Szukaj na tym blogu

sobota, 12 stycznia 2013

Problemy gastryczne, mielizna i plakaty pod łóżkiem

(4-7) Górnik Wałbrzych - (6-4) Maximus Kąty Wrocławskie 65:90


Koszykówka jest bezlitosna. Obnaża każdy błąd, nie pozostawia złudzeń, remisów, jest do bólu konsekwentna w swym działaniu. Wymaga od zawodników kreatywności, wszechstronności, półśrodki nie mają w niej miejsca. W koszykówce nie można "zamurować" bramki i wykopywać piłkę przed siebie licząc na cud jak w futbolu. Dziś przekonaliśmy się o tej bezlitosnej naturze koszykówki, która pokazała naszym zawodnikom pazury.

Biało-Niebiescy przekonali się, po raz kolejny, o niszczycielskiej potędze koszykówki. Nasi ponownie się pogubili, nowy rok rozpoczynając podobnie jak sezon - fatalnie. Górnicy ponownie skręcili z wymierzonej ścieżki w ciemną uliczkę, konając skierowali się w stronę światełka w tunelu, potknęli się, boleśnie upadając na twarz. Z resztą, nazywajcie to jak chcecie. Gra wałbrzyszan była niestrawna dla miłośników basketu, co dopiero dla niedzielnych kibiców. Górnicy zaserwowali nam odgrzewany kotlet znany z pierwszych sześciu potyczek. A jak to mówią: "To, co odgrzewane, to niedobre, nieświeże".

Z powodu urazu na ostatnim treningu nie zobaczyliśmy w akcji Bartłomieja Józefowicza, powracającego na stare śmieci z Kłodzka. Zamiast z perspektywy boiska, Józek mecz obserwował z ławki w gustownym dresie. Wielu już teraz upatruje w nim Mojżesza wałbrzyskiej koszykówki, przed którym to, zamiast morza, rozstąpią się rywale. Bez przesady.

Koszykówka rzeczywiście obnaża wszystkie słabości. W naszym przypadku te słabości to: problemy ze zbiórkami, atakiem pozycyjnym, przekazywaniem w obronie, skutecznością oddawanych rzutów z czystych pozycji, koordynacją.

Kibice, co nie miało miejsca już dawno, halę opuszczali już od końca trzeciej kwarty. Zawodnicy za to w ostatnich minutach spoglądali jedynie na zegar, odliczając sekundy do końca tej wyjątkowo niestrawnej uczty. Przed meczem kibice entuzjastycznie przyjmowali plakaty z koszykarzami, deklarując chęć powieszenia sobie ich nad łóżkiem, nad półką, przy szafie, na szafie. Nieważne. Ciekawostką pozostanie, czy ci sami entuzjaści, po 40 minutach meczu, nie będą bliżej schowania owych plakatów głęboko pod łóżko?

NIKT z nas nie chce oglądać takiego Górnika. Górnika, który na parkiecie jest zagubiony, polega jedynie na doświadczeniu dwójki Stochmiałek-Buczyniak, gra statycznie, schematycznie. Górnika, którego gracze nie decydują się atakować kosza pomimo czystej do niego drogi bo jest dopiero 5 sekunda akcji. Górnika, którego gracze nie decydują się na rzut z czystej pozycji z dystansu, bo wolą zrobić zwód do środka, który tylko przybliża ich do obrońcy. Wreszcie Górnika, którego zawodnicy, z niemocy, rzucają przez ręce dwóch obrońców.

W ciągu całego meczu nasi mieli jedynie bardzo krótkie przebłyski doskonałości: to trójki Buczyniaka, Wieczorka, Maryniaka z dobrych, wypracowanych pozycji, czy jedyna w ciągu całego meczu bardzo dobra, składna akcja zespołowa Stochmiałek-Fedoruk...zakończona jednak fatalnym pudłem tego ostatniego spod samego kosza.

Ok, może cieszyć rzut trafiony z całgo boiska przez Murzacza, jego serce do gry, wielki wysiłek wkładany w mecz. Cieszy też debiut w III lidze 14-letniego Bartka Szmidta i jego 2 zdobyte punkty po zgrabnym obrocie i rzucie z trzeciego metra.To wciąż jednak za mało. Kropla w morzu kibicowskich potrzeb.

Utknęliśmy jako zespół na mieliźnie. Jeżeli ktoś jeszcze wierzył w wypłynięcie na szersze wody w kierunku suchego lądu o nazwie II liga, może teraz o tym zapomnieć. Biało-Niebiescy nie mają już nic do stracenia. Hmm... może czas ogrywać naszą przecież bardzo zdolną w skali ogólnokrajowej młodzież z rocznika 1997 ?

Jutro część kadetów zagra w zespole juniorów w hicie z Zastalem Zielona Góra. Pl. Teatralny, godz. 15.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz