Szukaj na tym blogu

niedziela, 12 stycznia 2014

Oko byka, czyli baraż się nie wymyka


10-0) Górnik Wałbrzych – (6-4) Maximus Kąty Wrocławskie 74:68



„Kiedy jesteś zły, policz do dziesięciu, ale kiedy jesteś wściekły, to przeklinaj”

Mark Twain


Był listopad 2012 roku, gdy trzecioligowy Górnik Wałbrzych wyruszył w długą podróż na mecz ligowy do Wschowy. Za nimi ruszyli kibice. Miny jednych i drugich były nietęgie. Górnik po sześciu kolejkach miał sześć porażek na koncie. Krytyka w kierunku wałbrzyskich koszykarzy sięgnęła zenitu, gdy ktoś w oceanie pełnych nienawiści komentarzy na klubowej stronie napisał: "07 zgłoś się". 

Styczeń 2014. Ani widu, ani słychu po wzywaniach porucznika Borewicza. To już, wydaje się, prehistoria. Nowy, 2014 rok Górnicy otworzyli od hasła "strzał w dziesiątkę" (po angielsku bull's eye, czyli w wolnym tłumaczeniu "oko byka"). 

Górnicy, w swoim pierwszym meczu w nowym roku, nie zachwycili. Raz po raz nowiusieńką halę na Białym Kamieniu wypełniał kibicowski jęk zawodu, raz tu, raz tam ktoś kręcił głową w wyrazie dezaprobaty. Naszym wiele w tym meczu nie wychodziło. Takie są fakty. Pudła spod kosza, seria pudeł z dystansu, podania do nikogo, błędy przy zastawianiu, złe boiskowe decyzje.

D., która na pojedynku koszykarskiego Górnika zadebiutowała w tym sezonie, ma w swojej prywatnej koszykarskiej bazie danych tylko kilka zapisów z meczów domowych. Ot, niewielkie doświadczenie, niebudowane w żadnym razie na serii porażek z poprzednich rozgrywek. Po końcowej syrenie sobotniego meczu Górnika z Maximusem D. bez ogródek jednak przyznała: „To był najgorszy mecz naszych, jaki widziałam”.

Hmm…

Dużo w tym tekście narzekania na zespół, który w sezonie 2013/14 nie poniósł jeszcze porażki. Co robić, (Jak żyć panie trenerze/działaczu?) gdy idealistyczny obraz Górnika, miażdżącego każdego rywala w najniższej lidze w kraju, zderza się z rzeczywistością, w której biało-niebiescy wygrywają, ale w nieprzekonywującym stylu?




W takiej sytuacji z pomocą nadchodzi Mark Twain (na obrazku) – zmarły 114 lat temu wielki amerykański powieściopisarz, twórca duetu Tom Sawyer i Huckleberry Finn, w literackim świecie Ameryki równie wpływowego i gwiazdorskiego jak w koszykówce swego czasu Kobe i Shaq czy obecnie Russell Westbrook i Kevin Durant. Spójrzcie na powyższy cytat. 

Wkurzacie się na grę wałbrzyszan?

Policzcie do dziesięciu. Bo tyle zwycięstw po dziesięciu kolejkach mają już na koncie Górnicy.

Jesteście wściekli, gdy nasi, przez nikogo nieatakowani, przegrywają misję polegającą na dziurawieniu obręczy? Trafia was szlag, gdy po kolejnej nieudanej akcji tracą piłkę? Krew was zalewa, gdy pudłują jakieś 50-60% rzutów wolnych?

Przeklnijcie sobie. Wielu na trybunach po nieudanych zagraniach biało-niebieskich w ten sposób reagowało. Chyba pomaga (jeżeli nie pomaga, pozostaje herbata z melisą).

#13 Borzemski – wokalny lider na ławce. Przez cały ostatni tydzień miało się wyjaśnić, czy w ogóle zagra. Opuchlizna w duecie z bólem zniknęła ze stopy na czas, by powrócić w trakcie meczu z Kątami i zmuszając utykającego „Borzema” to zajęcia miejsca na ławce. Wcześniej, Borzemski skutecznie wykończył kontrę i zdobył punkty po wejściu pod kosz i po przedarciu się przez gąszcz rąk rywali. Problem ze stopą nie wyeliminował Michała z gry, bo w akcji widzieliśmy go jeszcze w czwartej kwarcie.

#6 Fedoruk – dostał kilka minut i przebrnął przez mecz dość niezauważalnie.

#18 Glapiński – rzucił ponad 1/3 punktów całego zespołu choć grał z otejpowanym lewym nadgarstkiem. Przed sezonem pisałem o nim: „Ma być liderem, dowódcą, kapitanem, a czasem – samograjem”. Cóż, chyba tak się dzieje. Punktował, gdy zespół tego bardzo potrzebował. Trafiał z różnych pozycji, nawet przełamał się z dystansu jedną celną „trójką”. Dużo punktów na jego koncie to celne rzuty osobiste, pomimo tego, że zaczął o trzech pudeł na pierwsze cztery próby z linii, a ktoś niecierpliwy z trybun krzyknął: „Przymierz!” Nie był to występ idealny, zdarzały mu się mało inspirujące pudła i niedobre podania. Ale czy nasi pokonaliby Maximusa bez Glapińskiego w składzie? Na pewno nie.

#19 Iwański – w oczy kibiców rzucił się jego przypominający z daleka korę drzewną obszerny tatuaż na ramieniu (nowy tatuaż?). W poczynaniach boiskowych miał trochę problemów przy zbiórkach. Duży plus za najlepsze podanie meczu, gdy to stojąc na wprost kosza na wysokości linii rzutów za trzy podał idealnie kozłem pod sam kosz, oszukując dwie linie obrony. Nie pamiętam już kto był adresatem podania, ale ten ktoś podanie zamienił na punkty.

#9 Józefowicz – koszykarski Dante Alighieri. Zapewnił kibicom Boską Komedię, swego rodzaju podróż z piekła do nieba. Zaczęło się od komedii z finalnym lądowaniem w ostatnim kręgu piekielnych czeluści, bo „Józek” zaliczył niedolot z linii rzutów wolnych. Niejeden na trybunach się zaśmiał i zakpił. Józefowicz został podrażniony. On tego nie lubi, co chwilę później udowodnił trzema kolejnymi celnymi rzutami za trzy. Rzutami bardzo ważnymi, bo pozwalającymi odskoczyć Górnikowi na 8-9 pkt w trzeciej kwarcie. W minutę „Józek” zamienił piekło na niebiańską boskość. I kto się teraz śmieje? W całym meczu trafił 4x3, raz na zawsze burząc teorię, że w hali Aqua-Zdrój seryjnie z dystansu trafiać się nie da. Jeżeli ktoś myśli inaczej, będę od teraz powoływać się na „Regułę Józefowicza”. 

#14 Karwik – od czasu dobrego występu w Siechnicach, przeskoczył w rotacji Olszewskiego. W starciu z Maximusem zbyt wiele argumentów na swoją korzyść niestety nie zapisał. Przegrywał walkę na zbiórce, niedokładnie podawał, pudłował nieprzygotowane rzuty. Na koniec usłyszał jeszcze parę uwag od Glapińskiego.

#10 Maryniak – w obliczu kontuzji Myślaka, spędził na boisku nieco więcej czasu niż zwykle. Zaczął dobrze. Jako zmiennik wprowadził trochę świeżości, trafił z półdystansu i napędzał akcje. Później ze skutecznością było nieco gorzej. Dwa razy „nadział się” na jęki zawodu z trybun, gdy najpierw spudłował prosty lay-up po dwutakcie sam na sam z koszem, a potem rzut spod obręczy. Po obu akcjach trener Chlebda odwracał wzrok w kierunku ławki rezerwowych, szukając zmiany dla naszego wychowanka. Ostatecznie zmian po obu błędach „Maryny” nie było. Jego szybkość jest sporym atutem na poziomie III ligi. Zespół powinien to lepiej wykorzystywać.

#8 Narnicki – dla Górnika rzuci się w ogień. Na razie, nie było takiej potrzeby. Wystarczyło, że rzucał się do zbiorek w ataku, zaliczał przechwyty i biegał do kontry, a po meczu pobiegł na trybuny do kibiców.

#20 Olszewski – krótki występ „Garbajosy”. Pojawił się w grze dopiero w trzeciej kwarcie, ku uciesze S. - autora pseudonimu "Garbajosa" i jednego z kibiców „Wałbrzyskiego Kotła”, wyraźnie zresztą spóźnionego na drugą połowę.

#12 Stochmiałek – zdarzało mu się nie wykończyć kilku akcji spod kosza. Zresztą z tym problem miał cały zespół. Trafił „trójkę” w odpowiedzi na celny rzut z dystansu gości, powalczył na zbiórce. Biorąc pod uwagę jego dotychczasowe występy w ataku, 5 zdobytych punktów przeciwko Maximusowi pozostawiło pewien niedosyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz