Szukaj na tym blogu

czwartek, 27 stycznia 2011

W stanie nieopisanej tęsknoty

Dziewiętnastowieczny amerykański pisarz, Edgar Allan Poe napisał kiedyś wiersz pt. "Annabel Lee". Główny wątek kręci się wokół wielkiego uczucia faceta do ukochanej, oddawania jej czci jeszcze za życia. Mowa jest o miłości, o którą nawet anioły są zazdrosne. Gdy ukochana umiera, pozostaje nadzieja, że para - gdzieś tam w przyszłości - znowu się połączy.

Od powstania tego wiersza minęły 162 lata.  Mimo wszystko można go w luźny sposób połączyć z tym, w jakich nastrojach jesteśmy my - kibice biało-niebieskich. Za ukochaną robi u nas drużyna. Co mecz oddajemy jej cześć. Niewiele brakuje jej do zgonu - kulejemy od dłuższego czasu finansowo, oraz - ostatnio - niestety również sportowo. W trzech ostatnich meczach nie wyszliśmy z 60 pkt w ataku. W przeciwieństwie do tego, o czym w epoce romantyzmu pisał Poe, wierzymy głęboko, że do śmierci naszej ukochanej (drużyny) nie dojdzie.

W sobotę 29.01 gramy ze Spójnią Stargard. Przyjeżdża do nas drużyna, która najgorsze ma już za sobą. Po tym jak zrezygnowano w trakcie sezonu z Grzegorza Chodkiewicza (tak, tak, dobrze myślicie - to ten sam Grzegorz Chodkiewicz) i zatrudniono jeszcze bardziej doświadczonego Tadeusza Aleksandrowicza, zespół odżył. Spójnia - niczym za pomocą czarodziejskiej liny - wspięła się na górną połówkę tabeli. Nie brakuje tam pierwszoligowych gwiazd: mamy byłego kadrowicza Wiktora Grudzińskiego, mamy króla wsadów (strzeż się Łukaszu Muszyński) Jerzego Koszutę. W Stargardzie gra też dwóch panów, którzy niegdyś biegali w biało-niebieskim trykocie.

Marcin Stokłosa to pierwszy z nich. W mojej opinii, najlepszy gracz naszego Górnika w pięknym, zakończonym awansem do ekstraklasy sezonie 06/07. Napisałem celowo w mojej opinii, bo oficjalnie za najlepszego gracza uznano przeżywającego wtedy drugą młodość, fightera Wojtka Kukuczkę. Gdy Stoki przychodził do nas w 2005 roku wiedziałem od razu, że stanie się wzmocnieniem. Stał się nie tylko kreatorem gry, ale także znakomitym strzelcem. Jego dwójkowe zagrania z Adrianem Czerwonką były wisienką na torcie. Pomimo tego, że minęły prawie 4 lata od kiedy Stoki gra dla firm, które płacą regularniej niż my, wciąż jest graczem wyróżniającym się. Jest dokładnie kimś takim, kogo potrzebujemy w tym konkretnym momencie najbardziej.  Nasza tęsknota za kapitanem Marcinem S. jest nie do opisania. 

Gdy Marcin trafiał do nas był już znanym, ogranym i cenionym graczem na ligowym podwórku. Tego samego nie można było powiedzieć o Sławku Buczyniaku, który zawitał do nas w lato 2009. Wsiądźmy w wehikuł czasu, wracając do tamtych dni.

2009. Spadamy z ekstraklasy w fatalnym stylu, kończąc sezon juniorami. Nie mamy pieniędzy, trwa niepewność dotycząca tego, czy zagramy w przyzwoitej lidze (I liga), czy zostaniemy zesłani do koszykarskich podziemi (II liga). Lądujemy (niespodziewanie) w I lidze. Z łapanki (spodziewanie) przychodzą do nas mało spektakularne nazwiska. Byłem na jednym z treningów z ciekawości spojrzeć na nowe twarze. Był tam wtedy Sławek. Pamiętałem go z roli boiskowego cienia, gdy grał dla Zastalu. Niczym się nie wyróżniał. Nie wierzyłem, że nam pomoże. Myliłem się.

Tęsknimy za Krzysiem (inny bohater z łapanki 2009), który gra w Sportino. Tęsknimy też za Sławkiem. Buczyniak okazał się niesamowitym walczakiem. Pamiętamy go głównie z epickiego występu przeciwko... Spójni. Sławek zapomniał się wtedy koszmarnie (szkoda, że częściej się tak nie zapominał). Ktoś mu chyba powiedział, że miał wygrać tamten mecz sam. Był niczym postać z "Piły" walcząca o swój żywot. Z energią. Zawzięcie. Gdy trzeba było -  ofiarnie. Później się dopiero okazało, że walczył.... ale o kontrakt. Kontrakt w Stargardzie. Za rozgrzywki.pzkosz.pl :

"Rewelacyjnie w ataku grał Sławomir Buczyniak, który w pierwszych dziesięciu minutach zdobył 14 punktów na stuprocentowej skuteczności.(...) Na podkreślenie zasługuje kapitalna gra Buczyniaka w pierwszych dwudziestu minutach: 22 punkty i cztery trafione trójki na stuprocentowej skuteczności".

To było naprawdę coś. W drugiej połowie co prawda nasz bohater ostygł, zdobywając tylko 4 pkt. Niemniej jednak, tamte pierwsze 20 minut będziemy nosić w pamięci prawie tak długo, jak wspomnienia z pierwszej komunii.

Buczyniak stabilną formę prezentował cały sezon. Tak jak Stokiemu zawdzięczamy awans, tak Sławkowi zawdzięczamy utrzymanie. Za Sławkiem nasza tęsknota jest nie do opisania. 

I jeszcze raz Poe i jego "Annabel Lee":

"I przybyli wnet wysokiego rodu
Krewniacy jej, dumni i źli -
I wydarli mi ją, i złożyli do grobu
W tym królestwie nadmorskiej mgły"

I przybęda Stoki i Sławek wnet do grodu naszego. Przybędą jako krewniacy - gdy raz popłynie w twoich żyłach biało-niebieska krew, zostaje tam na zawsze. Będą dumni z siły swojego nowego zespołu niepojętej, będa dla nas tym razem źli. My jednak nie damy naszej ukochanej (drużyny) złożyć do grobu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz