzegam nieopodal nastolatka ubranego w zdecydowanie przydługą koszulkę Steve’a Nasha.
Złoto-purpurowe barwy stroju oznajmiały, że to koszulka Nasha z LA Lakers. W
październiku 2012 roku strój Nasha- Jeziorowca był świeży niczym gorąca bułeczka prosto z pieca. W październiku 2012 roku Nash miał zbawić Kalifornijczyków
tak, jak wyżej wymieniony duet z gazetki „Górnicy” miał zbawić naszego Górnika.
W obu przypadkach skończyło się na niespełnionych oczekiwaniach.
„Dżerzej” Nasha rzucał
się w oczy niczym homoseksualista na Marszu Niepodległości. Moja wzrastająca
ciekawość kazała spojrzeć na oblicze odzianego w jaskrawą koszulkę gracza.
Szybko go rozpoznałem. To był Norbert Kulon, wtedy młodzian lawirujący między
pierwszoligowym a trzecioligowym Śląskiem, dziś pełnoprawny członek ekstraklasowej
ekipy WKS-u. Podekscytowany atmosferą spotkania poddałem się impulsowi i
wybrałem się w stronę Norberta z moimi gazetkami. Koszykarz Śląska oparł się o
barierki niedaleko naszego młyna. Podałem mu gazetkę i powiedziałem: „Witamy
gości z Wrocławia”. Wyraz spojrzenia Norberta Kulona miksował zdziwienie i
obawę. Koszykarz bez słowa wziął ode mnie gazetkę, a po chwili przeniósł się na
balkon za koszem.
Emocje sięgnęły zenitu
zaraz po prezentacji, gdy z głośników po raz pierwszy można było usłyszeć
hiphopowy numer o koszykarskim Górniku.
Biało-Niebiescy szybko
chcieli pokazać, kto w Wałbrzychu (i w III lidze) będzie od października 2012
rządził. Na tablicy wyświetlił się wynik 16:4 dla Górnika, a najzagorzalsi kibice
zaczęli przebąkiwać o otwieraniu koszyka z łakociami i spoczęciu na kocyku. Nic
z tych rzeczy. Młody zespół Śląska wziął się w garść – I kwarta zakończyła się wynikiem 21:21, do przerwy też był remis.
W trzeciej kwarcie w hali
pojawił się nieproszony gość. Zbłąkany wędrowiec. Wiecie, taki, któremu podczas
Świąt nie pozostawiamy wolnego miejsca przy stole. Ten facet nazywa się Syndrom
Trzeciej Kwarty i nawiedza wałbrzyskich koszykarzy od lat. I tym razem
namieszał. Śląsk wygrywa ten odcinek 25:15 i ma solidną zaliczkę przed
decydującą fazą pojedynku. Jakby tego było mało, ogromne kłopoty z faulami mają
Buczyniak i Adrian Stochmiałek.
Ostatnia kwarta
przyniosła ryk miejscowych kibiców, co pozwoliło przy odrobinie szczęścia odrobić
straty na kilka sekund przed końcową syreną. Dogrywka.
Dogrywka po tych dwóch
latach zagnieździła się w mojej pamięci jedynie dzięki dwóm kluczowym stratom, które
pociągnęły Górnika na dno. Najpierw dwa razy piłki nie złapał (raz w kontrze) Maciej Łabiak, a
w decydującej akcji meczu, przy stanie 84:85 na kilka sekund przed syreną, piłki
pod koszem nie chwycił Daniel Iwański. Przegraliśmy 84:87. Po meczu wszyscy
pamiętali jedynie o koszmarnej sekwencji dwóch strat Łabiaka zapominając, że
ten sam zawodnik, z 19 punktami, był najlepszym strzelcem Górnika w meczu.
W październiku 2012 nie
wszyscy przejmowali się inauguracyjną porażką ze Śląskiem. NIKT nie przeczuwał też katastrofy, która w ciągu kolejnego miesiąca zdefiniowała wałbrzyski basket:
sześć kolejnych porażek i lądowanie na dnie polskiej koszykówki. Norbert Kulon
i jego jaskrawa koszulka z NBA stała się w pewnym sensie talizmanem Śląska i kryptonitem biało-niebieskich supermanów parkietu.
Niemal równo dwa lata
później ponownie spotykamy na swojej drodze rezerwy Śląska. Ponownie w 1.
kolejce. Różnic jednak nie brakuje: gramy z WKS-em szczebel wyżej, w innej
hali, w innym składzie. Dość powiedzieć, że w składzie Górnika zobaczymy co najwyżej
pięciu zawodników z tamtego starcia (Myślak, Stochmiałek, Borzemski, Maryniak,
Iwański). Z pierwszej piątki Górnika z października 2012 (Buczyniak, Łabiak, Murzacz,
Grzywa, Stochmiałek) ostał się tylko ten ostatni. Dużo zmieniło się także we
Wrocławiu. W składzie rezerw zostały 3-4 nazwiska z meczowej „12” z 2012 roku.
Pomimo tego, 4
października nasi nie unikną spojrzenia historii w oczy. Kibice wciąż pamiętają
opisaną powyżej porażkę po dogrywce, która niespodziewanie stała się preludium
do katastrofy. Oby nasi wyciągnęli wnioski z tamtej potyczki. Mam nadzieję, że
Norbert Kulon i jego jaskrawa koszulka Lakersów (vel talizman Śląska) nie
wiedzą o tym meczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz