Szukaj na tym blogu

piątek, 10 maja 2013

Pólfinały na sportowo

Pl.Bema, Wrocław



O
P
A
L
E
N
I
C
A

Właściwie tyle można by napisać o części sportowej wałbrzyskich pólfinałów. Basket Team Opalenica bez dwóch zdań zdominował rywalizację. Różnica pomiędzy ekipą z Wielkopolski a resztą stawki była podobna do różnicy jaka jest pomiędzy głośnymi i podpitymi studentami podczas juwenaliów a grupą emerytek. Lata świetlne. 

Studenci śpiewali kolejne pieśni, a pani emerytka zarzucała im z pogardą uszkodzenie jej aparatu słuchowego. Cóż... inne tempo i prędkość życia. Trochę jak w pólfinałach, gdzie tempo i prędkość z jaką poruszali się po boisku opaleniczanie zdecydowanie przewyższała przygotowanie motoryczne pozostałych ekip.Fenomen Basket Teamu to fenomen trenera Aleksandra Ziobry, którego drużyna, na pierwszy rzut oka banalną koszykówką (macie biegać! biegać! biegać!), ośmiesza kolejnych rywali. Rywali, którzy na tle opaleniczan wyglądali równie koszmarnie, jak oprawa graficzna polskiej edycji kanału muzycznego VIVA.

W Opalenicy wyśmiewają utarte szlaki. Tam wycina się busz maczetą i przeciera nowe. Trener nie używa tablicy, nie rozrysowuje skomplikowanych zagrywek, a w przerwach w meczu wszyscy koszykarze spoczywają na siedziskach, patrząc w oczy trenerowi. Nie ma próby tworzenia sztucznego tłumu, gdzie rezerwowi wstają i gnieżdżą się za plecami trenera by robić miejsce na ławce dla zmęczonych koszykarzy z parkietu. U 16-latków z Opalenicy stawia się przede wszystkim na wyszkolenie techniczne graczy, motorykę, rezygnując z zawiłości kreślonych mazakiem. To takie niepolskie. W Wielkopolsce postawili na szkołę serbską.

No i ta fenomenalna gra z kontry. I bezlitosny pressing na rywalu z piłką. I ten przegląd pola. Pamiętam rozmowę w bufecie z trenerem MKS Gorlice, gdy chwaliliśmy przegląd pola rozgrywającego Opalenicy, Patryka Stankowskiego. My tu gadu-gadu, aż trener MKS-u stwierdził, między jednym kawałkiem ciasta a drugim: "A który z tych chłopaków nie ma przeglądu pola !?" 

Ok, dość już o Basket Teamie. 

Na zakończenie turnieju przyszedł czas na rozdanie nagród indywidudalnych. Trenerzy wszystkich zespołów z wałbrzyskich półfinałów (z wyjątkiem coacha Stali, która wcześniej opuściła miasto) oraz spikerzy, a także reprezentant sędziów stolikowych (hmm... ja) głosowali na pierwsze piątki turnieju oraz na MVP. Najważniejszą statuetkę indywidualną, czyli MVP, niejednogłośnie otrzymał Wiktor Sewioł, który w głosowaniu minimalnie przeskoczył Huberta Stopierzyńskiego z Opalenicy. 

Dużo więcej rozbieżności było w przypadku pierwszej piątki. Najbardziej zagorzała rywalizacja rozegrała się pomiędzy dwoma bardzo perspektywicznymi graczami z Dąbrowy Górniczej. Dwaj obwodowi zespołu z Zagłębia Dąbrowskiego (nie z Górnego Śląska !!! - okazało się, że Dąbrowa nie lubi tego określenia), Dawid Boryka i Dominik Rajczak, mają za sobą bardzo udany turniej. Któryś z nich musiał trafić do piątki turnieju. Wybór był trudny, bo obaj dostali identyczną liczbę wskazań od głosujących. Ostatecznie zadecydował "klimat maturalny i wybór padł na Dawida "Cezarego Barykę" Borykę :)

A tak na poważnie:

BORYKA:

5 meczów, śr. 33.5 min, 17.2 pkt, 8.0 zb, 2.2 as, 60 % za 2, 18 % za 3, 91 % za 1 (18/20!), eval 18.2

RAJCZAK:

4 mecze, śr. 35 min, 20.8 pkt, 5.0 zb, 2.3 as, 65 % za 2, 23 % za 3, 81 % za 1 (26/32), eval 17.5

Porównanie statystyczne absolutnie nie pomaga w rozstrzygnięciu dylematu. Obaj panowie zanotowali porównywalne osiągnięcia statystyczne. Czy aby jednak na pewno numerki mówią w koszykówce wszystko? Te pytanie zadawało sobie już wielu przede mną i zada je sobie jeszcze wielu innych w przyszłości.

Boryka zapadł nieco bardziej w pamięć. To on zdobył aż połowę punktów dla swojego zespołu w pierwszej połowie meczu MKS-u z naszym Górnikiem (przegrywaliśmy do przerwy 27:28), to jego niektóre zagrania sprawiały, że komisarz zawodów autentycznie powiedział na jego temat: "Dostał dar od Pana Boga". No i to Boryka miał minimalnie wyższy eval od Rajczaka na koniec turnieju. Z drugiej strony, Rajczak też imponował zagraniami. 

A niech mnie. Trudno coś mądrego w tym sporze wymyśleć. Wybór do najlepszej piątki zawsze będzie budził kontrowersje i zawsze będą stawiane pytania.

Tak jak zawsze osobiście będę stawiał pytania na temat fenomenu pewnej wrocławskiej piekarni przy Pl. Bema, która w czasach wolnego rynku doświadcza kolejek jak ze stanu wojennego. Sznur chętnych do zakupienia świeżych bułeczek jest długi niemal przez cały dzień. Pewne rzeczy po prostu trudno wytłumaczyć. Czyżby wysoka jakość polskiego pieczywa? Hmm...no nie wiem, moi znajomi z Chin i Ukrainy dużo wyżej cenią sobie rodzime wypieki, a i ja będąc w Anglii z bólem serca przynaję, że i tamte pieczywo jest od naszego lepsze.W tym przypadku lepsze znaczy bardziej miękkie.

Drugą część półfinałowych notek uważam za zakończoną. To jeszcze nie koniec.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz