10. AZS Radex Szczecin (9-13) - 13.Victoria Górnik Wałbrzych (6-16) 61:57
Nie udało się. Byliśmy blisko, nawet bardzo blisko. Bliżej nawet niż w Radiomiu (60:66), trochę dalej niż w Lublinie (74:75). O naszej porażce zadecydował czynnik X, w tym przypadku osoba lidera. U nas ten lider się nie objawił. Zabrakło koszykarskiego Mesjasza, który przeprowadziłby biało-niebieskich przez ten mecz. X factorem w tej rywalizacji był najlepszy strzelec ligi Łukasz Pacocha (22 pkt, ale 7/20 z gry). Przy tak wyrównanych zespołach decydują detale. Oni posiadali strzelca-gwiazdę, ale to my mieliśmy bardziej zbilansowany zespół.
Nie jesteśmy zespołem gorszym - KSG dopadł "syndrom nieposolonej jajecznicy". Zarówno nasza jak i ta zachodniopomorska zostały zrobione z takiej samej ilości jajek. Obie były z boczkiem i cebulką. Obie smaczne. Pomimo to poleca się tą szczecińską, bo jest posolona. Odrobinę lepsza, bo posolona. Ta szczypta soli zadecydowała o porażce naszych. Szczyptą soli w naszym przypadku okazuje się wspomniany wyżej brak lidera.
Kilka wniosków po obserwacji statystyk (jakże mylących czasem, ale cóż):
- drugi mecz gramy jdnym rozgrywającym. Wicher nadal się leczy. Z tego powodu w grze długo był Marcin K. Raczej jest to gracz na odpowiednim miejscu (5 asyst). Zmęczeniem tłumaczę sobie jego 7 strat. Pamiętam mecz NCAA gdzie niejaki John Wall zagrał dobre zawody, pomimo tego, że w statystykach miał 10 strat.
- solidny poziom od dłuższego czasu utrzymuje Mateo Nitsche (14.9 pkt w ostatnich 7 grach). Takiego chcemy go widzieć. Na wyjazdach ciągnie naszą grę. Wydaje się najbardziej zmoblizowany, co widać w jego wypowiedziach. Koncentracja zawładnęla jego umysłem. Przejęla kontrolę na ośrodkami nerwowymi.
- drugi słabszy mecz na wyjeździe Marcina Sterengi. Czyżby nie był do końca wyleczony ?
- 40 min w grze Józka. 11 pkt. Jego doświadczenie objawia się na wyjazdach. W naszym kotle trochę przymroczony.
- 11 pkt i 9 zbiórek to numerki Łukasza Muszyńskiego. Druga częśc sezonu lepsza w jego wykonaniu od tej pierwszej, podobnie jak u Marcina Wróbla (9 pkt, 6 zb ale 5 fauli)..
- kolejny epizod Łukasza Grzywy nie przynosi nam pożytku
- no i najważniejsze: na wyjazdach jesteśmy już 2-10 (w tym wygrany walkower w Tychach). Parokrotnie nie nawiązujemy walki. Zdarzało się, że przegrywaliśmy przez deficyt szzczęścia.
Koszykówkę kocham za to, że w przeciwieństwie do piłki nożnej ZAWSZE wygrywa drużyna danego dnia lepsza (może się to wydać dyskusyjne, ale tak w rzeczywistości jest). W piłce nożnej można oddać w całym meczu tylko jeden strzał na siłę w kierunku bramki i tym samym strzelić gola. Następnie prowadzenie 1:0 można bronić uprawiając pseudofutbol, którego nie da się oglądać. Muruje się własne pole karne, kopie rywala po kolanach. Tego rodzaju antysport kłóci się ze zdrową rywalizacją na boisku. W koszykówce nie ma remisów, nie wystarczy trafić raz za trzy by spocząć na laurach.
Gdy moja drużyna wygrywa bądź przegrywa za każdym razem pozwala mi oglądać sportową rywalizację w miejsce wybijania piłki "na róg" bądź w trybuny. Tym razem "syndrom nieposolonej jajecznicy" nie pozwolił na wyjazdowe zwycięstwo. Jestem jednak przekonany, że rywlizacji nie zabrakło. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz