Jest to prawdopodobnie ostatni wpis na temat Półfinału Mistrzostw Polski Młodzików. Nasi są w finale, nadeszła pora oddzielić półfinał grubą kreską. Na koniec wpis podsumowujący, czyli subiektywne naj, naj, naj autora, dotyczące tej wałbrzyskiej imprezy.
Górnicy na roboczo |
Najlepszy mecz: Basket Team Opalenica - Górnik 74:72
Zaczynamy od najprostszego "naj". Trzymające do ostatniej sekundy (dosłownie) w napięciu spotkanie było kolejną lekcją koszykówki dla naszych młokosów. Po porażce w thrillerze z WKK w marcu nasi ponownie topnieją pod presją. Samo spotkanie przy ogłuszającym dopingu kibiców pozostaje niezapomniane, wręcz transcendentalne.
Najlepszy gracz: Adam Kulasiak (Regis)
Wiem, wiem... trochę na niego psioczyłem. Nie robiłem tego jednak ze złości, a z wypadkowej własnych spostrzeżeń. Nie zmienia to jednak faktu, że indywidualnie Kulasiak był najlepszym graczem tego turnieju. Byle kto nie zdobywa przecież śr.36 pkt w meczu. Niejednokrotnie zdarzyło mi się kręcić głową z niedowierzania gdy młodzieżowy LeBron James umieszczał piłkę w koszu bez żadnego podania do kolegów z drużyny. Trafiał za trzy, za dwa, wchodził pod kosz, trafiał osobiste, wykorzystywał swoją przewagę wzrostu na pozycji rozgrywającego. Niestety dla jego zespołu, koszykówka to sport zespołowy.
Najbardziej regularny Górnik: Maciej Krzymiński
Lider punktowy biało-niebieskich w przeciągu całego sezonu właściwie nie zagrał poniżej pewnego, wysokiego poziomu. W półfinałach był niezastąpiony, zdobywał 29, 22 i 18 pkt. Większą regularność, przewidywalność i konsekwencję możecie spotkać jedynie w domu bożym, gdy ksiądz zawsze zsyła na wiernych kościelnego z tacą.
Największe pozytywne zaskoczenie: poziom turnieju (Kuba Sumiński, Górnik)
Grę młodzików oglądam drugi rok. Rozgrywki regionalne nie przynoszą większych emocji, co innego jednak półfinały. Wow ! Wszystkie zespoły pokazały kawałek naprawdę ciekawego basketu. Prym wiodła oczywiście świetnie zorganizowana drużyna z Opalenicy. Wyróżnienie w tej kategorii dla naszego gracza, Kuby Sumińskiego, który w jakże ważnych meczach trafiał jakże ważne rzuty trzypunktowe. Kuba znalazł sobie boiskową klepkę (6,75 m na środek od kosza), z której kąsał rywali. Zaskoczenie tym większe, że Kuba cały sezon pozostawałł w cieniu cienia.
Najlepiej wyszkolony technicznie zawodnik: Patryk Stankowski (Basket Team Opalenica)
Grający z nr 12 kapitan i zarówno rozgrywający Wielkopolan urzekł mnie swoją postawą już pierwszego dnia. Razem z kibicowskim druhem Mattim nie mogliśmy wyjść z podziwu spoglądając na to jak dobrze kozłującym koszykarzem jest ten czternastolatek. W tym miejscu żartowaliśmy, że Patryk już teraz lepiej panuje nad piłką od Marcina Kowalskiego, naszego pierwszoligowca. W jednej akcji Stankowski dynamicznie wchodził pod kosz, przy dwutakcie przekładając sobie piłkę za plecami. Byliśmy gotowi z Mattim wstać z miejsc i oklaskiwać pięknie zdobyte punkty, ale... młody gracz spudłował spod obręczy. Zdarza się najlepszym.
Najbardziej zdarte gardło gardło wśród członków Klubu Kibica - Matti
Ha ! Niezapomniane przeżycie usłyszeć kompanów z kibicowskiego gniazda po dwóch dniach nieustannego krzyku. Struny głosowe Mattiego przypominały te należące do nietrzeźwego od jakichś 30 lat obywatela drugiej kategorii Trzeciego dnia z każdym kolejnym okrzykiem głos Mattiego wydawał się usychać jak dawno niepodlewany kwiat. Wyraz twarzy dziewczyn, stojących trzeciego dnia w naszym młynie i spoglądających na Mattiego oraz na nas próbujących coś wykrzyczeć - bezcenny. Wyraz pełen podziwu zmieszanego z szokiem, konsternacją, zdziwieniem i szczyptą entuzjazmu.
Najbardziej wytrwały kibic: Janusz Szmidt
Pan Janusz, tata naszego biało-niebieskiego środkowego Bartka, zawitał do naszego gniazda os już w piątek. Niczym dobosz żywcem wyrwany z bitwy pod Grunwaldem, imponował wytrwałością. Daliśmy z siebie w te trzy dni naprawdę wiele. Pan Janusz jednak wyprzedził nas od dwie długości. Strużki potu nie dawały mu o sobie zapomnieć. Nierówną walkę ze zmęczeniem panu Januszowi na szczęście udało się wygrać. Potwierdzeniem tych słów niech będzie wyjątkowa kondycja taneczna pana Szmidta w dniu trzecim. Brawo.
Największy szok: zespół taneczny Fresh Crew
Dziewczyny dały pokaz jakiego moje dwudziestodwuletnie oczy jeszcze nie widziały, a widziały sporo (między innymi dwie edycje You Can Dance). Dziesięciominutowe show zakodowało się w naszych głowach na dobre. Módlmy się za zdrowie pani/a choreograf/a - niech żyje długo i szczęśliwie, a gwiazdka pomyślności niech mu/jej nigdy nie zagaśnie. Dziewczyny połączyły dwa przymiotniki, które razem nie powinny występować, bo tworzą zbyt potężną mieszankę wybuchową: "hot" i "fresh". Oglądając te show przez chwilę poczułem się ja na meczu porządnej drużyny koszykówki ze znajdującej się w czeluściach Bronxu szkoły średniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz