Szukaj na tym blogu

wtorek, 14 maja 2013

Pólfinały na wesoło



Ostatnie lato spędziłem w Anglii na wymianie studenckiej. Pewnego razu, wraz z Anią, inną studentką z Polski, wybrałem się na poszukiwania oazy polskości na emigracji. Pocztą pantoflową dotarła do nas informacja o istnieniu Domu „Polonia” w którym rzekomo zbierali się nasi rodacy. Z adresem w głowie, stęsknieni za polską prasą, polskim jedzeniem i generalnie polskością w każdej postaci, krążyliśmy po centrum Birmingham. Okazało się, że poszukiwania rozpoczęliśmy z niewłaściwej strony. A raczej: NIEWŁAŚCIWEJ: opustoszałe magazyny, brak żywej duszy i wyjątkowo zawyżony wskaźnik prawdopodobieństwa utraty dobytku bądź… utraty życia za sprawą jakiegoś jegomościa z nożem. Do dziś dziwię się, że nikt nas tam nie napadł (naprawdę!). Jakiż zawód przeżyliśmy, gdy „Polonia” okazała się ponurym budynkiem, wyciętym jakby żywcem z komunistycznego koszmaru. W środku pustki, brak polskiej prasy i towary drugiej kategorii na sprzedaż. Ostatecznie razem z Anią kupiliśmy gołąbki, za które z resztą zapłaciliśmy strasznie duże pieniądze (nie pamiętam ile, ale było to w funtach). Krótko mówiąc: wielki zawód.

Wałbrzyskie pólfinały z Domem „Polonia” NIE mają wiele wspólnego. Z perspektywy organizacji, o zawodzie nie może być mowy. Jako sędzia stolikowy i statystyk miałem dostęp do bufetu VIP oraz zobaczyłem całą imprezę od tej drugiej strony. Spędzałem na hali całe dnie, a z 15 rozegranych meczów przesędziowałem 8. Pomijam tym razem stronę sportową, a skupiam się na wszystkim tym, co działo się wokół parkietu.



Kanapeczki i pełne piwa beczki

Ok, przesadziłem. Wspomniałem o chmielowym trunku jedynie dlatego, że „piwa beczki” rymuje się z „kanapeczki”. Piwa zabrakło, ale kanapeczki dojechały, stając się przebojem pokoju VIP i obiektem westchnień ekipy obsługującej półfinały. Już w trzecich kwartach meczów zdarzało nam się zadzierać wzrok w stronę balkonów i rozmyślać o pysznych kanapkach.

Spiker zażartuje i skomentuje

Mecze Górnika obsługiwała dwójka spikerów: Stopa, tegoroczny maturzysta i dobrze znany głos biało-niebieskich w meczów ligowych oraz Borzem, człowiek-instytucja w górniczym klubie: członek zarządu, trzecioligowy zawodnik, trener juniorów. Współpraca z nimi to czysta przyjemność. Przy stoliku razem ze Stopą komentowaliśmy kolejne boiskowe akcje, a Borzem, mistrz żartu sytuacyjnego, rozładowywał momentami napiętą atmosferę podczas meczów wałbrzyszan.

Bąba !!!! Bomba !!!!

Nie, nie chodzi o komisarza półfinałowych zawodów, pana Marka „stoicki spokój” Bąbę. Chodzi o tajemniczą srebrną walizkę, spoczywającą po stołem podczas wszystkich meczów. Potencjalny ładunek wybuchowy czekał na swoje pięć sekund. Do armagedonu ostatecznie doszło na parkiecie bez pomocy bomby (albo Bąby): Górnicy przegrywali do przerwy z Dąbrową Górniczą 27:28 (!!!!) i remisowali z Gorlicami po pierwszej kwarcie 23:23 (aaa!!!!).

Moja racja, choć przeciw cała nacja

Gdy przed pierwszym meczem Górników mawiałem w korytarzach, że „dam sobie rękę uciąć” że nasi będą do przerwy przegrywać z Dąbrową Górniczą, wielu brało mnie za szarlatana. W średniowieczu za takie słowa wylądowałbym na stosie, albo rzeczywiście tę rękę by mi obcięto. W dzisiejszym świecie pozostało gorące zachęcanie mnie do puknięcia się w czoło. Czułem gdzieś w kościach ten negatywny wynik do przerwy. I choć mowa o jedynie jednopunktowej stracie (27:28), to okazałem się prorokiem. Albo po prostu tą stratę wykrakałem…

Geograficzne niedopatrzenie i prośba o wybaczenie

Na prezentacji drużyn Stopa czyta z kartki przygotowane przeze mnie info o każdym zespole. Gdy na parkiet wchodzą chłopaki z Dąbrowy Górniczej, Stopa przedstawia ich jako zespół z Górnego Śląska. Wszystko się zgadza? Nie do końca…

Drugi dzień imprezy. Majstruję coś przy muzyce lecącej z głośników. Nagle podbiega do mnie zawodnik Dąbrowy i mówi:

„Przepraszam, czy to pan był wczoraj spikerem? Bo chodzi o to, że my nie jesteśmy z Górnego Śląska, ale z ZAGŁĘBIA DĄBROWSKIEGO”.  

Szok! Wiedzieliście o tym? Ja nie miałem pojęcia. Okazało się, że obraziłem ich małą ojczyznę, znieważyłem lokalną dumę. Wybaczcie, ale w naszych rejonach naprawdę nigdy nie słyszeliśmy o Zagłębiu Dąbrowskim. 

Maskotka? Musi być osobna notka!

Nasz wałbrzyski muflon energią przypominał studenta w samym środku juwenaliów (czyli jakoś między trzecim a czwartym piwem). Tańczył, pajacował, rozgrzewał się razem z zawodnikami, kradł bidony naszym koszykarzom (i nie dał się złapać!). Kim był szalony muflon? To członek zarządu naszego koszykarskiego Górnika. Ten, po którym takich zachowań wielu się nie spodziewało. W tym ja.

Miejsce z kiepskim widokiem, czyli pokój bez okien widziany bokiem.

Drugie piętro hali wałbrzyskiego OSiR-u, prawy korytarz, pierwsze drzwi na lewo. Ciemna, niemal klaustrofobiczna kanciapa z wypalającą się żarówką. Pokój sędziowski. Rozjaśniam od razu wasze wątpliwości: okien może i nie ma, ale klamki są. 

6+ Po prostu.

Tak właśnie organizację wałbrzyskich półfinałów (w skali szkolnej) ocenił jeden z rodziców z Opalenicy. Istnieje jednak spore podejrzenie, że został przekupiony ciastem i kawą z pokoju VIP, a jego obraz zamazał świetny występ właśnie Basket Teamu Opalenica. Na szczęście, to tylko podejrzenie.

3 komentarze:

  1. Widać żeś młody - jak to moi starsi koledzy jezdzacy na gorny slask na delegacje z walbrzyskich kopalń nie raz slyszeli slogan "koszmar ślązaka spotkać zagłębiaka" czyli mieszkańca sosnowca, dabrowy, bedzina itp. wbrew pozorom bardzo solidnie zamieszkały region. ale metryka swoje robi więc do wybaczenia. poza tym notka bardzo ciekawa (jak większość na blogu) powodzenia w dalszej skrypcji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rówieśnicy o tym zagłębiu też nie mieli pojęcia. Rzeczywiście, młodość ma swoje ograniczenia:) Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do dalszej lektury kolejnych wpisów!

      Usuń
  2. Kazdy kto interesuja sie pilka nozna zna Zaglebie Dabrowskie ;-) Np Sosnowiec to lowcy hanysow. Nienawidza slazakow itp

    OdpowiedzUsuń