Zaczęło się niewesoło. 1 godz 15 min przed meczem parking pod wrocławską halą "Orbita" napakowany jak warzywno-usługowy bazar w soboty. Deszcz nie daje o sobie zapomnieć - leje powodziowo. Parkujemy z dala od wejścia. Niestety. Jakby tego było mało, zaraz przy wejściu prawie potrącił nas samochód na trzebnickich rejestracjach. Na szczęście po zawitaniu do hali cała gorycz zniknęła niczym za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki. W środku ogromny plakat z polską reprezentacją U-18, dobrze zorganizowane kasy biletowe i... trener Dariusz Szczubiał czekający na kogoś w hallu z niecierpliwością. Odbieramy karnet, pamiątkowe koszulki 'I believe' oraz program meczowy i kapitalne identyfikatory niczym dygnitarze z FIBA. Dla tych, którzy w Orbicie jeszcze nie byli - długie schody oraz hall do złudzenia przypominają ten z hali OSiR w Świebodzicach. Nie miałem wielkich oczekiwań co do kątu nachylenia siedzisk, byłem pewien, że widoczność będzie co najwyżej przeciętna. Oj bardzo się myliłem - świetnie wyprofilowane krzesełka zapewniają komfort oglądania spotkań. Mamy miejsca na środku obok rodziców zawodników, którzy dumnie obnosili się z koszulkami z nazwiskiem syna (rodzice Piotra Niedźwiedzkiego i Jana Grzelińskiego). Gramy ze Słowenią. Mistrzostwa Europy U-18 czas zacząć. Do boju Biało-Czerwona Kompanio Braci !
Polska - Słowenia 89:58
Polacy wchodzą na parkiet, piękny telebim przy suficie hali zapala się. Nigdy wcześniej telebimu w hali sportowej nie widziałem. Wiele straciłem. Oglądanie powtórek akcji na telebimie to wielki komfort, coś fantastycznego. Nasi byli faworytem. Można by sądzić po wyniku, że Kompania Braci wygrała bardzo pewnie. Nic z tych rzeczy. Biało-Czerwoni mieli zadyszkę, wysokie prowadzenie w trzeciej kwarcie stopniało do 5 punktów. Chwilę potem - naprawdę nie pamiętam kiedy - zrobiło się +30 dla Polski (takie są uroki koszykówki młodzieżowej). Tak prezentowali się nasi:
Jan Grzeliński - ulubieniec publiczności. Niziutki rodowity wrocławianin. Rok młodszy od kolegów z kadry. Gdy pojawił się na parkiecie dając zmianę Grochowskiemu publiczność niemal oszalała, a męski duet za mną wykrzykiwał jego podstawowe dane osobowe niemal co chwilę. Janek najwyraźniej czuł presję bo jego panowanie nad piłką pozostawiało wiele do życzenia (to musi być wynik stresu !). Ale co tam. Rozumiem wrocławskich kibiców - ten chłopak ma coś czym czaruje kibiców. Mnie też zaczarował. Bardzo dobrze napędzał grę Polaków, zanotował 5 asyst w 12 minut gry w tym piękną asytę do Ponitki, który skończył akcję wsadem. 1/1 z gry. Gdy trafił z półdystansu jego najprawdopodobniej mama aż wyskoczyła z siedziska z radości (była oczywiście w koszulce kadry z nazwiskiem syna, przez chwilę zastanawiałem się czy nie jestem czasem w USA)
Michał Michalak - kapitan zagrał na swoim poziomie. Wysokim poziomie. Nie musiał robić zbyt wiele, bo tego dnia w naszym zespole znalazło się dwóch innych koszykarzy, którzy zatroszczyli się o polską grę w ataku. Nie zmienia to faktu, że Michał w każdej chwili może przejąć rolę lidera. Jestem pewien, że zadaniu podoła. Z resztą jak na kapitana przystało. W takiej drużynie jak ta byle kto kapitanem nie zostaje.
Grzegorz Grochowski - pierwszy rozgrywający troszkę niewidoczny. Niczym nie zawinił, niczym nie zaskoczył. Tylko dwie asysty co na tle Grzelińskiego wygląda słabo. Dobrze jednak wiemy, że Grochowski rozgrywać potrafi i jeszcze da rywalom popalić.
Filip Matczak - solidny powrót po kontuzji. Zdarzyło mu się idiotyczne podanie, bardzo mało widział na parkiecie, ale pamiętajmy, że Filip musi wejść w rytm meczowy po dość długiej przerwie.
Mateusz Ponitka - lider. Oglądanie go w akcji to przyjemność. Ależ on ma wyskok ! Dobry technicznie, bez dwóch zdań najlepszy gracz tej kadry. Widziałem go na oczy i już wiem, czemu się nim wszyscy tak zachwycają. Ze Słowenią autor 22 punktów - nawet nie wiem kiedy to rzucił, byłem po prostu zbyt zajęty podziwianiem go w akcji.
Tomasz Gielo - nie mogę pozbyć się wrażenia, że gra nieco poniżej oczekiwań. W meczu ze Słoweńcami zaliczył wsad, poza tym nie imponował. Trener Szambelan wspominał o nim, że miał słabsze MŚ 2011 od tych sprzed roku. Coś z jego formą jest nie tak. Może czuł na sobie presję dwóch mocno wspierających go fanek, które siedziały za moimi plecami.
Piotr Niedźwiedzki - jak zwykle miał problemy z faulami. Zdecydowanie w wielkim cieniu wielkiego Karnowskiego. Raz zaimponował świetnym manewrem pod koszem zakończonym niestety pudłem. Jego siła to rzut za trzy oraz - rzecz jasna - wzrost i masa. Ogólnie dobry mecz gdyby nie te faule.
Przemysław Karnowski - podkoszowe monstrum. 21 punktów, parę wykonanych z łatwością bloków, świetne, płynne ruchy w polu trzech sekund. Na siłę stara się kończyć akcję swoją duuużo lepszą lewą stroną. Na grających bez środkowego Słoweńców to wystarczyło. Na ich tle wyglądał jak gwiazda światowego formatu. Poczekajmy co pokaże z silniejszym rywalem. Wielki plus dla niego za celny rzut za trzy. Zaskoczył tym wszystkich. Siebie samego chyba też.
Jakub Koelner, Daniel Szymkiewicz - epizody na boisku. Na parkiecie pojawili się razem ale - ku mojemu zaskoczeniu - za rozgrywanie "wziął się" Szymkiewicz. Urodzony w 1994 roku Szymkiewicz zadziwiająco krótko w grze. Czyżby wypadł z rotacji po powrocie Matczaka ?
Jeszcze jedna kwestia - DOPING. Mówi się, że Wrocław to stolica polskiej koszykówki. Doping w Orbicie absolutnie tego nie potwierdził. Jestem zawiedziony strasznie pasywnym podejściem tamtejszych kibiców do wspierania reprezentacji. Doping był mętny, nijaki. Czułem się jak głupek krzycząc z bratem samotnie na sektorze "Polska !". Jak tam wygląda stolica polskiej koszykówki to ja dziękuję bardzo, ale pakuje manatki i spadam. Jeden plus dla kibiców i nadzieja na lepsze jutro - na 1 min przed końcem cała hala obserwowała mecz na stojąco, dziękując Polakom za emocje, za wygrany mecz. O to chodzi !!!
Kolejny mecz z Grekami, którzy także nie są zbyt wymagającym rywalem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz