Tak na dzień dzisiejszy
przedstawiają się fakty.
Gdy piszę te słowa
kalendarz wskazuje 4 listopada, a mój świetlisty zegarek-pamiątka z
zeszłorocznej brytyjskiej przygody wskazuje późną godzinę wieczorną. Właśnie
daję sobie do zrozumienia, że wałbrzyska OSiR Basket Liga, bo o niej mowa,
pozostaje dla mnie nieodkrytą zagadką, jak chociażby żarłoczność karaibskich
rekinów czy świetne wyniki sprzedaży książkowego bestsellera pt „50 Twarzy Greya.”.
Od tego sezonu mam okazję
współpracować przy organizacji rozgrywek OBL. Daje mi to możliwość wniknięcia w
struktury ligi i wchłaniania niejednokrotnie gęstej meczowej atmosfery.
Jaką ligą jest OBL?
Po trzech kolejkach i 18
meczach stwierdzam, że interesującą. Z kilkoma bardzo wyrównanymi końcowymi
fragmentami meczów. Z kilkoma nieprzeciętnymi zagraniami koszykarzy-amatorów. Z
kolorową paletą charakternych zespołów.
Tytułu broni ekipa
Partners Nieruchomości. Wbrew nazwie, panowie na boisku są ruchomi, choć
bardziej metodycznie niż eksplozyjnie. W grze wydają się niezwykle
ustabilizowani i monotonnie skuteczni. Nawet ich spontaniczność wydaje się… planowana.
Przykład? Celny rzut z połowy Łukasza Karnasiewicza.
Wicemistrzowie z zeszłego
sezonu, IBIS Hotel (nowa nazwa), wydają się bardzo tajemniczy. W gronie
boiskowych wyjadaczy brakuje nieco świeżej krwi, mimo tego, że reaktywacja
weterana Karwika to wyraźny sygnał, że „hotelarze” obrali kierunek w stronę
mistrzostwa. Po trzech kolejkach na koncie dwie wygrane i jedna porażka przy
brakach personalnych (piątka graczy w protokole przeciwko Harry Catering).
Synowie Gromu, czyli Boanerges,
to trzeci zespół poprzednich rozgrywek i trzeci kandydat do walki o
mistrzostwo. Na całkowitym żółtodziobie OBL, za jakiego się wciąż uważam, robią
niesamowite wrażenie. Dwa mecze, dwie rzezie niewiniątek. Paweł Hałgas z
Boanerges to ligowy złodziej. Ten MVP z zeszłego roku ukradł show już
dwukrotnie, nie biorąc jeńców – 81 punktów i 37 zbiórek w dwóch meczach zwala z
nóg zarówno rywali, jak i obserwatorów.
Na razie Synowie Gromu gromili ligowy dół. Ciekawe, co zaprezentują w
starciu z ligową czołówką.
TOP Basket to ekipa
bardzo solidna i poukładana. Ma kto grać pod koszem, ma kto rozgrywać,
doświadczenie też nie jest u nich towarem deficytowym. Czego więc brakuje?
Lider TOP-u, Wojciech Milewski, jest żywą definicją swojej drużyny - jest
solidny. Jego wejście na wyższe piętro niż przytoczone określenie może być
decydującym czynnikiem dla TOP-u by znaleźć się na… topie.
Harry Catering to ligowi
debiutanci. Są strasznie zieloni. Ich zieleń aż razi po twarzy. Zieleń ich
koszulek rzecz jasna, bo łatka debiutantów to tania przykrywka dla niecnych
planów podbicia ligi i pobicia rywali przez zespół firmowany biznesem z Sobięcina
(moja dzielnica!). Harry Catering to ekipa budowana z głową, w dodatku
okraszona profesjonalizmem. Jest młody, żwawy rozgrywający z przeszłością w
Górniku, który dyryguje dużo starszymi kolegami. Jest gwiazda w postaci Marcina
Sterengi, który na dzień dzisiejszy wydaje się jedynym remedium na śmiertelną
chorobę aplikowaną przez Boanerges, a zwaną Paweł Hałgas. Harry Catering do
ligi wszedł z przytupem, bo z dwunastoosobową kadrą, kamerzystą i najbardziej
profesjonalnymi, wyglądającymi na szalenie drogie, strojami.
Górnik KFC Victoria to
oklejone sponsorem szeroko pojęte rezerwy trzecioligowego Górnika. Mamy kilku
juniorów (wciąż grają w lidze młodzieżowej), są juniorzy starsi (już poza
obiegiem koszykówki młodzieżowe pod egidą DZKosz), pojawiły się nowe twarze z niełatwą przeszłością
w amatorskim baskecie. Tą sklejaną inicjatywą dyryguje szef OBL, Michał Borzemski. Powinni
awansować do playoffs.
Faurecia stworzyła
podobno najlepszy team w swojej historii. W ekipie ze strefy, której mentorem/trenerem
jest Mateusz Myślak, wszystko zależy od dyspozycji duetu Narnicki-Jaskólski. Ich
ewentualne załamanie formy może przynieść lawinę złych wydarzeń i pusty bak w gonitwie o coś więcej, niż awans do playoffs.
Drink Team to ligowy
średniak. Bez błysku, ale bez żenady. Może i znajdą się w playoffs, ale chyba
tylko na jedną rundę.
Gra Labo-Dentu nie przyprawia
o ból zębów, ale ubytki w kłach rzucających się na rywali są widoczne. Plan
awansu gry w playoffs nie powinien być równie awykonalny jak prywatne leczenie
kanałowe u dentysty za jednym zamachem.
Without Coach to zlepek
ludzi z niedawną, nieudaną przeszłością w Górniku uzupełniony kolegami i
kolegami kolegów. Złośliwi określiliby ich biało-niebieskimi odpadami, które
zostały poddane promieniowaniu (stąd pomarańczowe koszulki). Bardziej
obiektywni powiedzieliby: przeciętny zespół, chyba jednak poza playoffs.
Lost Boys bywają na
boisku naprawdę lost, ale przestrzegałbym przed zrównaniem ich z mizerią z
obiadu. OBL to naprawdę ciekawa i silna amatorska liga, gdzie nie jest łatwo
się przebić.
RMC Basket to siedlisko
weteranów. Początek sezonu przeznaczyli na otrzepanie się z rdzy, co okupili
dwoma porażkami: bolesną z Boanerges i minimalną z TOP Basketem. Kolega
powiedział, że to najsłabszy zespół ligi. Nie mogę się z nim zgodzić. RMC kilka
lat temu wygrało całe rozgrywki i choć teraz się na to nie zanosi, sprawią
pewnie jeszcze psikusa. Czas weteranów dopiero nadejdzie.
Następna kolejka OBL
17.11. Czekam z utęsknieniem. Poczekajcie ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz