zdj. walbrzyszek.com |
(5-8) Górnik Wałbrzych - (12-2) Spartakus Jelenia Góra 66:72
Powyższe zdjęcie doskonale ilustruje boiskowe wydarzenie, będące niejako symbolem górniczej nieporadności. Chwilę przed wykonaniem tego zdjęcia będący przy piłce Dawid Kondratowicz, po cichu i z dala od oczów przeciętnego kibica, zagrał najlepszą akcję obronną w meczu, gdy świetnie wybronił rzutową próbę Piotra Kozyry (37 pkt w całym meczu). Kondratowicz dobrze przesunął się na nogach, w odpowiednim momencie wyciągając wyprostowane ręce, stające się wymagającą przeszkodą dla rzucającego Kozyry. Chwilę później, niestety, ten sam Kondratowicz, po otrzymaniu idealnego podania od Buczyniaka i po perfekcyjnym położeniu obrońcy (uwiecznione na powyższym zdjęciu), koszmarnie spudłował spod samego kosza. Tym samym podpisał na siebie wyrok, który za moment wykonał trener Chlebda, zrzucając go w najciemniejsze czeluścia ławki rezerwowych.
Takich jakże przykrych momentów w całym spotkaniu nie brakowało. Dwa razy z czystych, dobrze wykreowanych pozycji trzypunktowych pudłował Borzemski, piłki w dobrym podaniu nie chwycił Fedoruk, z czystych pozycji półdystansowych pudłował Maryniak, a w kontrze fatalnie w aut podawał nowy-stary-nowy nabytek Górnika, Mariusz Karwik.
Wydarzeniem meczu był powrót do składu Karwika, już 36-letniego, bez przeszłości w pierwszej ekipie Górnika, dawnego młodzieżowca biało-niebieskich, kibicom znanego bardziej z popisów w lidze amatorskiej i wartości jaką wnosił do Górnika... ale tego z Nowego Miasta. Pod nieobecność chorego Stochmiałka, podkoszowy Karwik był na wagę złota. I choć pomimo jego widocznego gołym okiem braku ogrania i problemach wydolnościowych, powinien się biało-niebieskim przydać (jak można nie lubić jego stepowania pod koszem!?).
Pojawienie się Karwika zadziałało jak płachta na byka, którym był zmiennik Stochmiałka, ze Spartakusem w pierwszej piątce, Maciek Fedoruk.
Może Maciek chciał wykorzystać szansę, a może po prostu zareagował na mało wyszukaną (choć dobitną) perswazję z trybun:
"Maciek ! Pokaż jaja !"
Nie chodziło rzecz jasna o koszykarską wersję ekshibicjonizmu, ale o zaciętość, determinację, gryzienie parkietu. I - a niechże mnie piorun trzaśnie - po raz pierwszy te boiskowe jaja u Maćka zobaczyliśmy.
Bez owijania w bawełnę, Fedoruk zalicza bardzo słaby sezon, swoisty zjazd na sankach ze wzgórza, którym był mecz ze Śląskiem II. W chwili, gdy pochodzący z Żar podkoszowy dostał nieco więcej swobody w grze, gdy to pod niego ustawiano akcje pick&roll, okazało się, że potrafi być skuteczny (nie tylko po pick&rollach, trafił też raz z dystansu). Nie ustrzegł się rzecz jasna błędów, ale po raz pierwszy od dawna ujrzeliśmy w realu namiastkę takiego Fedoruka, jakiego sobie wyobrażaliśmy przed sezonem.
Jak na zespół celujący w awans, Spartakus nie zachwycił. Zwycięstwo leżało na parkiecie, ale biało-niebiescy postanowili po nie nie sięgać, zmuszając tym samym do przysiadu podstarzałych (choć sympatycznych) panów z Jeleniej Góry. Z dwóch zaprzyjaźnionych zgryźliwych tetryków, ten bardziej zgryźliwy, bardziej stetryczały, wykiwał tego młodszego, chowając wyjątkowo dostępne dla oczu zwycięstwo za pazuchą.
Tyle spostrzeżeń z parkietu. W następnym wpisie przenosiny na trybuny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz