Całość jest wspanialsza niż suma części.
Woody Allen
(6-9) Śląsk II Wrocław - (7-9) Górnik Wałbrzych 69:98
Oto Historie z Kosynierki:
Była 16:12, gdy odbierałem z wrocławskiego dworca Mattiego. Górnicza koszykówka w mojej i Mattiego interpretacji jest warta wielu poświęceń. Przesiąknięci pasją do tego sportu nie mogliśmy przegapić pojedynku biało-niebieskich w słynnej, mitycznej Kosynierce. O ile ja na halę nie miałem daleko, o tyle Matti NA SAM MECZ przyjechał z Opola, by po meczu wrócić. Działo się tak wiele, że trudno mi zebrać myśli w spójną narrację, dlatego też dziś inna forma wypowiedzi pisemnej:
Oto Historie z Kosynierki:
- RELACJA LIVE - Matti wpadł na pomysł przeprowadzenia relacji NA ŻYWO. O jego pomyśle dowiedziałem się jak wszyscy inni - ze strony klubowej ( którą już można nazwać oficjalną). Do samego pomysłu relacji podchodziłem sceptycznie, bo wystukiwanie co rusz nowych zwrotów w telefonie nie brzmiało jak dobra zabawa. Myliłem się. Zabawy z tego mieliśmy wiele. Ja odpowiadałem za punkty, a Matti "wklepywał" spostrzeżenia do sieci.
- CHIŃSKI ŁĄCZNIK - na mecz zabrałem koleżankę z Chin, która mieszka w tym samym akademiku i studiuje razem ze mną na roku. Pochodząca z Fuzhou w prowincji Fujian 23-letnia Na Lin była po raz pierwszy na meczu koszykówki w życiu (wcześniej widziała tylko w TV). Na swoim nowiuśkim iPhonie nagrywała niektóre akcje meczu, a w przerwie słuchała Adele. Jakby tego było mało - Adriana Stochmiałka uznała za starego, jednocześnie pytając, czy jest żonaty (w Chinach baaardzo mało kobiet w przedziale wiekowym 28-30 jest niezamężnych). Poza tym, chwaliła boiskową postawę Kacpra Wieczorka.
- KOSYNIERKI "CZAR" - Kosynierka z zewnątrz do złudzenia przypomina nieco większą wersję naszej "Teatralnej" - nawet kolumny w podobny sposób wkurzają kibiców, zasłaniając widok. Na halę wchodzi się tylnim, w ogóle nieoświetlonym wejściem. Nic dziwnego, że nie mogliśmy tego wejścia znaleźć. Skąd mogliśmy wiedzieć, że przypomina wejście na tyły jakieś speluny w ciemnej, nowojorskiej uliczce. Na trybuny wchodzi się podobnie jak na "Teatralnej" - frontowo, obok parkietu i zawodników. Na plus trzeba powiedzieć o wielkim logu klubu na środku parkietu. Największy minus ? Strasznie niewygodne siedziska, co jest spowodowane wszędobylskimi barierkami.
- POWRÓT Z ZAŚWIATÓW - słabo w spotkanie wszedł nasz rozgrywający Paweł Maryniak. Do przerwy zdobył tylko 2 pkt i miał dwie z rzędu głupie straty. Czarę goryczy przelały pudła spod kosza, za które "Maryna" musiał odpokutować pompkami pod atakowanym koszem. Upokorzenie. Po pompkach na domiar złego Maryna spudłował dwa rzuty wolne. Na całe szczęście każdy mecz ma dwie połowy, a coraz lepiej grający (o czym zaraz) Dawid Wrona naciska na pozycję Pawła coraz to silniej. Zmobilizowany Maryniak jak lew zaczął bronić swojej pozycji w trenerskiej układance. Najpierw zaliczył piękny blok, by później konsekwentnie trafiając do kosza uzbierać 12 pkt. Dr Jekyll zamienił się w Mr Hyde'a. Powrót z zaświatów stał się faktem.
- WRONA I JEGO KORONA- niczym groupies piszczeliśmy po jego dwóch podaniach, które z III ligą nie mają nic wspólnego. Wałbrzyski król asyst. Przebłyski formy w jego grze są coraz częstsze i dłuższe. Na kończącym się niebawem sezonie nasz zmiennik na pozycji rozgrywającego traci najwięcej.
- TOMEK "PATYCZEK" FILIPIAK - od sobotniego meczu ulubieniec kibiców. I nie ma w tym nic prześmiewczego. Kibice uwielbiają historie, w których chłopak nie mający jeszcze niedawno za wiele wspólnego z koszykówką nagle zaczyna przejawiać oznaki rozumienia tej gry. Tomek, zwany także "szkieletorem" bądź od wczoraj "patyczkiem", ewoluuje. Powoli zmienia się w koszykarza. A pomyśleć, że jeszcze pół roku temu był zwykłym gościem, przychodzącym na koszykarskie boisko w dżinsach. Tym razem trafił "trójkę", czym podniósł z trybun kibiców. W sobotę skandowaliśmy jego nazwisko. Nikt tak szybko nie zaskarbił sobie kibicowskiej sympatii jak on.
- SOLIDNOŚĆ - ta cecha przykleiła się do biało-niebieskich niczym mucha klei się miodu. Całość brzmi lepiej niż suma części, bo od razu kojarzy się z jednością. W pierwszej rundzie ulegliśmy Śląskowi u siebie kilkunastoma punktami. Tym razem to my wygrywamy. I to wysoko. Przypadek ?. Nie sądzę.
- KIBICE - połowa z 30 osób zgromadzonych na hali kibicowała biało-niebieskim. Byli rodzice, byli wrocławscy studenci z okołowałbrzyskimi korzeniami. Był więc i Jaca i Pawlos, który spóźnił się na mecz godzinę, co jest "zasługa" wrocławskiej komunikacji miejskiej (która i tak przewyższa wałbrzyską o głowę)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz