Rok 2012 (podobnie jak dwa poprzednie) należy do Facebooka. Popularny serwis społecznościowy stał się medium, zapewniającym upust emocjom, przekaźnikiem dla myśli, nadziei, założeń, opinii. Facebook to dziś wielka siła, a czasem - wręcz prorocza.
Przed meczem z liderem z Siechnic nie brakowało komentarzy związanych z samym meczem. I tak oto prorokowali górnicy:
Kacper Wieczorek:
Czyżby wiedzieli coś, o czym my - kibice, zwykli zjadacze chleba - nie mieliśmy pojęcia ?
Trudno ubrać w słowa to, co wydarzyło się sobotniego popołudnia w hali przy pl. Teatralnym. Przed meczem nie mogliśmy mieć wielu powodów do radości - graliśmy z liderem, a nasza rotacja ponownie miała być ograniczona.
W pierwszej połowie nasi - co stało się tradycją od kilku spotkań - nawiązywali równorzędną walkę z rywalem. Zespół z Siechnic nie przypominał lidera. Duża w tym zasługa biało-niebieskich. Rozgrywający gości, Łukasz "szybszy od wiatru" Bartnicki, został pieczołowicie pilnowany najpierw przez Pawła Maryniaka, a potem - by zachować intensywność obrony - przez Sebastiana Narnickiego. Bartnicki nie mógł robić tego, co wychodzi mu najlepiej, czyli mijać pierwszego obrońcę i z całą swoją szybkością "wbijać się" pod kosz. Wielka w tym zasługa naszej ruchliwej obrony, która zacieśniała strefę podkoszową.
Z obawą i drżącymi członkami czekaliśmy na start trzeciej kwarty, w której górnicy często tracili dystans do rywali. Tym razem, podobnie jak w spotkaniu w Kątach Wrocławskich, wytrzymaliśmy opór siechniczan (wrocławian ?), których do boju prowadził nie kto inny jak Bartnicki - tym razem trafiający z dystansu i unikający wejść pod kosz, gdzie raz po raz blokami karcił go Adrian Stochmiałek.
Gdy udało się przetrzymać ofensywę wroga, należało uderzyć. Na cztery minuty przed końcem przy stanie 75:71 dla Górnika, za trzy rzucał najmłodszy w naszym zespole Szymon Jaskólski (tak, tak ten wysoki blondyn z numerem 8 na koszulce). W głowach kibiców (nie tylko mojej) zaczęły świszczeć czarne myśli ("Zła decyzja Jaskóła ! Zła decyzja ! Nie rzucaj !"). Gdy piłka wkręciła się do obręczy, cała hala wybuchła zgranym okrzykiem ekscytacji. Wszyscy kibice byli w szoku, a najbardziej chyba sam Jaskólski.
Urodzony w 1995 roku "Jaskóła" to najciekawsza historia tego meczu. Od kilku spotkań zaskakiwał swoją przydatnością na poziomie trzecioligowym, a mecz z Siechnicami był prawdopodobnie najlepszym w jego krótkiej karierze. Nie ustrzegł się błędów, zaliczył kilka prostych strat, ale jego rola w pokonaniu lidera jest niepodważalna. Obok przełomowej "trójki" dorzucił kilka bloków oraz świetne dwa wejścia pod kosz, zakończone zdobyciem punktów, pomimo asyst rywali.
Przy opisie tego spotkania nie wolno pominąć roli kibiców, a raczej K I B I C Ó W. Ostatnie minuty meczu naprawdę nasi grali w 6 na 5, a może nawet w 550 na 5. Rozgrzani do czerwoności członkowie Klubu Kibica ogłuszającym dopingiem poderwali z siedzisk resztę widzów. Piękny obrazek, który zapada w pamięć na długo. Calutka hala - jak jeden mąż - stanęła murem za Górnikiem. Strach, który zagościł na siechnicko-wrocławskich twarzach, to najlepszy komentarz do tego, co działo się na "Teatralnej". Który to już raz specyfika wałbrzyskiej publiczności zmiotła z parkietu górniczych przeciwników.
No właśnie - sensacyjną wygraną z liderem powinniśmy zawdzięczać magii staruszki po liftingu, jaką jest "Teatralna" czy może wielkiemu progresowi jaki dokonali biało-niebiescy na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy ?
Fascynująco ogląda się w akcji zespół, który z ligowego pośmiewiska, przegrywającego mecze 50-60 pkt, stał się równorzędnym rywalem dla najlepszych w lidze. Uwielbiam obserwować rozwój biało-niebieskiej ekipy. Co więc napędza tak szybki postęp ? Bez wątpienia obrona. Już miesiąc temu, gdy nasi grali z WSTK Wschowa, widzieliśmy preludium nowych pomysłów w obronie. Wtedy nie przyniosły jeszcze wymiernych efektów. W następnym meczu, w Kątach Wrocławskich, od ogrania wyżej notowanej ekipy byliśmy już o włos. Siechnice ograliśmy głównie dzięki poprawie defensywy - podwajanie i potrajanie na wysokości linii środkowej boiska, dobra komunikacja w przekazywaniu krycia, czy zagęszczanie strefy podkoszowej w momencie, gdy znalazła się tam piłka to recepta na ogrywanie rywali. Nie tylko tych z Siechnic.
Sobotni mecz okazał się z wielu powodów dziewiczy. Swój pierwszy raz zaliczył nowiuśki kibicowski bęben, pierwszy raz w przerwie pojawiły się cheerleaderki (fajne stroje rodem z amerykańskiego High Schoola !). Pierwszy raz wałbrzyszanie zagrali też w biało-niebieskiej hali (literalnie !), która została potajemnie przemalowana. Wreszcie - Górnik Wałbrzych wygrał po raz pierwszy u siebie od lutego 2011. Zegar odmierzający czas od ostatniej wygranej (jeszcze w I lidze) został potraktowany młotkiem przez coacha Chlebdę i jego chłopaków. Cyk, cyk, cyk....boom !!!
Po ostatnim gwizdku sędziego w hali zrobiło się filmowo - kibice wybiegli na parkiet, a radość przypominała bardziej Mistrzostwo Europy lub Świata, a nie pierwszą wygraną we własnej hali. Objęć i uścisków dłoni nie było końca.
wszyscy wstali - pomagali |
Co ciekawe, ogromna liczba kibiców w hali to dowód, że idzie ku dobremu. Biało-Niebiescy nie mogli wybrać lepszego momentu na odrodzenie. Następne spotkanie to wielkie derby z KK Wałbrzych. W pierwszej rundzie inny Górnik przegrał z KK różnicą 50 pkt. Warto jednak dodać, że te same KK nie dało rady Siechnicom...
A co po meczu powiedział nam górniczy Facebook ?
Kacper Wieczorek: Piękne zwycięstwo. Brawo kibice :)
Paweł Maryniak: Coś pięknego !!!! Wygrana !
Mateusz Ciuruś: Dla takich chwil się żyjee :) !
Hubert Murzacz: Wygrana z Siechnicami ! Dzięki za doping !
Sebastian Narnicki: Kibice Górnika to najlepsza ekipa :) Dzięki za doping :D
A co na to wszystko Krzysiek z Klubu Kibica ?
- Z tej mąki będzie chleb.
Trudno się z nim nie zgodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz