"Napastnikowi śmiało czoła stawię bo serce mężne me postawię" - tak można po krótce opisać występ juniorów w meczu z Chromikiem Żary. Powyższy cytat, płynący z poetyckiej twórczości Tupaca Shakura, pasuje do niedzielnego spotkania naszych młodzieżowców jak ulał. Po meczu walki biało-niebiescy sprostali rywalowi, odnosząc zwycięstwo 72:69.
Pisząc "mecz walki", mam na myśli sporo nieskładnej gry i mnóstwo szarpania, nurkowania, pokrzykiwania, czy wydzierania piłki z rąk. Do przerwy gra naszych wyglądała naprawdę niepokojąco. Biało-Niebieski pojazd nie mógł odpalić, a rdza pożerała nadkola. Pod maską coś skrzypiało, coś stukało. 25:34 po 20 minutach. W trzeciej kwarcie dolaliśmy borygo i uzupełniliśmy poziom oleju. Górnicy pokazali charakter, grając aktywniej w obronie. Udawało się wymuszać przechwyty, co prowadziło do przyśpieszenia gry. Warto podkreślić, że obrona biało-niebieskich ściany nie przypomina. Widać problemy w komunikacji oraz szybkości w przesuwaniu się w defensywie. Dużo do życzenia pozostawia także skuteczność z linii rzutów wolnych.
Gra naszych opierała się w zasadzie od początku do końca spotkania na ułańskiej fantazji. Brakowało przede wszystkim izolacji dla rozgrywających by ci mogli spenetrować pod kosz. Nie do końca została wykorzystana szybkość i zwrotność najlepszego w tym meczu w naszych szeregach Pawła Maryniaka (17 pkt). Zbyt często opieraliśmy swoją ofensywę na rzutach z dystansu.
W meczach grup młodzieżowych można zaobserwować tendencję przeplatania niezłych akcji z niewytłumaczalnymi błędami. W rywalizacji z Chromikiem o zwycięstwie zadecydował zespół, a nie poszczególne indywidualności. Nieco poniżej oczekiwań zaprezentował się Kacper Wieczorek, skutecznie podwajany przez graczy gości. Dobre akcje z kiepskimi przeplatał duet Hubert Murzacz - Oskar Pawlikowski. Błędy na tym poziomie są zrozumiałe. Bardziej kuje w oczy popełnianie trudnych do wytłumaczenia strat po błędzie trzech sekund czy krokach.
To, co rzuciło się w oczy to ogromna motywacja kipiąca z naszych juniorów. Nie brakowało okrzyków, pokrzykiwań i sportowej złości. W udzielaniu reprymend królował Murzacz.
Chłopakom należą się brawa za walkę do ostatniego gwizdka. To nie był dla nich łatwy mecz, a rywal zaprezentował wysoką kulturę gry. Jestem skłonny nawet stwierdzić, że indywidualnie to koszykarze z Żar prezentowali się lepiej. Do tego należy dodać brak w składzie Chromika chyba najlepszego gracza - Artura Suchodolskiego. Tumult panujący w trzeciej i czwartej kwarcie nie pozostawił jednak złudzeń kto wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko.
Nasi nie tracą szans na awans do ćwierćfinałów MP.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz